Jak wyobrażacie sobie miłość idealną? Tim Harnforth, bohater książki, którą dziś omawiam, przedstawia nam swoją wersję. Powieść, osadzona na przełomie lat 70-tych i 80-tych XX wieku, zaczyna się opisem leniwego spotkania 56-letniego Tima z 48-letnią Vivien, którzy od czterech lat są kochankami. Spotykają się co tydzień w małym mieszkanku w centrum Londynu, aby kochać się, rozmawiać i oddawać rozmaitym przyjemnościom życiowym (dobre jedzenie, wino, teatr, kino etc.). Oboje są w związkach małżeńskich. Żona Tima odmówiła pożycia małżeńskiego kilka lat wcześniej, mąż Vivien zaś zdradza ją z młodziutką dziewczyną. Tim to uznany pisarz i scenarzysta, obraca się w najlepszych kręgach londyńskiego show-biznesu, Vivien również próbuje swoich sił w literaturze. W kolejnych rozdziałach dowiadujemy się, w jaki sposób tych dwoje się spotkało i dlaczego wybrali taki model swojego związku.
Powiem szczerze, że dawno już nie spotkałam się z takim - za przeproszeniem - samolubnym dupkiem w roli głównego bohatera książki. Tim Harnforth jest strasznie zadufany w sobie. Pierwsza żona odeszła z rocznym dzieckiem, podjął więc decyzję, że nie będzie „mieszać mu w głowie” i zniknął z jego życia. Druga żona w pewnym momencie odmówiła współżycia. Zapewne miała swoje powody, czego możemy się domyślać z jakichś rwanych słów, ale nie poznajemy jej wersji wydarzeń. Natomiast opinię Tima w tej kwestii poznajemy aż nadto dokładnie, gdyż rozdziera on szaty z tego powodu przed większością napotykanych po drodze licznych znajomych. Nie chce jednak się rozwodzić z uwagi na trójkę dzieci, gdyż wtedy popełniłby podobny błąd jak w przypadku najstarszego syna z pierwszego małżeństwa. Jakie poświęcenie z jego strony, nieprawdaż? Nie zmienia to jednak faktu, że dnie spędza na mieście wśród jemu podobnych barwnych ptaków londyńskiego show biznesowego światka, podnieca się, gdy ktoś go rozpozna, a do domu przyjeżdża zwykle późno i jak mi się wydaje nie bierze zbyt aktywnego udziału w życiu swojej rodziny. A, no i regularnie spotyka się z kochanką. Mam jednak wrażenie, że więcej czasu potrafi poświęcić omówieniu stroju modnych i szykownych znajomych (ze szczególnym uwzględnieniem prześwitujących kobiecych bluzek) czy wyglądu popularnej knajpy niż zastanawianiu się nad problemami swoich dzieci, dla których tak się poświęca nie dążąc do rozwodu mimo iż miłość do żony już wygasła, a jej miejsce w sercu zajęła zamężna kochanka, ucieleśnienie jego marzeń o dojrzałej miłości.
Na okładce książki widnieje para kochanków i podobnie jak większość okładek z serii Klubu Interesującej Książki zachęca do lektury prostą i jednocześnie miękką kreską autorstwa Marii Ihnatowicz. Akcja powieści kręci się jednak głównie wokół naszego pisarza. Vivien, jego kochanka i największa miłość, jak sam mówi, oczywiście też się w niej przewija, ale jakby na marginesie, mimo opiewanej przez Tima jej doskonałości i piękna dojrzałej kobiety. Zalety Vivien są podkreślane zwykle wtedy, gdy wypowiada peany na cześć swojego kochanka.
W trakcie czytania tej książki zadawałam sobie po wielekroć pytanie, czy uczucie opisane przez Braine’a można nazwać miłością doskonałą, jak uważa niewątpliwie autor tej książki. Czy można zamknąć się przed światem i jego problemami w odizolowanym pomieszczeniu - w tym wydaniu przypominającym raczej bańkę mydlaną - i w kompletnej separacji od życia oddać się miłości i miłym stronom życia. Kochankowie nie rozmawiają o rachunkach, kredytach, chorobach etc. W swoich konwersacjach koncentrują się na sobie, swoim uczuciu, kulturze, literaturze, czasem poplotkują o znajomych, mimochodem wspomną swoje rodziny. Końcową scenę książki można uznać wręcz za apoteozę tego rodzaju związku. Moim zdaniem jest to obraz głęboko fałszywy, a za tymi pochwałami dojrzałej miłości kryje się pustka. W miarę czytania moja irytacja rosła, a główny bohater działał coraz bardziej na nerwy. Nie mogłam wręcz zrozumieć postawy Vivien, charakteryzującej się niezachwianym podziwem dla kochanka.
Niestety, uważam przeczytanie tej książki za stratę czasu. Może uznałabym inaczej, gdyby pasjonowała mnie historia mody czy londyńskiego show-biznesu lat 80-tych, czemu autor poświęca zdumiewająco dużo uwagi. Ja jednak szukam w książce opowieści o człowieku, życiu i miłości. Tu tego nie znalazłam.
Powiem szczerze, że dawno już nie spotkałam się z takim - za przeproszeniem - samolubnym dupkiem w roli głównego bohatera książki. Tim Harnforth jest strasznie zadufany w sobie. Pierwsza żona odeszła z rocznym dzieckiem, podjął więc decyzję, że nie będzie „mieszać mu w głowie” i zniknął z jego życia. Druga żona w pewnym momencie odmówiła współżycia. Zapewne miała swoje powody, czego możemy się domyślać z jakichś rwanych słów, ale nie poznajemy jej wersji wydarzeń. Natomiast opinię Tima w tej kwestii poznajemy aż nadto dokładnie, gdyż rozdziera on szaty z tego powodu przed większością napotykanych po drodze licznych znajomych. Nie chce jednak się rozwodzić z uwagi na trójkę dzieci, gdyż wtedy popełniłby podobny błąd jak w przypadku najstarszego syna z pierwszego małżeństwa. Jakie poświęcenie z jego strony, nieprawdaż? Nie zmienia to jednak faktu, że dnie spędza na mieście wśród jemu podobnych barwnych ptaków londyńskiego show biznesowego światka, podnieca się, gdy ktoś go rozpozna, a do domu przyjeżdża zwykle późno i jak mi się wydaje nie bierze zbyt aktywnego udziału w życiu swojej rodziny. A, no i regularnie spotyka się z kochanką. Mam jednak wrażenie, że więcej czasu potrafi poświęcić omówieniu stroju modnych i szykownych znajomych (ze szczególnym uwzględnieniem prześwitujących kobiecych bluzek) czy wyglądu popularnej knajpy niż zastanawianiu się nad problemami swoich dzieci, dla których tak się poświęca nie dążąc do rozwodu mimo iż miłość do żony już wygasła, a jej miejsce w sercu zajęła zamężna kochanka, ucieleśnienie jego marzeń o dojrzałej miłości.
Na okładce książki widnieje para kochanków i podobnie jak większość okładek z serii Klubu Interesującej Książki zachęca do lektury prostą i jednocześnie miękką kreską autorstwa Marii Ihnatowicz. Akcja powieści kręci się jednak głównie wokół naszego pisarza. Vivien, jego kochanka i największa miłość, jak sam mówi, oczywiście też się w niej przewija, ale jakby na marginesie, mimo opiewanej przez Tima jej doskonałości i piękna dojrzałej kobiety. Zalety Vivien są podkreślane zwykle wtedy, gdy wypowiada peany na cześć swojego kochanka.
W trakcie czytania tej książki zadawałam sobie po wielekroć pytanie, czy uczucie opisane przez Braine’a można nazwać miłością doskonałą, jak uważa niewątpliwie autor tej książki. Czy można zamknąć się przed światem i jego problemami w odizolowanym pomieszczeniu - w tym wydaniu przypominającym raczej bańkę mydlaną - i w kompletnej separacji od życia oddać się miłości i miłym stronom życia. Kochankowie nie rozmawiają o rachunkach, kredytach, chorobach etc. W swoich konwersacjach koncentrują się na sobie, swoim uczuciu, kulturze, literaturze, czasem poplotkują o znajomych, mimochodem wspomną swoje rodziny. Końcową scenę książki można uznać wręcz za apoteozę tego rodzaju związku. Moim zdaniem jest to obraz głęboko fałszywy, a za tymi pochwałami dojrzałej miłości kryje się pustka. W miarę czytania moja irytacja rosła, a główny bohater działał coraz bardziej na nerwy. Nie mogłam wręcz zrozumieć postawy Vivien, charakteryzującej się niezachwianym podziwem dla kochanka.
Niestety, uważam przeczytanie tej książki za stratę czasu. Może uznałabym inaczej, gdyby pasjonowała mnie historia mody czy londyńskiego show-biznesu lat 80-tych, czemu autor poświęca zdumiewająco dużo uwagi. Ja jednak szukam w książce opowieści o człowieku, życiu i miłości. Tu tego nie znalazłam.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytamy serie wydawnicze
John Braine (1922 – 86) – pisarz brytyjski. Był autorem kilkunastu książek. Zadebiutował w1957 r. powieścią pt. „Wielka kariera”, która przyniosła mu największą sławę.
Tytuł oryginalny: One and Last Love
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Klub Interesującej Książki
Tłumacz: Halina Cieplińska
Rok wydania: 1987
Liczba stron: 192