„W minionych latach kolejno traciłem pracę, dom, znikła warstwa społeczna, dla której pisałem, potem utraciłem ojczyznę, język ojczysty, osobowość prawną. Teraz już nie mam niczego. Rozumiem, co czuł święty Franciszek, kiedy nagi spoczął na gołej ziemi.” (s. 152; 1949 r.)
Sandor Marai, literat, pisarz intelektualista i erudyta węgierski zaczął pisać swój Dziennik w 1943 r., gdy zrezygnował z pisania do gazet. Mieszkał wtedy w Budapeszcie, toczyła się wojna światowa, a Marai postanowił zapisywać swoje odczucia wobec świata. Te notatki sporządzał aż do śmierci, a więc przez 46 lat…
„Trzeba czasu, nim ludzie zrozumieją, że niewola jest niewolą nawet wtedy, gdy rodzi się z walki o wolność i rewolucji.” (s. 132; 1948 r.)
W 1948 roku wraz z żoną i adoptowanym synkiem uciekł przed komunistyczną dyktaturą. Mieszkali we Włoszech i w USA. Po upadku powstania węgierskiego w 1956 roku całkowicie stracił nadzieję na powrót do ojczyzny. Na emigracji wydał kilkanaście książek, ale nigdy nie mógł się tam odnaleźć. Koleje jego losu to w pewnym sensie odwzorowanie losu pokolenia pozbawionego najpierw swojej małej ojczyzny, potem kraju rodzinnego, na koniec zaś wszystkich najbliższych…
Ten „Dziennik” to świadectwo erudycji autora. Jego przemyślany, zadziwiający przenikliwością, zdystansowany i bardzo trzeźwy osąd współczesnego mu świata i kultury budzi podziw i fascynację. Polskie wydanie to zaledwie wycinek jego zapisków. Na Węgrzech ukazało się 5 tomów „Dzienników” i tak już wyselekcjonowanych przez autora, który wydawał je sukcesywnie podczas swojego pobytu na emigracji.
Nie dowiemy się z niego zbyt wielu szczegółów z życia pisarza, może za wyjątkiem ostatnich, wstrząsających i niebywale emocjonalnych zapisków dokumentujących proces odchodzenia, narastającej rozpaczy i bezradności. Ta część notatek nie została przez pisarza zredagowana, mamy więc do nich dostęp w całości z datami dziennymi.
O czym jest ten „Dziennik”? O kulturze, o historii, o pięknie, o literaturze, o losie człowieka kulturalnego we współczesnym skomercjalizowanym świecie, o Europie, o Ameryce. Marai, zdystansowany, zamknięty w swoim świecie wartości, potrafił z ogromną dokładnością wskazywać na niepokojące zjawiska w otaczającym go świecie. Za swoją niepokorność i kręgosłup moralny zapłacił wysoką cenę. Cenę zapomnienia, poniewierki i biedy. Nigdy jednak nie żałował swoich wyborów w obliczu zalewu komunizmu, płytkości sądów i prostactwa. Jego erudycja i błyskotliwość, których jesteśmy świadkiem na każdej stronie wydanych fragmentów „Dziennika” robi na czytelniku kolosalne wrażenie.
„Znajdujemy się nie „na progu”, lecz w samym środku sytuacji, której nie sposób nazwać inaczej, jak tylko „jedną z najdoskonalej ogłupiających epok” w historii ludzkości. Wraz z rozwojem „nauk użytecznych” postępuje w głąb i wszerz ogłupienie świata ludzkich mas.
„Jakość” – jakość duchowa, artystyczna, tak samo jak jakość człowiecza, uczuciowa – w świecie ciemnych, barbarzyńskich tłumów już nawet nie jest ofiarą negatywnej selekcji: po prostu marnieje i zanika, jak wszystko, co nie znajduje odgłosu i żywej więzi z życiem.” (s. 235; 1956 r.)
„Jakość” – jakość duchowa, artystyczna, tak samo jak jakość człowiecza, uczuciowa – w świecie ciemnych, barbarzyńskich tłumów już nawet nie jest ofiarą negatywnej selekcji: po prostu marnieje i zanika, jak wszystko, co nie znajduje odgłosu i żywej więzi z życiem.” (s. 235; 1956 r.)
W przypadku takich książek jak “Dziennik” Maraia najpełniej odczuwam swoją niemoc w przekazaniu Wam, jak wspaniała i godna uwagi jest to rzecz. Cokolwiek bym nie napisała, zabrzmi to zbyt płasko i nieciekawie, a wybór przymiotników, których mogę użyć w odniesieniu do tej książki jest zbyt ograniczony. Ile razy mogę napisać, że „Dziennik” Sandora Maraia jest „wspaniały”, „przejmujący”, „jedyny w swoim rodzaju”, „niesamowity”?
Można albo napisać elaborat, albo krótko wyrazić swoje zdanie. Na elaborat moja wiedza jest zbyt skromna, napiszę więc krótko i węzłowato: żałuję każdej godziny i każdego dnia, o który odwlekałam przeczytanie tej książki stojącej u mnie na półce od pół roku. Nie popełnijcie tego błędu. Było to dla mnie jedno z najbardziej poruszających intelektualnie doświadczeń czytelniczych. To książka, do której na pewno będę wracać i czerpać z niej siłę i mądrość. Na stronie księgarni Amazon spotkałam się z opinią na temat Dziennika Maraia z lat 1944-48, której tytuł oddaje moją opinię o „Dzienniku” w 100%, a brzmi on: „Wyżebraj, kup lub ukradnij, ale koniecznie przeczytaj tę książkę!”
Sándor Márai (1900-89) - węgierski prozaik i poeta. Przed II wojną światową był jednym z najpopularniejszych węgierskich pisarzy. W 1948 r. opuścił Węgry i udał się na emigrację. Do jego najsłynniejszych książek należą: "Dziennik", "Wyznania patrycjusza", "Zbuntowani", "Księga ziół". Zmarł śmiercią samobójczą w 1989 r.
Autor: Sandor Marai
Tytuł oryginalny: Naplo
Wydawnictwo: Czytelnik
Tłumacz: Teresa Worowska
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 640
Te dzienniki intelektualne to moja ulubiona seria. Maraja mam jeszcze przed sobą i nie mogę się wręcz doczekać.
OdpowiedzUsuńPolecam, to duchowa uczta dla czytelnika :)
UsuńTo rzeczywiście propozycja nie do odrzucenia; wyżebrać, ukradnij, pożycz, a przeczytaj :) Dzienniki nie stoją na mojej półce, za to stoi W podróży już dość długo, a po twojej entuzjastycznej opinii znalazł się wysoko na liście. A wczoraj w antykwariacie nabyłam Wyznania patrycjusza, które, jak wynika z opisu na okładce składają się z dwóch części-pierwsza opowiada o próbie wyrwania się z pewnego świata (Węgry), a druga - o daremności tej próby (niepogodzenia się z życiem na emigracji). Jeśli byś chciała to mogę podrzucić w kwietniu:), bo zacznę jednak od W podróży
OdpowiedzUsuńTen Dziennik naprawdę jest wart uwagi nawet dla osób, które nie lubią tego typu literatury. Mam nadzieję, że się spotkamy w kwietniu, ale różnie może być (napiszę maila). A o "Wyznania patrycjusza" bardzo pięknie się uśmiecham, bo nie mogę upolować tej książki na allegro. :)
Usuń