Małgorzata Baranowska, "Pamiętnik mistyczny"
wyd. słowo/obraz/terytoria, 1998
"W Warszawie powojennej niebo zaczynało się tuż nad ziemią bardzo często, albo w zębate ruiny wycinało się i odcinało. Dorośli robili wszystko, żeby niebo zasłonić domami. Ale jak się potajemnie wdrapało na rusztowanie, a rusztowań było więcej niż czegokolwiek, ale nie więcej niż cegieł, to się dogoniło i znów blisko. Oczywiście ciekawe rusztowania, a jednak czasem strach, że niebo się daje meblować i rozpychać, jak przezroczyste ciasto. Potem, kiedy budowano Pałac Kultury, zrozumieć było trudno, jak się te żelazne patyki na wietrze trzymają. A najpierw dziura niewyobrażalna w ziemi." (s. 73)
"Teraz, zupełnie niedawno, na rogu Chałubińskiego i Alei Jerozolimskich dobiegł mnie zapach najbliższy. Wyraźnie poczułam się w czasie dzieciństwa i zaraz potem widok. Miasto znowu usiłowało mnie zniewolić, usiłowało mnie wciągnąć w tamten czas, który ujawnił mi swoją niejednorodność i raz na zawsze mnie w niej zostawił. Dom, dom, o który wybuchały niezliczone kłótnie - data zbudowania 1902 - był burzony, rozbierany ze swych jasnych, pulchnych aniołków z girlandą, ze swej małej brzozy w rynnie, ze swojej tajemnicy ciemnego aż do czarności rynku.
Odsłoniło się to, co frapowało mnie całe dzieciństwo i co zostało dla mnie do dziś zasadą istnienia świata. Na różnych piętrach, na pionowej wewnętrznej ścianie, poprzegradzanej kratą ułożoną z cegieł, ukazały się różnokolorowe prostokąty ścian poszczególnych mieszkań. Każdy z nich miał inny kolor. Raz były to farby, raz tapety. Nawet kiedy już nic nie zostało z osobistego charakteru wyposażenia tych wnętrz, to jednak kolor dawał poczucie tej odrębności, jedyności i zamkniętości. (...) Przerażało mnie i zachwycało, że w tym samym czasie przedzielone paroma cegłami dwa, trzy, cztery, w końcu niezliczone kolory kładły się obok siebie, dalej od siebie i jeszcze dalej od siebie, nic o sobie nie wiedząc. Nie gryzły się ani nie dopełniały, bo były zamknięte w sobie, w jakichś całościach, nie mogły się spotkać." (strony 88-89)
"Pamięć jest cechą najbardziej charakterystyczną tego miasta. Ono tylko dzięki niej żyje. Świeżej pamięci jeszcze palących się domów nie mam, bo jak, ale wiem i słyszę ciągle ułamki tajemnic albo może jawności jego życia. Już, powiedzmy, dwudziestego pierwszego stycznia czy dwudziestego któregoś, jak ktoś się posuwał Krakowskim Przedmieściem, widzieć musiał ruch na Uniwersytecie. Widział te zwały, szczerby w przestrzeni, a przedtem jeszcze, nim się dotarło do środka miasta, trzeba było przejść tyle ulic, gdzieniegdzie piwnice były jeszcze ciepłe i oddychały gorączką w śniegu. Od Pruszkowa, jak się szło torami, podkładami - a śnieg był nierealnie cichy, śnieg był taki sam jak zawsze - kiedy się jeszcze było między Pruszkowem a miastem, przykrywał niewiadome. Zobaczyć, wrócić. Dwa niepokonane pragnienia mieszkańców." (s. 108)
"Zastałam Warszawę, na oko zwyczajną, ale niepokojąca jej podwójność ciągle się zaznaczała. Tam, gdzie ja widziałam ulicę, ktoś wyjście z kanału, przejście ze Starówki albo coś, tam gdzie ja skwer, ktoś cmentarz, tam gdzie ja cmentarz, ktoś pole bitwy albo kryjówkę, tam gdzie ja widziałam doły i wzgórki, ktoś kilkupiętrową kamienicę. Czułam się strasznie. Jakbym szła przez mury, ciała, zdarzenia." (s. 169)
Ogromny żal, że to piękne przedwojenne miasto spotkał tak dramatyczny los.
OdpowiedzUsuńTo do dzisiaj boli tych, którzy przetrwali w niej ub powrócili do niej .
Dzisiaj to już jest inne miasto.
Tamtego, przedwojennego miasta, "Paryża Północy", już nie ma. Można odnaleźć tylko odpryski tamtego świata, niestety...
UsuńPiękne fragmenty... Nawet dla mnie, osoby, która w Warszawie była w sumie z 5 razy w życiu (wliczając w to pobyty na lotnisku...)
OdpowiedzUsuńW Warszawie trudno się zakochać od razu. Trzeba ją trochę poznać. Mnie to zajęło kilka lat :)
UsuńMam tej autorki książkę "Warszawa" z serii "A to Polska właśnie". Piękna książka o mieście ukochanym i bliskim i tę fascynację autorki widać na każdej karcie. Tej książki nie znam, ale cytaty, które wybrałaś potwierdzają, że M. Baranowska jest zafascynowana historią stolicy. A przecież z urodzenia jest krakowianką! :)) Jak widać to nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńW "Pamiętniku mistycznym" autorka wspomina, że do Warszawy przybyła ze Śląska w 1948 r., gdy miała 3 lata. Widać wyraźnie, że to miasto ją fascynowało przez całe życie.
UsuńTo naprawdę miło czytać, kiedy ktoś darzy jakieś miejsce na ziemi takim uczuciem. Co do Warszawy mam uczucia dość rozbieżne, jest kilka miejsc, które kocham, są miejsca, które darzę sentymentem i cała masa miejsc szaro-burych i betonowo-szklanych, które mnie zasmucają. A pani pisze pięknie i chciałabym dojrzeć Warszawę jej oczami, nawet, jeśli czasami byłoby to spojrzenie pełne bólu lat minionych.
OdpowiedzUsuńWarszawa to trudne miasto. :) Często może denerwować, a czasem zachwycać:)
Usuń