środa, 27 listopada 2013

Irena Koźmińska, Elżbieta Olszewska, Z dzieckiem w świat wartości




Kupuję poradniki na różnych etapach swojego życia. Gdy byłam singielką, chciałam się dowiedzieć, jak znaleźć swoją drugą połówkę. Gdy byłam w związku, szukałam recepty na szczęście. Ale tak naprawdę najwięcej książek o charakterze poradnikowym kupiłam, gdy zostałam mamą. 

Książka, którą Wam dziś prezentuję, została napisana przez dwie panie związane obecnie z fundacją „Cała Polska czyta dzieciom”. Jak wspominają autorki „Napisałyśmy tę książkę dla rodziców, dla wszystkich, którzy pragną dobrej przyszłości dla swoich dzieci.” (s. 14) Nauka wartości, które mają prowadzić nasze dzieci przez życie, nie jest sprawą łatwą, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę pęd i zabieganie charakterystyczne dla współczesnego tempa życia. Autorki we wstępie zwracają uwagę na niekorzystne przemiany, jakie zaszły w naszym otoczeniu, na degradację i spłycenie społecznych więzi (choćby zanik sąsiedzkiej wspólnoty), co ma niekorzystny wpływ na nasze dzieci. Podkreślają też potrzebę poświęcenia dziecku czasu, w rozumieniu:
 
C – cierpliwość
Z – zachwyt
A – akceptacja
S - szacunek

Wielu z nas, na skutek szaleńczego pędu i nadmiernej ilości pracy zaniedbuje tę sferę życia koncentrując się na zapewnieniu rodzinie bezpieczeństwa materialnego, a zaniedbując poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego dziecka. Ta książka zwraca uwagę na ten niezmiernie ważny, wręcz kluczowy element wychowania dziecka. Autorki wybrały dwanaście wartości, które powinny być przekazane naszym dzieciom, aby zapewnić im drogowskaz moralny w dorosłym życiu. Są to: szacunek, uczciwość, odpowiedzialność, odwaga, samodyscyplina, pokojowość, sprawiedliwość, optymizm, przyjaźń i miłość, solidarność, piękno i mądrość.

Każdy rozdział jest poświęcony świadomym metodom przekazywania dzieciom wybranych wartości. Autorki przygotowały zestaw zabaw i ćwiczeń praktycznych, które kształtują postawę dzieci. Książka może z powodzeniem służyć  i rodzicom, i wychowawcom przedszkolnym. Uwagę zwraca czytelne i przejrzyste oznakowanie tych aktywności oraz duża wartość praktyczna zaproponowanych ćwiczeń, które odnoszą się do sytuacji codziennych, pozwalających wytłumaczyć dziecku poruszane kwestie etyczne. Pozornie wydaje się, że autorki książki mówią rzeczy oczywiste i żadne ćwiczenia nie są potrzebne, jeśli rodzice dają dziecku dobry przykład na co dzień. Zgoda, tylko, że dzisiejsze rozedrgane czasy z jednej strony ogromnego zaangażowania w pracę, aby utrzymać rodzinę na godnym poziomie, z drugiej strony z uwagi na wszechobecny relatywizm, wcale nie sprzyjają procesowi wychowawczemu. Wielu rodziców potrzebuje takich podanych w sposób prosty i nieskomplikowany wskazówek.

Obie autorki są zaangażowane w działalność Fundacji "ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom". Nic więc dziwnego, że niebagatelną zaletą tej książki jest również publikowany na końcu każdego rozdziału zestaw lektur, które mogą być wykorzystane w kształtowaniu postaw i „uczulaniu” dziecka na konkretne wartości. Można jedynie czuć pewien niedosyt, gdyż  wiele z nich jest powtórzonych jako odnoszących się treściowo do różnych wartości i ich wybór jest dość ograniczony.


Nie mogę nie wspomnieć o pięknej okładce, zaprojektowanej przez Rafała Olbińskiego. Kolorowa tęcza przyciąga uwagę i dorosłych czytelników i dzieci, co mogłam zaobserwować na przykładzie mojego synka, który obrazkiem na okładce książki był wręcz zafascynowany.

Z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę każdemu rodzicowi. Jest napisana prostym przystępnym językiem. Zabawy i ćwiczenia proponowane przez autorki są łatwe do wykorzystania w codziennym życiu. Ciekawa, mądra książka i choć nie jestem pasjonatką poradników, przeczytałam ją z dużym zainteresowaniem. Mówi o sprawach wydawałoby się nie podlegających dyskusji i oczywistych, ale w dzisiejszych czasach konsumpcjonizmu i pędu za pieniądzem warto pamiętać o tych najważniejszych życiowych sprawach.


Irena Koźmińska - założycielka i prezes Fundacji "ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom". Po pobycie w USA w latach 1994-2000 związanym z pełnieniem przez jej męża funkcji ambasadora Polski w USA, zainicjowała kampanię "Cała Polska czyta dzieciom".

Elżbieta Olszewska - członek zarządu i dyrektor programowy Fundacji "ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom". Mieszka w Toruniu, gdzie założyła interaktywne Muzeum Piernika.


Autor: Irena Koźmińska, Elżbieta Olszewska
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 224

 

poniedziałek, 25 listopada 2013

25 listopada - Światowy Dzień Pluszowego Misia


Chyba każdy z nas miał swojego ukochanego misia w dzieciństwie. Ta maskotka jest jedną z najukochańszych przytulanek. Nie zmieniło się to i dzisiaj, gdy wybór zabawek jest ogromny. Miś jednak musi być. :)
 
Okazuje się, że w 2002 r., w setną rocznicę powstania maskotki, ustanowiono Światowy Dzień Pluszowego Misia. A jak doszło do wymyślenia tej zabawki? W 1902 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Teodor Roosvelt, wybrał się na polowanie. Po kilku godzinach bezskutecznych łowów, jeden z towarzyszy prezydenta postrzelił małego niedźwiadka i zaprowadził go do Roosvelta. Prezydent ujrzawszy przerażone zwierzątko, kazał je natychmiast uwolnić. Jeden ze świadków tego zdarzenia uwiecznił historię niedźwiadka na rysunku opublikowanym w gazecie, którą czytał producent zabawek… Od tego momentu zaczęto wykorzystywać zdrobniałe imię prezydenta i sprzedawać maskotki pod nazwą Teddy Bear, która dziś w języku angielskim jest określeniem wszystkich pluszowych misiów. (Źródło informacji)
 
Z okazji dzisiejszego święta przedstawiam Wam znalezione w sieci zdjęcia pluszowych misiów, które czytają i dają tym samym dobry przykład naszym dzieciom nie tracąc nic ze swojej miękkości i ciepła. :) 
 
Źródło zdjęcia

Źródło zdjęcia


Źródło zdjęcia

Źródło zdjęcia

niedziela, 24 listopada 2013

sobota, 23 listopada 2013

Czy kobieta może być dobrym pisarzem?


David Gilmour, kanadyjski pisarz i dziennikarz
Źródło zdjęcia

Ale prowokacyjne pytanie pojawiło się w tytule dzisiejszej notki! A zadałam je w związku z przeczytaną informacją o bardzo kontrowersyjnej wypowiedzi Davida Gilmoura, kanadyjskiego pisarza i jednocześnie wykładowcy Uniwersytetu w Toronto. Przedstawiając na blogu literackim listę swoich ulubionych pisarzy wypowiedział opinię, że na swoich zajęciach nie omawia książek napisanych przez kobiety i chińskich autorów. Za jedyną wartą uwagi pisarkę uznał Virginię Woolf. Ta wypowiedź wzburzyła wiele środowisk i ściągnęła na jej autora powszechne potępienie. 

Wydaje mi się jednak, że cała afera to taka klasyczna „burza w szklance wody”. Jak wynika z zamieszczonych w artykule informacji, wykłady Gilmoura dotyczą krótkich form literatury współczesnej i jak sam sprawca zamieszania mówi, omawia tylko książki autorów, których naprawdę ukochał i uważa za najlepszych. Nie ma wśród nich rzeczywiście współczesnych pisarek czy autorów z Chin i Kanady, jak się skrótowo i niezbyt mądrze wypowiedział, ale studenci poznają literaturę również dzięki wykładowcom prezentującym odmienne zdanie. Myślę jednak, że na przyszłość David Gilmour powinien nieco uważać z ostrością wypowiedzi lub wybrać inne metody promocji swojej książki (jeśli to była promocja, jak niektórzy komentatorzy sugerują). 

A wracając do pytania zadanego w tytule notki to moim zdaniem jest to pytanie z gruntu fałszywe. Ja niezmiennie dzielę literaturę na dobrą i złą, niezależnie od płci autora/rki książki. Panie zresztą piszą od zarania dziejów, wiele z nich trafiło do kanonu klasyki literatury, a w czasach nam współczesnych mamy w Polsce prawdziwy wysyp popularnych pisarek, które zdobyły i zdobywają całkiem sporą publiczność. Ponieważ jestem nieco na bakier ze współczesną polską literaturą popularną, nie będę tu wymieniać nazwisk, ale wystarczy spojrzeć na listy bestsellerów, żeby zauważyć wyróżniającą się obecność pań. Aby podkreślić, że wszelkie łatki są fałszywe dodam tylko, że jedną z książek, którą bardzo mocno przeżyłam i która mną wstrząsnęła swoją prawdą i „mocnym” (żeby nie powiedzieć męskim) przekazem była książka Sofi Oksanen, fińskiej pisarki, pt. „Oczyszczenie”.

Ciekawa jestem, czy wybieracie książki do czytania pod kątem płci autora? Mnie się to raczej nie zdarza, ale lubię twórczość wielu pań. Czynnikiem decydującym nie jest jednak fakt, iż autor jest kobietą, a treść książki. Poniżej zamieszczam listę moich ulubionych pisarek, choć jak już wcisnę guzik "opublikuj" zacznę sobie przypominać, kogo pominęłam :) (nie wymieniam nazwisk polskich współczesnych pisarek, gdyż, jak wspomniałam wyżej, moja wiedza na temat ich twórczości jest zaiste niewystarczająca, żeby szermować nazwiskami):

Jane Austen
Charlotte Bronte
Emily Bronte (tylko, czy w świetle ostatnich rewelacji aby na pewno ona jest autorką “Wichrowych wzgórz”?)

Sigrid Undset (“Krystyna, córka Lavransa” czytana wieki temu)
Lucy Maud Montgomery
Tove Jansson (Muminki, ach Muminki)
Astrid Lindgren
Agatha Christie (wszystko, może poza serią opowieści kobiecych wydanych pod pseudonimem)
Virginia Woolf („Dzienniki”)
Melania Mazzucco („Vita”)
i wiele, wiele innych. :) 

A może Wy napiszecie, które pisarki lubicie? Czy macie ulubione nazwiska i jakie książki ich autorstwa należą do Waszych ulubionych?

czwartek, 21 listopada 2013

Josif Brodski, Znak wodny




"Znak wodny" to książka, o której słyszałam wiele fantastycznych opinii, co zbytnio mnie nie dziwiło z uwagi na osobę autora. Josif Brodski był przede wszystkim poetą światowej klasy, o czym świadczą nie tylko jego wiersze, lecz również proza. Ujął mnie swoją wrażliwością i pięknym językiem w "Dyptyku petersburskim", który sprawił, że przeniosłam się myślami do miasta nad Newą, a następnie wzruszyłam się do łez losem dwojga ludzi pozbawionych przez bezduszne organa władzy radzieckiej kontaktu z synem... 

Poszukiwałam "Znaku wodnego", aby doświadczyć jego zachwytu nad Wenecją, miastem, z którym połączyło go uczucie na śmierć i życie, choć nie mieszkał tam nigdy na stałe. Trzeba bowiem wiedzieć, że Brodski przez kilkanaście lat bywał tam regularnie co roku w porze zimowej, w okresie Bożego Narodzenia i przez część stycznia, gdy zewsząd otulała go wszechobecna mgła i specyficzny melancholijny nastrój. W powszechnej opinii nietypowa to pora na podziwianie uroków "miasta na wodzie", a jednak, gdy czyta się esej Brodskiego mamy ochotę zmierzyć się z jego wizją miasta, jakże odległą od tradycyjnej weneckiej kalki, gdzie niebagatelną rolę odgrywa słońce, gondole i tłumy turystów.
 
Brodski odsłania w "Znaku wodnym" swoją Wenecję - niezwykłe miasto, gdzie mimowolne, niewymuszone i często jakby zmęczone piękno spotyka się na każdym kroku. To miejsce, gdzie ma się świadomość jego powolnego niszczenia i postępującej degradacji, jak to się dzieje podczas nieubłaganie postępującej śmiertelnej choroby. Nieuchronnie więc nasuwa się paralela ze stanem zdrowia Brodskiego, który sam ciężko chory na serce, ukochał to miasto naznaczone piętnem śmierci i tam spoczął na wieki...
 

Grób Josifa Brodskiego na weneckim cmentarzu San Michele
Źródło zdjęcia

"Znak wodny" to kwintesencja schyłkowego nastroju, uchwycenie ulotnych wrażeń poety-tułacza, które zapadają nam głęboko w pamięć.  To klimatyczna impresja, wyznanie miłości i swego rodzaju spowiedź dotycząca narodzin związku uczuciowego między wygnanym poetą a miastem-legendą, umierającym na naszych oczach. Symptomatycznym fragmentem eseju, który utkwił mi w głowie i który chyba zawsze będzie mi się kojarzył z tą książką, jest wieczorne zwiedzanie starego weneckiego pałacu. Brodski, oprowadzony zostaje po typowym weneckim palazzo przez jego właściciela w przerwie wieczornego przyjęcia dla weneckiej śmietanki towarzyskiej. Poeta chłonie piękno każdego pokoju, zaułka, mebla, choć jednocześnie dociera do niego z całą mocą postępujący upadek "La Serenissimy".
 
Uwagę zwraca staranne wydanie tej książki.Od strony merytorycznej wydawnictwo zostało uzupełnione o wcześniej nie publikowane fragmenty, ale bogatszy tekst to nie wszystko. Wydawnictwo zostało opatrzone cudownymi, klimatycznymi zdjęciami autorstwa Joanny Gromek-Illg oraz wierszami "weneckimi" autora.

Wszyscy, którzy kochają Wenecję lub są gotowi na to uczucie powinni poznać ten niezwykły tekst. Dzięki sile jego poetyckiego wyrazu w pamięci czytelnika pozostaje mgliste, jedyne w swoim rodzaju miasto pełne niezaprzeczalnego i jakby naznaczonego piętnem śmiertelnej choroby piękna. Jest to możliwe dzięki wrażliwości i talentowi Josifa Brodskiego, tułacza i poety, który ukochał to miejsce i związał się z nim na zawsze.


P.S. Bardzo, bardzo dziękuję Guciamal za pożyczenie książki. Gdyby nie Twój miły gest, zapewne długo jeszcze bym jej nie przeczytała.

  
Josif Brodski (1940-96), wybitny poeta i eseista rosyjski. Wielokrotnie więziony i zamykany w zakładach psychiatrycznych, został w 1964 oskarżony o „pasożytnictwo" i skazany na ciężkie roboty pod Archangielskiem, a w kilka lat później pozbawiony sowieckiego obywatelstwa i zmuszony do opuszczenia ojczyzny. Autor wielu tomów wierszy oraz dwóch zbiorów esejów pisanych po angielsku. W roku 1987 otrzymał literacką Nagrodę Nobla. W styczniu 1996 zmarł w Nowym Jorku na atak serca, a półtora roku później został pochowany na weneckiej „Wyspie umarłych" - cmentarzu San Michele.

Źródło zdjęcia


Autor: Josif Brodski
Tytuł oryginalny: Watermark
Wydawnictwo: Znak
Tłumacz: Stanisław Barańczak, „Strofy weneckie” – Katarzyna Krzyżewska
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 128

wtorek, 19 listopada 2013

Jarosław Iwaszkiewicz, 19 listopada 1967 r.


Jarosław Iwaszkiewicz (1894-1980)
Źródło zdjęcia


Jarosław Iwaszkiewicz
Dzienniki, t. 3
Czytelnik 2011


"19 listopada 1967
Czytam różne książki, biografie, analizy literackie. I tak mi dziwno, że tkwię tutaj, właściwie samotny i bez biografii, teraz to już nic i nie dzieje się od dwudziestu lat. I całe te dwadzieścia lat umknęły nie wiadomo gdzie i nie wiadomo dokąd. Siedzę w te listopadowe wieczory bez żadnej wiary i bez żadnego przydziału. Kiedyś, kiedy mi Knabe powiedział (przed przeszło pół wiekiem), wróżąc z ręki, że całe życie spędzę w domu, na wsi, i że to do tego będzie się ograniczał mój życiorys, nie chciałem mu wierzyć - no bo i skądże? Czekały mnie dwie wojny i rewolucja, myślałem, że życie będzie mnie miotało z boku na bok, albo w ogóle nie będę miał życia: a tu ta monotonia, która ostatecznie musiała się odbić i na mojej twórczości. Coraz więcej o mnie piszą - i trochę mnie to przeraża, że właściwie nie wiedzą, co pisać, że w tym lesie książek, który stworzyłem, nie ma rzeczy ważnych, nie ma rzeczy epokowych - czy chociażby jako tako z epoką związanych. Książkę o siostrach chciałem zatytułować Pustynie - ale czy moje życie nie jest jakąś płaszczyzną bez granic, jak dawny step ukraiński. Nie ma żadnego point de repere [z fr. punkt odniesienia] - a nawet żadnego punktu wyjścia, ani tym bardziej punktu dojścia. I to uczucie bezsensu i bezcelowości, niepotrzebności. Może każdy człowiek, jak się zastanowi, będzie miał to uczucie: niepotrzebność, obecność na arenie świata jako jeden z tłumu. To bezlitosne zamykanie się fal życia nad każdą śmiercią, co widzę co chwila, co godzina, napoić może najgorszym smutkiem, smutkiem podobnym do smutku Sorena, smutkiem "egzystencjalnym". Zasypiam co wieczora w tym smutku, w pokoju jak latarnia, z oknami, przez które prześwieca trochę światła. Niestety, nie wiekuistego. Noc także ma swoje światło, trzeba je wdychać jak zimne powietrze."  (strony 167-8)


niedziela, 17 listopada 2013

Ulotne chwile (71)



Warszawa nad Wisłą, 1962 r.
Pocztówka zakupiona na Warszawskich Targach Książki
fot. Jarosław Tarań
Archiwum Fotografii Ośrodka KARTA

czwartek, 14 listopada 2013

Rosamund Lupton, Siostra




Powieść Rosamund Lupton rozpoczyna się w momencie, gdy robiąca karierę w amerykańskiej korporacji Beatrice po powrocie z romantycznego wyjazdu z narzeczonym dowiaduje się, że Tess, jej młodsza siostra, zaginęła. Bez wahania wsiada w najbliższy samolot i udaje się do Londynu, gdyż tam właśnie mieszka zaginiona, aby wspomóc policję w poszukiwaniach. Niestety, już wkrótce okazuje się, że Tess nie żyje, a policja przyjmuje samobójstwo jako najbardziej prawdopodobną wersję wydarzeń. Beatrice nie chce i nie może w to uwierzyć. Podejmuje więc śledztwo na własną rękę, które ma doprowadzić do wyjaśnienia tej śmierci.

Książka jest napisana w formie listu do Tess, czy też raczej pewnej spowiedzi, w której Beatrice krok po kroku opisuje swoje działania na rzecz wyjaśnienia, co się przydarzyło jej ukochanej młodszej siostrze. Beatrice, zwana przez Tess Bee, to ta „rozważna” z sióstr. Robi karierę w korporacji za oceanem, jest niezależna finansowo, ma rozsądnego i akuratnego narzeczonego, z którym pozostaje w uładzonym i bezpiecznym związku. Tess z kolei to roztrzepana i impulsywna studentka akademii sztuk pięknych, borykająca się z problemami finansowymi, ulegająca porywom uczucia, które nie powinno się zdarzyć.

Największą siłą tej książki jest wzruszające oddanie siły siostrzanej więzi między Tess i Beatrice. Ich uczucie, wzajemne przywiązanie nie podlega dyskusji mimo fizycznego oddalenia. Ta więź jest niezaprzeczalna i głęboko wzruszająca. Dążenie Bee do odnalezienia winnych śmierci siostry, choć początkowo dość chaotyczne, wyłania wkrótce kilka tropów, które mogą doprowadzić do wyjaśnienia tej sprawy. Ale najważniejszy w tej książce jest klimat rozpaczy, smutku i determinacji, który towarzyszy Bee po utracie Tess.

Na tle tego prawdziwego i szczerego uczucia sióstr swoją mizerią uderza jakość i głębia związku uczuciowego Bee z jej amerykańskim chłopakiem Todda. Po śmierci Tess i zaangażowaniu się Beatrice w prywatne śledztwo mające na celu odnalezienie zabójcy siostry, los związku tych dwojga wydaje się przesądzony, tym bardziej, że Todd uznaje zachowanie swojej narzeczonej i jej determinację za dziwną i nieprzystającą do sytuacji.

Struktura narracyjna tej powieści nie jest łatwa. Beatrice, która jest narratorką często dokonuje przeskoków między poszczególnymi wydarzeniami i rozmowami i trzeba bardzo uważać, żeby nie pogubić się w tych podróżach w czasie. Całość jest jednak dobrze napisana i rzeczywiście wciąga. 

Pewnym dysonansem dla mnie było to, że Tess mimo skomplikowanej sytuacji, w jakiej się znalazła (a komplikacje te były naprawdę poważnej natury i odsłaniane są czytelnikowi stopniowo) nie zwróciła się do matki, z którą pozostawała w poprawnych relacjach, z prośbą o pomoc. Kontaktowała się jedynie z siostrą, z którą dzielił ją jednak ocean… Nie jestem w stanie w to uwierzyć, ale rozumiem, że autorka potrzebowała takiej sytuacji pewnego osamotnienia sióstr, aby podkreślić ich mocną więź. Niemniej jednak nasuwa się refleksja, że coraz częściej stykamy się z sytuacjami świadczącymi o postępującym oziębieniu relacji rodzinnych, jaka panuje we współczesnym świecie. Nasze troski często dzielimy z przyjaciółmi, znajomymi, a nie z naszymi Najbliższymi. 

Jeśli już wyraziłam swój krytycyzm w powyższej kwestii, to wspomnę również o drobnym, ale również mało wiarygodnym dla mnie szczególe. Nie chce mi się bowiem wierzyć, aby ciało Tess przez kilka dni nie mogło być odnalezione, skoro znajdowało się w toalecie na terenie jednego z najczęściej odwiedzanych londyńskich parków i w okolicy zamieszkania ofiary. Ale to już naprawdę drobna uwaga.

Przymykając więc oko na te niekonsekwencje muszę przyznać, że „Siostra” jest naprawdę wzruszającą opowieścią z intrygą kryminalną w tle. Choć jednak akcja książki dotyczy tajemniczej śmierci Tess i wyjaśniania jej przyczyny wbrew oficjalnemu stanowisku policji, nie nazwałabym jej kryminałem, ani tym bardziej thrillerem. Intryga kryminalna jest tu ważna, jednak dla mnie aspekt obyczajowy przeważał. 

Sposób pokazania zagadki kryminalnej i jej rozwiązania jest dość nowatorski z uwagi na osobę prowadzącą śledztwo i formę prezentacji kolejnych ustaleń Bee. Chociaż mniej więcej od połowy książki domyślałam się, gdzie leży źródło tragicznego losu Tess, to jednak książka trzymała w napięciu do końca oferując zaskakujące rozwiązanie. 

 
Rosamund Lupton (ur. 1964) – brytyjska pisarka i autorka scenariuszy. Studiowała literaturę angielską w Cambridge. W 2010 r. zadebiutowała powieścią „Siostra”. Jest również autorką powieści „Potem” (2011). Obie książki zostały bestsellerami. Mieszka w Londynie z mężem i dwójką dzieci. Strona internetowa pisarki jest tu.

 Źródło zdjęcia




Autor: Rosamund Lupton
Tytuł oryginalny: Sister
Wydawnictwo: Świat Książki
Tłumacz: Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 320

 


wtorek, 12 listopada 2013

Joel Lehtonen, Putkinotko





Była sobie willa, w której mieszkał pan i była sobie zagroda, w której mieszkał jego dzierżawca z żoną i dziesiątką dzieci. I willa, i zagroda nosiły wdzięczną, acz kompletnie niezrozumiałą nazwę Putkinotko, a autor książki zlokalizował je nad jeziorem w południowej części fińskiej prowincji Savo. 

Książka Lehtonena jest zapisem wydarzeń pewnego upalnego letniego dnia, około roku 1919-20 (nie ma to żadnego znaczenia dla akcji powieści), podczas którego zapoznajemy się z życiem rodziny Käkriäinenów, dzierżawców zagrody Putkinotko. Pojawiają się również ich sąsiedzi, rodzina oraz właściciel willi i zagrody – Aapeli Muttinen. Ten jeden dzień pokazuje jak w soczewce zróżnicowany i realistyczny obraz życia bohaterów książki i ich filozofię życiową, która niekiedy może zdumiewać.

Na plan pierwszy wybija się rodzina Käkriäinenów. Ojciec rodziny Juutas to lubujący się w nicnierobieniu i pogrążaniu w myślach osobnik. Zdarzają mu się okresy wytężonego wysiłku, ale do podjęcia trudu skłania go jedynie sytuacja, gdy jego licznej rodzinie głód zagląda w oczy. Swoją energię Juutas wykorzystuje głównie do płodzenia kolejnych dzieci, zgodnie z zasadą „co rok prorok”. Dziesiątka jego potomków - od niemowlaka do dwudziestolatka – dobitnie świadczy, że na polu prokreacyjnym Juutas wykazywał się pracowitością zupełnie nieporównywalną z jakością gospodarzenia w zagrodzie. 

Sądząc po nakreślonej sylwetce psychologicznej Juutasa , typowy Fin to musi być „ciężki orzech do zgryzienia”. Osiadł on w Putkinotko na mocy ustnej umowy z Muttinenem i przez 10 lat gospodarzenia na tej ziemi nie był w stanie wyremontować chałupy, zabezpieczyć budynków w obejściu, krótko rzecz ujmując absolutnie nie dotrzymał kilku, dość mało wymagających punktów porozumienia. Właściciel, nieco rozjuszony tym brakiem chęci działania, doprowadził „prośbą i groźbą” do zawarcia pisemnego kontraktu, w którym spisano powinności dzierżawcy pod groźbą utraty prawa do gospodarzenia w zagrodzie. Nawet to jednak nie przekonało upartego fińskiego chłopa, że warto się postarać i dotrzymać zobowiązań. W jego mniemaniu nie warto harować „na cudzym” i z tego powodu rzadko podejmuje trud, aby wypełnić zapisy umowy z „niesprawiedliwym” i „surowym” Muttinenem, którego często obdarza niechętnymi słowami i myślami. Podobne nastawienie prezentuje żona Juutasa, Rosina, która znając swojego męża i jego chęci do pracy jedyny ratunek w zapewnieniu rodzinie warunków przeżycia widzi w skłonieniu Juutasa do wzięcia aktywnego udziału w pędzeniu bimbru. Do tej pory Juutas uczestniczył w procederze sprzedaży nielegalnie pędzonego alkoholu, ale Rosina nakłania go do uczestnictwa w produkcji zakazanego napoju, co przyniesie większe zyski. Wtedy mogliby się nieco uniezależnić od wymagań pana. Rosina, w przeciwieństwie do Juutasa, jest pracowita i zaradna, co stanowi podstawę przeżycia tej licznej rodziny. „Całe życie Rosiny upływało na wiecznym potrząsaniu Juutasem, żeby się ocknął. Juutas był taki od lat, od kiedy go poznała. (…) Rosina niemal sama musi się troszczyć i zabiegać o wszystko; musi wytrwać i wymyślać różne sposoby.” (s. 30)


Jak pokazuje przebieg tego letniego dnia, który Lehtonen opisuje dokładnie, oddając głos niemal każdemu z głównych bohaterów, najstarsi chłopcy Käkriäinenów powoli przejmują apatyczny styl bycia ojca i niespecjalnie garną się do pracy, co w sumie nie dziwi, zważywszy na wzór osobowościowy, jaki mają w domu. 

„[Juutas Käkriäinen] Śpi jak suseł. Ma szeroko otwarte usta, z których wydobywa się potężne chrapanie. (…) Rozłożył się wygodnie wysoko na deskach najgłębszej pryczy, w tak zwanym kącie dla konia: mianowicie w kącie od tyłu, gdzie jest najgorętsza para, gdy napali się w saunie. Käkriäinen wprawdzie rozpiął niemal wszystkie guziki, ale ma na sobie kurtkę i spodnie. A na głowie futrzaną czapę z nausznikami, jaką noszą w zimie w prowincji Savo, czapkę savońską.” (s. 14)

Juutas jest jaki jest, ale nie można mu odmówić miłości do swych dzieci. Mimo wszechogarniającej biedy nie oddaje dzieci na służbę do bogatych, żadne z nich nie było nigdy bite. I jedynie ten chaos w obejściu i w rodzinie nie pozwala przychylnie spojrzeć na to, co się dzieje w tej gromadce. W letnie noce bowiem cała rodzina w liczbie 13 osób (na okres letni dołącza do nich matka Rosiny) spędza noce nie w chałupie, po której swobodnie harcują lisy wchodzące tam przez ogromne dziury, których nikt nie naprawia, ale w malutkiej saunie, która oczywiście przed spaniem jest wykorzystywana zgodnie ze swoim przeznaczeniem, co pozwala całej rodzinie zachować przyzwoitą higienę. Opis korzystania z sauny na wieczór jest zresztą hymnem ku czci tej tradycji, swoistym hołdem naturze dostępnym i dla tych bogatych, i dla tych mniej uprzywilejowanych. 

Aappeli Muttinen, pan na Putkinotko, który w wersji Käkriäinenów jest despotą i tyranem i jedynym powodem ich biedy, tak naprawdę jest człowiekiem o szerokich horyzontach myślowych, swoistym alter ego pisarza. Lehtonen wkłada w usta Muttinena wiele swoich przemyśleń na temat kondycji fińskiego społeczeństwa i jego swoistego, utrudniającego postęp „charakteru narodowego”, czego dowodem jest rodzina Käkriäinenów niezdolna do podjęcia przemyślanej walki o swój przyszły dobrobyt mimo sprzyjających okoliczności i życzliwości Muttinena, który w końcu znajduje – jak się wydaje – przewrotny sposób na skłonienie upartego fińskiego chłopa do dbałości o powierzone mu mienie. :)

„Putkinotko” to kolejna książka z nader udanej Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich, po którą sięgnęłam i muszę przyznać, że mój wybór znów okazał się trafny. Opowieść Lehtonena o tym upalnym dniu w zapadłym, choć urokliwym kącie Finlandii, kraju jezior i puszcz, jest żywa i skrząca się wieloma barwami. Kreacje bohaterów są dopracowane, realistyczne i ciekawie skontrastowane, a ich sylwetki psychologiczne wcale nie są jednoznaczne. Nawet jeśli rodzina Käkriäinenów budzi w nas pewną niechęć z uwagi na swoją roszczeniowość i lenistwo, to jednak w miarę upływu czasu ten ich chaos i obijanie się nie przesłaniają nam jednak miłości, jaka ich łączy. Przykładem może być traktowanie najstarszego, opóźnionego w rozwoju syna, który ma swoje miejsce w tej rodzinie i jest jej pełnoprawnym członkiem.

Niebagatelnym atutem tej książki są również napisane pięknym językiem i ujmujące malowniczością opisy bujnej przyrody tych ziem uwypuklone w palącym słońcu upalnego dnia.

Nie bez powodu uważa się tę powieść za szczytowe osiągnięcie Joela Lehtonena. Zawarł w niej wiele swoich pesymistycznych przemyśleń na temat swoich rodaków i generalnie przyszłości, choć w książce nie brakuje akcentów humorystycznych, które potrafią wywołać uśmiech również na twarzy współczesnego czytelnika. Jeśli lubicie odkrywać zapomniane perełki skandynawskiej literatury, szczerze zachęcam do przeczytania tej książki.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytamy serie wydawnicze


 


Joel Lehtonen (1881-1934) – fiński pisarz. Dzieciństwo spędził w ubóstwie. Dzięki pomocy swej opiekunki podjął studia na Uniwersytecie Helsińskim. Początkowo jego powieści utrzymane są w duchu neoromantyzmu. Później pod wpływem wojny domowej w Finlandii jego twórczość zdominował pesymizm. Popełnił samobójstwo.

Źródło zdjęcia





Autor: Joel Lehtonen
Tytuł oryginalny: Putkinotko
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Tłumacz: Cecylia Lewandowska
Rok wydania: 1981
Liczba stron: 404


poniedziałek, 11 listopada 2013

11 listopada - Narodowe Święto Niepodległości



DEKRET
NACZELNEGO DOWÓDCY JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO
z 14 listopada 1918 r.

(Dz. P.P.P. nr 17, poz. 40)
  
Wyszedłszy z niemieckiej niewoli, zastałem wyzwalającą się Polskę w najbardziej chaotycznych stosunkach wewnętrznych i zewnętrznych, wobec zadań niezmiernie trudnych, w których lud polski sam musi wykazać swoją zdolność organizacyjną, bo żadna siła z zewnątrz nie może mu jej narzucić. Uważałem za swój obowiązek ułatwić ludowi pracę organizowania się i postanowiłem rozważyć rolę i znaczenie przywódców polskich stronnictw ludowych, które miały nadać charakter nowemu rządowi.

    W rozmowach, prowadzonych z przedstawicielami niemal wszystkich stronnictw w Polsce, spotkałem się, ku wielkiej mej radości, z zasadniczem potwierdzeniem mych myśli. Przeważająca większość doradzała utworzenie rządu nie tylko na podstawach demokratycznych, ale i z wybitnym udziałem przedstawicieli ludu wiejskiego i miejskiego. Licząc się z potężnemi prądami, zwyciężającemi dzisiaj na Zachodzie i Wschodzie Europy, zdecydowałem się zamianować prezydentem gabinetu pana posła Ignacego Daszyńskiego, którego długoletnia praca patrjotyczna i społeczna daje mi gwarancję, że zdoła w zgodnej współpracy z wszystkiemi żywiołami przyczynić się do odbudowy dźwigającej się z gruzów Ojczyzny.
 
Ciężkie położenie ludu nie pozwoliło mu wyłonić z pośród siebie licznych sił fachowych, których kraj dzisiaj potrzebuje; zażądałem więc od pana prezydenta ministrów, aby, licząc się z tem, wzmocnił skuteczność pracy swego gabinetu przez udział w nim wybitnych sił fachowych, niezależnie od ich przekonań politycznych.
 
Z natury położenia Polski jest charakter rządu aż do czasu zwołania Sejmu Ustawodawczego prowizorycznym i nie dozwala na przeprowadzenie głębokich zmian społecznych, które uchwalić może tylko Sejm Ustawodawczy. Przekonany, że twórcą praw narodu może być tylko Sejm, żądałem zwołania go w możliwie krótkim, kilkumiesięcznym terminie.
 
Licząc się z wyjątkowem pod względem prawnym położeniem narodu, wezwałem p. Prezydenta Ministrów, aby mi przedłożył projekt utworzenia najwyższej władzy reprezentacyjnej Republiki Polskiej, aż do czasu zwołania Sejmu Ustawodawczego, obejmującej wszystkie trzy zabory.

Liczne uwagi i programowe żądania stronnictw, złożone na moje ręce, przekazuję niniejszem Rządowi Republiki.


Warszawa, dnia 14 listopada 1918 r.

Józef Piłsudski
 
 
 
Polsko nie jesteś ty już niewolnicą!

Polsko nie jesteś ty już niewolnicą!    
Łańcuch twych kajdan stał się tym łańcuchem,
Na którym z lochu, co był twą stolicą
Lat sto, swym własnym dźwignęłaś się duchem.
Ty, broniąc siebie wbrew wszelkiej nadziei
Broniłaś jeno od czarnej rozpaczy
Wiary, że wolność, prawo, moc idei
Nie jest czczym wiatrem ust, ale coś znaczy.
Żadne cię miana nad to nie zaszczycą,
Co być nie mogło przez wiek twą ozdobą!

Polsko nie jesteś ty już niewolnicą!
Lecz czymś największym, czym być można:
Sobą!
 
Leopold Staff



 
 

niedziela, 10 listopada 2013

Ulotne chwile (70)


Słoma i tęcza
Piękne zdjęcie autorstwa Katki, prowadzącej bloga Obraz i słowa
Dziękuję za zgodę na jego pokazanie w moim cyklu.



sobota, 9 listopada 2013

Anne Sexton (9.11.1928 - 4.10.1974)


Anne Sexton, amerykańska poetka i pisarka
Źródło zdjęcia


Poeta ignorancji
  Być może ziemia płynie,
nie wiem.
Być może gwiazdy to małe papierowe strzępki
wycięte przez jakieś gigantyczne nożyczki,
nie wiem.
Być może księżyc jest zamarzniętą łzą,
nie wiem.
Być może Bóg jest tylko głębokim głosem
słyszanym przez głuchych,
nie wiem.

Być może jestem nikim.
To prawda, mam ciało
i nie potrafię od niego uciec.
Chciałabym ulecieć z mojej głowy,
lecz to wykluczone.
Na tabliczce przeznaczenia napisano,
że będę wklejona tutaj, w ten ludzki kształt.
Traktując to jako szczególny przypadek,
chciałabym zwrócić uwagę na mój problem.

Wewnątrz mnie jest zwierzę,
co mocno wczepia się w moje serce,
ogromny krab.
Bostońscy lekarze
rozłożyli ręce.
Próbowali skalpeli,
igieł, trujących gazów i tak dalej.
Krab trwa nadal.
To wielki ciężar.
Staram się o nim zapomnieć, zająć się swymi sprawami,
gotować brokuły, otwierać i zamykać książki,
myć zęby i sznurować buty.
Próbowałam modlitwy,
lecz gdy się modlę, krab trzyma mocniej
i ból rośnie.

Miałam kiedyś sen,
być może był to sen,
że ten krab to moja nieznajomość Boga.

Lecz kimże jestem, by wierzyć w sny?


List miłosny pisany w płonącym budynku


Najdroższy Foxxy,

Jestem w skrzyni,
w skrzyni, która należała do nas,
pełnej białych koszul i zielonych warzyw,
gdy lodówka stukała w rytm naszych rozkosznych
stukotów,
a ja zakładałam na oczy filmowe romanse,
a ty nosiłeś jajka w swoim cylindrze
i graliśmy w prześcieradła, prześcieradła, prześcieradła,
jak lunatycy, przez cały dzień, nawet w wannie.
Ale dzisiaj podłożyłam ogień pod łóżko
i dym napełnia pokój,
jest już tak gorąco, że topią się ściany,
i lodówka, kleisty, biały ząb.

Nałożyłam maskę, by napisać me ostatnie słowa,
są tylko dla ciebie, więc chcę włożyć kartkę
do lodówki obok wódki i pomidorów,
i może tam przetrwa.
Suczka nie ocaleje. Jej plamki spełzną.
Stare listy stopią się w czarną pszczołę.
Nocne koszule już sypią się w strzępy
papieru, żółte, czerwone, fioletowe.
Łóżko - cóż, pościel zmieniła się w złoto -
twarde, twarde złoto, a materac
ogień zamienia właśnie pocałunkiem w kamień.

jeśli chodzi o mnie, mój najdroższy Foxxy,
wiersze dla ciebie mogą, ale nie muszą, dotrzeć do lodówki,
do jej spodziewanej wieczności -
bo czyż nie wystarczy twoja?
Ta, w której wymieniasz moje imię
właśnie tam, na Poste Restante?
Gdyby palce mych stóp nie tonęły w smole,
opowiedziałabym całą historię -
nie tylko opowieść prześcieradeł,
ale opowieść tańca brzucha,
opowieść rozszerzonych powiek
opowieść sutków-kwaśnych-od-whisky,
i z powrotem zakopałabym naszą miłość tam, gdzie jej
miejsce.

Pomimo azbestowych rękawiczek
kaszel wypełnia mnie czernią,
a z żył sypie się rdzawy proch,
nasza mała skrzynia zapada się tak jawnie
i bezwiednie, widzisz,
oznacza jednoosobowy spektakl,
całopalenie miłości.
Lecz wygląda na to, że zamiast niej, to my kurczymy się
na samym środku rosyjskiej ulicy,
w płomieniach, co świszczą jak bicz
o boki bitej, białej klaczy,
gdy bat smakuje swój ludzki triumf,
a wokół, uderzenie za uderzeniem,
zbierają się muchy
prosto z Towarzystwa Producentów Owoców.

27 września 1974

 

Śnieg
 

Śnieg,
błogosławiony śnieg,
przychodzi z nieba
jak zbielałe muchy.
Ziemia nie jest już naga.
Ziemia ma na sobie swoje szaty.
Drzewa sterczą z prześcieradeł
a każda gałąź ubrana jest w skarpetkę Boga.

Jest nadzieja.
Wszędzie jest nadzieja.
Gryzę ją.
Ktoś kiedyś powiedział:
Nie gryź, nim się nie dowiesz,
czy to chleb, czy kamień.
To, co gryzę, całe jest chlebem,
wyrośniętym, spienionym jak chmura.

Jest nadzieja.
Wszędzie jest nadzieja.
Dzisiaj Bóg daje mleko,
a ja mam wiaderko.


 
 

czwartek, 7 listopada 2013

Małgorzata Baranowska o Warszawie




Małgorzata Baranowska, "Pamiętnik mistyczny"
wyd. słowo/obraz/terytoria, 1998


"W Warszawie powojennej niebo zaczynało się tuż nad ziemią bardzo często, albo w zębate ruiny wycinało się i odcinało. Dorośli robili wszystko, żeby niebo zasłonić domami. Ale jak się potajemnie wdrapało na rusztowanie, a rusztowań było więcej niż czegokolwiek, ale nie więcej niż cegieł, to się dogoniło i znów blisko. Oczywiście ciekawe rusztowania, a jednak czasem strach, że niebo się daje meblować i rozpychać, jak przezroczyste ciasto. Potem, kiedy budowano Pałac Kultury, zrozumieć było trudno, jak się te żelazne patyki na wietrze trzymają. A najpierw dziura niewyobrażalna w ziemi." (s. 73)
 
 
"Teraz, zupełnie niedawno, na rogu Chałubińskiego i Alei Jerozolimskich dobiegł mnie zapach najbliższy. Wyraźnie poczułam się w czasie dzieciństwa i zaraz potem widok. Miasto znowu usiłowało mnie zniewolić, usiłowało mnie wciągnąć w tamten czas, który ujawnił mi swoją niejednorodność i raz na zawsze mnie w niej zostawił. Dom, dom, o który wybuchały niezliczone kłótnie - data zbudowania 1902 - był burzony, rozbierany ze swych jasnych, pulchnych aniołków z girlandą, ze swej małej brzozy w rynnie, ze swojej tajemnicy ciemnego aż do czarności rynku.
Odsłoniło się to, co frapowało mnie całe dzieciństwo i co zostało dla mnie do dziś zasadą istnienia świata. Na różnych piętrach, na pionowej wewnętrznej ścianie, poprzegradzanej kratą ułożoną z cegieł, ukazały się różnokolorowe prostokąty ścian poszczególnych mieszkań. Każdy z nich miał inny kolor. Raz były to farby, raz tapety. Nawet kiedy już nic nie zostało z osobistego charakteru wyposażenia tych wnętrz, to jednak kolor dawał poczucie tej odrębności, jedyności i zamkniętości. (...) Przerażało mnie i zachwycało, że w tym samym czasie przedzielone paroma cegłami dwa, trzy, cztery, w końcu niezliczone kolory kładły się obok siebie, dalej od siebie i jeszcze dalej od siebie, nic o sobie nie wiedząc. Nie gryzły się ani nie dopełniały, bo były zamknięte w sobie, w jakichś całościach, nie mogły się spotkać." (strony 88-89)
 
 
"Pamięć jest cechą najbardziej charakterystyczną tego miasta. Ono tylko dzięki niej żyje. Świeżej pamięci jeszcze palących się domów nie mam, bo jak, ale wiem i słyszę ciągle ułamki tajemnic albo może jawności jego życia. Już, powiedzmy, dwudziestego pierwszego stycznia czy dwudziestego któregoś, jak ktoś się posuwał Krakowskim Przedmieściem, widzieć musiał ruch na Uniwersytecie. Widział te zwały, szczerby w przestrzeni, a przedtem jeszcze, nim się dotarło do środka miasta, trzeba było przejść tyle ulic, gdzieniegdzie piwnice były jeszcze ciepłe i oddychały gorączką w śniegu. Od Pruszkowa, jak się szło torami, podkładami - a śnieg był nierealnie cichy, śnieg był taki sam jak zawsze - kiedy się jeszcze było między Pruszkowem a miastem, przykrywał niewiadome. Zobaczyć, wrócić. Dwa niepokonane pragnienia mieszkańców." (s. 108)

 
"Zastałam Warszawę, na oko zwyczajną, ale niepokojąca jej podwójność ciągle się zaznaczała. Tam, gdzie ja widziałam ulicę, ktoś wyjście z kanału, przejście ze Starówki albo coś, tam gdzie ja skwer, ktoś cmentarz, tam gdzie ja cmentarz, ktoś pole bitwy albo kryjówkę, tam gdzie ja widziałam doły i wzgórki, ktoś kilkupiętrową kamienicę. Czułam się strasznie. Jakbym szła przez mury, ciała, zdarzenia." (s. 169)

wtorek, 5 listopada 2013

John Braine, Jedyna i ostatnia miłość




 
Jak wyobrażacie sobie miłość idealną? Tim Harnforth, bohater książki, którą dziś omawiam, przedstawia nam swoją wersję. Powieść, osadzona na przełomie lat 70-tych i 80-tych XX wieku, zaczyna się opisem leniwego spotkania 56-letniego Tima z 48-letnią Vivien, którzy od czterech lat są kochankami. Spotykają się co tydzień w małym mieszkanku w centrum Londynu, aby kochać się, rozmawiać i oddawać rozmaitym przyjemnościom życiowym (dobre jedzenie, wino, teatr, kino etc.). Oboje są w związkach małżeńskich. Żona Tima odmówiła pożycia małżeńskiego kilka lat wcześniej, mąż Vivien zaś zdradza ją z młodziutką dziewczyną. Tim to uznany pisarz i scenarzysta, obraca się w najlepszych kręgach londyńskiego show-biznesu, Vivien również próbuje swoich sił w literaturze. W kolejnych rozdziałach dowiadujemy się, w jaki sposób tych dwoje się spotkało i dlaczego wybrali taki model swojego związku.

Powiem szczerze, że dawno już nie spotkałam się z takim - za przeproszeniem - samolubnym dupkiem w roli głównego bohatera książki. Tim Harnforth jest strasznie zadufany w sobie. Pierwsza żona odeszła z rocznym dzieckiem, podjął więc decyzję, że nie będzie „mieszać mu w głowie” i zniknął z jego życia. Druga żona w pewnym momencie odmówiła współżycia. Zapewne miała swoje powody, czego możemy się domyślać z jakichś rwanych słów, ale nie poznajemy jej wersji wydarzeń. Natomiast opinię Tima w tej kwestii poznajemy aż nadto dokładnie, gdyż rozdziera on szaty z tego powodu przed większością napotykanych po drodze licznych znajomych. Nie chce jednak się rozwodzić z uwagi na trójkę dzieci, gdyż wtedy popełniłby podobny błąd jak w przypadku najstarszego syna z pierwszego małżeństwa. Jakie poświęcenie z jego strony, nieprawdaż? Nie zmienia to jednak faktu, że dnie spędza na mieście wśród jemu podobnych barwnych ptaków londyńskiego show biznesowego światka, podnieca się, gdy ktoś go rozpozna, a do domu przyjeżdża zwykle późno i jak mi się wydaje nie bierze zbyt aktywnego udziału w życiu swojej rodziny. A, no i regularnie spotyka się z kochanką. Mam jednak wrażenie, że więcej czasu potrafi poświęcić omówieniu stroju modnych i szykownych znajomych (ze szczególnym uwzględnieniem prześwitujących kobiecych bluzek) czy wyglądu popularnej knajpy niż zastanawianiu się nad problemami swoich dzieci, dla których tak się poświęca nie dążąc do rozwodu mimo iż miłość do żony już wygasła, a jej miejsce w sercu zajęła zamężna kochanka, ucieleśnienie jego marzeń o dojrzałej miłości.

Na okładce książki widnieje para kochanków i podobnie jak większość okładek z serii Klubu Interesującej Książki zachęca do lektury prostą i jednocześnie miękką kreską autorstwa Marii Ihnatowicz. Akcja powieści kręci się jednak głównie wokół naszego pisarza. Vivien, jego kochanka i największa miłość, jak sam mówi, oczywiście też się w niej przewija, ale jakby na marginesie, mimo opiewanej przez Tima jej doskonałości i piękna dojrzałej kobiety. Zalety Vivien są podkreślane zwykle wtedy, gdy wypowiada peany na cześć swojego kochanka. 

W trakcie czytania tej książki zadawałam sobie po wielekroć pytanie, czy uczucie opisane przez Braine’a można nazwać miłością doskonałą, jak uważa niewątpliwie autor tej książki. Czy można zamknąć się przed światem i jego problemami w odizolowanym pomieszczeniu - w tym wydaniu przypominającym raczej bańkę mydlaną - i w kompletnej separacji od życia oddać się miłości i miłym stronom życia. Kochankowie nie rozmawiają o rachunkach, kredytach, chorobach etc. W swoich konwersacjach koncentrują się na sobie, swoim uczuciu, kulturze, literaturze, czasem poplotkują o znajomych, mimochodem wspomną swoje rodziny. Końcową scenę książki można uznać wręcz za apoteozę tego rodzaju związku. Moim zdaniem jest to obraz głęboko fałszywy, a za tymi pochwałami dojrzałej miłości kryje się pustka. W miarę czytania moja irytacja rosła, a główny bohater działał coraz bardziej na nerwy. Nie mogłam wręcz zrozumieć postawy Vivien, charakteryzującej się niezachwianym podziwem dla kochanka.

Niestety, uważam przeczytanie tej książki za stratę czasu. Może uznałabym inaczej, gdyby pasjonowała mnie historia mody czy londyńskiego show-biznesu lat 80-tych, czemu autor poświęca zdumiewająco dużo uwagi. Ja jednak szukam w książce opowieści o człowieku, życiu i miłości. Tu tego nie znalazłam.

 

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytamy serie wydawnicze

 



John Braine (1922 – 86) – pisarz brytyjski. Był autorem kilkunastu książek. Zadebiutował w1957 r. powieścią pt. „Wielka kariera”, która przyniosła mu największą sławę.



 

 

 

 
 Autor: John Braine
Tytuł oryginalny: One and Last Love
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Klub Interesującej Książki
Tłumacz: Halina Cieplińska
Rok wydania: 1987
Liczba stron: 192 

 

sobota, 2 listopada 2013

Dzień Zaduszny



2 listopada, czyli w Dzień Zaduszny, wspominamy wszystkich naszych zmarłych, Bliskich, przyjaciół, znajomych... Zaduszki są dniem refleksji nad przemijaniem ludzkiego życia. W tym roku pożegnaliśmy się także z niektórymi wybitnymi ludźmi pióra. Wspomnijmy ich w tym szczególnym dniu.


  
Sławomir Mrożek 
(29.06.1930 - 15.08.2013)
                      
 

Seamus Heaney
(13.04.1939 - 30.08.2013)




  Edmund Niziurski    
(10.07.1925 - 9.10.2013)  


                                                                 
Joanna Chmielewska
(2.04.1932 - 7.10.2013)

 
 
Andrzej Garlicki 
(3.06.1935 - 14.04.2013)
 
 
 
Teresa Torańska
(1.01.1944 - 2.01.2013)



Tom Clancy
(12.04.1947 - 1.10.2013)

 

Żródło zdjęć: Wikipedia
( z wyjątkiem fotografii Joanny Chmielewskiej)

Autorzy

Agopsowicz Monika Albaret Celeste Albom Mitch Alvtegen Karin Austen Jane Babina Natalka Bachmann Ingeborg Baranowska Małgorzata Becerra Angela Beekman Aimee Bek Aleksander Bellow Saul Bennett Alan Besala Jerzy Bobkowski Andrzej Bogucka Maria Bonda Katarzyna Borkowska Urszula Bowen Rhys Brabant Hyacinthe Braine John Brodski Josif Calvino Italo Castagno Dario Cegielski Tadeusz Cejrowski Wojciech Cherezińska Elżbieta Cleeves Ann Courtemanche Gil Covey Sean Crummey Michael Cusk Rachel Czapska Maria Czarnecka Renata Czarnyszewicz Florian Czwojdrak Bożena Dallas Sandra de Blasi Marlena Didion Joan Dmochowska Emma Doctorow E.L. Domagalski Dariusz Domańska-Kubiak Irena Dostojewska Anna Drewniak Wojciech Drinkwater Carol Drucka Nadzieja Druckerman Pamela Dunlop Fuchsia Dyer Wayne Edwardson Ake Evans Richard Fabiani Bożena Fadiman Anne Faulkner William Fiedler Arkady Filipowicz Wika Fletcher Susan Fogelström Per Anders Fønhus Mikkjel Fowler Karen Joy Frankl Viktor Franzen Jonathan Frayn Michael Fredro Aleksander Fryczkowska Anna Gaskell Elizabeth Genow Magdalena Gilmour David Giordano Paolo Goetel Ferdynand Goethe Johann Wolfgang Gołowkina Irina Grabowska-Grzyb Ałbena Grabski Maciej Green Penelope Grimes Martha Grimwood Ken Gunnarsson Gunnar Gustafsson Lars Gutowska-Adamczyk Małgorzata Guzowska Marta Hagen Wiktor Hamsun Knut Hejke Krzysztof Helsztyński Stanisław Hen Józef Herbert Zbigniew Hill Napoleon Hill Susan Hoffmanowa Klementyna Holt Anne Hovsgaard Jens Hulova Petra Ishiguro Kazuo Iwaszkiewicz Jarosław Iwaszkiewiczowa Anna Jaffrey Madhur Jahren Hope Jakowienko Mira Jamski Piotr Jaruzelska Monika Jastrzębska Magdalena Jersild Per Christian Jörgensdotter Anna Jurgała-Jureczka Joanna Kaczyńska Marta Kallentoft Mons Kanger Thomas Kanowicz Grigorij Karlsson Elise Karon Jan Karpiński Wojciech Kaschnitz Marie Luise Kolbuszewski Jacek Komuda Jacek Kościński Piotr Kowecka Elżbieta Kraszewski Józef Ignacy Kręt Helena Kroh Antoni Kruusval Catarina Krzysztoń Jerzy Kuncewiczowa Maria Kutyłowska Helena Lackberg Camilla Lanckorońska Karolina Lander Leena Larsson Asa Laurain Antoine Lehtonen Joel Loreau Dominique cytaty Lupton Rosamund Lurie Alison Ładyński Antonin Łapicka Zuzanna Łopieńska Barbara Łozińska Maja Łoziński Mikołaj Maciejewska Beata Maciorowski Mirosław Mackiewicz Józef Magris Claudio Malczewski Rafał Maloney Alison Małecki Jan Manguel Alberto Mankell Henning Mann Wojciech Mansfield Katherine Marai Sandor Marias Javier Marinina Aleksandra Marklund Liza Marquez Gabriel Masłoń Krzysztof Mazzucco Melania McKeown Greg Meder Basia Meller Marcin Meredith George Michniewicz Tomasz Miłoszewski Zygmunt Mitchell David Mizielińscy Mjaset Christer Mrożek Sławomir Mukka Timo Murakami Haruki Musierowicz Małgorzata Musso Guillaume Myśliwski Wiesław Nair Preethi Naszkowski Zbigniew Nesbø Jo Nesser Hakan Nicieja Stanisław Nothomb Amelie Nowakowski Marek Nowik Mirosław Obertyńska Beata Oksanen Sofi Orlińska Zuzanna Ossendowski Antoni Ferdynand Pająk-Puda Dorota Paukszta Eugeniusz Pawełczyńska Anna Pawlikowski Michał Pezzelli Peter Pilch Krzysztof Platerowa Katarzyna Plebanek Grażyna Płatowa Wiktoria Proust Marcel Pruszkowska Maria Pruszyńska Anna Przedpełska-Trzeciakowska Anna Puchalska Joanna Puzyńska Katarzyna Quinn Spencer Rabska Zuzanna Rankin Ian Rejmer Małgorzata Reszka Paweł Rutkowski Krzysztof Rylski Eustachy Sadler Michael Safak Elif Schirmer Marcin Seghers Jan Sobański Antoni Sobolewska Justyna Staalesen Gunnar Stanowski Krzysztor Stasiuk Andrzej Stec Ewa Stenka Danuta Stockett Kathryn Stulgińska Zofia Susso Eva Sypuła-Gliwa Joanna Szabo Magda Szalay David Szarota Piotr Szczygieł Mariusz Szejnert Małgorzata Szumska Małgorzata Terzani Tiziano Theorin Johan Thompson Ruth Todd Jackie Tomkowski Jan Tristante Jeronimo Tullet Herve Velthuijs Max Venclova Tomas Venezia Mariolina Vesaas Tarjei Wachowicz-Makowska Jolanta Waltari Mika Wałkuski Marek Wańkowicz Melchior Warmbrunn Erika Wassmo Herbjørg Wasylewski Stanisław Weissensteiner Friedrich White Patrick Wiechert Ernst Wieslander Jujja Włodek Ludwika Zevin Gabrielle Zyskowska-Ignaciak Katarzyna Żylińska Jadwiga
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...