Źródło zdjęcia |
Beata Obertyńska
„W domu niewoli”
PAX, 1991
„Bardzo powoli i na krótką chwilę biorą się skądeś noce. Przejrzyste, lekkie, mało do nocy podobne, ale bezsprzecznie – one. Świat umie znowu zbłękitnieć wieczorem, zatoczyć się w mrok i parę godzin poleżeć w tej ciemności. Gwiazdom znów warto wysypać się na niebo. Mokną rozmrugane w bezedni stropu nad tundrą, w błękicie dalekim jeszcze od szafiru, dość mrocznym jednak, aby im stworzyć twarzowe tło. Ural jest w nocy białolodowaty, zamglony i jeszcze bardziej martwy niż we dnie. Znalazłam wreszcie kompana moich chorobliwych nad nim zachwytów. Długa Krystynka kocha się w nim tak samo beznadziejnie jak ja i jedna drugą wyciąga czasem z kretowiny, aby się wspólnie cieszyć zmienną, nieporównaną pięknością nieznajomego.
Ją też właśnie zbudziłam pewnej niezapomnianej nocy, kiedy zobaczyłam pierwszy raz polarną zorzę. Jeśli na opowiedzenie Uralu – czegoś o tyle bardziej konkretnego – nie mogłam nigdy znaleźć słów, jakże mi ich szukać teraz dla tego zwiewnego, nierealnego cudu, jakim jest tamto?
Ją też właśnie zbudziłam pewnej niezapomnianej nocy, kiedy zobaczyłam pierwszy raz polarną zorzę. Jeśli na opowiedzenie Uralu – czegoś o tyle bardziej konkretnego – nie mogłam nigdy znaleźć słów, jakże mi ich szukać teraz dla tego zwiewnego, nierealnego cudu, jakim jest tamto?
Źródło zdjęcia |
Zaczęło się od morelowego leja idącego skosem od horyzontu przez całe niebo. Wąskim końcem oparty o jeden kraniec świata, szerokim wspierał się o drugi. Lej ten, choć trwał w miejscu – płynął, falował, karbował się jakoś od środka, tak właśnie, jak się umie karbować dym nieruchomo w ręce trzymanego papierosa. Leżało to chwilę na niebie jak puszyste, rozwiewne strusie pióro. I znikło. Po prostu przestało być. Zostało tylko puste niebo skropione zielonymi gwiazdami. Może to po nagłym zniknięciu tamtej świetlistej różowości wydały mi się takie? Przysięgam jednak, że były zielone! Stałam przed kretowiną, z zadartą głową, na rozmiękłych z wrażenia kolanach, nie mając jeszcze pojęcia, co to było, wiedząc tylko, że było cudowne!
Źródło zdjęcia |
Kiedy miałam już dawać nurka w naszą jamę – coś niebu stało się znowu. Zaczęło oddychać. Tylko tak mogę to określić. Oddychać kolorami. Po pustym bezmiarze przyszedł oddech mający kształt sfałdowanej, jedwabnej zasłony, a raczej dolnego jej brzegu tylko. Miękkie, bezszelestne, różowo-złociste fale przeszły po powietrzu i znikły. Ale trąciły widać inne… Tym razem oddech pustki był długi i zielonkawy. Szedł przez całe niebo powolnym, giętkim dreszczem, a za nim, po tych samych fałdach, drugi, trzeci, czwarty. I wtedy zrozumiałam, że to zorza! Młoda, jesienna, nie tak kolorowa jak te, którymi faluje pono niebo w nieruchomy, polarny mróz, ale niemniej ona – znana mi tylko z opisów, a której sobie nigdy nie mogłam wyobrazić.
Ale bo też jest to coś, czego sobie naprawdę wyobrazić niepodobna! To trzeba zobaczyć. I uwierzyć, że się widzi. I nie stracić głowy. I nie zacząć krzyczeć czy płakać, czy śmiać się – czy sama już nie wiem co! Nie mogąc dłużej być samą z mym zachwytem, na oślep, potykając się na schodkach, wpadłam do kretowiny. (...)
Źródło zdjęcia |
Niebo tymczasem rozkołysało się całe, od jednego brzegu po drugi. Szły po nim oddechy faliste, niknące, rzekłbyś, od dotyku spojrzenia. Jakieś zjawy, jakieś błony, biorące się nagle i nie wiadomo skąd, a wlokące na sobie zwiewne, przyśnione kolory: biały jak lód, bananowy, cytrynowy, błękitnawy. Barwy te są równie nieuchwytne jak to, na czym się zjawiają. Niepodobna bowiem opisać konsystencji polarnej zorzy. To nie jest ani mgła, ani obłok, ani para. Wydaje się, że sam ruch jest jej istotą. Tak. Płynny dreszcz kolorowego ruchu, dyszący faliście w pustce między ziemią a gwiazdami – oto polarna zorza.” (strony 181-183)
Pieknie napisane.
OdpowiedzUsuńZdjecia rowniez cudne.
Od dawna marze, aby zobaczyc zorze.
Ja też :)
UsuńCudny opis.
OdpowiedzUsuńŁadnie4 zilustrowałaś.)
Mnie zachwyciło to, że Beata Obertyńska, mimo strasznych przeżyć, potrafiła oddać sprawiedliwość pięknu przyrody.
UsuńMnie też zszokowało, że będąc na nieludzkiej ziemi, można było widzieć jej piękno. Wielcy tak mają:)
OdpowiedzUsuńPięknie powiedziane :)
UsuńDołączam do grona zadziwionych - tak piekne, poetyckie opisy w tak okrutnych warunkach, w jakich znajdowała się. A opisy są tak cudne (zdjęcia też), że choć nigdy nie miałam takich marzeń teraz zapragnęłam zobaczyć kiedyś, gdzieś.... No i oczywiście chciałabym mieć taką umiejętność obserwacji i opisywania wrażeń i taką radość życia mimo wszystko i wbrew wszystkiemu
OdpowiedzUsuńMarzę sobie, że kiedyś uda mi się zobaczyć to niezwykłe zjawisko. Mimo szczerych chęci nie mogłam w necie znaleźć zdjęć zorzy z Rosji, a więc pochodzą one z krajów skandynawskich. Mam jednak nadzieję, że choć troszkę pasują do opisów Beaty Obertyńskiej :)
UsuńUrzeczona widokiem i opisem, marzę by kiedyś ruszyć na północ i zobaczyć to zjawisko na własne oczy! :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Mam podobne marzenie :) Pozdrawiam:)
Usuń