niedziela, 31 sierpnia 2014

Ulotne chwile (112)



Fragment korowodu winobraniowego - "Bachanalia", Zielona Góra
Pocztówka z lat 60-tych XX w. zakupiona na allegro
Biuro Wydawnicze "Ruch", wg fot. L. Dmowskiego




piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdawajka na koniec lata, cz.1 :)


Od czasu do czasu dobrze jest zrobić porządek na półkach z książkami. Jakiś czas temu zdecydowałam się na delikatne przewietrzenie półek i oto efekt:




W stosiku znajdują się następujące książki:

Małgorzata Warda, Czarodziejka, wyd. Prószyński i S-ka, 2006,
Georgette Heyer, Wielka Sophy, wyd. Czytelnik, 1995,
Elisabeth Rynell, Hohaj, słowo/obraz/terytoria, 2009,
Elizabeth Buchan, Dobra żona, wyd. Niebieska studnia, 2005,
Francois Lelord, Podróże Hektora, wyd. Książnica, 2008,
Francois Lelord, Hektor i tajemnice miłości, wyd. Książnica, 2008,
Umberto Eco, O bibliotece, Świat Książki, 2007,
Guy Rachet, Słownik cywilizacji egipskiej, wyd. Książnica, 2004,
Emily Giffin, Coś niebieskiego, wyd. Otwarte, 2009


Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany którąś z powyższych pozycji, proszę o zgłaszanie się w komentarzu. Kto pierwszy, ten lepszy. :) Wysyłka na mój koszt na adres przekazany e-mailem.

Sądzę, że będzie jeszcze druga tura rozdawajki, ale nieco później. Ponieważ pierwszy raz organizuję podobną akcję, muszę sprawdzić swoje możliwości organizacyjne. :)

Zapraszam!

środa, 27 sierpnia 2014

Katherine Mansfield do Virginii Woolf, sierpień 1917


Źródło zdjęć


"Do Virginii Woolf 
Chelsea, sierpień 1917
 
 
Jeszcze raz spojrzałam na Ciebie, zanim wszystko znikło i skinęłam Ci ręką; mam nadzieję, że to widziałaś.
 
Dziękuję Ci, że mi pozwoliłaś poznać Asheham. To piękna miejscowość; czuję, że jej promienie świecić będą zawsze w cząsteczce mego duchowego oka.
 
To wielka przyjemność mieć czas na rozmowę z Tobą. Pracujemy w jednym zawodzie, Virginio, a doprawdy ciekawe to i radosne, że obydwie - każda z osobna - dążymy do bardzo podobnego celu. Bo tak jest bez wątpienia, musimy to przyznać.
 
Nie daj sobie wytłumaczyć, że tracę cenny czas na przymierzanie kapeluszy albo na zdradzanie męża. Jestem na to zbyt dumna i zbyt harda. Ale niech ludzie myślą, co chcą... W tej chwili pada na drzewa cudowne światło koloru renklod, a białe obłoczki skaczą po niebie jak króliki. Chciałabym, żebyś mogła zobaczyć wspaniałe gladiolusy w mojej pracowni; są dumne i wzgardliwe niby indiańscy wojownicy.
 
Tak, Twoje "Flower Bed" jest bardzo dobre. Zachwyca mnie spokojne, migotliwe, zmienne światło, które daje wrażenie, że owe pary rozpływają się w jasnym powietrzu.
 
Stara matka "Gooseberry", posługaczka z Ludgate Hill, zdejmuje właśnie kapelusz, który przypomina żuka. "Może pani pozwoli mi teraz sprzątnąć?". Wypędzają mnie. Pójdę do biblioteki, posiedzę wśród pstrych marmurowych kolumn i poczytam sobie, tylko nie Henry Jamesa."
 
 
 Katherine Mansfield, "Listy"
Tłum. Maria Godlewska
Czytelnik, 1978


 

wtorek, 26 sierpnia 2014

Sándor Márai, Wyznania patrycjusza





Po lekturze „Dziennika” wiedziałam, że chcę i muszę poznać bliżej twórczość Maraia. W tym roku przeczytałam już kilka jego książek i żadna mnie nie zawiodła. Szczególną pozycję w jego dorobku zajmują „Wyznania patrycjusza”, w których autor wspomina lata swej młodości, co było dla mnie szczególnie interesujące, skoro „Dziennik” pisany od 1943 r. tak mnie zachwycił. Przez długi czas nie mogłam zdobyć tej książki, ani w bibliotece, ani na allegro. Na szczęście nasza blogowa koleżanka Guciamal wspaniałomyślnie pożyczyła mi tę książkę i dzięki jej miłemu gestowi mogłam ją przeczytać. Bardzo dziękuję!

Chociaż na karcie wstępnej znajduje się zastrzeżenie, , że „(…) Bohaterowie tej powieści biograficznej są postaciami wymyślonymi: ich osobowość i kompetencje istnieją tylko na kartach tej książki, w rzeczywistości nie żyją i nie żyli nigdy.”, nie ma wątpliwości, że książka ta dotyczy życia Sandora Maraia. Historia życia głównego bohatera idealnie pokrywa się z doświadczeniami autora. Owo zastrzeżenie, dość dziwne, należy przyznać, pojawiło się dopiero w wydaniu trzecim uznanym za ostateczne. W pierwszym wydaniu pisarz wymienił bowiem niektórych bohaterów z nazwiska, co spotkało się z protestami zainteresowanych i w rezultacie Marai musiał uiścić karę finansową wskutek przegranego procesu.

„Życie upływa w mroku, który tworzą niewypowiedziane słowa, nieuczynione w porę gesty, milczenie i obawa – życie, to prawdziwe, to tak niewiele. Równowaga rodziny jest czymś szalenie kruchym, podobnie jak równowaga życia.” (s. 82)

W pierwszej części autor drobiazgowo wspomina lata swego dzieciństwa spędzonego w Kassie (obecnie słowackie Koszyce), gdzie jego ojciec był dobrze sytuowanym adwokatem. Jego rodzina wywodziła się z zasymilowanych saskich osadników, pielęgnujących węgierską kulturę i tradycje. Sfera, do której należała jego rodzina, Marai nazywa patrycjatem, co mnie kojarzy się ze starożytnym Rzymem, a oznacza po prostu burżuazję czy też mieszczaństwo. Pisarz z sentymentem wspomina ludzi kształtujących jego osobowość, członków rodziny, kolegów, sąsiadów. Postacie wyłaniające się z mroków pamięci są wyraziste i zwracające uwagę. Dzięki niemu, dzięki jego twórczości ci dawno nieżyjący rodzice, dziadkowie, ciotki pozostaną w pamięci czytelników. Te dopracowane miniatury naszkicowane lekko i nostalgicznie zarazem składają się na rożnobarwny obraz szczęśliwej epoki przełomu wieków, nie znającej okropności wojny, która wkrótce dotknęła kontynent. 

Wspomnienie dzieciństwa w Kassie często wracało w zapiskach „Dziennika”, jest więc to bardzo ważny okres w życiu pisarza, którego znaczenie jest dla niego oczywiste. Dzieciństwo to również czas zdobywania ważnych doświadczeń życiowych i kształtowania się poglądów na życie. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie wspomnienie pisarza dotyczące jego rozczarowania i poczucia niesprawiedliwości w momencie narodzin młodszej siostry czy scena zabawy w cyrk dziecięcej podwórkowej bandy, gdy dzieci się wzajemnie „tresowały”. Ta część wspomnieniowa kończy się rozpoczęciem edukacji w budapesztańskim gimnazjum oraz wybuchem I wojny światowej. 

„W jaki sposób człowiek staje się pisarzem? Nie wiem. Nie pamiętam żadnego szczególnego, wiążącego się z konkretnym wydarzeniem przeżycia, które mogło się stać decydujące, które ukształtowałoby moją pisarską optykę, jakąś szczególną zdolność widzenia i słyszenia, i wyzwoliłoby we mnie umiejętność wyrazu. Chciałem być pisarzem , odkąd pamiętam. Nigdy nie myślałem, że istnieją przecież także inne środki wyrazu niż tylko zapisana za pomocą liter myśl.” (s. 204-5)

Druga część „Wyznań patrycjusza” dotyczy pierwszej emigracji Maraia, kiedy w obawie przed represjami za napisanie kilku artykułów do organu prasowego Węgierskiej Republiki Rad, wyjechał do Niemiec. Studiował tam na kilku uczelniach, sporo podróżował, współpracował również z kilkoma tytułami prasowymi, by w 1928 r. powrócić na Węgry Te kilka lat odegrało istotną rolę w procesie narodzin pisarza. O ile pierwsza część w dużej mierze stanowi zapis wrażeń, impresji ze świata zewnętrznego, o tyle druga część dotyczy kształtowania się portretu duchowego autora i jego wyboru drogi życiowej. Znajdziemy tu nie tylko odniesienia do przeżyć Maraia, lecz również wiele refleksji dotyczących kondycji pisarza we współczesnym mu świecie, schyłkowości znaczenia Europy w degradującym się pejzażu kulturowym. 

Ostatnia część „Wyznań…” to także pojawienie się w jego życiu Loli Metzner, z którą ożenił się w Niemczech i przeżył z nią pozostałe lata swego długiego i niełatwego życia. Szczerze powiem, że – patrząc bardzo przyziemnie – jestem pełna podziwu dla postawy Loli podczas tej młodzieńczej emigracji. Jej cierpliwość i wyrozumiałość wobec męża, który spalał się w poszukiwaniu drogi życiowej, poszukiwania najwłaściwszych środków wyrazu nie dbając o realia życia codziennego, wydaje się nie mieć końca. Ale to również dzięki niej Sandor Marai osiągnął poziom pisarstwa porównywalny z największymi gigantami epoki.

„Mam słabą pamięć. Epoki, wygląd ludzi, spotkanie przesiewają się przez nią bez śladu i zapamiętuję zawsze jedynie grupy przeżyć, które łączą się w wielkie, luźne bryły zdarzeń. W tych bryłach ktoś miniony żyje we mnie symbolicznym życiem, jak robak zamknięty w pradawnym bursztynie. Kogo opuściłem, żyje we mnie tak, jak żyją zmarli w pamięci żywych. Moja pamięć jest niewdzięczna. Z chaosu wynurza się zawsze jakaś jedna postać, a szczątki wspomnień zaczepiają się o nią niczym algi; te ważniejsze wspomnienia o ludziach muszę dopiero oczyścić z namułów, którymi okrył je nurt przeszłości.” (s. 306)

„Wyznania…” to nader trafny tytuł, trudno bowiem uznać, że są to li tylko wspomnienia pisarza z lat młodości. To coś więcej. Ta książka obrazuje przemianę duchową bohatera, jego formację psychologiczną i wybór życiowej misji. Bo pisarstwo to dla Maraia misja, a nie tylko zawód. Jeśli chce się poznać Maraia, jego filozofię życiową, stanowisko wobec roli pisarza w świecie, to lektura „Wyznań patrycjusza” oraz „Dziennika” jest niezbędna. Oba te wydawnictwa wprowadzają nas w świat pisarza, choć są zupełnie odmienne, jeśli chodzi o styl pisania. „Wyznania…” to wiele introspekcji, dygresji, impresji, drgnień i przebłysków świadomości wydobywających z mroku przeszłości świat, którego już nie ma. Jest to dzieło skończone, podczas, gdy „Dziennik” to zapiski „na bieżąco” (choć starannie opracowane i wyselekcjonowane do publikacji) z wieloma przenikliwymi analizami i celnymi uwagami na temat współczesności.

Marai napisał „Wyznania” jako człowiek 34-letni, w co nigdy bym nie uwierzyła, gdyby nie niezbite fakty (data urodzin i data pierwszego wydania). Jego sposób narracji jest niezwykle dojrzały i czytelnik ma wrażenie, że obcuje z człowiekiem stojącym u progu starości wspominającym młodzieńcze lata. W dzisiejszych kategoriach, człowiek w tym wieku nadal uchodzi niemal za młokosa, a u Maraia próżno szukać młodzieńczej lekkomyślności. :) 

„Wyznania patrycjusza” to klucz do twórczości Maraia. Jego styl osiąga tu pełnię. Wydaje mi się, że poznanie twórczości węgierskiego pisarza warto zacząć właśnie od tej książki lub od „Dziennika”. One naświetlają wiele istotnych aspektów odzwierciedlonych w twórczości literackiej. Sandor Marai powoli odzyskuje należne miejsce w historii literatury. Nawet jeśli nie uznamy jego pisarstwa za fascynujące, warto dojść samodzielnie do takiego wniosku. Ja przepadłam w odmętach refleksyjności, przenikliwości i analityczności tekstów Maraia napisanych wyrafinowanym i starannym językiem znakomicie przetłumaczonym przez Teresę Worowską.


 

Autor: Sandor Marai
Tytuł oryginalny: Egy polgár vállomásai
Wydawnictwo: Czytelnik
Tłumacz: Teresa Worowska
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 520



piątek, 22 sierpnia 2014

Józef Mackiewicz o wojnie polsko-bolszewickiej w Programie 2 Polskiego Radia


Źródło zdjęcia

Od 18 sierpnia w godz. 19.10-19.30 w cyklu radiowej Dwójki "Słynne powieści" Jerzy Radziwiłłowicz czyta książkę "Lewa wolna" Józefa Mackiewicza, jednego z wielkich zapomnianych polskiej literatury.
 
Książka ta przedstawia obraz wojny polsko-bolszewickiej 1920 r., w której Józef Mackiewicz uczestniczył jako młody chłopak.
 
Cztery pierwsze fragmenty powieści można odsłuchać na stronie Programu 2 Polskiego Radia, skąd zaczerpnęłam tę informację.
 
Postaram się jej posłuchać, bo z opinii dostępnych w internecie wynika, że warto. 


czwartek, 21 sierpnia 2014

Już po...




Wakacje zbliżają się do końca... Tak mogą powiedzieć uczniowie i nauczyciele, ja jednak mogę zdecydowanie stwierdzić, że dla mnie ten piękny czas relaksu już się skończył. Kilka dni temu wróciłam znad morza, gdzie spędziłam przyjemne dwa tygodnie. Co prawda początek był dość niefortunny z uwagi na chorobę, która mnie dopadła, ale po trzech dniach doszłam do siebie i mogłam cieszyć się słońcem, morzem i odpoczynkiem od codzienności. :) Było pięknie!
 
 


 
 
  
 
 
 


 
"Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli."
 Albert Schweitzer
 
 

Mam nadzieję, że Wasze wakacje również były udane i jeszcze długo będą Wam dostarczać pozytywnej energii. :)))
 

wtorek, 19 sierpnia 2014

Małgorzata Hillar - zapomniana poetka


Małgorzata Hillar (19.08.1926 - 30.05.1995)
Źródło zdjęcia


Małgorzata Hillar (19.08.1926 - 30.05.1995) – jej poezja była poświęcona głównie tematyce miłosnej, odznacza się prostotą w opisie wrażeń i doznań zmysłowych, konkretnością obserwacji rzeczywistości. Debiutowała tomem "Gliniany dzbanek" w 1957 roku. Pełna liryzmu, ciepła i uczuć poezja przyniosła jej ogromny sukces czytelniczy. Kolejne tomiki - "Prośba do macierzanki. Erotyki" (1959), "Krople słońca" (1961) i związany z oczekiwaniem macierzyństwa "Czekanie na Dawida" ugruntowały jej popularność. Ostatnie lata życia poetki upłynęły w zapomnieniu. Pośmiertnie wydano tomik „Gotowość do zmartwychwstania” (1995). Zmarła 30 maja 1995 r. i pochowana została w pobliskim Józefowie.
 
Na jej wiersze natknęłam się przypadkiem i przepadłam. Bardzo je lubię i pozwalam sobie przypomnieć kilka z nich w związku z dzisiejszą rocznicą urodzin Małgorzaty Hillar.
 
 
 
Telefon 

Mówisz
Czuję twój oddech
w słuchawce
jakbyś była blisko

Mówisz
Tak dobrze
z twoim oddechem

a ja
ze słuchawką
przytuloną do ucha
sławię tych
którzy wynaleźli telefon.


Niepokój

 Jest ze mną
zawsze

To on
każe mi odchodzić
od kolorowych i tańczących
i chować się w łódce
na brzegu rzeki

Przez niego
uderzam bezsilnie głową
o szare ściany
i zielony piec

Przed nim
uciekam w nocy
ulicami ciężkimi
jak asfalt

Gdy zobaczysz
że tak biegnę
rzuć mi przez okno
słonecznik

złoty jak serce


Miłość

Jest czekaniem
na niebieski mrok
na zieloność traw
na pieszczotę rzęs

Czekaniem
na kroki
szelesty
listy
na pukanie do drzwi

Czekaniem
na spełnienie
trwanie
zrozumienie

Czekaniem
na potwierdzenie
na krzyk protestu

Czekaniem
na sen
na świt
na koniec świata




 

 

niedziela, 17 sierpnia 2014

Ulotne chwile (110)


Kamienica Fukiera przy Rynku Starego Miasta, Warszawa 1934
Pocztówka zakupiona podczas Warszawskich Targów Książki
wyd. Dom Spotkań z Historią



czwartek, 14 sierpnia 2014

Danuta Stenka, Flirtując z życiem





Słowo „gwiazda” uległo obecnie znacznej dewaluacji i kojarzy się z paniami i panami ustawiającymi się na jak największej ilości ścianek i bywającymi na rekordowej liczbie imprez. Koniecznym elementem dzisiejszego „gwiazdorstwa” jest również sprzedawanie swojego życia prywatnego, co może budzić niesmak, ale jak dotąd jest wielu chętnych do przekraczania kolejnych granic w odzieraniu swego życia z prywatności.

Na szczęście są też aktorzy, którzy koncentrują się na swojej działalności artystycznej i nie pozwalają mediom na zbyt wiele. Do takich osób należy Danuta Stenka, aktorka znana głownie ze wspaniałych ról dramatycznych w teatrze i filmie, chociaż dzięki komedii romantycznej „Nigdy w życiu” poznaliśmy również jej komediowe oblicze.

 Żywię duży szacunek dla dokonań aktorskich pani Stenki, dlatego też z dużą przyjemnością sięgnęłam po książkę „Flirtując z życiem”, która jest zapisem rozmów Łukasza Maciejewskiego i Danuty Stenki. Rozmowy dotyczą życia, pracy, wspomnień z dzieciństwa, opisują karierę zawodową naszej bohaterki, ale przede wszystkim to zapis jej pasji do wykonywania swojego zawodu, chęci do eksperymentowania z formą i niezamykania się w rutynie nabytych umiejętności scenicznych. Aktorka, oprócz ról klasycznych, uczestniczyła bowiem w najlepszych spektaklach awangardowych twórców teatralnych, takich jak Krzysztof Warlikowski, Grzegorz Jarzyna czy Maja Kleczewska.  

Oglądanie pracy Danuty Stenki na scenie i na ekranie jest przyjemnością podobnie jak lektura książki, którą stworzyła wraz z Łukaszem Maciejewskim. Ich rozmowa jest dociekliwa, pełna interesujących refleksji, ale nie ma natrętnych pytań i zbaczania w sfery prywatne. Bohaterka ma szansę z prostotą opowiedzieć o swoim dzieciństwie w kaszubskiej wiosce Gowidlin wypełnionym ciepłem i życzliwością najbliższych. Aktorka opowiada także o swojej drodze do zawodu aktora, która nie była dla niej wcale oczywista i skierowanie na te tory zawdzięcza swoim przyjaciołom.

Zaskoczył mnie fakt, że Danuta Stenka nie jest absolwentką żadnej z polskich szkół aktorskich, lecz trzyletniego Studium Aktorskiego, które działało przy Teatrze Wybrzeże. W Polsce jest to sytuacja dość wyjątkowa, gdyż większość aktorów ma za sobą studia magisterskie, ale np. w USA już nie jest to nic dziwnego, gdyż najwięksi aktorzy są w dużej mierze absolwentami jedynie kursów aktorskich. Przykład Danuty Stenki być może jest koronnym dowodem na to, iż aktorstwo to sfera, w której szkoła nie jest najważniejsza. Mimo braku pięcioletnich studiów aktorskich może się ona poszczycić statusem gwiazdy Teatru Narodowego i aktorki wskazywanej często jako wzór profesjonalizmu i przygotowania do wykonywanej pracy.

Danuta Stenka dość późno zaczęła grać w filmie (dopiero po trzydziestce) i choć osiągnęła całkiem sporo, to jednak mam wrażenie, że polskie kino i telewizja nie wykorzystują jej potencjału. Szkoda, ale może jeszcze nie wszystko stracone, a ta książka pozwoli jej się przypomnieć polskim reżyserom i producentom.

 Wydawałoby się, że kobieta z tak dużymi osiągnięciami zawodowymi, prowadząca poukładane i udane życie osobiste jest dzieckiem szczęścia. Ale Danuta Stenka odważyła się przyznać do trudnego okresu w życiu, gdy dopadła ją depresja. To ważne, że osoby, których osiągnięcia i pozycja zawodowa jest niepodważalna mówią o tej chorobie, która w dzisiejszych, trudnych, nastawionych na sukces i zysk czasach, dotyka coraz więcej osób. Dzięki takim wyznaniom być może niektórzy maluczcy przełamią swój wstyd i pójdą do specjalisty, aby odzyskać radość życia. 

Ten osobisty wywiad czyta się naprawdę świetnie. Nie jest to książka skandalizująca, mająca na celu wywlekanie prywatnych spraw aktorki. Książka pozwala nam poznać Danutę Stenkę bliżej i dzięki niej być może część osób zrozumie, że gwiazdą się jest nie wtedy, gdy takiego określenia użyje jedna czy dwie kolorowe gazety, lecz wtedy, gdy za nazwiskiem i rozpoznawalną twarzą idzie również pokaźny dorobek życia zawodowego. A oprócz tego Danuta Stenka to po prostu kobieta z klasą.
 
 

 
Danuta Stenka (ur. 1961) - polska aktorka. Absolwentka Studium Aktorskiego przy Teatrze Wybrzeże w Gdańsku (1984). Aktorka teatrów: Współczesnego w Szczecinie (1984-1988), Nowego w Poznaniu (1988-1991), warszawskich: Dramatycznego (1991-2001), Rozmaitości (2001-2003) i Narodowego (od 2003). Laureatka wielu nagród m.in. Nagrody im. Wyspiańskiego (1988), Opolskich Konfrontacji Teatralnych (1988, 1989, 1990), Kaliskich Spotkań Teatralnych (1989, 1990), Wielkiego Splendora (2003), Fenomenu „Przekroju" (2010). Za rolę Bradshaw w Zwycięstwie Barkera w reż. Heleny Kaut-Howson (2003) otrzymała Paszport „Polityki" (2004). Laureatka Nagrody im. Zelwerowicza za rolę Ellidy Wangel w Kobiecie z morza Ibsena w reż. Roberta Wilsona (2006). Odznaczona Medalem „Gloria Artis" (2011). Strona internetowa artystki jest tu.



 

Autor: Danuta Stenka, Łukasz Maciejewski
Wydawnictwo: Znak (litera nova)
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 288
  

wtorek, 12 sierpnia 2014

Italo Calvino, Baron drzewołaz





„Cosimo Piovasco di Rondo – Żył na drzewach – Kochał zawsze ziemię. – Wzniósł się do nieba” (s. 374)

Italo Calvino – mówi Wam to coś? Ja słyszałam to nazwisko wielokrotnie, zwykle w nader pozytywnym kontekście, ale po jego książkę sięgnęłam dopiero teraz. Od razu powiem, że żałuję, że tak późno do tego doszło, gdyż lektura „Barona drzewołaza” (pierwsze wydanie z 1957 r.) jest doskonałym przykładem na umiejętne poprowadzenie opowieści wydawałoby się niewiarygodnej i niemożliwej, a w każdym razie dziwacznej. 

15 czerwca 1767 r. dwunastoletni Cosimo di Rondo, najstarszy syn włoskiego barona odmawia zjedzenia posiłku, którego nie akceptuje. Jest to ostatnie kropla, która przechyla czarę jego frustracji i doprowadza do buntu przeciwko rodzicom, co w konsekwencji jest również buntem przeciwko tradycyjnemu stylowi życia. Ucieka on z jadalni przez okno i na sąsiednie drzewo, by już nigdy nie postawić nogi na ziemi…

Mieszkając na drzewie Cosimo organizuje sobie życie na nowo. Przystosowuje się do panujących warunków, buduje domek na drzewie, poluje na zwierzęta futerkowe, szyje strój myśliwski, opracowuje sposób na spanie w wiszącym worku itd. Itd. W miarę upływu dni Cosimo coraz bardziej utwierdza się w decyzji o pozostaniu na drzewach i prowadzenia tam życia. Nie przeszkadza mu to nawiązywać nowych znajomości, bawić się z okolicznymi dziećmi czy uczestniczyć w psotach i figlach. Poznaje dostępne ścieżki i trasy po rozrośniętych i bujnych gałęziach ówczesnych drzew. Nie skutkują namowy rodziców, którzy pogodzili się z istnieniem syna dziwaka. I tak wiedzie życie nad ziemią, spoglądając na świat z gałęzi drzew, co pozwala mu dostrzec niekiedy dużo więcej niż przeciętnemu zjadaczowi chleba. Jego życie jest wypełnione nauką, nie omijają go również przygody miłosne, rozmowy z najwybitniejszymi ludźmi swojej epoki czy nawet walki z piratami!

Życie Cosima poznajemy głównie z opowieści jego młodszego brata Biagio, zupełnie przeciętnego i wiodącego normalne, pozbawione większych wstrząsów życie. Czasem, zwłaszcza w dojrzalszych latach, autor oddaje głos bohaterowi tej niezwykłej opowieści. Każdy rozdział poświęcony jest innej przygodzie Cosima. W swojej narracji Biagio często deklaruje swoją niewiedzę na dany temat lub wskazuje na Cosimo jako źródło danej informacji, co może sugerować, iż nie jest to fakt całkowicie autentyczny, gdyż nasz bohater czasem zmienia swoje wersje wydarzeń. :)

Choć sam pomysł wydaje się dziwaczny to jednak szybko akceptujemy konwencję i towarzyszymy Cosimo w jego peregrynacjach i odkryciach. Bo jego życie pełne jest odkryć i nowych doznań. Jedną z najbardziej zapadających w pamięć historii jest znajomość z rozbójnikiem grasującym po okolicznych lasach, z którym wspólnie pogrążają się w szaleńczej lekturze najsłynniejszych książek epoki. 

„W pewne dni Cosimo i Gian z Puszczy spotykali się na umówionym drzewie, wymieniali książkę i każdy szedł w swoją stronę, gdyż las był wciąż przetrząsany przez zbirów. Ta transakcja, tak przecież prosta, była dla obu stron bardzo niebezpieczna: bo i memu bratu niełatwo byłoby się wytłumaczyć z tej zażyłości ze znanym przestępcą. Ale Giana z Puszczy ogarnęła taka pasja do lektury, że połykał powieść za powieścią i spędzając całe dni na czytaniu w swojej kryjówce, potrafił w jeden dzień pochłonąć książkę, na którą mój brat zużył tydzień albo i więcej.” (s. 160)

Italo Calvino jest wspaniałym gawędziarzem. Wiedzie swoją opowieść gładko, w stylu opowiastek filozoficznych, a jednak pogrążamy się w tym wykreowanym świecie z dużą przyjemnością. Przygody Cosima bawią i uczą. I już nawet nie dziwimy się jego decyzji; skoro praktycznie żaden aspekt życia nie ominął naszego bohatera: dzieciństwo miał ciekawe, nauki nie zaniedbał, przeżył miłość, prowadził bogate życie towarzyskie i uczuciowe, a że na drzewach, a nie na ziemi, no trudno, jego wybór. :) Jest to opowieść o przenikaniu się cywilizacji stworzonej przez ludzi ze światem przyrody, o sile indywidualności i wierności swoim przekonaniom zarazem.

Jeśli chcecie poznać tę fascynującą i świetnie napisaną historię zachęcam do sięgnięcia po ten tytuł. Ja z pewnością poszukam kolejnych książek Italo Calvino i jestem niemal pewna, że się nie rozczaruję. Na koniec zostawiam Was z opisem niezwykłej biblioteczki Cosimo.

„Na swoje książki Cosimo konstruował wciąż na nowo, wiszące biblioteczki, zabezpieczone jak się dało najlepiej, przed deszczem i gryzoniami, urządzał je w coraz innym miejscu, zależnie od przedmiotu studiów i upodobań danej chwili, bo, jak mówił, książki są jak ptaki: smutnieją, kiedy je trzymać nieruchomo w klatce. W najmasywniejszej z tych napowietrznych szaf ustawiał rzędem tomy Encyklopedii Diderota i d’Alemberta, w miarę jak nadchodziły od księgarza z Livorno. I jeżeli w ostatnich czasach wskutek ciągłego tkwienia w książkach chodził trochę z głową w obłokach, coraz mniej interesując się otaczającym światem, to natomiast lektura Encyklopedii, a zwłaszcza niektórych przepięknie opracowanych haseł jak Abeille, Arbre, Bois, Jardin, odkrywała przed nim, jak gdyby na nowo, rzeczy dawno znane.” (s. 178) 

 P.S. Gdybyście chcieli doświadczyć mieszkania na drzewie zajrzyjcie tutaj.

 

Italo Calvino (1923-85) – urodzony na Kubie jeden z najważniejszych włoskich pisarzy XX wieku. Początkowo tworzył w stylu neorealistycznym, później zaś pisał teksty alegoryczne i fantasy. Od 1945 r. Calvino był dziennikarzem komunistycznego dziennika L’Unita, pisywał również w innych pismach. Po sowieckiej inwazji na Węgry w 1956 r. Calvino zerwał z włoską partią komunistyczną. Swój debiut pt. „Ścieżka pajęczych gniazd” wydał w 1947 r., a do najważniejszych tytułów należą: „Niewidzialne miasta” (1972) i „Jeśli zimową nocą podróżny” (1979). „Baron drzewołaz” (1957) stanowi drugą część cyklu „Nasi przodkowie”, w skład której wchodzą również „Wicehrabia przepołowiony” (1952) oraz „Rycerz nieistniejący” (1959).    Źródło zdjęcia

 

Autor: Italo Calvino
Tytuł oryginalny: Barone Rampante
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Tłumacz: Barbara Sieroszewska
Rok wydania: 1964
Liczba stron: 376

piątek, 8 sierpnia 2014

Krzysztof Hejke, Polesie





„Często podróżowałem szlakami wodnymi łodzią bądź kajakiem płynąc kilkumetrowym kanałem w palisadzie z trzciny. Po godzinach wędrówki tunel się otwierał ukazując zjawiskowe jezioro o płytkim dnie z krystaliczną wodą i stado białych czapli niczym z obrazu Chełmońskiego.” (Krzysztof Hejke, Wstęp)

Dziś chciałabym Wam przedstawić książkę niezwykłą. Jest ona niezwykła nie tylko z uwagi na temat - tajemniczą krainę, o której opowiada, ale jej niezwykłość wynika z faktu, że jest to album fotograficzny z urzekającymi zdjęciami Krzysztofa Hejke. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że to tylko „książka do oglądania”. Ostatnio raczej nie kupuję albumów, ale po przejrzeniu tego wydawnictwa stwierdziłam, że warto je mieć na własność. Wszystko, co wiąże się z Polesiem interesuje mnie i przyciąga jak magnes, co jest spowodowane moją krótką stycznością ze współczesnym Polesiem podczas białoruskich wakacji w 2009 r. oraz lekturą „Polesia” Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. 

Album podzielony jest na kilka rozdziałów zatytułowanych prosto i konkretnie: Rys historyczny; Krajobraz ; Architektura; Ludzie; Cmentarze; Współczesność


Teksty autorstwa Katarzyny Rzehak i Jarosława Książka (rozdział Współczesność) wprowadzają w temat, a nastrojowe zdjęcia Krzysztofa Hejke pokazują dzisiejsze Polesie, gdzie często można się natknąć na urzekające piękno natury i ślady dawnych tradycji. W „Rysie historycznym” autorka prezentuje dzieje tych ziem od wczesnego średniowiecza po współczesność, a tekst ilustrują stare zdjęcia i pocztówki potwierdzajże unikalny charakter tych ziem. Oprócz nich można także obejrzeć portrety synów Polesia, polskich bohaterów narodowych, takich jak Tadeusz Kościuszko czy Romuald Traugutt. 

W kolejnych rozdziałach zanurzamy się w specyficzny krajobraz tych ziem, obecnie znacznie zmieniony, ale gdzieniegdzie można się natknąć na błota i zarośnięte szlaki wodne, gdzie można się dostać jedynie łódką czy kajakiem. 

Czasem jedna fotografia mówi więcej niż tysiące słów… Kiedy oglądamy zdjęcia ciągle imponujących ruin pałacu Sapiehów w Różanach, ruin neogotyckiego pałacu Pusłowskich w Mereczowszczyźnie, niszczejącego kościoła w Wołczynie, przez pewien czas miejsca spoczynku doczesnych szczątków ostatniego króla Polski, to… żal serce ściska. I nie zmienia tego fakt pięknie odnowionej, cieszącej oko zabytkowej katedry w Pińsku, kilku kościółków oraz cerkwi. 

„Bywało, że dom witał zapachem chleba z mąki gryczanej i dzielił się prastarym przepisem na pranie koszul w popiele ugniatanymi nogami. Poznałem tam receptę, jak pozbyć się kołtuna, oraz drogę do starej baby, co »zamawia i masuje«. Odkryłem genezę nazwy rzeki Prypeć, która pochodzi od »trzy razy pięć« i oznacza liczbę dopływów trudnych do policzenia w dawnych czasach przez niewykształconą społeczność.
To tu, w zaściankach szlacheckich przetrwała świadomość lepszego pochodzenia, mimo że mało kto potrafi dziś przywołać swoje zawołanie lub określić herb. Tu spotkałem szczery i szalony gniew przedwojennego wiarusa na zmianę języka w modlitwie (teraz obowiązuje białoruski). Bo polski od wieków swą melodią i oddaniem wpisywał się w krajobraz miejsko-wiejski. Mój rozmówca, były zakrystianin, nie mogąc znieść myśli o liturgii po białorusku, spalił pierwsze wydanie Biblii w tym języku, uważając, że jest dowodem... działalności szatana”.
(Krzysztof Hejke, Wstęp)


Ogromne wrażenie robią portrety ludzi, których napotkał na swojej drodze Krzysztof Hejke. Są to w większości zdjęcia ludzi żyjących na tych terenach z ich pamiątkami, wspomnieniami, starymi zdjęciami. Niektórzy wykonują uświęcone tradycją czynności, niektórzy pamiętają, że wywodzili się z zaścianka szlacheckiego. Ale ludzka pamięć jest ulotna. Za 5, 10, 20 lat tych ludzi, którzy coś pamiętają, już nie będzie, a nowe pokolenie chyba nie będzie miało nawet najmniejszych wspomnień o przeszłości rodzinnej… 

Wszystko powoli zanika. Ten album stanowi próbę zatrzymania tego nostalgicznego wspomnienia unikalnego miejsca na ziemi, które już praktycznie znikło w takiej formie, w jakiej opisywał je Antoni Ferdynand Ossendowski. Prawdziwych Poleszuków już chyba nigdy nie spotkamy…

Polski fotografik szczególne miejsce poświęcił w albumie poleskim cmentarzom. Pokazał te niszczejące i te zadbane. Uwagę zwracają tradycyjne poleskie krzyże kolorowe ze wstążką. Są to miejsca pamięci, gdzie można natknąć się na ślady tradycji starszej niż czasy II Rzeczpospolitej.

Współczesna Białoruś jest dość specyficzna. W każdej, nawet najmniejszej miejscowości w centralnym punkcie jest pomnik Lenina lub innego socjalistycznego bohatera. Hejke doskonale to odzwierciedla pokazując zadbane, czyste ulice i te pomniki świadczące o niewygasłych sentymentach do lat komunizmu, a może jest to teraźniejszość dla tego kraju. 

Polecam ten przepiękny album z całego serca. Może nie oddałam wszystkich szczegółów tej publikacji, gdyż kończę pisać ten tekst z dala od domu, ale chciałam, abyście spojrzeli na nią życzliwie. Dzięki wspaniałym zdjęciom autorstwa Krzysztofa Hejke można poczuć ten niedzisiejszy, specyficzny klimat, który został praktycznie zdemolowany przez huragan historii.


P.S. zamieszczam link do ciekawej fotograficznej relacji dziennikarzy przebywających na Białorusi w maju br. Sama miałam podobne odczucia podczas swego wyjazdu w 2009 r.

A skoro już jestem przy relacji z Białorusi, poniżej zamieszczam linki do moich wrażeń z Białorusi:
Impresje białoruskie - cz. 1, cz. 2cz. 3, cz. 3a, cz. 4, cz. 5       
 
Krzysztof Hejke (ur. 1962), profesor zwyczajny sztuk filmowych. Urodził się w 1962 roku w Warszawie. Ukończył Liceum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie. W latach 1987-1991 studiował w Instytucie Fotografii Artystycznej w Pradze oraz na Wydziale Operatorskim Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Jest profesorem na Wydziale Operatorskim i Wydziale Reżyserii macierzystej PWSFTViT w Łodzi.
 

Autor: Krzysztof Hejke
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 216

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rachel Cusk, Arlington Park




„Arlington Park był miejscem tajemniczym; przedmieściem, a tak naprawdę wielką wioską, choć nawet tu potęga życia jawiła się w całej swej okazałości, obdzielając świat swoim niepohamowanym, odwiecznym uniwersalizmem. Wszystko tu było żywotne i niezłomne, to całe zdobywanie i posiadanie, ten rozwój, to nieustanne i wojownicze domaganie się uznania.” (s. 46)

Rachel Cusk to pisarka, której nazwisko jest już dobrze znane w kręgach literackich. „Arlington Park” to siódma książka w jej dorobku, która znalazła się w finale nagrody Orange Prize w 2007 r. Jej akcja toczy się w ciągu jednego deszczowego dnia w Arlington Park, fikcyjnym przedmieściu Londynu, zamieszkanym głównie przez rodziny z dziećmi klasy średniej. Cusk opowiada nam o jednym dniu z życia pięciu kobiet, żon i matek, które podczas rutynowych zajęć zastanawiają się nad sensem funkcjonowania w domowym kieracie. Mimo wykształcenia większość z nich nie pracuje poświęcając się życiu domowemu, które sprawia wrażenie pułapki, w której ugrzęzły ich wcześniejsze plany i aspiracje. Uczucia i rozmyślania bohaterek są zadziwiająco podobne w swoim krytycyzmie wobec macierzyństwa oraz związku z mężem. Jedna z bohaterek nawet posuwa się do stwierdzenia, że mąż ją „zamordował” podejmując decyzję o przeprowadzce na przedmieścia. Wszystkie bohaterki są zajęte swoimi problemami, swoim zmęczeniem, swoją frustracją i swoją krzywdą… 

Wizja macierzyństwa i życia domowego zarysowana w tej książce jest niesłychanie pesymistyczna. Czytając ją miałam wrażenie, że wszystkie bohaterki są pogrążone w niekończącej się depresji, której powodem są dzieci i mężowie. Wszystkie z nich mają problemy w komunikowaniu się. Ich myśli, prezentowane przez Cusk w formie strumienia świadomości, są zupełnie niezgodne z tym, co robią i mówią. Na horyzoncie nie widać najbledszej iskierki sygnalizującej poprawę, gdyż wpleciony wątek dotyczący matki jednej z naszych bohaterek również nie napawa optymizmem. Po śmierci męża i rozpoczęciu przez córki życia na własny rachunek zabija ona czas alkoholem i niekończącymi się rozmowami telefonicznymi, którymi chce zagłuszyć narastającą samotność. Podsumowując, w świecie opisanym przez autorkę kobiety mają – excusez le mot - „przerąbane” w momencie, gdy założą rodzinę. 

Żadna z bohaterek nie wzbudziła mojej sympatii, a jakieś żywsze uczucia odczułam jedynie wobec zaniedbanej Solly, oczekującej narodzin czwartego dziecka, która pod wpływem swojej lokatorki postanowiła zawalczyć o siebie przynajmniej w odniesieniu do przeniesienia części obowiązków na męża. Jednak jest to bohaterka, która pojawia się w książce zaledwie w jednym rozdziale i jej historia jest odseparowana od pozostałych (nie rozgrywa się jedynie podczas tego deszczowego dnia).

Paradoksalnie, wiele z odczuć bohaterek jest mi bliska. Również miałam dosyć obowiązków związanych z opieką nad dzieckiem, zasypiałam na stojąco, zmieniałam pieluchy, dziecko mnie denerwowało swoimi kaprysami, ale nigdy nie opisałabym swojego życia i doświadczenia macierzyństwa w tak ciemnych barwach. Ważną rolę w zaprowadzeniu w życiu właściwej równowagi mają nasi partnerzy. W książce Cusk mężczyźni są bezbarwni, nic nie wnoszą do akcji, chyba że przyczyniają się do jeszcze większego stresu odczuwanych przez ich żony. Może Cusk przeniosła swoje doświadczenia i odczucia do tej książki, ale są one wybitnie jednostronne i nie zgadzam się z tą wizją. Mimo że bohaterek jest aż pięć, prezentują one bardzo zbliżony pogląd na macierzyństwo, nie ma wśród nich żony i matki zadowolonej z życia, kochającej i kochanej. Wnioskując z tej książki bohaterką, która zawalczyła o siebie i swoją podmiotowość jest lokatorka jednej z bohaterek, która zostawiła męża i dziecko (któremu jest z ojcem „dobrze”) i ruszyła w świat kontynuując karierę prawniczą. Szczerze powiem, że wątpię, aby jej szczęście mogło być kompletne.

Jest to książka napisana interesująco, stylowo niewiele można jej zarzucić, gdyż nawet pewne dłużyzny zbytnio nie drażnią. Widać w niej wpływ „Pani Dalloway” Virginii Woolf, na której podobno Cusk się wzorowała. Niemniej jednak, mimo zrozumienia dla wielu uczuć i rozterek bohaterek, nie jestem w stanie zaakceptować tak beznadziejnej wizji życia rodzinnego. Nie ma wśród bohaterek żadnej, która miałaby nieco optymistyczniejsze podejście do swojej roli żony i matki. Ta jednostronność i wszechobecny pesymizm dołuje i przyznam, że z ulgą zakończyłam tę wizytę w Arlington Park. Nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę; nawet nie mogę powiedzieć, że jestem zaskoczona jej wydźwiękiem, gdyż czytałam parę wywiadów z pisarką, w których nie ukrywa swojego podejścia do macierzyństwa, ale jednak jestem nieco rozczarowana jednowymiarowością przekazu.

 


Rachel Cusk (ur. 1967) – z pochodzenia Kanadyjka, mieszkała i kształciła się w Anglii i Stanach Zjednoczonych. Autorka sześciu powieści, m.in. znanych polskim czytelnikom "Arlington Park" i "Wariacje na temat rodziny Bradshaw". Jest laureatką Nagrody im. Somerseta Maughama i Nagrody Whitbread, a w 2007 roku znalazła się w ścisłym finale Nagrody Orange przyznawanej najlepszym pisarkom. 
 
 
 

Autor: Rachel Cusk
Tytuł oryginalny: Arlington Park
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tłumacz: Paweł Łopatka
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 308

 

niedziela, 3 sierpnia 2014

Ulotne chwile (108)


Szczecinka, zachód słońca nad jeziorem Wielim
Pocztówka z lat 60-tych XX w. zakupiona w antykwariacie
fot. Z. Warchalski, wyd. PTTK




Autorzy

Agopsowicz Monika Albaret Celeste Albom Mitch Alvtegen Karin Austen Jane Babina Natalka Bachmann Ingeborg Baranowska Małgorzata Becerra Angela Beekman Aimee Bek Aleksander Bellow Saul Bennett Alan Besala Jerzy Bobkowski Andrzej Bogucka Maria Bonda Katarzyna Borkowska Urszula Bowen Rhys Brabant Hyacinthe Braine John Brodski Josif Calvino Italo Castagno Dario Cegielski Tadeusz Cejrowski Wojciech Cherezińska Elżbieta Cleeves Ann Courtemanche Gil Covey Sean Crummey Michael Cusk Rachel Czapska Maria Czarnecka Renata Czarnyszewicz Florian Czwojdrak Bożena Dallas Sandra de Blasi Marlena Didion Joan Dmochowska Emma Doctorow E.L. Domagalski Dariusz Domańska-Kubiak Irena Dostojewska Anna Drewniak Wojciech Drinkwater Carol Drucka Nadzieja Druckerman Pamela Dunlop Fuchsia Dyer Wayne Edwardson Ake Evans Richard Fabiani Bożena Fadiman Anne Faulkner William Fiedler Arkady Filipowicz Wika Fletcher Susan Fogelström Per Anders Fønhus Mikkjel Fowler Karen Joy Frankl Viktor Franzen Jonathan Frayn Michael Fredro Aleksander Fryczkowska Anna Gaskell Elizabeth Genow Magdalena Gilmour David Giordano Paolo Goetel Ferdynand Goethe Johann Wolfgang Gołowkina Irina Grabowska-Grzyb Ałbena Grabski Maciej Green Penelope Grimes Martha Grimwood Ken Gunnarsson Gunnar Gustafsson Lars Gutowska-Adamczyk Małgorzata Guzowska Marta Hagen Wiktor Hamsun Knut Hejke Krzysztof Helsztyński Stanisław Hen Józef Herbert Zbigniew Hill Napoleon Hill Susan Hoffmanowa Klementyna Holt Anne Hovsgaard Jens Hulova Petra Ishiguro Kazuo Iwaszkiewicz Jarosław Iwaszkiewiczowa Anna Jaffrey Madhur Jahren Hope Jakowienko Mira Jamski Piotr Jaruzelska Monika Jastrzębska Magdalena Jersild Per Christian Jörgensdotter Anna Jurgała-Jureczka Joanna Kaczyńska Marta Kallentoft Mons Kanger Thomas Kanowicz Grigorij Karlsson Elise Karon Jan Karpiński Wojciech Kaschnitz Marie Luise Kolbuszewski Jacek Komuda Jacek Kościński Piotr Kowecka Elżbieta Kraszewski Józef Ignacy Kręt Helena Kroh Antoni Kruusval Catarina Krzysztoń Jerzy Kuncewiczowa Maria Kutyłowska Helena Lackberg Camilla Lanckorońska Karolina Lander Leena Larsson Asa Laurain Antoine Lehtonen Joel Loreau Dominique cytaty Lupton Rosamund Lurie Alison Ładyński Antonin Łapicka Zuzanna Łopieńska Barbara Łozińska Maja Łoziński Mikołaj Maciejewska Beata Maciorowski Mirosław Mackiewicz Józef Magris Claudio Malczewski Rafał Maloney Alison Małecki Jan Manguel Alberto Mankell Henning Mann Wojciech Mansfield Katherine Marai Sandor Marias Javier Marinina Aleksandra Marklund Liza Marquez Gabriel Masłoń Krzysztof Mazzucco Melania McKeown Greg Meder Basia Meller Marcin Meredith George Michniewicz Tomasz Miłoszewski Zygmunt Mitchell David Mizielińscy Mjaset Christer Mrożek Sławomir Mukka Timo Murakami Haruki Musierowicz Małgorzata Musso Guillaume Myśliwski Wiesław Nair Preethi Naszkowski Zbigniew Nesbø Jo Nesser Hakan Nicieja Stanisław Nothomb Amelie Nowakowski Marek Nowik Mirosław Obertyńska Beata Oksanen Sofi Orlińska Zuzanna Ossendowski Antoni Ferdynand Pająk-Puda Dorota Paukszta Eugeniusz Pawełczyńska Anna Pawlikowski Michał Pezzelli Peter Pilch Krzysztof Platerowa Katarzyna Plebanek Grażyna Płatowa Wiktoria Proust Marcel Pruszkowska Maria Pruszyńska Anna Przedpełska-Trzeciakowska Anna Puchalska Joanna Puzyńska Katarzyna Quinn Spencer Rabska Zuzanna Rankin Ian Rejmer Małgorzata Reszka Paweł Rutkowski Krzysztof Rylski Eustachy Sadler Michael Safak Elif Schirmer Marcin Seghers Jan Sobański Antoni Sobolewska Justyna Staalesen Gunnar Stanowski Krzysztor Stasiuk Andrzej Stec Ewa Stenka Danuta Stockett Kathryn Stulgińska Zofia Susso Eva Sypuła-Gliwa Joanna Szabo Magda Szalay David Szarota Piotr Szczygieł Mariusz Szejnert Małgorzata Szumska Małgorzata Terzani Tiziano Theorin Johan Thompson Ruth Todd Jackie Tomkowski Jan Tristante Jeronimo Tullet Herve Velthuijs Max Venclova Tomas Venezia Mariolina Vesaas Tarjei Wachowicz-Makowska Jolanta Waltari Mika Wałkuski Marek Wańkowicz Melchior Warmbrunn Erika Wassmo Herbjørg Wasylewski Stanisław Weissensteiner Friedrich White Patrick Wiechert Ernst Wieslander Jujja Włodek Ludwika Zevin Gabrielle Zyskowska-Ignaciak Katarzyna Żylińska Jadwiga
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...