Jerzy Krzysztoń doświadczył wywózki do ZSRR w 1940 r. i tułaczki po świecie tak jak wielu naszych rodaków. Przez wiele lat jego przeżycia wojenne nie znalazły odzwierciedlenia w jego twórczości pisarskiej, ale w latach siedemdziesiątych pisarz poczuł, że musi oddać sprawiedliwość ludziom, którzy doświadczyli podobnego do jego losu. Na fali tego głębokiego przekonania powstały dwie części opowieści bazujących na jego przeżyciach wojennych: „Wielbłąd na stepie” i „Krzyż Południa”.
Mojej nieuwadze zawdzięczam fakt, że buszując w bibliotece wypożyczyłam „Krzyż Południa”, a nie pierwszą chronologicznie część tych wspomnieniowych książek. Wypożyczając książkę wydawało mi się więc, że będę mogła porównać i skonfrontować doświadczenia Krzysztonia wywiezionego z matką i bratem w głąb Rosji z opisami Beaty Obertyńskiej, ale gdy przeczytałam w domu notkę wydawniczą już wiedziałam, że tak nie będzie. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż dla mnie był to jakby ciąg dalszy tułaczego szlaku tych wszystkich Polaków, którzy zdołali się wydostać z Rosji sowieckiej, gdyż książka Beaty Obertyńskiej kończy się niemal dokładnie w tym momencie, w którym zaczyna się „Krzyż Południa” Jerzego Krzysztonia – gdy statek z polskimi wygnańcami przybija do perskiej ziemi…
Książka jest napisana w formie beletrystycznej, ale nawet imiona bohaterów nie są fikcyjne, tak więc opisane zdarzenia i przeżycia są autentyczne. Jurek i Mareczek to dwaj bracia w wieku około 13 i 8 lat, którzy wraz z Mamą, ciotką i przyszłą teściową ciotki ocaleli z tułaczki po stepach Kazachstanu i Uzbekistanu. Obaj chłopcy, zwłaszcza starszy Jurek, straszliwie tęsknią za ojcem, polskim przedwojennym policjantem, który zaginął bez wieści, a czytelnik może się tylko domyślać, jaki los mógł go spotkać… Wszyscy docierają do Persji, gdzie przybyli żołnierze armii Andersa wraz z cywilami. Mimo nieporównanie lepszych niż w Rosji warunków bytowych nie jest to spokojny i błogi okres. Tubylcza ludność również się burzy przeciwko obecności obcych, tęsknota za ojcem, radosnym dzieciństwem w rodzinnym Grodnie, nie daje naszym tułaczom spokoju. Dodatkowo pojawiają się problemy zdrowotne, stale towarzyszy im niepewność jutra, co ich czeka po wojnie, gdy ta się skończy, a parasol armii brytyjskiej zniknie…
Przejmująca jest ta książka, zarówno ze względu na tematykę, jak i osobiste losy Jerzego Krzysztonia. W książce stykamy się również z wielką tragedią osobistą, którą autor opisuje szczerze i bez znieczulenia. Czytelnik, zapoznając się z kolejnymi relacjami ludzi postawionych nawet nie wobec wyboru, bo żadnego wyboru nie mieli, przed koniecznością walki o życie, które nie wiadomo, jak i gdzie miałoby się dalej potoczyć, widzi z jednej strony niewyobrażalną wręcz beznadziejność ich sytuacji, z drugiej podziwia hart ducha i odwagę tych ludzi podczas wędrówki. Nie inaczej jest w „Krzyżu Południa”. Poznajemy całą galerię postaci rzuconych w wir nieubłaganej historii i naznaczonych piętnem wygnańców bez swojego miejsca na ziemi.
Książka była pisana w warunkach obowiązujących w PRL-u, gdy obowiązywała cenzura i zakaz pisania o tym fragmencie historii naszego kraju. Pierwsza część wspomnień przeleżała kilka lat w jednym z wydawnictw. Legalnie została dopiero wydana przez Czytelnik dzięki odważnej decyzji ówczesnego dyrektora. „Krzyż Południa” został zresztą wydany dopiero w roku 1983, już po śmierci pisarza.
Mając na uwadze realia, w jakich ta książka została wydana, sądzę, że o pewnych sytuacjach Krzysztoń nie pisał jednoznacznie, czego przykładem jest np. „zaginięcie” jego ojca. Myślę, że rodzina zdawała sobie sprawę podczas tułaczki, że jego szanse na przeżycie tej zawieruchy są równe zeru. Sądzę, że gdyby dzisiaj pisał tę książkę, która jest jego świadectwem, cennym i niepowtarzalnym, napisałby więcej.
Przyznam, że lepiej czytałoby mi się tę książkę, gdyby była pisana w formie wspomnień, a nie takiej fabularyzowanej powieści. Ale ta forma w niczym nie zmienia tragizmu opisanej sytuacji i przejmującej wymowy książki. Wzruszamy się losem Jurka, Mareczka, Mamy, Zosi, a gdy pomyśli się o rzeszy ludzi, którzy musieli przejść tę gehennę lub stracili życie w jej trakcie, nie jesteśmy w stanie przejść obojętnie wobec tej pozycji.
"Bądź szczęśliwy. Nie żałuj niczego. Nie oczekuj niczego... To, co ma ci się przydarzyć, jest zapisane w księdze, której karty odwraca ślepy wiatr wieczności”
Omar KhayyamByć może najbardziej uspokoi nas po lekturze motto książki, które sygnalizuje, że pisarz pogodził się z historią i ciężkimi przeżyciami, wybaczył straty i rany, których doznał. I z tą nadzieją pozostańmy, choć jego samobójcza śmierć skłania nas do przypuszczenia, że jego trauma z lat dzieciństwa nigdy go nie opuściła, niestety.
A na koniec zamieszczam wzruszający fragment, w którym po raz kolejny poznajemy siłę słowa pisanego, które nie służy wyłącznie do rozrywki, ale czasem jest jedynym lekarstwem na zło i nędzę tego świata…
"Mama przyniosła mu podarunek. Była to książka, bez okładki i karty tytułowej, wielce sfatygowana i zżółkła. Ledwie przeczytał pierwsze słowa serce w nim podskoczyło. "Krzyżacy"! W Tyńcu, w gospodzie "Pod Lutym Turem", należącej do opactwa, siedziało kilku ludzi, słuchając opowiadania wojaka bywalca...(...) Nareszcie będzie się mógł dowiedzieć, co było dalej, gdyż ma na własność "Krzyżaków"! Pocałował pożółkłą książkę o postrzępionych stronicach, pozbawioną nazwiska autora. Ktoś musiał ją zabrać ze sobą w noc wywózki." (s. 192)
Jerzy Krzysztoń (1931 – 1982) - polski prozaik, dramaturg, reportażysta i tłumacz. Dzieciństwo i wczesne lata szkolne spędził w Grodnie. W 1940 wraz z matką i bratem został wywieziony do Kazachstanu. W 1942 wraz z armią Andersa został ewakuowany do Iranu. W latach 1944-1947 przebywał w Indiach, a następnie w Ugandzie, gdzie uczył się w polskiej szkole i działał w harcerstwie. W lipcu 1948 wraz z rodziną powrócił do Polski - do Lublina. Tu w 1949 uzyskał maturę i rozpoczął studia na KUL w zakresie filologii polskiej i angielskiej. W 1952 przeniósł się do Warszawy, gdzie pracował w Stowarzyszeniu Pax, w redakcjach Dziś i jutro oraz tygodniku Kierunki. Kontynuował studia i w 1953 ukończył polonistykę, a w 1955 filologię angielską. W 1956 zmienił pracę i został kierownikiem Redakcji Słuchowisk Polskiego Radia. Jego literackim debiutem było opowiadanie "Wspomnienia indyjskie", które weszło później w skład książki "Opowiadania indyjskie" (1953), poświęconej przeżyciom cywilnej ludności polskiej, która wyszła z ZSRR wraz z armią Andersa. Później napisał szereg opowiadań i powieści. W ostatnich latach życia, w których napisał swoje największe dzieło "Obłęd", chorował i okresowo przebywał w szpitalu psychiatrycznym.
Źródło zdjęcia
Autor: Jerzy Krzysztoń
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania 1983
Liczba stron: 260
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania 1983
Liczba stron: 260