„8 grudnia [1916] Rozmyślam dużo dziś rano, ale nie doszłam do żadnej konkluzji. Nie wiem dlaczego, ale gdy tylko chcę zstąpić na ziemię, cały dowcip mnie zawodzi. Wszystko dobrze, dopóki bujam w obłokach; głowę mam pełną planów i tworzę cuda, lecz z chwilą, gdy chcę to napisać – nie udaje się. (s. 83)
Katherine Mansfield to autorka znana i popularna w historii literatury angielskojęzycznej. Choć pochodziła z Nowej Zelandii, to jednak związana była raczej z tradycją literatury brytyjskiej. Jej przyjaźń z D.H. Lawrence’m, rywalizacja z Virginią Woolf i znajomość z wieloma prominentnymi przedstawicielami świata literatury w pierwszym 20-leciu XX w. uprawnia do takiej opinii.
Katherine Mansfield w ostatnich latach swojego krótkiego życia ciężko chorowała. Jej słabość uniemożliwiła jej spełnienie największego chyba marzenia literackiego, tzn. napisania powieści. Pozostawiła po sobie jedynie opowiadania i ta właśnie forma literacka była jej znakiem firmowym. Ich lektura, w moim przekonaniu, nie wywołuje obecnie większego poruszenia. Jest w nich finezyjność, kruchość, delikatność, ogromna wrażliwość, ale te elementy nie oddziałują już zbyt silnie na współczesnego czytelnika.
Po śmierci Mansfield jej mąż, J.M. Murray, wydał zbiory „Listów” i „Dziennik” swojej zmarłej żony. „Listy”, które miałam okazję czytać, uważam za arcyciekawą literaturę pokazującą sposób widzenia świata przez Katherine Mansfield i zawierającą wiele opisów - literackich perełek, które mogłyby być zalążkami utworu literackiego.
Zachęcona pięknem „Listów” postanowiłam również sięgnąć po „Dziennik” pisarki. Przyznam jednak, że troszeczkę się rozczarowałam. „Dziennik” to nazwa na wyrost. Murray skompilował zapiski dzienne z próbkami utworów, co sprawia, że tekst momentami jest mało czytelny (o czym również świadczą komentarze wydawcy), a na pewno nieprzeznaczony do publikacji. Choć natkniemy się tu na fragmenty wzruszające i pokazujące wrażliwość pisarki, to jednak całość jest w moim przekonaniu dość niespójna i summa summarum słabsza od „Listów”, których forma była dopracowana i odzwierciedlała przemyślenia i stan ducha pisarki.
Katherine Mansfield była ciekawą osobowością swojej epoki, miała talent i potencjał. Dobrze, że pamięć o niej i jej twórczości nadal trwa. „Dziennik” oddaje osobowość i wrażliwość pisarki. Pozwala na podążenie śladem jej obaw, niepewności i marzeń. Mogę polecić tę lekturę wszystkim, których interesuje postać pisarki. Paradoksem jest to, że w mojej opinii jej opowiadania nieco straciły na atrakcyjności, zaś „Listy” i „Dziennik” nadal mogą zainteresować współczesnego czytelnika.
Autor: Katherine Mansfield
Tytuł oryginalny: Journal of Katherine Mansfield
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Tłumacz: Teresa Tatarkiewiczowa
Rok wydania: 1985
Liczba stron: 292
Szczerze - zachęciłaś mnie. Ale najpierw muszę poznać książki autorki, a potem ją samą :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Cię zachęciłam, gdyż osoba i twórczość Katherine Mansfield warta jest poznania. :)
UsuńCoś jest na rzeczy. Przeczytałam opowiadania, były ciekawe, subtelne, ale takie trochę staroświeckie. Przeczytałam i poza ulotnym, bardzo ulotnym wrażeniem nietrwałości nie pozostało wiele, a fragmenty listów publikowane w Płaszczu zabójcy zachęcały do ich lektury i to po nie sięgnę w pierwszej kolejności
OdpowiedzUsuńPozwoliłam sobie na taką, a nie inną opinię o opowiadaniach Mansfield po lekturze jednego ze zbiorków. Po kilku miesiącach pamiętam zaledwie jedno z nich, reszta kompletnie uleciała mi z pamięci, choć pozostało po lekturze wrażenie ulotności, niedzisiejszości i elegancji stylu. "Listy" niezmiennie polecam. :)
Usuń