Kiedy przeczytałam „Morderstwo w alei Róż”, pierwszą część przygód kapitana Wirskiego w stalinowskiej Warszawie, byłam pewna, że już wkrótce znów się spotkam z tym bohaterem. I rzeczywiście, po 3 latach Tadeusz Cegielski wydał kolejny kryminał z Wirskim w roli głównej. Nie namyślając się wiele zakupiłam więc „Tajemnicę pułkownika Kowadły”.
Tym razem przenosimy się do Warszawy na przełomie 1957 i 58 r. Kapitan Wirski, na skutek szczęśliwego splotu wydarzeń i swojej zręczności wykazanej w śledztwie opisanym w pierwszej części serii, otrzymał awans na majora, jest szczęśliwie żonaty i mógłby zapewne myśleć o zbliżającej się emeryturze, ale w Warszawie dochodzi do napadu na bank z bronią w ręku, co w tym czasie nie jest zjawiskiem powszechnym. Jednocześnie, w tajemniczych okolicznościach dochodzi do zgonu jednego z dyrektorów w NBP odpowiedzialnego za bezpieczeństwo informacji bankowej, który kilka dni przed śmiercią spotkał się z Wirskim, aby przekazać mu swoje spostrzeżenia po zuchwałym napadzie. Jak słusznie przewiduje nasz dzielny major, w noc sylwestrową dochodzi do kolejnego napadu, lecz mimo wzmożonej czujności milicji, sprawcy uciekają. Kto stoi za tymi napadami? Jaką rolę odgrywa stary kasiarz i jaką tajemnicę skrywa dawny przeciwnik Wirskiego, Mikołaj Kowadło, pułkownik UB?
Najpierw muszę Was ostrzec. Nie czytajcie tej książki, jeśli nie czytaliście wcześniej „Morderstwa w alei Róż”! To ważna uwaga, gdyż jeśli zaczniecie od „Tajemnicy…” będziecie początkowo nieco zdezorientowani ze względu na liczne odwołania do wydarzeń z pierwszej części, a ponadto pozbawicie się dużej części przyjemności z lektury „Morderstwa…”, gdyż w moim odczuciu autor ujawnia zbyt dużo z treści poprzedniej książki. Rozumiem, że to jest cykl, że sytuacja głównego bohatera ulega zmianom, ale nie można zdradzać zbyt wiele zwłaszcza, gdy dotyczy to elementów rozwiązania zagadki kryminalnej z wcześniejszej części. W serii o Harrym Hole, którą czytałam nie po kolei, nic nie odebrało mi przyjemności lektury. Jedynym pewnikiem było to, że Harry przeżyje liczne sytuacje wydawałoby się bez wyjścia. Nesbo starał się jednak nie ujawniać rozwiązań zagadek kryminalnych z poprzednich części cyklu.
Profesor Cegielski świetnie oddał realia Warszawy po przełomie 1956 r. Ten nastrój pewnej swobody i poluzowania więzów narzuconych przez potężnego sąsiada, swoisty karnawał, który jeszcze nie zgasł stłamszony przez gomułkowską „małą stabilizację”, jest w tej książce niemal namacalny. Czytając tę książkę przenosimy się do tamtej Warszawy, opisanej w „Złym” Tyrmanda, z tym, że Tadeusz Cegielski porusza również tematy, o których Tyrmand siłą rzeczy pisać nie mógł. Natykamy się więc na ubeków pozbawionych parasola ochronnego rozwiązanego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, wspominane są tortury i narzędzia kaźni stosowanych przez komunistycznych oprawców w kazamatach rozlokowanych w całym mieście, zapuszczamy się w zakazane zakamarki wykańczanego właśnie gmachu Narodowego Banku Polski. Dzięki Tadeuszowi Cegielskiemu poznajemy kawałek historii naszej stolicy po „odwilży” październikowej.
Realia realiami, ale w kryminale liczy się intryga, a ta też jest zupełnie niezła, aczkolwiek jest też kilka mielizn fabularnych. Jest kilka zazębiających się wątków, parę ślepych tropów i zaskakująca końcówka. Wszystko w niesamowitej scenerii Warszawy końcówki lat 50-tych XX w., gdzie nie tylko można się natknąć niemal w każdym miejscu na kazamaty UB, ale rozkwit przeżywają kluby dla rozmaitej klienteli : i dla pracowników MSW i UB, i dla tych, którzy chcą tańczyć w rytm rock and rolla. W tych okolicznościach, mimo wszechobecności milicji obywatelskiej dochodzi do serii napadów z bronią w ręku. Jeśli ktoś z Was wzruszy ramionami i powie, no i jaka tu wierność realiom, to śpieszę donieść, że prof. Cegielski w posłowiu wyjaśnia, że kilka podobnych do opisanych w książce napadów rzeczywiście miało miejsce.
Muszę jednak przyznać, że o ile realia są oddane z pietyzmem i znawstwem rzeczy, intryga kryminalna jest niezła, o tyle moją wątpliwość budzą sylwetki psychologiczne bohaterów. Najwięcej uwagi autor poświęcił Wirskiemu, który budzi jednoznaczną sympatię, jego profesjonalizm i zdolności śledcze nie budzą wątpliwości. Nawet jego toporny przełożony potrafi przyznać, że ten sanacyjny oficer potrafi jednak poprowadzić śledztwo i rozgryźć najtrudniejsze zagadki kryminalne. Jego koledzy milicjanci funkcjonują jako dość „papierowe” postaci o śmiesznych nazwiskach (Paprotka, Rączka, Cegiełka etc.). Mam również mieszane uczucia wobec tytułowego pułkownika Kowadły, gdyż metamorfoza tego ubeckiego pułkownika jest dla mnie nieco zadziwiająca. Dziwi mnie również, że mimo zaawansowanego wieku majora Wirskiego (63 lata) i jego trudnego życiorysu naznaczonego między innymi prześladowaniami UB, nie odczuwa on w ogóle upływu lat, a poślubienie dużo młodszej kobiety nie prowokuje żadnych komentarzy otoczenia ani refleksji obojga zainteresowanych. Bądź co bądź, różnica ok. 30 lat między małżonkami nie była rzeczą powszednią, zwłaszcza w tamtych czasach. Postacie kobiece, to w moim przekonaniu również porażka autora, gdyż ani obecna żona Wirskiego, ani jego dawna kochanka, Tania Rypnis, nie budzą większych emocji, a dialogi, zwłaszcza z tą ostatnią, są drętwe i mało życiowe.
Mimo tych zastrzeżeń książka jest godna polecenia, zwłaszcza dla miłośników varsavianów i polskich kryminałów. To chyba jedyny współczesny kryminał osadzony w świetnie oddanych realiach stalinowskiej Warszawy. Polecam, ale zacznijcie od "Morderstwa w alei Róż".
Tadeusz Cegielski (ur. 1948) - historyk, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, wolnomularz. Ojciec Maxa Cegielskiego - dziennikarza i pisarza. Od 1992 r. pełni funkcję redaktora naczelnego "Ars Regia" poświęconego wolnomularstwu.
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Mroczna seria
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 480
Chętnie zacznę, jak tylko spotkam książkę od "Morderstwa.....Te lata mnie interesują, w nich się urodziłam, ale dorastałam już w epoce Gomułki, Gierka i już Chruszczowa, a nie Stalina.
OdpowiedzUsuńNaprawdę zachęcam do lektury! W pierwszej części m.in. wizytuje m.in. plac budowy Pałacu Kultury i Nauki, a teren ten był w tym czasie eksterytorialną placówką ZSRR i nawet polska milicja nie miała tam prawa wstępu bez odpowiedniego zezwolenia.
OdpowiedzUsuń