"Znak wodny" to książka, o której słyszałam wiele fantastycznych opinii, co zbytnio mnie nie dziwiło z uwagi na osobę autora. Josif Brodski był przede wszystkim poetą światowej klasy, o czym świadczą nie tylko jego wiersze, lecz również proza. Ujął mnie swoją wrażliwością i pięknym językiem w "Dyptyku petersburskim", który sprawił, że przeniosłam się myślami do miasta nad Newą, a następnie wzruszyłam się do łez losem dwojga ludzi pozbawionych przez bezduszne organa władzy radzieckiej kontaktu z synem...
Poszukiwałam "Znaku wodnego", aby doświadczyć jego zachwytu nad Wenecją, miastem, z którym połączyło go uczucie na śmierć i życie, choć nie mieszkał tam nigdy na stałe. Trzeba bowiem wiedzieć, że Brodski przez kilkanaście lat bywał tam regularnie co roku w porze zimowej, w okresie Bożego Narodzenia i przez część stycznia, gdy zewsząd otulała go wszechobecna mgła i specyficzny melancholijny nastrój. W powszechnej opinii nietypowa to pora na podziwianie uroków "miasta na wodzie", a jednak, gdy czyta się esej Brodskiego mamy ochotę zmierzyć się z jego wizją miasta, jakże odległą od tradycyjnej weneckiej kalki, gdzie niebagatelną rolę odgrywa słońce, gondole i tłumy turystów.
Poszukiwałam "Znaku wodnego", aby doświadczyć jego zachwytu nad Wenecją, miastem, z którym połączyło go uczucie na śmierć i życie, choć nie mieszkał tam nigdy na stałe. Trzeba bowiem wiedzieć, że Brodski przez kilkanaście lat bywał tam regularnie co roku w porze zimowej, w okresie Bożego Narodzenia i przez część stycznia, gdy zewsząd otulała go wszechobecna mgła i specyficzny melancholijny nastrój. W powszechnej opinii nietypowa to pora na podziwianie uroków "miasta na wodzie", a jednak, gdy czyta się esej Brodskiego mamy ochotę zmierzyć się z jego wizją miasta, jakże odległą od tradycyjnej weneckiej kalki, gdzie niebagatelną rolę odgrywa słońce, gondole i tłumy turystów.
Brodski odsłania w "Znaku wodnym" swoją Wenecję - niezwykłe miasto, gdzie mimowolne, niewymuszone i często jakby zmęczone piękno spotyka się na każdym kroku. To miejsce, gdzie ma się świadomość jego powolnego niszczenia i postępującej degradacji, jak to się dzieje podczas nieubłaganie postępującej śmiertelnej choroby. Nieuchronnie więc nasuwa się paralela ze stanem zdrowia Brodskiego, który sam ciężko chory na serce, ukochał to miasto naznaczone piętnem śmierci i tam spoczął na wieki...
Grób Josifa Brodskiego na weneckim cmentarzu San Michele Źródło zdjęcia |
"Znak wodny" to kwintesencja schyłkowego nastroju, uchwycenie ulotnych wrażeń poety-tułacza, które zapadają nam głęboko w pamięć. To klimatyczna impresja, wyznanie miłości i swego rodzaju spowiedź dotycząca narodzin związku uczuciowego między wygnanym poetą a miastem-legendą, umierającym na naszych oczach. Symptomatycznym fragmentem eseju, który utkwił mi w głowie i który chyba zawsze będzie mi się kojarzył z tą książką, jest wieczorne zwiedzanie starego weneckiego pałacu. Brodski, oprowadzony zostaje po typowym weneckim palazzo przez jego właściciela w przerwie wieczornego przyjęcia dla weneckiej śmietanki towarzyskiej. Poeta chłonie piękno każdego pokoju, zaułka, mebla, choć jednocześnie dociera do niego z całą mocą postępujący upadek "La Serenissimy".
Uwagę zwraca staranne wydanie tej książki.Od strony merytorycznej wydawnictwo zostało uzupełnione o wcześniej nie publikowane fragmenty, ale bogatszy tekst to nie wszystko. Wydawnictwo zostało opatrzone cudownymi, klimatycznymi zdjęciami autorstwa Joanny Gromek-Illg oraz wierszami "weneckimi" autora.
Wszyscy, którzy kochają Wenecję lub są gotowi na to uczucie powinni poznać ten niezwykły tekst. Dzięki sile jego poetyckiego wyrazu w pamięci czytelnika pozostaje mgliste, jedyne w swoim rodzaju miasto pełne niezaprzeczalnego i jakby naznaczonego piętnem śmiertelnej choroby piękna. Jest to możliwe dzięki wrażliwości i talentowi Josifa Brodskiego, tułacza i poety, który ukochał to miejsce i związał się z nim na zawsze.
P.S. Bardzo, bardzo dziękuję Guciamal za pożyczenie książki. Gdyby nie Twój miły gest, zapewne długo jeszcze bym jej nie przeczytała.
Josif Brodski (1940-96), wybitny poeta i eseista rosyjski. Wielokrotnie więziony i zamykany w zakładach psychiatrycznych, został w 1964 oskarżony o „pasożytnictwo" i skazany na ciężkie roboty pod Archangielskiem, a w kilka lat później pozbawiony sowieckiego obywatelstwa i zmuszony do opuszczenia ojczyzny. Autor wielu tomów wierszy oraz dwóch zbiorów esejów pisanych po angielsku. W roku 1987 otrzymał literacką Nagrodę Nobla. W styczniu 1996 zmarł w Nowym Jorku na atak serca, a półtora roku później został pochowany na weneckiej „Wyspie umarłych" - cmentarzu San Michele.
Źródło zdjęcia
Autor: Josif Brodski
Tytuł oryginalny: Watermark
Wydawnictwo: Znak
Tłumacz: Stanisław Barańczak, „Strofy weneckie” – Katarzyna Krzyżewska
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 128
Twórczość Brodskiego znałam dotychczas jedynie z poezji. Teraz widzę, że trzeba to nadrobić. Piękna recenzja.
OdpowiedzUsuńEseje jego autorstwa są naprawdę godne uwagi. Miałam też okazję zapoznać się z niektórymi wierszami i również mnie zachwyciły.
UsuńDziękuję za życzliwe spojrzenie na moją notkę :)
Pod wpływem recenzji Guciamal zaczęłam intensywne poszukiwania i po kilku miesiącach książkę w końcu zdobyłam. :) Twoja recenzja to kolejna zapowiedź tego, że czeka mnie prawdziwa uczta duchowa. :)
OdpowiedzUsuńJa również szukałam tej książki, co zauważyła Guciamal i dzięki jej życzliwej ofercie mogłam ją wreszcie przeczytać. Gdybyś po "Znaku wodnym" miała ochotę na inne eseje Brodskiego, szczerze polecam "Dyptyk petersburski".
UsuńDzięki, do Petersburga mnie ciągnie wręcz magnetycznie, a do tego styl Brodskiego... To musi być cudna książka.
UsuńZakochalam sie w Twojej recenzji, czuje, ze zakocham sie i w ksiazce - juz znalalam, ktora z moich bibliotek ma ja na stanie :-).
OdpowiedzUsuńCzuję dużą odpowiedzialność na swoich barkach ;)
UsuńDzięki za miłe słowa :)
Cieszę się, że książka się podobała. Podczas pobyty w Wenecji odwiedziłam grób Brodskiego, na którym ktoś zostawił liścik do poety na wyrwanej pośpiesznie karteczce z notesiku. Wzruszające, że nagły impuls kazał komuś odbyć tę pośpieszną jednostronną (choć kto wie, może Josif mu odpowiedział) rozmowę w zaciszu wysepki San Michele. Mnie książeczka oczarowała. Wyjeżdżając pomyślałam sobie, dzisiejsza Wenecja już nie taka jak ta oglądana dwadzieścia lat temu, poeta też uważał, że trudno już odnaleźć ducha przeszłości miasta, Muratow także nad tym ubolewał i zapewne ubolewać będą nasi następcy. Kto potrafi patrzeć sercem odnajdzie i dziś owo piękno pomimo tłumów turystów, pomimo handlujących z gazety czarnoskórych mieszkańców, pomimo jarmarczności pamiątek, pomimo ..... tylu innych spraw. Bo aby odnaleźć jej piękno wystarczy być poetą, albo zakochanym
OdpowiedzUsuńCudownie, że odwiedziłaś grób Brodskiego podczas ostatniej bytności w Wenecji! On tak ukochał to miasto... Takie książki pozwalają nam zobaczyć wyjątkowość miejsc, które się kocha i zrozumieć, że każdy może odkryć je dla siebie.
UsuńBardzo się cieszę, że mogłam przeczytać tę książkę i jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za pożyczenie jej.
Cała przyjemność po mojej stronie
Usuń"Zmęczone piękno"... smakuję sobie to wyrażenie... Piękna recenzja. Książkę mam w planach, teraz jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym, że warto...
OdpowiedzUsuńWarto :)
Usuń