sobota, 22 kwietnia 2017

Jackie Todd, Nasze piękne dni i kochane psy w Andaluzji







Książkę Jackie Todd kupiłam przypadkowo, zapewne z uwagi na korzystną cenę. Przeleżała ona jednak w mojej biblioteczce ładnych parę lat, zanim ostatecznie się z nią zapoznałam w chwili, gdy potrzebowałam lżejszej lektury. :)

Te bezpretensjonalne wspomnienia opowiadają o dwojgu uznanych londyńskich architektach, którzy prowadzą tryb życia charakterystyczny dla ludzi sukcesu w wielkiej metropolii i nie mają czasu na smakowanie życia, lecz marnotrawią go na pracę i zbyt szybką konsumpcję. Ich wymarzonym miejscem do życia stała się Andaluzja, gdzie ulokowali swój wymarzony dom. Najpierw przyjeżdżali tam na wakacje, po kupieniu domu spędzali tam każdą wolną chwilę, aż pewnego dnia dojrzeli do decyzji o rzuceniu londyńskiego życia i przeniesieniu się na południe Hiszpanii na stałe.

Poznają ludzi, kupują kolejne domy, które zarabiają na siebie dzięki Europejczykom spragnionym wakacyjnego słońca i piękna andaluzyjskiego krajobrazu. Jackie wraz z mężem odnaleźli sens życia nie tylko dzięki miejscu, w którym się osiedlili i ludziom, których spotkali, lecz również dzięki zwierzętom, które przygarnęli. Zasłynęli bowiem w okolicy dzięki przyjmowaniu pod swój dach psów i kotów, które zostały porzucone. W rezultacie, na ich hacjendzie znajdowało się pod koniec opowieści kilkanaście zwierząt, a wielokrotnie więcej przewinęło się przez ich dom, który służył zwierzakom za tymczasowe schronienie zanim odnalazły swoje miejsce na ziemi.

Autorka pisze z zachwytem o swoim nowym życiu, chwali ludzi, sławi andaluzyjską przyrodę. Widać, że ta zmiana wyszła parze londyńczyków na dobre. Mnie nieco irytowała ledwo dostrzegalna nuta protekcjonalności wobec Andaluzyjczyków i ich nieznajomości zdobyczy cywilizacji, ale to tylko szczegół, gdyż książkę czyta się dobrze.  Można tylko westchnąć i pomarzyć o hiszpańskim dolce vita, zwłaszcza, gdy za oknem wiosenne deszcze... 


Autor: Jackie Todd
Tytuł oryginalny: Dog days in Andalucia tails from Spain
Wydawnictwo: Amber
Tłumacz: Agata Kowalczyk
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 280




czwartek, 13 kwietnia 2017

Wielkanoc


Źródło



Życzę Wam, aby Święta Wielkiej Nocy przyniosły radość,
pokój oraz wzajemną życzliwość. 
Spędźcie je z kochanymi osobami, wśród pięknych bazi i przy wspólnym stole.






Teoria wielkanocnego zajączka

Zawsze się mieszam i plączę,
Gdy syn mój dowiedzieć chce się,
Skąd się świąteczny zajączek
Wziął w wielkanocnym okresie.

Skąd przez makowce, pisanki,
Babki, rzeżuchy sękacze,
Kurczęta, palmy, baranki,
Zając kłapouch skacze.

O, długo tłumaczyć bym musiał,
Ze wstydem i z wypiekami,
Że zając to symbol tatusia
Na parę dni przed świętami.

Że biedny, że wystraszony,
Że zagoniony, jak zając
Ucieka spod ręki żony
Po mieście kulawo kicając.

Czy ze zmęczenia się słania
I czasem przykuca na słonku,
Bo się go z domku wygania,
Bo tatko przeszkadza w domku.

Bo pod nogami się pęta,
Bo mak wyziera z donicy,
Więc kiedy nadchodzą święta,
To tatuś jest na ulicy.

Dostaje tam od mamusi
W łapkę z 20 złotych...
I to mu wystarczyć musi
Na kino, palenie i koty.

Na jezdni i po chodniku,
Na rynku i przed sklepami
Mnóstwo nieszczęsnych samczyków
Łazi smutnymi stadami.

I żeby sobie dowieść,
Że on rządzą tym krajem,
Co chwilę ci smutni panowie
Się tytułują nawzajem.

- Cześć panie dyrektorze!
- Pan prezes też na spacerze?
- O i sekretarz na dworze!
Ach, jak przyjemnie w plenerze...

Co rzekłszy na siebie się gapią
Z wyrazem niezmiernej żałości
A przy tym ząbkami kłapią,
Ponieważ przemarzli do kości.

Aż wreszcie święta nadchodzą
I mija ta zmora brzydka.
Zajączki do norek wchodzą
I każdy hyc do korytka.

I każdy żuje i mlaska,
Jedzonko ładuje do brzuszka
I się zamienia w grubaska,
I tylko mu trzęsą się uszka.

A potem już jest miło i dobrze,
Tylko oczka wciąż mniejsze i węższe.
To nie traktor zwariował na dworze,
To tak chrapią te zajączki świąteczne.

Andrzej Waligórski



piątek, 7 kwietnia 2017

Wiosna radosna





Deszcz wiosenny

W tle nieba, gdzie jest więcej srebra niż błękitu,
puch pierwszych liści dymem zielonym się pieni
i jedynie nalotem lekkim malachitu
odróżnia czas przedwiośnia od szarej jesieni.

Zaspany i niemrawy, nudny dzień powszedni,
cierpliwy jak dorożkarz na miejskim postoju,
ma w sobie uroczystą nutę przepowiedni
czegoś, co się jak święto rodzi w niepokoju.

Wiatr niesie chmury, zwiastun ulewy wysłańczy,
co drzewa w tłum chorągwi rozwinie bogaty:
deszcz majowy srebrnymi stopami już tańczy
na ziemi od rzęsistych kropel piegowatej.

Leopold Staff



Brzózka kwietniowa


To nie liście i nie listki,
Nie listeczki jeszcze nawet -
To obłoczek przeźroczysty,
Pozłociście zielonawy.

Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął,
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.

Ale żeby mógł zzielenieć,
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,
Ściemnieć, smugę traw ocienić -
- Nie, nie mogę w to uwierzyć.
Julian Tuwim



***[Zielono nam w głowie...]

Zielono nam w głowie i fiołki w niej kwitną,
Na klombach mych myśli sadzone za młodu,
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.

Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,

Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
Kazimierz Wierzyński




 

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Krzysztof Stanowski, Stan futbolu





To chyba „wina” EURO 2016, że sięgnęłam po tę książkę i to dość spontanicznie, gdyż kupiłam ją na lotnisku, tuż przed wylotem na kilkudniowy wyjazd zagraniczny. I nie był to zły wybór! Sposób pisania Krzysztofa Stanowskiego poznałam całkiem niedawno, gdy zaczęłam czytać jego portal, gdzie razem ze współpracownikami bezkompromisowo rozprawiają się z różnymi tajemnicami polskiej piłki nożnej. Czasem Stanowski nie wytrzyma i napisze tekst dotyczący kompletnie innych zagadnień, ale takie już jest nasze życie, że nie samą piłką człowiek żyje.

Krzysztof Stanowski miłość do futbolu zawdzięcza ojcu. Po jego przedwczesnej śmierci piłka nożna stała się jego pasją, a dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności stał się on najmłodszym reporterem „Przeglądu Sportowego”. Redakcja stała się jego drugim domem, a piłka nożna czymś bez czego nie mógł już żyć.

Czuje się tę pasję i zainteresowanie w tekstach Stanowskiego. Ale tyle lat w środowisku piłkarskim, pełnym rozmaitych interesów i machlojek, sprawiło, że Autor poznał wiele tajemnic rządzących naszym futbolem. Dawał temu wyraz w dłuższych tekstach, które publikował w prasie, a teraz postanowił swoje spostrzeżenia przekazać czytelnikom w formie książkowej. I dobrze się stało, bo lektura jest naprawdę świetna, ale głównie dla tych, którzy interesują się naszą piłką nożną i to przede wszystkim w jej ligowym wydaniu.

Mimo mizerii polskiej piłki ligowej w ostatnich latach Autor pisze o niej interesująco i bez osłonek. Co prawda, czasem miałam wrażenie, że niektóre historyjki mógłby sobie „odpuścić” lub skrócić (np. tę dotyczącą menedżera Osucha czy pewne personalne "wycieczki" pod adresem nielubianych przez siebie osób), ale ogólnie czytało się tę książkę nieźle, zwłaszcza w przededniu Euro (tak, wtedy czytałam tę książkę).

Polecam ją wszystkim pasjonatom polskiej piłki nożnej.


Autor: Krzysztof Stanowski
Wydawnictwo: Czerwone i Czarne
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 272