Hyacinthe Brabant to uznany belgijski profesor historii medycyny, który oprócz rozmaitych prac naukowych ze swojej specjalizacji wydał jedną książkę o charakterze popularnym - „Helenkę z Krakowa”. Jest to wydawnictwo powstałe z głębokiej miłości, podziwu i oddania. Jej muzą i główną bohaterką była żona profesora, tytułowa Helenka, rodowita Polka.
Przyszłe profesorostwo poznało się w Genewie w 1935 r. w środowisku studenckim, gdzie jeszcze żywe były pacyfistyczne idee pod szybko słabnącym szyldem Ligi Narodów. Międzynarodowa zbieranina robi zaiste imponujące wrażenie. Są tam nie tylko studenci z całej Europy, pojawiają się też rozmaite osobistości promujące pokój na świecie i pacyfistyczne idee poprzez organizowanie salonów dyskusyjnych, wieczorków z ciekawymi gośćmi etc. Jednym słowem, barwny konglomerat bardzo różnorodnych, czasem nawet dziwacznych osób. W tym tłumie odnaleźli się młoda Polka o niebanalnej osobowości oraz belgijski student.
Oczarowanie naszą rodaczką pojawiło się nie od razu, a niebagatelną rolę odegrało pojawienie się polskiej koleżanki w krakowskim stroju ludowym podczas jednego ze spotkań studenckiej braci na genewskich salonach. Jak to obrazowo wyjaśnił autor, była to miłość „jak łom”. :) Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że ta niepozorna, pozbawiona majątku dziewczyna z predylekcją do nauki języków obcych poprzez odbywanie studiów w różnych krajach, przyjmie belgijskiego adoratora z pocałowaniem ręki. O nie! Zakochany wybranek nie tylko ma pomóc w doszlifowaniu francuskiego Helenki, lecz musi także pobrać wiele lekcji polskości. A wszystko po to, aby udowodnić swoje uczucie. Te specyficzne lekcje wywołują uśmiech na twarzy czytelnika, zwłaszcza, że już nazwisko Helenki mogło przyprawić Roberta (takie imię nosi wzorowany na profesorze Brabant bohater książki) o palpitacje serca, a już na pewno mocno skonfundować. Zapiszmy więc, że nazwisko naszej bohaterki brzmiało Skrzewska-Chwarloszewska (6 samogłosek, 17 spółgłosek jak skrzętnie zauważa narzeczony). Był to i tak zaledwie początek poznawania przez belgijskiego wybranka polskiej historii, tradycji, kultury i języka.
Helenka widziana oczyma zakochanego w niej Roberta, to osoba bezpośrednia, bezpretensjonalna i życzliwa, choć nie pozbawiona "pazurków". Dominującą cechą jej charakteru jest nieustanny optymizm i zdolność dostrzegania jasnych stron życia, co pozwala jej znosić z nadzieją nawet dość trudne, naznaczone ubóstwem, chwile. Budzi to życzliwość w oczach czytelnika i pozostałych bohaterów, a zakochany narzeczony jest po prostu oczarowany. Jego rodzina w postaci kostycznego ojca i oryginalnego wuja także się wkrótce przekonuje do narzeczonej Roberta mimo jej egzotycznego pochodzenia i specyficznego sposobu bycia. Nie ma w tej książce spektakularnych wydarzeń, jest ciekawa bohaterka i interesująco zarysowane tło obyczajowe; w szczególności mam tu na myśli „schyłkową” atmosferę Genewy drugiej połowy lat trzydziestych, gdy - oprócz wspomnianych na początku dam pacyfistek z zasobnym portfelem - nikt już niemal nie miał złudzeń, że misja Ligi Narodów dobiega końca.
Trudno mi znaleźć dla tej książki inne określenie niż „sympatyczna”. Czyta się ją lekko i przyjemnie, aczkolwiek momentami tempo opowieści nieco spada. Czytelnik jest pod wrażeniem optymistycznej osobowości bohaterki i szczerego oddania zakochanego w niej młodzieńca. Oboje zresztą są pogodni i mają na siebie dobry wpływ. Robert nieco się „wyluzowuje” pod wpływem Helenki, dziewczyna zaś, w kontekście zbliżającego się ślubu chyba trochę poważnieje :)
Jak sam autor wspomina, może sobie wyobrazić swoje życie napisane na nowo, ale życie bez Helenki byłoby dla niego niewyobrażalne. Jedyną oceną tej książki, jaka mi się nasuwa, jest konstatacja, że byłabym zachwycona, gdyby mój mąż po 35 latach wspólnego życia napisał podobną książkę, przepełnioną taką miłością, oddaniem i nieskrywaną fascynacją wobec małżonki. :)
Przyszłe profesorostwo poznało się w Genewie w 1935 r. w środowisku studenckim, gdzie jeszcze żywe były pacyfistyczne idee pod szybko słabnącym szyldem Ligi Narodów. Międzynarodowa zbieranina robi zaiste imponujące wrażenie. Są tam nie tylko studenci z całej Europy, pojawiają się też rozmaite osobistości promujące pokój na świecie i pacyfistyczne idee poprzez organizowanie salonów dyskusyjnych, wieczorków z ciekawymi gośćmi etc. Jednym słowem, barwny konglomerat bardzo różnorodnych, czasem nawet dziwacznych osób. W tym tłumie odnaleźli się młoda Polka o niebanalnej osobowości oraz belgijski student.
Oczarowanie naszą rodaczką pojawiło się nie od razu, a niebagatelną rolę odegrało pojawienie się polskiej koleżanki w krakowskim stroju ludowym podczas jednego ze spotkań studenckiej braci na genewskich salonach. Jak to obrazowo wyjaśnił autor, była to miłość „jak łom”. :) Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że ta niepozorna, pozbawiona majątku dziewczyna z predylekcją do nauki języków obcych poprzez odbywanie studiów w różnych krajach, przyjmie belgijskiego adoratora z pocałowaniem ręki. O nie! Zakochany wybranek nie tylko ma pomóc w doszlifowaniu francuskiego Helenki, lecz musi także pobrać wiele lekcji polskości. A wszystko po to, aby udowodnić swoje uczucie. Te specyficzne lekcje wywołują uśmiech na twarzy czytelnika, zwłaszcza, że już nazwisko Helenki mogło przyprawić Roberta (takie imię nosi wzorowany na profesorze Brabant bohater książki) o palpitacje serca, a już na pewno mocno skonfundować. Zapiszmy więc, że nazwisko naszej bohaterki brzmiało Skrzewska-Chwarloszewska (6 samogłosek, 17 spółgłosek jak skrzętnie zauważa narzeczony). Był to i tak zaledwie początek poznawania przez belgijskiego wybranka polskiej historii, tradycji, kultury i języka.
Helenka widziana oczyma zakochanego w niej Roberta, to osoba bezpośrednia, bezpretensjonalna i życzliwa, choć nie pozbawiona "pazurków". Dominującą cechą jej charakteru jest nieustanny optymizm i zdolność dostrzegania jasnych stron życia, co pozwala jej znosić z nadzieją nawet dość trudne, naznaczone ubóstwem, chwile. Budzi to życzliwość w oczach czytelnika i pozostałych bohaterów, a zakochany narzeczony jest po prostu oczarowany. Jego rodzina w postaci kostycznego ojca i oryginalnego wuja także się wkrótce przekonuje do narzeczonej Roberta mimo jej egzotycznego pochodzenia i specyficznego sposobu bycia. Nie ma w tej książce spektakularnych wydarzeń, jest ciekawa bohaterka i interesująco zarysowane tło obyczajowe; w szczególności mam tu na myśli „schyłkową” atmosferę Genewy drugiej połowy lat trzydziestych, gdy - oprócz wspomnianych na początku dam pacyfistek z zasobnym portfelem - nikt już niemal nie miał złudzeń, że misja Ligi Narodów dobiega końca.
Trudno mi znaleźć dla tej książki inne określenie niż „sympatyczna”. Czyta się ją lekko i przyjemnie, aczkolwiek momentami tempo opowieści nieco spada. Czytelnik jest pod wrażeniem optymistycznej osobowości bohaterki i szczerego oddania zakochanego w niej młodzieńca. Oboje zresztą są pogodni i mają na siebie dobry wpływ. Robert nieco się „wyluzowuje” pod wpływem Helenki, dziewczyna zaś, w kontekście zbliżającego się ślubu chyba trochę poważnieje :)
Jak sam autor wspomina, może sobie wyobrazić swoje życie napisane na nowo, ale życie bez Helenki byłoby dla niego niewyobrażalne. Jedyną oceną tej książki, jaka mi się nasuwa, jest konstatacja, że byłabym zachwycona, gdyby mój mąż po 35 latach wspólnego życia napisał podobną książkę, przepełnioną taką miłością, oddaniem i nieskrywaną fascynacją wobec małżonki. :)
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
Czytamy serie wydawnicze
Lata dwudzieste, lata trzydzieste
Trójka e-pik
Hyacinthe Brabant (1907 – 75) – belgijski profesor, autor wielu publikacji naukowych z zakresu historii medycyny, znawcy literatury francuskiej. „Helenka z Krakowa” to jedyna książka literatury popularnej jego autorstwa.
Autor: Hyacinthe Brabant
Tytuł oryginalny: Helenka de Cracovie
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Klub Interesującej Książki
Tłumacz: Barbara Durbajło
Rok wydania: 1978
Liczba stron: 192
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Klub Interesującej Książki
Tłumacz: Barbara Durbajło
Rok wydania: 1978
Liczba stron: 192