Wysmakowana oprawa graficzna i stylowe, tajemnicze fotografie, jakże odmienne od kolorowych romantycznych widoczków, to immanentna cecha cyklu o Paryżu w ujęciu Krzysztofa Rutkowskiego. Pisarz ten urzekł mnie swoimi „Paryskimi pasażami” i zgodnie z zapowiedzią wyrażoną w opinii o książce zaopatrzyłam się w kolejne części tego przepięknie wydanego przez słowo/obraz/terytoria cyklu. Cykl ten czytam jednak nie po kolei, gdyż nie starczyło mi cierpliwości, żeby zaczekać na możliwość zakupienia części drugiej i od razu przystąpiłam do lektury „Requiem dla moich ulic”, czyli trzeciej części.
Paryż to miasto, które siedzi głęboko w Rutkowskim. On je nie tylko zna, ale kocha i czuje każdym swoim nerwem. Jego pasja poznania tajemnic tego miasta, głęboka wiedza podana w niebanalny sposób stanowi o uroku tej książki. Uroku, który nie jest oczywisty na pierwszy rzut oka. Jak sam autor wspomina w pierwszych zdaniach „Warszawę Niemcy zburzyli doszczętnie. Paryż od wieków burzą sami paryżanie.” (s. 5) Tytułowe „requiem” nie jest więc przypadkowe. Znakomita większość ulic, zaułków, budynków, o których opowiada Rutkowski w tej książce, już nie istnieje, przepadły podczas procesu modernizacyjnej przebudowy miasta. Te miejsca ożywają jednak dzięki opowiedzianym przez polskiego pisarza historiom i dygresjom z nimi związanym. Czy wiecie, gdzie było Rajskie Wzgórze, Cmentarz Niewiniątek, z czego słynęła Dziekanka, co się wydarzyło nieopodal kawiarni „Apollon”? Mało kto wie, tym bardziej, że autor nazwy ulic podaje w polskiej wersji, co może skonfundować nawet stałych paryskich bywalców.
„Requiem dla moich ulic” to nie jest jednak sentymentalny zapis miłości do miasta. Ta książka ma odmienny charakter od części pierwszej. Często prezentowane są mroczne i ciemne karty z dziejów francuskiej stolicy, jak np. historia wymyślenia i użycia gilotyny czy przebieg krwawego zamachu na Napoleona Bonaparte, co nadaje to temu wydawnictwu nieco turpistyczną otoczkę. Spotkamy się również z Mickiewiczem i Balzakiem, którzy zamieszkiwali budynki już nieistniejące, dowiemy się, dlaczego Luwr to największe muzeum tajemnic, na koniec zaś zobaczymy paryskich kloszardów widzianych okiem pisarza z zupełnie niespodziewanej perspektywy…
Wspomniałam już o pięknej oprawie graficznej tej książki i serii, ale nie mogę się ograniczyć się do jednego zdania, gdyż kwestia ta zasługuje na więcej uwagi. W „Paryskich pasażach” tekstowi towarzyszyły urokliwe fotografie pochodzące głównie z czasów belle-epoque. W „Requiem dla moich ulic” wszystkie zdjęcia są autorstwa Bogdana Konopki i pochodzą z cyklu „Szary Paryż”. Nazwa cyklu wymownie świadczy o tym, że koloru się na nich nie uświadczy. Nie tylko zresztą koloru, ale i oczywistych atrakcji miasta. Polski fotografik ukazuje nieznane zaułki, uliczki i paryskie wnętrza, którym daleko do reklamowego folderu. Książki z serii „Pasaże” są również przepięknie wydane w granatowej płóciennej oprawie z klimatycznym obrazem na okładce. Aż przyjemnie wziąć do ręki tak wydaną książkę.
Jeśli mam porównywać obie książki Rutkowskiego, które czytałam, to przyznam, że lepsze wrażenie zrobiły na mnie „Paryskie pasaże”. Znalazłam tam więcej odkryć, pasjonujących obserwacji i historii. „Requiem…" jest mroczniejsze i nie wszystkie historie idealnie pasują do tych paryskich klimatów, stąd poczucie lekkiego, choć w sumie pozytywnego misz-maszu. :) Tym bardziej ciekawi mnie zawartość „Raptularza końca wieku”, drugiej części tego cyklu, która już czeka na mojej półce.
Jest to pozycja dla tych wielbicieli Paryża, którzy cenią jakość słowa pisanego, którzy szukają czegoś więcej niż przewodnika po atrakcjach miasta i którzy chcą się czasem zagłębić w meandry historii mało znanych, opowiedzianych ze swadą i znawstwem. Wszyscy kochający Paryż miłością prawdziwą i głęboką, którzy chcą poznać ukochane miejsca z innej strony, poznać historie i ludzi mocno związanych z miastem, a nieznanych szerszej publiczności, powinni sięgnąć po "paryski" cykl Krzysztofa Rutkowskiego.
Paryż to miasto, które siedzi głęboko w Rutkowskim. On je nie tylko zna, ale kocha i czuje każdym swoim nerwem. Jego pasja poznania tajemnic tego miasta, głęboka wiedza podana w niebanalny sposób stanowi o uroku tej książki. Uroku, który nie jest oczywisty na pierwszy rzut oka. Jak sam autor wspomina w pierwszych zdaniach „Warszawę Niemcy zburzyli doszczętnie. Paryż od wieków burzą sami paryżanie.” (s. 5) Tytułowe „requiem” nie jest więc przypadkowe. Znakomita większość ulic, zaułków, budynków, o których opowiada Rutkowski w tej książce, już nie istnieje, przepadły podczas procesu modernizacyjnej przebudowy miasta. Te miejsca ożywają jednak dzięki opowiedzianym przez polskiego pisarza historiom i dygresjom z nimi związanym. Czy wiecie, gdzie było Rajskie Wzgórze, Cmentarz Niewiniątek, z czego słynęła Dziekanka, co się wydarzyło nieopodal kawiarni „Apollon”? Mało kto wie, tym bardziej, że autor nazwy ulic podaje w polskiej wersji, co może skonfundować nawet stałych paryskich bywalców.
„Requiem dla moich ulic” to nie jest jednak sentymentalny zapis miłości do miasta. Ta książka ma odmienny charakter od części pierwszej. Często prezentowane są mroczne i ciemne karty z dziejów francuskiej stolicy, jak np. historia wymyślenia i użycia gilotyny czy przebieg krwawego zamachu na Napoleona Bonaparte, co nadaje to temu wydawnictwu nieco turpistyczną otoczkę. Spotkamy się również z Mickiewiczem i Balzakiem, którzy zamieszkiwali budynki już nieistniejące, dowiemy się, dlaczego Luwr to największe muzeum tajemnic, na koniec zaś zobaczymy paryskich kloszardów widzianych okiem pisarza z zupełnie niespodziewanej perspektywy…
Wspomniałam już o pięknej oprawie graficznej tej książki i serii, ale nie mogę się ograniczyć się do jednego zdania, gdyż kwestia ta zasługuje na więcej uwagi. W „Paryskich pasażach” tekstowi towarzyszyły urokliwe fotografie pochodzące głównie z czasów belle-epoque. W „Requiem dla moich ulic” wszystkie zdjęcia są autorstwa Bogdana Konopki i pochodzą z cyklu „Szary Paryż”. Nazwa cyklu wymownie świadczy o tym, że koloru się na nich nie uświadczy. Nie tylko zresztą koloru, ale i oczywistych atrakcji miasta. Polski fotografik ukazuje nieznane zaułki, uliczki i paryskie wnętrza, którym daleko do reklamowego folderu. Książki z serii „Pasaże” są również przepięknie wydane w granatowej płóciennej oprawie z klimatycznym obrazem na okładce. Aż przyjemnie wziąć do ręki tak wydaną książkę.
Jeśli mam porównywać obie książki Rutkowskiego, które czytałam, to przyznam, że lepsze wrażenie zrobiły na mnie „Paryskie pasaże”. Znalazłam tam więcej odkryć, pasjonujących obserwacji i historii. „Requiem…" jest mroczniejsze i nie wszystkie historie idealnie pasują do tych paryskich klimatów, stąd poczucie lekkiego, choć w sumie pozytywnego misz-maszu. :) Tym bardziej ciekawi mnie zawartość „Raptularza końca wieku”, drugiej części tego cyklu, która już czeka na mojej półce.
Jest to pozycja dla tych wielbicieli Paryża, którzy cenią jakość słowa pisanego, którzy szukają czegoś więcej niż przewodnika po atrakcjach miasta i którzy chcą się czasem zagłębić w meandry historii mało znanych, opowiedzianych ze swadą i znawstwem. Wszyscy kochający Paryż miłością prawdziwą i głęboką, którzy chcą poznać ukochane miejsca z innej strony, poznać historie i ludzi mocno związanych z miastem, a nieznanych szerszej publiczności, powinni sięgnąć po "paryski" cykl Krzysztofa Rutkowskiego.
Wydawnictwo: słowo/obraz/terytoria
Seria: Pasaże
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 109
Książki nie znam, ale wiem, że gdańskie wydawnictwo słowo/obraz/terytoria wydaje książki bardzo starannie. Mają też ciekawy cykl "Portrety kobiet".
OdpowiedzUsuńZajrzałam na ich stronę i ta seria rzeczywiście wygląda ciekawie. Tylko szkoda, że to zaledwie 5 książek.
Usuń"Paryskie pasaze" mnie zachwycily, ale kolejne czesci sa niemal nie do zbobycia (przynajmniej jesli ktos jest bardziej biblioteczny niz kupujacy ;-)) ), wiec nie wiem, kiedy przeczytam... ale milo wiedziec, ze dalsze czesci nie rozczarowywuja :-).
OdpowiedzUsuń"Paryskie pasaże" pożyczałam z biblioteki, ale tak mi się spodobały, że postanowiłam kupić cały cykl Rutkowskiego. Szczęśliwym trafem Dedalus ma w swojej ofercie pierwszą i trzecią część w nader korzystnych cenach (20 i 15 zł), a "Raptularz.." kupiłam na allegro, też nieco taniej niż cena okładkowa :) A obie książki czyta się naprawdę świetnie, z tym, że "Requiem..." ma nieco mroczniejszy nastrój.
UsuńCzytałam jedynie małe fragmenty "Requiem..." i urzekł mnie nie tylko styl pisania, ale (przede wszystkim) styl patrzenia. Jeśli reszta utrzymana jest w podobnym tonie to z pewnością zasługuje na przeczytanie. I to bardzo uważne, gdyż erudycja autora przewyższa moją własną o niezmierzone lata świetlne...:(
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja jest tak bardzo zachęcająca, że chyba podejmę to wyzwanie :)
Erudycja - to właśnie słowo, które mi umknęło podczas pisania tej notki ;) Zacznij lekturę od "Paryskich pasaży", na pewno Cię oczarują :)
UsuńParyż - miasto marzeń wielu. Moim był kiedyś też. Jednak prawdopodobnie nigdy tam nie zawitam więc tym bardziej książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńParyż nie jest tak daleko, a więc nigdy nie mów nigdy... A ten paryski cykl jest warty uwagi.
Usuń