wtorek, 26 grudnia 2017

Jarosław Iwaszkiewicz, Dzienniki 1956-63





„Listy są zawsze do kogoś; dziennik to listy do samego siebie. Ogromna różnica w formie. Do kogoś można mieć bardzo dużo entuzjazmu – którego się nie ma do siebie.” (s. 185)

„Dzienniki” Jarosława Iwaszkiewicza były sensacją wydawniczą kilka lat temu. Ich sensacyjność wynikała po pierwsze z treści, gdyż pisarz wykazał się w swych zapiskach dużą szczerością odnośnie własnych odczuć nt. postępowania władz PRL, kolegów po fachu czy też swojej działalności w tym systemie. Po drugie zaś, sensacyjność wynika z postawy rodziny pisarza, która zgodziła się na publikację zapisków bez żadnych skrótów, co z uwagi na homoseksualne fascynacje Iwaszkiewicza czy pesymistyczne opinie nt. życia rodzinnego mogło być bolesne. Jest to niezwykła dokumentacja umożliwiająca poznanie życia pisarza w rozmaitych aspektach: rodzinnym, uczuciowym, towarzyskim, politycznym.

Chociaż każdy dziennik to jest jakaś kreacja, to jednak czuje się w zapiskach Iwaszkiewicza dużą dozę szczerości. O pewnych sprawach nie pisze celowo, ale jak już pisze, to raczej nie „ściemnia”.

Pierwszy tom dzienników przeczytałam kilka lat temu i mimo pozytywnej opinii jakoś nie mogłam się zabrać za kolejną część. Dopiero teraz, w wolniejszej chwili, po nią sięgnęłam i było to ciekawe doświadczenie. Drugi tom mniej więcej w ¾ dotyczy kwestii dotyczących związku z Jerzym Błeszyńskim, obiektem miłosnych westchnień pisarza. Momentami jest to aż krępujące dla czytelnika. 
 
Siła tego uczucia, rzucanie się pisarza „od ściany do ściany” w ocenie charakteru ukochanego i deprecjonowanie jego bliskich (żona, syn, kochanka) tworzy niezły galimatias uczuć zawiedzionych i wystawionych na próbę. Wszystko to w powiązaniu z chorobą, która wyniszczała Jurka i jego śmierć najbardziej zajmowało w opisanych latach Iwaszkiewicza, a historia tej miłości znalazła literackie odzwierciedlenie w „Kochankach z Marony”. Oczywiście pisze on również – jak zwykle pesymistycznie – o swojej twórczości, kontaktach literackich, ale w pamięci czytelnika zostaje głównie sprawa zauroczenia Błeszyńskim, ostatniej miłości pisarza.

W swoich „Dziennikach” Iwaszkiewicz często odnosi się do „Dzienników” Andre Gide’a, niejako porównując go z sobą (Gide był homoseksualistą, a jego małżeństwo pozostało nieskonsumowane). I przyznać należy, że chyba „Dzienniki” polskiego pisarza wygrywają ze wspomnieniami Francuza szczerością i brakiem sztuczności, takiego wyrafinowania „na siłę”.

Podkreślenia wymaga ogromna, tytaniczna wręcz praca redaktorów wydawnictwa – Agnieszka i Robert Papiescy, Radosław Romaniuk - którzy opracowali niesamowicie dokładne i interesujące przypisy naświetlające tło wydarzeń opisywanych w dziennikach oraz sylwetki osób wspomnianych przez pisarza.

Lektura „Dzienników” wymaga czasu i skupienia, nie jest prosta i łatwa, ale warto, naprawdę warto przeczytać tę pozycję.



Autor: Jarosław Iwaszkiewicz
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 660


wtorek, 12 grudnia 2017

Marlena de Blasi, Smaki południowej Italii i Smaki północnej Italii






















Zetknęłam się z twórczością Marleny de Blasi podczas Lektury „Lavinii i jej córek”, ale nie byłam zbyt zachwycona stylem pisarskim Autorki, aczkolwiek doceniałam jej zauroczenie słoneczną Italią, z którą związała swoje życie. Gdy natknęłam się na „Smaki południowej Italii” natychmiast dokupiłam drugą część wydawnictwa poświęconą kuchni północnej Italii i wiedziałam, że tym razem Marlena de Blasi mnie nie zawiedzie. Kuchnia i Italia – to połączenie dwóch jej miłości, na pewno więc włożyła w pisanie całe serducho, jakie posiada. I tak było. :)

W dużej mierze jest to książka kucharska i ze stuprocentową pewnością mogę stwierdzić, że zdecydowanej większości przepisów na pewno nie wypróbuję, ale nie z uwagi na stopień ich skomplikowania, a ze względu na swoje lenistwo. Przepisy Marleny de Blasi mogą być inspiracją i zachętą do prawdziwie włoskiego gotowania. Niemniej jednak przepisy kulinarne to nie wszystko i nie jest to jedyna treść obu wydawnictw. 

Autorka stara się zauroczyć czytelnika prostotą tradycyjnej kuchni włoskiej, opisuje ludzi, którzy nauczyli ją, jak gotować, podzielili się z nią sekretami rodzinnych potraw. Te książki mają styl i klimat. Momentami trącą może lekką pretensjonalnością, ale co z tego, skoro jest tu przede wszystkim szczerość i fascynacja autorki Italią, jej kuchnią, tradycją i zwyczajami. Często prowadzi nas ona sobie tylko znanymi ścieżkami do maleńkich miejscowości, knajpek w zapomnianych kątach, aby przedstawić to, co, jej zdaniem, jest warte zachowania.

Z dużą przyjemnością przeczytałam obie książki i na pewno to uczucie będzie towarzyszyło wszystkim miłośnikom słonecznej Italii w jej tradycyjnym wydaniu.

Na zachętę przedstawiam przepis na smakowitą sałatkę, którą pewnie kiedyś przygotuję, bo wygląda na bajecznie prostą. :)

4-6 pękatych, dojrzałych fig (zielonych lub fioletowych)
1 mały, bardzo dojrzały cantaloupe lub inny pomarańczowy melon
spora garść świeżych liści mięty
2 łyżki oliwy z oliwej extra vergine
2 łyżki świeżo wyciśniętego soku z cytryny

Pokrój nieobrane figi wzdłuż na połówki, i rozłóż je na dwóch dużych talerzach w taki sposób, który wyda ci się estetyczny. Przepołów melon w najwęższej części, usuń skórkę i nasiona, następnie pokrój miąższ na plasterki o grubości nieco ponad 0,5 cm. i rozłóż je na talerzach. Poszarp liście mięty i posyp nimi owoce. Skrop figi oliwą, a melon sokiem cytrynowym. Sałatkę podawaj ze schłodzonym moscato lub innym słodkim winem dobrej jakości o lekko bursztynowym kolorze.

Marlena de Blasi, "Smaki południowej Italii", s. 40 (Lacjum)


Autor: Marlena de Blasi
Tytuł oryginalny: A Taste of Southern Italy: Delicious Recipes and a Dash of Culture 

Wydawnictwo: Literackie
Tłumacz: Jacek Konieczny
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 260

Autor: Marlena de Blasi
Tytuł oryginalny: Regional Foods of Northern Italy: Recipes and Remembrances
Wydawnictwo: Literackie
Tłumacz: Jacek Konieczny
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 276