Bardzo lubię poznawać nowe tytuły „książek o książkach”, które uważam za swego rodzaju podkategorię wartą uwagi każdego mola książkowego. I choć mola we mnie coraz mniej z uwagi na deficyt czasu, to jednak nie oparłam się książce poleconej mi w komentarzu blogowym przez Marię Orzeszkową. Wystarczyły mi dwa skojarzenia: „o książkach” i „w stylu Chmielewskiej”. Wypożyczyłam ją niemal natychmiast, a przeczytałam w tempie ekspresowym, co z uwagi na charakter książki nie jest niczym niezwykłym. :)
Maria Pruszyńska jest autorką kompletnie mi nieznaną, a w tej książce noszącej cechy autobiograficzne (choć jest kilka istotnych różnic) ujawniła swój nieprzeciętny talent komediowy i „zakręcenie” na punkcie książek. Ale czemu się dziwić, jeśli ojciec rodziny prezentował podejście dożycia jak w poniższym cytacie.
„Istotą życia Ojca były książki. Ojciec czytał ciągle. Czytał przy jedzeniu, czytał w pociągu i w tramwaju, i na przystanku. Czytał po południu w fotelu, wieczorem w łóżku.
Najważniejsze obowiązki życiowe odwalał – można by powiedzieć – szybko, uczciwie i precyzyjnie, ale nie wkładając w nie serca ani zapału. Odwalał je też cierpliwie, nigdy się nie buntując, ażeby kupić sobie prawo do zatracania się w książkach podczas godzin należących do niego.(…)
Ojciec uważał, że książki, której nie ma się zamiaru czytać powtórnie, nie warto czytać po raz pierwszy. Mądra ta zasada zupełnie nie przeszkadzała mu pochłaniać wszystkiego, co wpadło mu w rękę.”
Od przeznaczenia nie można uciec, tak więc obie córki swego Ojca i Matki, która mimo długiego oporu również uległa czytelniczej manii, były równie zapalonymi czytelniczkami. Akcja rozgrywa się w okresie międzywojennym, choć na początku można mieć pewne wątpliwości, gdyż brakuje w treści jakichkolwiek odniesień do rzeczywistości.
Maria i Alina wychowują się w rodzinie urzędniczej i nie wyobrażają sobie niemal innej rozrywki niż czytanie, ba pochłanianie, kolejnych książek i dyskusje o nich. Rodzina bowiem miała swój zestaw książek ukochanych, które czytano po wielekroć, cytowano w najrozmaitszych sytuacjach życiowych.
„Posiadaliśmy w naszym mieszkaniu dwie biblioteki. Pierwszą nazywaliśmy „Miesiąc Zatajony” według pięknej nazwy herbu pana Snitko z Pana Wołodyjowskiego. Była to dość obszerna szafka, kryjąca skarby swego wnętrza za przesłoniętym tkaniną szkłem. „Zatajone” tam były książki ukochane, książki, które czytało się po wiele razy i do których wracało się ciągle. Klucz od tej szafki chowaliśmy w zegarze, lecz dla najbliższej nawet rodziny i przyjaciół był niby zawsze zagubiony. Pod tym względem byliśmy obrzydliwie egoistyczni. Chętnego do pożyczania książek częstowaliśmy różnymi Zarzyckimi, Dellami i tym podobnymi głupstwami, które znajdowały się w bibliotece numer drugi, na półkach w przedpokoju. Tę drugą bibliotekę nazywaliśmy „Dary Księżycowe” od tytułu bardzo głupiej książki Farnola. Chętnie wypożyczaliśmy książki z tych półek, bo jeśli nawet jakieś Dary Księżycowe wywędrowały z naszego domu na wieczne nieoddanie, nikt się tym nie przejmował. Znajdowały się tam bowiem książki kupione bez przemyślenia lub przypadkowo, do których nikt nie miał zamiaru wracać i czytać ich powtórnie.”
Jedną z najukochańszych lektur dziewcząt była m.in. sienkiewiczowska „Trylogia”, na temat której siostry toczą dwa pojedynki z własnym wujem usiłując się wzajemnie „zagiąć” na najtrudniejszych pytaniach ze znajomości tego właśnie cyklu. Obie siostry po zakończeniu edukacji nie zdecydowały się na studia, lecz – dzięki rodzinnym koneksjom – rozpoczęły karierę urzędniczą, co nie ograniczało ich czasu wolnego, który mogły przeznaczyć na lekturę kolejnych książek.
Niezapomnianą sceną jest pierwsze zetknięcie Marii z „Trędowatą” Heleny Mniszkówny. Przyznam, że nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, gdy Autorka ze swadą opisywała swoje przeżycia jako nastolatki zgłębiającej historię Stefci Rudeckiej podczas podróży pociągiem. Dość powiedzieć, że matka witająca ją na peronie stacji docelowej odebrała córkę spłakaną i pół-przytomną, a to wszystko przez tę książkę.:)
Życie sióstr toczy się spokojnie w otoczeniu niezmiennie zaczytanych domowników, pojawiają się adoratorzy i od tego mniej więcej momentu spada nieco tempo książki. Czyta się ją świetnie, ale zdecydowanym przebojem jest pierwsza część, która wywołuje w nas wspomnienie dziecięcych i młodzieżowych lektur, dzięki którym nie mogliśmy oderwać się od książki.
Fabuła jest w książce dość uboga, najważniejszy jest tu żartobliwy nastrój i książkowe zauroczenia, które sprawiają, że człowiek śmieje się niemal non-stop, a z drugiej strony czytając kolejne tytuły myśli w popłochu, że jest taki nieoczytany w porównaniu do nastoletnich przedwojennych książkoholiczek…
Nie pozostaje mi nic innego jak upolować drugą część pt. „Życie nie jest romansem, ale…”.
I na sam koniec przytoczę genialną klasyfikację książek, którą odnalazłam w tej niepozornej książeczce:
"Są książki, które się czyta.
Są książki, które się pochłania.
Są książki, które pochłaniają czytającego."
Autor: Maria Pruszkowska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Morskie
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 148
"Są książki, które się czyta.
Są książki, które się pochłania.
Są książki, które pochłaniają czytającego."
Autor: Maria Pruszkowska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Morskie
Rok wydania: 1972
Liczba stron: 148
Ta należała do tych, które się pochłania. Pierwsze skojarzenie- Trędowata i nieutulony żal, iż Stefcia nie żyje. Szukałam kiedyś tej książki długo i w końcu książkowiec mi pożyczyła, za co jestem jej wdzięczna. Niby nic takiego, lekka, łatwa i przyjemna, ale zabawna i dla mola książkowego będzie punktem odniesienia. Cóż- wydaje mi się, że jedno się jednak zmieniło, nie ma dziś chyba zawodu, którego uprawianie dałoby nieograniczoną ilość czasu na lekturę (a może nie tyle zawodu, co połączenie tegoż z życiem w XXI wieku). Drugi z cytatów mogłabym odnieść także do siebie. Szybko wykonać pracę, iść do domu z czystą głową, aby bezkarnie oddać się przyjemności czytania.
OdpowiedzUsuńPrawda, że świetnie się czyta? Sama się sobie dziwię, że dowiedziałam się o jej istnieniu tak późno. :)
UsuńW dzisiejszych czasach praca na stanowisku urzędniczym nie gwarantuje spokoju ani czasu na lekturę. :) Czasy się zmieniły, co prawda, to prawda. Pozdrawiam serdecznie.
Cieszę się, że książeczka Pruszkowskiej się spodobała. Niedawno odkryłam, że jest jeszcze kolejny tom, ale nie pamiętam tytułu.
OdpowiedzUsuńKapitalna rodzinka czytelników, prawda?
Ta druga część wspomnień nosi tytuł "Życie nie jest romansem, ale..." i właśnie dziś przyniosłam ją z biblioteki. :)
UsuńDziękuję za polecenie tej książki!
LUBIĘ KSIĄŻKI, KTÓRE MNIE POCHŁANIAJĄ.
OdpowiedzUsuńJuż mi się wydawało, że przeczytam te książkę. Nie dane mi było, bo oszukała mnie na allegro osoba u której ja sobie nabyłam. Na razie nie zrobiłam drugiego podejścia.
Współczuję przygody z nieuczciwym sprzedawcą. :(
UsuńA książka warta jest lektury, zwłaszcza jeśli ktoś lubi pochłaniać kolejne książki. :)
Maria? Dawno czytałam tę ksiązkę, ale byłam pewna,że bohaterka to Zofia ( ni w pięć ni w dziesięć bo bez nadziei na spadek."Piękne dni Aranjuezu" też zabawne.
OdpowiedzUsuńŚwietna książka - dobrze skrojona, napisana i ma coś w sobie..
OdpowiedzUsuńMój blog: korekprodejna.cz