„A pychą nie powinno się upijać, jak nie powinno się upijać nienawiścią. Pycha i nienawiść – to rodzone siostry, i mają jednego narzeczonego – zło.” (s. 299)
Książka Grigorija Kanowicza wydana w 1989 r. przenosi nas w czasie do małego miasteczka nad Niemnem, a właściwie do środka żydowskiej społeczności tegoż miasteczka, pod koniec XIX wieku. Poznajemy rabbiego Uriego naznaczonego nieszczęściem przez los; jego ucznia Icyka drwala, osieroconego w dzieciństwie i kochającemu się w dziewczynie pozostającej zupełnie poza jego zasięgiem; Gołdę, wdowę po Oszerze, która rozpaczliwie szuka szczęścia w miłości; Zeldę, córkę miejscowego bogacza, która nie czuje się częścią miasteczka, w którym mieszka, ale też i nie jest dopuszczana do przybytków zarezerwowanych dla dam z rosyjskich wyższych sfer; poznajemy rodzinę Joszuy Mandela, miejscowego karczmarza; ich służącą Martę, przedstawicielkę miejscowej, nieżydowskiej społeczności, której cała rodzina została zesłana na Sybir; jest też Rachmiel, stróż nocny z roztrzaskaną nogą, który utracił całą swoją rodzinę…
Ten barwny kalejdoskop postaci uzupełnia podoficer policji, Nestorowicz i jego rodzina. Jest on podejrzewany przez swoich przełożonych o zbytnie spoufalenie z Żydami, tak więc – chociaż nie chce problemów na swoim terenie - musi czasem zareagować bardziej stanowczo niż by chciał, choć tak naprawdę interesuje go tylko zbieranie grzybów, robienie przetworów i prowadzenie spokojnego życia bez trosk.
I tak, w spokojne życie miejscowej żydowskiej społeczności wszedł - dość niespiesznym krokiem - nieznajomy. Sam siebie określa „wysłannikiem Boga”, jego prawdziwego imienia nie znamy przez większą część książki. Pytania, które zadaje mieszkańcom wioski zasiewają niepokój w wielu sercach. Jego pojawienie się budzi też zainteresowanie Nestorowicza, gdyż zbiega się z poszukiwaniem zamachowca na wicegubernatora w Wilnie. Obecność nieznajomego prowokuje wiele nieprzewidzianych sytuacji, miejscowi na jego konto zapisują także nieszczęścia, które się zdarzyły. Czy rzeczywiście on jest ich powodem? Czy to zwykły pomyleniec, czy też wysłannik boski z misją do spełnienia?
Jest to mądra opowieść, przekazująca czytelnikowi wiele prostych prawd życiowych, skłania do zastanowienia, jak byśmy się zachowali, gdyby nagle pojawił się w naszym życiu człowiek odwołujący się do najbardziej podstawowych prawd wiary. Czy człowiek w wiecznym zagonieniu i zatroskaniu jest w stanie żyć według przykazań boskich? Czy Bóg rzeczywiście nagradza dobre uczynki i karze złe? Jak to jest z tym życiem? Dlaczego dobrych ludzi spotyka tyle złego?
„W końcu czym jest nasze życie jak nie przydrożną karczmą, której nawet na noc nie można zamknąć – byle kto zacznie walić pięściami w drzwi i wpakuje się do środka – karczmą, która jest otwarta dla wszystkich i w której wszyscy są obcy… obcy do grobowej deski.” (s. 290)
Książka, choć niepozorna, napisana jest bardzo przystępnie i fabuła wciąga czytelnika prawie niezauważalnie. Postacie nakreślone są ciekawie, a ich historia i problemy są nietuzinkowe. Podczas tych kilku dni, które opisane są w książce poznajemy życie bohaterów i ich troski, często tragiczne przeżycia kształtujące ich los.
Ta książka przywołuje świat, który został zmieciony przez huragan historii. Odzwierciedla ona życie społeczności, której już nie ma i nie powróci. Ciekawostką jest wielokrotne wspomnienie powstania 1863 r. jako dzieła „litewskich” powstańców. Trochę dziwnie czytało mi się te fragmenty, które wspominały o powstańcach i represjach Rosjan, gdzie nie wspomina się ani słowem o Polakach, którzy niewątpliwie stanowili znaczącą część mieszkańców tych ziem. Nie dziwiło mnie, że o przyczynach powstania autor wiele nie pisze, bo nie o tym jest ta książka, chodziło raczej o pokazanie całkowitej obcości żydowskiej małomiasteczkowej społeczności wobec wydarzeń angażujących miejscową ludność. I w tym aspekcie powstanie z 1863 r. służy jako symbol tej obcości.
Oczywiście książkę tę można również odczytywać jako pewną alegorię i bezpośrednie nawiązanie do Nowego Testamentu. W tekście odnajdziemy odpowiedniki Marii Magdaleny, Piłata, a nawet Judasza...
Miałam pewien problem, do jakiej literatury narodowej zakwalifikować tę książkę. Autor wydał ją bowiem w czasach ZSRR w języku rosyjskim, jest pochodzenia żydowskiego, urodził się i przez większą część swego życia mieszkał na Litwie, obecnie zaś mieszka w Izraelu. Ponieważ w wielu biogramach jest określany jako pisarz litewski, zakwalifikowałam książkę do literatury litewskiej. Niezależnie jednak od tej kwalifikacji szczerze polecam lekturę tej niepozornej książki. Jest napisana żywo, barwnie, z dużym talentem, a postacie, które stworzył Grigorij Kanowicz, mimo konkretnego historycznego umiejscowienia, potrafią do nas przemówić ze swoimi troskami, problemami i dylematami.
Grigorij Kanowicz (ur. 1929) Do 1941 roku Grigorij Kanowicz
mieszkał w Janowie koło Kowna. Miasteczko w 75% zamieszkane było przez Żydów, byli tam również Litwini, Polacy i Rosjanie. Ten okres swojego życia uważa za źródło późniejszej twórczości. Od 1941 przebywał dłużej w Kazachstanie, gdzie przez trzy lata chodził do kazachskiej szkoły. Następnie przebywał na Uralu. Po wojnie wrócił na Litwę. W latach 1962-72 pracował w Litewskiej Wytwórni Filmowej. Pisał wiersze, sztuki teatralne i scenariusze do litewskich, lwowskich i estońskich filmów obyczajowych. W 1957 roku napisał powieść "Patrzę w gwiazdy". Był to pierwszy utwór żydowski w języku rosyjskim wydany po wojnie na terenie ZSRR, jednak tematyką żydowską w szerszym stopniu zajął się dopiero po wydarzeniach 1968 roku. W 1993 r. emigrował do Izraela.
Do 1941 Grigorij Kanowicz posługiwał się wyłącznie językiem jidysz, rosyjski poznał później i pozostał mu wierny. W języku polskim ukazały się: "Świece na wietrze", "Łzy i modlitwy głupców", "Koziołek za dwa grosze", "Nie odwracaj twarzy od śmierci", "Parki niepotrzebnych Żydów", "Nie ma raju dla Niewolników". Ogromne piętno odcisnęła na pisarzu tragedia Holocaustu. Strona internetowa pisarza: http://www.gkanovich.com/
Źródło zdjęcia
Autor: Grigorij Kanowicz
Tytuł oryginalny: Slozy i modlitwy durakow
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Tłumacz: Aleksander Bogdański
Rok wydania: 1989
Liczba stron: 328
Lubię taką literaturę, która niesie dużą dozę mądrości życiowej.Pozwala przyjrzeć się sobie - to prawda co piszesz.)
OdpowiedzUsuńJa również lubię, gdy książka dostarcza mi materiału do przemyśleń.
UsuńP.S. Nowy nick! Zauważyłam też zmianę na blogu odnośnie komentarzy:) Próbowałam skomentować jeden z wpisów i mi nie wyszło:( Ale jeszcze spróbuję i pewnie mi się uda ;)
Tak sobie myślę, że jest tylu wartościowych pisarzy, którzy nigdy nie będą SŁAWNI, tylko dlatego, że nie budzą niezdrowych kontrowersji, a po prostu piszę dobrą prozę.
OdpowiedzUsuńTak, teraz najlepiej sprzedaje się skandal albo produkt z odpowiednią otoczką PR-owską i to nie tylko w literaturze. Dlatego trzeba przypominać tych dobrych twórców, którzy nie są sławni w dzisiejszym rozumieniu tego słowa :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzasem i u mnie pojawiają się "starowinki" biblioteczne i niekiedy autorami są radzieccy twórcy ;) A książkę Kanowicza naprawdę polecam.
UsuńNo i jestem, jakżeby mnie mogło zabraknąć :)
UsuńDonoszę, żem się swego czasu zaopatrzyła w Świece na wietrze i tematyka też zdaje się podobna, bo żydowska i małomiasteczkowa, ale to wyjdzie w praniu.
Jak miło, że zajrzałaś :) "Świece na wietrze" to znany tytuł i nawet mnie obił się o uszy. Sądzę więc, że książka przypadnie Ci do gustu. "Łzy..." sa naprawdę niezłe.
UsuńMiłego dnia,,
OdpowiedzUsuńChcę podzielić się świadectwem dużych kredytodawców kredytów jakie poznałem na tej stronie, proszę, po prostu przenieść kredyt w wysokości € 59,000.00usd w okresie 8 lat, chcę, aby skontaktować się z nimi teraz, jeśli pomóc z kredytu, który potrzebuje jeszcze więcej chętnych do pomocy ludzi, którzy Kontakt email usaloanfinancialfirmss64@gmail.com