![]() |
Johann Wolfgang von Goethe (1749-1832) Źródło zdjęcia |
Johann Wolfgang von Goethe
Podróż włoska
Państwowy Instytut Wydawniczy, 1980
„Neapol, 27 lutego 1787
Dzień wczorajszy spędziłem spokojnie, pragnąc przeczekać lekkie osłabienie. Dziś swawolę i cały czas poświęcam na oglądanie najwspanialszych rzeczy. Można o tym wszystkim mówić i opowiadać, można malować, ale to, co się widzi, przekracza wszelkie wyobrażenia. Brzegi, zatoki, Wezuwiusz, miasta, przedmieścia, zamki, wille! Wieczorem wybraliśmy się jeszcze do groty Posilippo i trafiliśmy na chwilę, gdy słońce, zachodząc z przeciwnej strony, oświetlało jej wnętrze. Wybaczam wszystkim, którzy w Neapolu odchodzą od zmysłów. Przypominam sobie ze wzruszeniem mego ojca, który zachował na zawsze niezatarte wrażenie po obejrzeniu tego wszystkiego, co dziś widziałem po raz pierwszy. Mówią, że człowiek, który widział ducha, nigdy już nie będzie wesoły. O moim ojcu można by powiedzieć coś wręcz przeciwnego: nigdy nie poddawał się bez reszty ponurym nastrojom, bo zawsze mógł wspominać Neapol. Zachowuję niewzruszony spokój, co zresztą leży w moim usposobieniu, ale szeroko, bardzo szeroko otwieram oczy, kiedy widzę cuda.” (strony 168-169)
![]() |
Neapol (żródło zdjęcia) |
„Palermo, 13 kwietnia 1787
Kto nie widział Sycylii, ten nie rozumie Włoch. Tu bowiem jest klucz do wszystkiego.
Klimat jest ponad wszelkie pochwały. Teraz mamy porę deszczową, ale co pewien czas deszcze ustają. Dziś grzmi i błyska: jak gwałtownie wszystko się zieleni! Len po części już przekwitł, po części jeszcze kwitnie. Niebieskozielone pola lnu na dnie dolin wyglądają jak małe jeziora. Nieprzebrane piękności budzą zachwyt. Mój towarzysz podróży jest wspaniałym człowiekiem, to prawdziwy Hoffegut, przy którym ja wiernie odgrywam rolę Treufreunda. Zrobił już wiele pięknych szkiców i na pewno wykona jeszcze lepsze. Z jaką radością myślę o tym dniu, kiedy szczęśliwie powrócę z moimi skarbami do domu!
![]() |
Sycylijska kuchnia Źródło zdjęcia |
Nie wspominałem jeszcze o tym, jak tu się jada i pije, a nie jest to bynajmniej temat do zlekceważenia. Jarzyny są cudowne, szczególnie sałata, delikatna i smakuje jak mleko; tu dopiero rozumie się, dlaczego starożytni nazywali ją lactuca. Oliwa i wino bardzo dobre, a mogłyby być jeszcze lepsze, gdyby je przygotowywano z większą starannością. Najlepsze, najdelikatniejsze są ryby. Wołowina, którą jadaliśmy ostatnio, też była bardzo dobra, choć na ogół nie przepadam za nią.
Ale teraz czas wstać od stołu i do okna! Zobaczyć, co się dzieje na ulicy! Jakiś przestępca został ułaskawiony, jak to jest w zwyczaju z okazji Wielkiego Tygodnia. Odprowadza go jakieś bractwo do szubienicy wystawionej dla pozoru. Odmówi tam modlitwę, ucałuje drabinę, po czym zostanie odprowadzony z powrotem. Był to mężczyzna przystojny, porządnie uczesany, w białym fraku, białym kapeluszu, cały na biało. Wystarczyłoby przypiąć do kapelusza kilka kolorowych wstążek i mógłby się wybrać, przebrany za pasterza, na bal redutowy.” (strony 224-225)
„Agrygent, wtorek, 24 kwietnia 1787
Tak pięknej wiosny, jaką zobaczyłem dziś rano o wschodzie słońca, nie widziałem w życiu! Nowy Agrygent wyrósł na miejscu, gdzie stał pradawny gród warowny zajmujący przestrzeń dość rozległą, by mogła pomieścić wszystkich mieszkańców. Z naszych okien roztacza się widok na przestronne, łagodnie opadające zbocze, na który stało dawne miasto. Pod zielenią ogrodów i winnic ani śladu wielkich, ludnych niegdyś dzielnic. Tylko na południowym skraju tego zielonego i kwitnącego stoku wyrasta świątynia Zgody, na wschodzie zaś resztki ruin świątyni Junony. Wszystkie inne ruiny świętych budowli, leżące w linii prostej między tymi dwoma punktami, nie są widoczne z góry. Wzrok biegnie dalej na południe, ku płaskiemu brzegowi morza w odległości pół godziny drogi stąd. Nie udało nam się dziś zejść po tych pięknych zboczach pokrytych zielenią i kwiatami, zapowiadającymi obfite owoce, bo nasz przewodnik, mały, poczciwy księżulo, prosił, żeby pierwszy dzień poświęcić przede wszystkim na zwiedzanie miasta.
Pokazał nam wpierw porządnie wybudowane ulice, po czym zaprowadził nas wyżej, skąd roztaczał się jeszcze piękniejszy i rozleglejszy widok, i wreszcie kazał nam podziwiać dzieła sztuki w katedrze. Stoi tam dobrze zachowany sarkofag, który ocalał dzięki temu, że został zamieniony na ołtarz. Przedstawia Hipolita na polowaniu z towarzyszami i końmi. Zatrzymuje ich piastunka Fedry, by podać Hipolitowi jakąś tabliczkę. Artysta chciał przede wszystkim pokazać pięknych młodzieńców, toteż mała staruszka, prawie karliczka, jest tylko elementem ubocznym, który jnie powinien odwracać uwagi. Tak pięknej, a przy tym tak znakomicie zachowanej płaskorzeźby dotąd nie widziałem. Uważam ją za okaz sztuki greckiej z jej najbardziej powabnego okresu.
Cofnęliśmy się do epok wcześniejszych, oglądając świetną, wielką wazę, zachowaną w doskonałym stanie. Wydaje mi się, że niektóre fragmenty dawnej architektury zostały wkomponowane w nowy kościół. (…)” (strony 241-242)
„Agrygent, środa, 25 kwietnia 1787
O wschodzie słońca powędrowaliśmy na dół przez okolicę, która z każdym krokiem stawała się coraz bardziej malownicza. Księżulo, przekonany, że zależy nam na pośpiechu, popędzał nas przez obfitą roślinność, nie pozwalając się zatrzymać, chociaż mijaliśmy tysiące widoków nadających się na tło do idyllicznych scenek. W niemałej mierze jest to zasługa nierównego terenu unoszącego się faliście nad ukrytymi ruinami. Gleba jest żyzna, bo dawne domy stawiano z lekkiego tufu muszlowego. Dotarliśmy wreszcie do wschodniego końca miasta. Ruiny świątyni Junony są z roku na rok w coraz gorszym stanie, bo wiatry i deszcze wykruszają porowaty kamień. Zwiedzaliśmy je dziś tylko bardzo pobieżnie, ale Kniep wybrał już miejsca, w których jutro będzie rysował.
![]() |
Caspar David Friedrich (1774-1840), Świątynia Junony w Agrygencie Źródło zdjęcia |
Świątynia stoi obecnie na zwietrzałej skale. Od tego miejsca ciągnęły się mury miasta prosto na wschód po grzbiecie pasma wapiennych wzgórz stromo opadających ku nabrzeżnej równinie. Morze, które te skały utworzyło i niegdyś obmywało, widocznie cofnęło się na obecną linię brzegu. Mury były częściowo wyciosane w skale, częściowo zaś zbudowane z kamienia tu wydobywanego. Za murami wznosiła się świątynia. Łatwo można sobie wyobrazić, jak wspaniały musiał być od strony morza widok na wznoszący się tarasami ku górze Agrygent.
![]() |
Agrygent, Świątynia Zgody Źródło zdjęcia |
Świątynia Zgody oparła się wielu stuleciom. Jej smukła architektura bliższa już jest naszym kryteriom piękna i harmonii. Porównanie jej z Paestum wypada jak zestawienie posągów boga i giganta. Ci, którzy ostatnio restaurowali te zabytki, mieli dobre intencje, nie będę więc wypominał im braku gustu. Szczeliny zalepiono olśniewająco białym gipsem, co psuje całe wrażenie; a przecież bez trudu można było gips pomalować na kolor zwietrzałego kamienia. Równocześnie jednak kiedy się widzi z jak kruchego wapnia muszlowego zrobione są mury i kolumny, nie można się nadziwić, że w ogóle przetrwały do naszych czasów. O tym, by w jakiś sposób uchronić te mury i kolumny, myśleli już ich budowniczowie, licząc na to, że potomność wspomni ich dobrym słowem. Na kolumnach można zobaczyć ślady cienkiej warstwy tynku, który miał cieszyć oko i zapewnić trwałość.
Zatrzymaliśmy się z kolei przy ruinach świątyni Jowisza, leżących na rozległym terenie niby kości jakiegoś gigantycznego szkieletu między i pod ogrodzonymi poletkami, pokrytymi różnej wysokości roślinami. Z tego stosu gruzów zniknęły już wszystkie rozpoznawalne formy i ocalał tylko olbrzymi tryglif oraz fragment potężnej półkolumny. Usiłowałem zmierzyć tryglif rozpostartymi ramionami, lecz nie zdołałem go objąć. Pewne pojęcie o żłobkowaniu kolumny może dać to, że gdy stanąłem w jednym rowku, poczułem się jak w małej niszy, ocierając się ramionami o jej ściany. Dwudziestu dwóch mężczyzn stojących jeden przy drugim mogłoby zakreślić koło o średnicy odpowiadającej w przybliżeniu średnicy kolumny. Odchodziliśmy rozczarowani, z uczuciem, że dla rysownika nie ma tu nic do roboty.
![]() |
Agrygent, świątynia Herkulesa Źródło zdjęcia |
Natomiast w świątyni Herkulesa udało się nam odnaleźć ślady klasycznej symetrii. Dwa rzędy kolumn, osłaniające świątynię od przodu i od tyłu leżały – jakby za jednym zamachem powalone, z północy na południe, jedne w górę, drugie w dół – na zboczu. Kolumny, przytrzymywane zapewne przez belkowanie, przewróciły się wszystkie naraz, pchnięte może gwałtownym podmuchem wichru. Fragmenty, z których się składały, kruszejąc, nadal leżą w regularnych odstępach. Kniep temperował już w myślach ołówki, przygotowując się do narysowania tego niezwykłego widoku.
Urocza jest świątynia Eskulapa, stojąca w cieniu pięknych drzew świętojańskich, prawie wmurowana w sąsiadującą z nią wiejską chatę.
Zeszliśmy potem do grobowca Terona, uradowani, że nareszcie znaleźliśmy się przed zabytkiem, który tylekroć oglądaliśmy na rycinach. Przyjemność była tym większa, że tworzył on pierwszy plan cudownej panoramy. Wzrok wędruje od wschodu na zachód po skalistym grzbiecie z walącymi się murami, nad i między którymi widać resztki świątyń. Znakomity pędzel Hackerta utrwalił ten piękny widok; Kniep zapewne nie omieszka tego narysować.” (strony 243-245)
![]() |
Mapa Sycylii, 1770 r. Źródło zdjęcia |
Powiązane wpisy:
Johann Wolfgang von Goethe, Podróż włoska
Johann Wolfgang von Goethe o Włoszech
Południe Włoch jest jednym z moich podróżniczych marzeń.
OdpowiedzUsuńDotarłam na razie do Rzymu, a w zasadzie do nieco położonej za Rzymem miejscowości Terracina.
Ale o zobaczeniu Neapolu marzę sobie... :))
Pozdrawiam.
A ja spędziłam dwa tygodnie na Sycylii parę lat temu i marzę, że jeszcze tam kiedyś wrócę. Wyspa jest jedyna w swoim rodzaju. Można odnaleźć świadectwa i zabytki wielu epok i kultur. Goethe koncentrował się na zabytkach starożytnych, ale nie są one jedynymi atrakcjami. Wiem, że wielu miejsc wartych zobaczenia nie odwiedziłam, ale może kiedyś... Bardzo, bardzo polecam!
Usuń