sobota, 31 grudnia 2011

Szczęśliwego Nowego Roku!

Źródło zdjęcia


Koniec roku już na wyciągnięcie ręki i po raz pierwszy od wielu lat powiem, że bardzo się z tego cieszę. Nie był to jakiś szczególnie udany rok dla mnie i dla wielu osób z mojego otoczenia i naprawdę mam nadzieję, że ten Nowy Rok 2012 okaże się łaskawszy :)

Nie zamierzam czynić tu jakichś podsumowań, ale ponieważ w 2011 r. dość często jeździłam służbowo na krótkie zagraniczne wypady chciałam Wam przedstawić kilka zapamiętanych obrazków, impresji częściowo związanych z lekturą :)

· W brukselskim metrze jedna z pasażerek czyta książkę Betty Mahmoody „Jamais sans ma fille” („Tylko razem z córką”). Obok niej siedzą dwie panie, ewidentnie wyznawczynie islamu…

· Jedna z pasażerek autobusu z siedzenia najbliżej kierowcy zaczyna głośno rozmawiać przez telefon. Kierowca wychyla się i zwraca jej uwagę, że przeszkadza mu w pracy… W naszych środkach komunikacji miejskiej wysłuchałam wielu rozmów o bardzo prywatnym charakterze prowadzonych całkiem głośno i nikt nie zwrócił takiej osobie uwagi, kierowca również.

· Któregoś jesiennego, dość chłodnego dnia jeden pan w eleganckim garniturze jechał do pracy na rowerze i pogwizdywał skoczną melodyjkę z uśmiechem na twarzy. Od razu zrobiło mi się weselej i cieplej :)

· Z racji częstego podróżowania samolotami zauważyłam ostatnio, że coś jest na rzeczy jeśli chodzi o rosnącą popularność czytników. Począwszy od jesieni praktycznie nie ma lotu, żeby w mojej najbliższej okolicy nie było osoby korzystającej z czytnika :) Nie planuję w najbliższym czasie zakupu tego urządzenia, gdyż czytam zbyt mało, żeby było mi ono potrzebne, ale wiedząc o licznych jego zaletach zauważyłam jedną wadę: podczas startu i lądowania nie wolno używać czytnika jako urządzenia elektronicznego :)

Kochani! Życzę Wam dużo zdrowia, pogody ducha i szczęścia w Nowym Roku! Aby Wasze marzenia się spełniły, a niespodzianki były jedynie przyjemne i miłe :) Do Siego Roku!!!


czwartek, 29 grudnia 2011

Camilla Läckberg, Ofiara losu




Ta książka to moje pierwsze spotkanie z Camillą Läckberg, szwedzką autorką popularnego cyklu kryminalnego. Jednak „Ofiara losu” to czwarta część cyklu, tak więc zostałam rzucona w sam środek perypetii załogi komisariatu we Fjällbacka na czele z inteligentnym i upartym śledczym - Patrickiem Hedström. Czytając ten kryminał, z jednej strony poznajemy życie policjantów z posterunku we Fjällbacka, z drugiej zaś śledzimy konkretną sprawę kryminalną, której rozwiązanie jest zawarte w książce.



Policja bada wypadek samochodowy, który po bliższym przyjrzeniu wzbudza podejrzenia. Kolejna podobna sprawa wzbudza obawy, iż dochodzi do serii morderstw. Policja we Fjällbacka ma pełne ręce roboty, tym bardziej, że w mieście kręcony jest telewizyjny reality show. Obecność kamer podsyca konflikt między „gwiazdami” i miejscową społecznością. Patrik Hedström ma problem z tą sprawą, tym bardziej, że jednocześnie zajęty jest przygotowaniami do zbliżającego się ślubu z Eriką, matką ich kilkumiesięcznej córeczki. Czas i wysiłek poświęcony na planowanie tego wydarzenia przeradza się we frustrację i stres. Napięcie jest tym większe, że u Patrika i Eriki mieszka jej siostra Anna z dziećmi, świezo po traumatycznych przeżyciach z agresywnym mężem. Niełatwo jest poradzić sobie z drobnymi kompromisami codziennego życia i ściganiem zabójcy...



Uczciwie przyznaję, że dobrze mi się czytało ten kryminał. Początkowo, nie znając wcześniejszych części cyklu, byłam trochę zagubiona wśród zawirowań życiowych Eriki, Patricka i jego kolegów z komisariatu, ale w miarę lektury sytuacja stawała się coraz bardziej czytelna (mam na myśli układy i stosunki między głównymi bohaterami, a nie intrygę kryminalną, która jest inteligentnie zagmatwana).



Patrick Hedström – de facto szef komisariatu, choć nominalnie tylko zastępca – to energiczny i utalentowany śledczy, zdecydowanie wybijający się na tle swoich kolegów, a zwłaszcza szefa – Bertila Mellberga. Ta postać to jakaś karykatura i na jego tle akurat nie sposób nie błyszczeć :) W „Ofierze losu” przeżywa on zresztą tragikomiczną historię miłosną, która nie zakończy się dla niego happy endem. Obowiązki służbowe są dla niego ciężarem i uwielbia, gdy ktoś inny (najlepiej Patrick) wykona za niego „czarną robotę”, czyli żmudne i drobiazgowe śledztwo, a rolą szefa – w jego rozumieniu - jest spijanie śmietanki i wypinanie piersi do orderu po schwytaniu złoczyńcy. Przyznajmy szczerze, że nie tylko na posterunku we Fjällbacka można spotkać takich właśnie szefów :)



Pozostali koledzy z posterunku wydają się dość nudni, ale każde z nich ma swoje tajemnice, a nawet tragedie, o których – skandynawskim zwyczajem – nie mówią zbyt wiele. Nowym członkiem tej ekipy jest Hanna, dość tajemnicza, ale również bardzo inteligentna osoba, która odegra ważną rolę w śledztwie będącym osią wydarzeń w „Ofierze losu”.



Bardzo ważną, a właściwie główną bohaterką tej serii kryminalnej jest Erika Falck, partnerka, a wnet żona Patricka (ich ślub opisany jest na końcowych kartach „Ofiary losu”). Z zawodu jest ona pisarką, która odniosła sukces medialny i finansowy, a więc skojarzenie nasuwa się samo, kto jest pierwowzorem tej postaci ;). Historia jej i jej rodziny splata się ze śledztwami prowadzonymi przez Patricka.



Tyle jeśli chodzi o tło obyczajowe serii :) Intryga kryminalna „Ofiary losu” jest przedstawiona ciekawie i intrygująco. Każda informacja przekazana w treści jest ważna i ma swoje znaczenie. Rozwiązanie zawikłanej sprawy trzyma w napięciu do ostatniej strony. Przyznam, że w drugiej części książki zaczęło mi świtać, kto mógł dokonać zabójstw, ale nie byłam w stanie przewidzieć wszystkich powikłań i komplikacji, które wymyśliła pani Läckberg :) Wyjaśnienie tej sprawy nie należy do standardowych, dlatego nie mogę napisać zbyt dużo, aby nie zamieścić przypadkiem jakiegoś spoilera.



Na marginesie opisywanych wydarzeń natury kryminalnej autorka wyraża też negatywną opinię o programach typu reality show i ich „otoczce”: tępym „gwiazdom”, żądnej wrażeń widowni, chciwym producentom, sponsorom itp. Charakterystyczna jest postać szefa rady miejskiej, który forsuje kontynuację show po tragicznej śmierci jednej z uczestniczek… Wydaje się, że obecnie moda na tego typu programy przeminęła, ale jeszcze parę lat temu były to rozważania bardzo aktualne. Ja zresztą całkowicie zgadzam się z autorką, choć pewną ironią losu jest fakt, że jej obecny mąż swą karierę rozpoczął jako zwycięzca szwedzkiej edycji „Wyprawy Robinson” :)



Podsumowując, bardzo mi się podobało. Kryminał trzymał mnie w napięciu do ostatniej chwili i o to chodzi! Na pewno będę kontynuować znajomość z ekipą z Fjällbacka i jeśli będzie okazja zapoznam się tez z wcześniejszymi częściami cyklu.


Poniżej przedstawiam listę kryminałów z serii o Patricku i Erice w kolejności wydania:


  • 2002 Isprinsessan (Księżniczka z lodu, wyd. pol. 2009)
  • 2004 Predikanten (Kaznodzieja, wyd. pol. 2010)
  • 2005 Stenhuggaren (Kamieniarz, wyd. pol. 2010)
  • 2006 Olycksfågeln (Ofiara losu, wyd. pol. 2010)
  • 2007 Tyskungen (Niemiecki bękart, wyd. pol. 2011)
  • 2008 Sjöjungfrun (Syrenka, wyd. pol. 2011)
  • 2009 Fyrvaktaren (Latarnik, wyd. pol. 2011)
  • 2011 Änglamakerskan

Jean Edith "Camilla" Läckberg Eriksson (ur. 1974)szwedzka autorka powieści kryminalnych, z wykształcenia ekonomista. Urodziła się i dorastała w miasteczku Fjällbacka, położonym na zachodnim wybrzeżu Szwecji. niegdyś osadzie rybackiej, obecnie miejscowości turystyczno-urlopowej. Po studiach kilka lat pracowała jako ekonomistka, dyrektorka marketingu i product manager. Nie przestała jednak myśleć o pisarstwie, które było jej pasją od lat szkolnych. Mąż, matka i brat sfinansowali jej – w prezencie gwiazdkowym – kurs pisania kryminałów. Właśnie wtedy zaczęła pisać opowiadanie, które przekształciło się w jej debiutancką powieść Księżniczka z lodu. Podczas kursu jej opiekun literacki zasugerował, żeby fabułę opowieści umieściła w miejscu, które dobrze zna. W ten sposób Fjällbacka trafiła na łamy jej pierwszej książki, a potem kolejnych.
Kryminalne powieści Läckberg osiągają czołowe miejsca na listach bestsellerów w Szwecji. Jej książki zostały przetłumaczone na kilkanaście języków i również poza Szwecją cieszą się powodzeniem. Ich przewodnimi bohaterami są pisarka Erika Falck i policjant, a z czasem mąż Eriki – Patrik Hedström. Pierwsze cztery tytuły zostały sfilmowane przez szwedzką telewizję, SVT.
Głównym hobby pisarki jest gotowanie. Napisała książkę kucharską pt. Smaki z Fjällbacki (Smaker från Fjällbacka). Jej stronę internetowa w języku angielskim znajdziecie tu.



Moja ocena: 5 / 6

Autor: Camilla Läckberg
Tytuł oryginalny: Olycksfägeln
Wydawnictwo: Czarna Owca
Seria: Czarna seria
Tłumacz: Inga Sawicka
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 448

piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych Świąt!



Choinka ubrana, prezenty zapakowane, zakupy zrobione, potrawy w większości przygotowane, a więc można oddać się świętowaniu :)



Życzę wszystkim odwiedzającym tego bloga radosnych, pogodnych, pełnych rodzinnego ciepła i nadziei Świąt Bożego Narodzenia.






Przeczytałam w ostatnich dniach tyle pięknych i mądrych tekstów na blogach, że trudno mi dodać coś oryginalnego :) Kochani, spędźcie ten czas świąteczny tak, jak lubicie. Dla niektórych będzie on okazją do wyciszenia i refleksji, której często potrzebujemy, a - z uwagi na obecne tempo życia – nie możemy sobie nań pozwolić. Dla innych – możliwością spotkań rodzinnych, dla jeszcze innych, będzie to najlepszy czas na realizację swoich pasji.


Poniżej zamieszczam wiersz niezawodnego księdza Twardowskiego :)


"Wiersz staroświecki"


Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
W Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
By wszystko się nam rozplątało,
Węzły, konflikty, powikłania.
Oby się wszystkie trudne sprawy
Porozkręcały jak supełki,
Własne ambicje i urazy
Zaczęły śmieszyć jak kukiełki.
Oby w nas paskudne jędze
Pozamieniały się w owieczki,
A w oczach mądre łzy stanęły
Jak na choince barwnej świeczki.
Niech anioł podrze każdy dramat
Aż do rozdziału ostatniego,
I niech nastraszy każdy smutek,
Tak jak goryla niemądrego.
Aby wątpiący się rozpłakał
Na cud czekając w swej kolejce,
A Matka Boska - cichych, ufnych –
Na zawsze wzięła w swoje ręce.
 

Ks. Jan Twardowski

A tu świąteczny kawałek muzyczny :)





I na koniec kartka świąteczna w stylu vintage, jakże jednak nietypowa ;)




Wesołych Świąt!

środa, 21 grudnia 2011

Aleksandra Marinina, Obraz pośmiertny






Kryminał to mało świąteczna lektura, może za wyjątkiem „Morderstwa w Boże Narodzenie” Agathy Christie :) Tekst mojej notki również może okazać się nieco chaotyczny z uwagi na sytuację domową i obecną „w tyle głowy” świadomość, że przygotowania świąteczne tak naprawdę jeszcze się u nas nie zaczęły… Nastroju świątecznego też trochę brakuje :( Ale tak jak po przeczytaniu kilku kryminałów Marininy „wsiąkłam” w stworzony przez pisarkę klimat, tak i ten blog okazał się na tyle pociągający, że postanowiłam napisać parę słów o najnowszej książce rosyjskiej „carycy kryminału”, nawet kosztem pewnej dezorganizacji naszego życia rodzinnego ;)


Kryminały Aleksandry Marininy, a konkretnie ich główna bohaterka, Nastia Kamieńska, zdobyły moje serce kilka lat temu, kiedy ukazały się na polskim rynku. Z perspektywy czasu stwierdzam, że te pierwsze wydane w Polsce książki były chyba najlepsze z cyklu. Ostatnie pozycje jej autorstwa, które ukazały się w naszym kraju, czytałam właściwie z przyzwyczajenia i szybko zapominałam ich treść, choć ciągle mam nadzieję, że Marinina pokaże klasę. Gdy więc ukazała się kolejna pozycja z cyklu o Kamieńskiej postanowiłam – jak zwykle – ją przeczytać :)


Akcja kryminału toczy się w Moskwie. Młoda aktorka zostaje uduszona w swoim mieszkaniu. Brak śladów włamania i dwie starannie umyte filiżanki sugerują, że ofiara znała swego zabójcę. Kradzież biżuterii i pieniędzy wskazuje z kolei na rabunkowy charakter przestępstwa. Niewykluczone jednak, że zabójca podsuwa milicji fałszywy trop... Prowadząca śledztwo major Anastazja Kamieńska uważa, że kluczem do rozwiązania zagadki śmierci Aliny Waznis jest jej osobowość. Tworząc portret psychologiczny ofiary, swoisty pośmiertny obraz dziewczyny, dociera do mordercy. Wie, kto zabił, ale nie ma pojęcia dlaczego. Nastia szuka odpowiedzi w filmowym światku Moskwy oraz czytając pamiętnik aktorki.


„Obraz pośmiertny” wydany był w Rosji w 1995 r., a więc kilkanaście lat temu. Książki Marininy nie są w Polsce wydawane w kolejności chronologicznej, lecz raczej metodą na chybił trafił, choć mając na uwadze moje wrażenie wyartykułowane na początku tej notki nie wykluczam, że to przemyślana strategia, aby najpierw wydać najlepsze pozycje, licząc na to, że potem fani już kupią wszystko :)


Pozornie „Obraz pośmiertny” oferuje ciekawą intrygę, niestandardowe śledztwo, które odkrywa dość szybko, kto zabił, ale jego głównym celem jest wyjaśnienie motywów zbrodni, bo wydają się one wyjątkowo niejasne. Ale to tylko pozory. Tak naprawdę – choć czytając kryminały nie koncentruję się na wytypowaniu sprawcy i nie mam w tej kwestii znaczących osiągnięć – już podczas lektury pierwszego rozdziału przemknęło mi przez myśl, że chyba wiem, kto będzie sprawcą morderstwa… Nie muszę chyba dodawać, że było to trafne przypuszczenie, a to nie najlepiej świadczy o stopniu skomplikowania fabuły.


Książka sprawiła na mnie wrażenie powierzchownej – bohaterowie są narysowani jedną, bardzo grubą kreską. Tak jakby jeden rys charakteru, jedno doświadczenie z przeszłości determinowało ich całe życie. Nie wykluczam, że tak też może być, ale ewidentnie mi coś zgrzytało w konstrukcji tego kryminału i prawdziwości psychologicznej głównych bohaterów.


Nasta Kamieńska – jak w każdej książce Marininy – prezentuje swe umiejętności analityczne. Tym razem łączy siły z Władimirem. Stasowem, głównym bohaterem nieco wcześniejszej „Czarnej listy” – jedynego znanego mi kryminału Marininy, w którym nie występuje Kamieńska. Ale ich partnerstwo nie przykuwa uwagi czytelnika. Owszem, działają razem i są skuteczni, ale w ich kontaktach nie ma „chemii”.


Podsumowując, nie jest to wielki kryminał, ale można przeczytać bez bólu, bo Marinina to bardzo sprawna pisarka. Jeśli jednak ktoś chciałby zacząć znajomość z jej twórczością, to lepiej wybrać jednak inną książkę niż „Pośmiertny obraz”.


Nie opuszcza mnie podskórne wrażenie, że to, co najlepsze w cyklu o Kamieńskiej, już w Polsce przeczytaliśmy… Obym się myliła.


Aleksandra Marinina (właśc. Marina Anatoljewna Aleksiejewa) (ur. 16.07.1957 we Lwowie) - rosyjska pisarka, autorka powieści kryminalnych. W 1971 r. przeniosła się do Moskwy. Ukończyła studia prawnicze na Uniwersytecie Moskiewskim. W latach 1979-98 pracowała w milicji, gdzie zajmowała się działalnością edukacyjną i prowadzeniem prac badawczych w dziedzinie kryminologii. Na początku lat 90-tych XX w. rozpoczęła działalność literacką. W 1992 r. ukazała się pierwsza powieść (Stieczenije obstojatielstw (Zbieg okoliczności)), z cyklu, którego bohaterką jest major Anastazja Kamieńska. W 1998 r.  Marinina zrezygnowała z pracy w milicji (w której uzyskała stopień podpułkownika) i poświęciła się karierze pisarskiej. Cykl powieści o Anastazji Kamieńskiej składa się z 26 powieści, na jego podstawie rosyjska telewizja NTW, zrealizowała serial telewizyjny pt."Kamieńska". Oficjalna strona internetowa pisarki: http://www.marinina.ru/



Moja ocena: 4 / 6

Autor: Aleksandra Marinina
Tytuł oryginalny: Посмертный образ
Tłumacz: Aleksandra Stronka
Wydawnictwo: W.A.B
Seria: Mroczna seria
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 253


poniedziałek, 19 grudnia 2011

Mój dzień w książkach



Wpadłam w ciąg, a właściwie moja rodzina wpadła. W ciąg chorobowy :( Ponieważ jestem obecnie jedyną osobą „na chodzie” nie mogę się oddać tak przyjemnym czynnościom, jak czytanie i pisanie, stąd też pewna „posucha” w mojej aktywności na blogu. Mam jednak nadzieje, że wkrótce będzie lepiej, a ja wykorzystuję wolną chwilę (jakże rzadką w ostatnich dniach), aby podłączyć się do świetnej zabawy, jaką zaproponowała Lirael w ślad za brytyjską blogerką Cornflower pt. „Mój dzień w książkach”.

Zadanie polega na tym, żeby poniższe zdania uzupełnić tytułami książek, ale muszą to być wyłącznie pozycje przeczytane w 2011 roku. Tekst należy umieścić na swoim blogu. Tytuły można odmieniać przez przypadki. Wskazane jest też podlinkowanie ich do Waszych recenzji. Historia może mieć charakter absurdalno-żartobliwy lub śmiertelnie poważny :)

Nie było to dla mnie łatwe zadanie, bo nie wszystkie przeczytane przeze mnie książki zostały opisane na blogu, tak więc wybór tytułów był dość skromny, zwłaszcza w porównaniu do bardziej aktywnych Blogerów :) Ale historyjki i tak mają mieć lekko absurdalny klimat, więc poniżej moja propozycja :)


Mój dzień w książkach


Zaczęłam dzień z
Czerwonym gardłem. W drodze do pracy zobaczyłam Ślepą boginię
i przeszłam obok Klubu perskich pikli,  żeby uniknąć Człowieka nietoperza ,
ale oczywiście zatrzymałam się przy
Pałacu lodowym.  W biurze szef powiedział: Niech się rozpęta burza. i zlecił mi zbadanie Samotności liczb pierwszych.  W czasie obiadu z Niespokojnym człowiekiem zauważyłam Eve Green  pod Jabłonką Eli .  Potem wróciłam do swojego biurka w Takim pięknym dniu.  Następnie, w drodze do domu, kupiłam Gorącą wieś Ambinanitelo  ponieważ mam Babcię w pustyni i puszczy.  Przygotowując się do snu, wzięłam Lekcje włoskiego i uczyłam się Rzymskiego dolce vita, zanim powiedziałam dobranoc Mężczyźnie, który przychodził w niedzielę.


Dziękuję Lirael za bardzo fajną zabawę!


sobota, 10 grudnia 2011

Antoni Ferdynand Ossendowski, Polesie




Polesie to kraina leżąca obecnie na terenie trzech państw: Ukrainy, Białorusi i Polski. Największa jej część należy do Republiki Białorusi. Na obszarze Polski pozostały jedynie północno-zachodnie skrawki Polesia.

Przedwojenne Województwo Poleskie, było największym w II Rzeczypospolitej, a zarazem najrzadziej zaludnionym (na jeden kilometr kwadratowy przypadało około 31 osób). Było tam tylko osiemnaście miast oraz trzydzieści osiem miasteczek. Resztę stanowiły zaszyte wśród lasów i bagien wsie, często oddalone od siebie o dziesiątki kilometrów*. Tereny te zamieszkiwał lud dość tajemniczy, czyli Poleszucy posługujący się swoistym językiem będącym mieszanką białoruskiego, rosyjskiego, ukraińskiego i polskiego. W okresie międzywojennym stanowili ponad 60% ludności całego województwa poleskiego. Etnologowie uważają, że wywodzą się oni z kilku pierwotnych plemion słowiańskich: Dregowiczów, Derewlan, Krzywiczan i Wołynian.

Jeśli chcecie odbyć podróż w czasie do krainy, której już nie ma, a która 77 lat temu sprowokowała Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego do napisania tej książki, hołdu dla Polesia, ziemi pełnej tajemnic i swoistej magii - to lektura dla Was.

Polesie było w przedwojennej Polsce regionem opóźnionym w rozwoju w stosunku do innych ziem. Jednak w opinii autora była to kraina w Europie wręcz egzotyczna, a przez to szalenie ciekawa. Ossendowski uważał, że po latach, a właściwie wiekach, zaniedbań, to właśnie niepodległa Polska może umożliwić tej krainie i jej mieszkańcom harmonijny rozwój i cywilizacyjny skok. Tym właśnie ziemiom poświęcił także powieść dla młodzieży pt. „W polskiej dżungli”, która miała podobne patriotyczne przesłanie, jak „Polesie”. W książkach tych widać autentyczną pasję z jednej strony edukatora mieszkańców Polesia, z drugiej zaś – promocji piękna tego regionu wśród rodaków.

Język Ossendowskiego jest niedzisiejszy, nasycony słowami o kresowym rodowodzie. Kto lubi zanurzyć się przeszłość, poczytać o mrocznych, zawziętych Poleszukach, których charakter ukształtowała wielowiekowa izolacja wśród mokradeł i oczeretów, o pogańskich wierzeniach, które tworzyły swoistą mitologię, tak charakterystyczną dla tej ziemi, nie powinien być zawiedziony. Oczywiście, nie jest to pozycja naukowa, a popularna i w swoim czasie miała – jak sądzę - osiągnąć kilka celów, a najważniejsze z nich to zainteresowanie rodaków Autora tym regionem i skłonienie ich do osiedlania się tam lub inwestowania oraz przekonanie rodowitych mieszkańców tych terenów, jak wiele mogą osiągnąć poprzez lojalną współpracę z państwem polskim.

Autor, między innymi, wyraża wielkie uznanie dla polskiego wojska, które odgrywało istotną rolę w asymilacji Poleszuków. Wzbudza to niewątpliwie kontrowersje, zwłaszcza we współczesnych czytelnikach, ale nie można zapominać o ówczesnej sytuacji geopolitycznej, na której cieniem kładło się sąsiedztwo Związku Sowieckiego, skąd przenikanie agentów przez „zieloną granicę” było dość powszechne.

Spuścizna Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego przez wiele lat była skazana w Polsce na zapomnienie, gdyż autor, po aktywnym udziale w wojnie z bolszewikami - co jest opisane w jego najsłynniejszym dziele „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” – był zajadłym antykomunistą i w swojej działalności literackiej dawał temu wyraz. Jego życie jest zresztą świetnym materiałem na książkę, co udowodnił W. Michałowski w wydanej w 2004 r. książce „Wielkie safari Antoniego O.”. Dobrze, że teraz mamy szansę na ponowne odkrycie jego dzieł, zwłaszcza literatury podróżniczej, nie tylko ze względu na zawartą w tych książkach treść, lecz także dzięki dopracowanej szacie graficznej.

„Polesie” jest bowiem przepięknie wydane, ba, wręcz wysmakowane graficznie. Bajeczną oprawę zapewniają „klimatyczne” – jak byśmy dziś powiedzieli - zdjęcia Jana Bułhaka, mistrza fotografii. Do obrazu nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń, słowo zaś jest na najwyższym poziomie, aczkolwiek trzeba mieć na uwadze epokę, w której powstała książka i cele, które przyświecały Antoniemu Ossendowskiemu w jego twórczości literackiej. Dążenie do pokazania piękna zakątków przedwojennej Polski, jej dobrobytu i dążenia do potęgi to motyw przewodni jego twórczości literackiej.

Warto pamiętać o tych ziemiach, zwłaszcza obecnie, gdyż coraz trudniej odnaleźć ślady pozostawione przez polski żywioł na Kresach. Dwa lata temu miałam przyjemność i niepowtarzalną okazję odwiedzić Białoruś, w której granicach znajduje się obecnie ta część Polesia, która przed II wojną światową wchodziła w skład państwa polskiego. Pewnym paradoksem jest zresztą fakt utrudnionego obecnie dostępu do tego kraju, gdzie "na wyciągnięcie ręki" znajduje się wiele pamiątek naszej historii i kultury. Nie wdając się w szczegóły, powiem tylko, że wymaga to sporo wysiłku. Tak daleko, a tak blisko…

Podczas mojej podróży zwiedzałam głównie północ i centrum Białorusi, przez Polesie tylko przemknęłam, czego bardzo żałuję, bo ten region zwraca uwagę swoją odmiennością od reszty kraju nawet dzisiaj. Rzuca się w oczy przede wszystkim charakterystyczny krajobraz zakrętasów rzecznych, rozlewisk z kępami krzaków. Rozlewiska zajmują naprawdę sporo miejsca – choć jest ich obecnie dużo mniej niż przed wojną - i kształtują panoramę tego miejsca. Piękne są również lasy, a raczej pozostałość po poleskiej puszczy, która zachwyciła Ossendowskiego w latach trzydziestych XX w.

„Za dawnych, może drewlańskich jeszcze czasów, gdy poczucie budzących się potęg natury było mocniejsze – wiosnę przepowiadały dziewczyny wiejskie zapożyczonym od prababek „klikaniem”. Zbierały się dziewuchy całą gromadą koło parkanów, nad brzegiem rzeki i, patrząc na siniejący, coraz bardziej pęczniejący lód na przeprawach i na porowatą powierzchnię śniegu, przeraźliwie zawodzącymi głosami śpiewały żałośnie; niosła się pieśń z wezbranej tęsknotą dziewczęcej piersi:

Oj, wiesna krasna!
Da sztoż ty nam uniosła?
Oj, uniosła, uniosła
Try koryści u radości:
Pierwaja koryść – bortniczkom,
A druhaja i oratajom
A treciaja – pastuszkom!

Wiosna rychło odpowiadała dziewczęcemu klikaniu. Posyłała ciepłe wiatry i nagłe deszcze, co przesiąkały śnieg i nic go już obronić nie mogło – ani podmuchy srogie od północy, ani śnieżyce wściekłe, ani nawet ostre przymrozki poranne.” (s.59)

Tak właśnie rozpoczyna się jeden z rozdziałów tej książki poświęcony przywoływaniu wiosny poprzez pradawną tradycję „klikania”. Jakżeż inne konotacje ma obecnie to słowo :)

A oto, jak kończy się ta książka:


„Odrodzona Polska – Polska narodu świadomego swej woli życia i mocarstwowej potęgi – powołała Polesie do wspólnego wysiłku, do wielkiej pracy nad własnym szczęściem i światłą dolą.”

Niestety, to proroctwo autora się nie spełniło…

Na zakończenie muzyczne wspomnienie przedwojennego czaru Polesia:








Antoni Ferdynand Ossendowski (ur. 27 maja 1874 r. – zm. 3 stycznia 1945 r.) – polski pisarz, dziennikarz, podróżnik. Studiował nauki matematyczno – przyrodnicze w Petersburgu, a także chemię i fizykę w Paryżu. Jego pasją były podróże. W 1905 r. przeniósł się do Mandżurii, aby prowadzić badania geologiczne. Podróżował po Kraju Ałtajskim, na Syberii, bywał w Chinach i Japonii. Relacje ze swoich podróży publikował. Podczas wojny domowej w Rosji czynnie współpracował z dowództwem Białych. Mimo pościgu CzeKa udało mu się przedostać z Rosji do Mongolii, gdzie został doradcą barona Ungerna walczącego z bolszewikami. Rola Ossendowskiego pozostaje tajemnicą, niechętnie o niej mówił. Jego przeżycia z tych lat znalazły odzwierciedlenie w książce „Zwierzęta. ludzie i bogowie”, która stała się ówczesnym bestsellerem światowym. Do Polski wrócił w 1922 r. W okresie międzywojennym zajmował się działalnością literacką, publikując wiele powieści. Zmarł w styczniu 1945 r. tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Po wojnie skazany na zapomnienie.



Moja ocena: 6 / 6

Autor: Antoni Ferdynand Ossendowski
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Seria: Podróże retro
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 272


środa, 23 listopada 2011

Wspomnienie o Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej

Źródło zdjęcia: http://audiovis.nac.pl




Jutro przypada 120 rocznica urodzin Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej (ur. 24 listopada 1891 r. w Krakowie – zm. 9 lipca 1945 r. w Manchesterze), jednej z ulubionych polskich poetek i nietuzinkowej osobowości wywodzącej się z artystycznego rodu Kossaków. Jej ojcem był Wojciech Kossak, a siostrą Magdalena Samozwaniec, która zresztą unieśmiertelniła Lilkę, jak nazywano Marię, w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Zalotnica niebieska” oraz „Maria i Magdalena”. W swoim życiu Maria była trzykrotnie zamężna. Ukojenie i miłość odnalazła dopiero u boku trzeciego męża, Stefana Jasnorzewskiego.


 



Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec w dzieciństwie
Źródło zdjęcia: http://partnerstwo.onet.pl






Warto przypomnieć sobie tę postać, uwielbianą przez współczesnych. Pamiętajmy również o tym, że ostatnie lata życia były dla niej bardzo trudne. Wybuch wojny oznaczał dla niej katastrofę i koniec jej świata. Po tułaczce przez Europę osiadła w Anglii. Ciężka choroba i smutek przyspieszyły jej śmierć. Zapisem śmiertelnej choroby są wydane niedawno


„Ostatnie notatniki. Szkicownik poetycki”, o których pisała Prowincjonalna nauczycielka.

Jej wiersze - proste, a jednocześnie finezyjne i delikatne - cieszyły się i cieszą nadal dużą popularnością wśród czytelników, były też zawsze dobrze oceniane przez krytyków i pisarzy. Są to głównie wiersze miłosne, choć nie tylko. Na pewno wielu spośród nas czytało jej strofy, gdy przeżywało swą pierwszą miłość lub zauroczenie. Jej poezja dostarcza nam wzruszeń do dzisiaj. Wybory jej wierszy ukazują się co pewien czas i zawsze znajdują nabywców.

Poniżej kilka moich ulubionych wierszy Poetki:






Jeśliś jest prawdą

Jeśliś jest prawdą, przyjdź do mnie bez słów
i weź w twe ręce wszystko, co dać mogę,
lecz jeśliś snem jest pośród innych snów
och! to samotną puść mnie w dalszą drogę.
Czy wiesz, co znaczy być jak biały bez,
który ku słońcu wypręża się cały,
i tak już za nic nie chcieć więcej łez? –
Patrz na me oczy – one już płakały








Miłość

Wciąż rozmyślasz. Uparcie i skrycie.
Patrzysz w okno i smutek masz w oku...
Przecież mnie kochasz nad życie?
Sam mówiłeś przeszłego roku...

Śmiejesz się, lecz coś tkwi poza tym.
Patrzysz w niebo, na rzeźby obłoków...
Przecież ja jestem niebem i światem?
Sam mówiłeś przeszłego roku...

Nie widziałam Cię już od miesiąca
I nic. Jestem może bledsza, trochę śpiąca,
trochę bardziej milcząca.
Lecz widać można żyć bez powietrza.





Zapomniane pocałunki

Kto liczy nasze pocałunki,
kto na nie zważa?
Ludzie mają troski i sprawunki,

Bóg światy stwarza...
Zapomniane przez nas dwoje ich różowe mnóstwo

spada na dno naszych dusz,
jak płatki miękkich, najpiękniejszych róż...

Tam leżą i ciasno zduszone na sobie
słodkim olejkiem się pocą,

który rozpachnia się w nas każdą nocą
i każdem ranem,

i życia zwykłego jesienne ubóstwo
czyni róż krajem, perskim Gulistanem.

Kto nasze pocałunki liczy?
Kto na nie zważa?

Bóg światy stwarza,
nie zapisuje w księgach słodyczy...






Ach, to nie było warte

Ach, to nie było warte
By sny tym karmić uparte

By stawiać duszę na kartę
Ach to nie było warte

Ach, to nie było warte
By nosić łzy nie otarte

I by mieć serce wydarte
To wcale nie było warte







Kto chce bym go kochała

Kto chce, bym go kochała, nie może być nigdy ponury
I musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry.
Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce
I przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.
I musi tez umieć ziewać, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą,
Gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą.
Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka
Kuka lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą połówkę buka.
Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić.
I śmiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści.
I nie wiedzieć nic, jak ja nic nie wiem, i milczeć w rozkosznej ciemności
I być daleki od dobra i równie daleki od złości.







Gdy pochylisz

Gdy pochylisz nade mną twe usta pocałunkami nabrzmiałe
Usta moje ulecą, jak dwa skrzydełka ze strachu białe –
Krew moja się zerwie, aby uciekać daleko, daleko,
I o twarz mi uderzy płonąca czerwoną rzeką.
Oczy moje, które pod wzrokiem twym słodkim się niebią,
Oczy moje umrą, a powieki je cicho pogrzebią.
Pierś moja w objęciu twej ręki stopi się jakby śnieg,
I cała zniknę jak obłok, na którym za mocny wicher legł.

 

niedziela, 20 listopada 2011

Peter Pezzelli, Lekcje włoskiego



Z uwagi na jesienne chłody i nieuchronnie zbliżającą się zimę, postanowiłam podarować sobie odrobinę włoskiego słonecznego lata. Zachęcona pastelową, miłą memu oku okładką oraz tytułem, sięgnęłam po „Lekcje włoskiego”. Czy było to udane spotkanie?

Jest to opowieść o dwóch mężczyznach, uczniu i nauczycielu. Carter Quinn, po powrocie z college’u do rodzinnego Rhode Island, postanawia nauczyć się włoskiego. Pragnie wyjechać do kraju miłości i wina, z nadzieją, że spotka tam kobietę swojego życia, piękną Elenę, którą spotkał tylko raz i rozmawiał z nią przez krótką – jak mgnienie oka - chwilę. Nauka obcego języka nie jest jednak prosta, a to za sprawą nauczyciela, Giancarlo. Ekscentryczny mężczyzna, profesor muzyki, który od lat jej nie tworzy, mieszka samotnie i niechętnie reaguje na wszelkie pytania dotyczące przeszłości…

Marzyłam o odrobinie włoskiego słońca, a trafiłam do upalnego i wilgotnego Rhode Island, gdzie przede wszystkim toczy się akcja tej powieści czy też raczej powiastki :) Przyznaję uczciwie, że nie zachwyciła mnie ta książka. Akcja jest przewidywalna od początku do końca. Wszystkie szczegóły podane są na tacy i „łopatologicznie”, żeby czytelnik nie musiał się specjalnie wysilać :)

Uśmiech budzi zauroczenie Cartera, który po powrocie z college’u nie ma żadnych sprecyzowanych planów na życie poza jednym: musi pojechać do Włoch, żeby odnaleźć dziewczynę swoich marzeń, o której nie wie nic poza tym, że jest piękna, ma na imię Elena i pochodzi z pewnej włoskiej miejscowości. Jego szczęście, że jest to niewielka mieścina, a nie na przykład Mediolan :) Nie chodzi mi już nawet o to, że chłopak planuje wyjazd do Włoch oraz podejmuje kosztowną i czasochłonną naukę języka obcego w poszukiwaniu dziewczyny, z którą może zamienił dwa zdania. Carter planując ten wyjazd był w stanie podjąć naukę języka, ale niedługo przed planowanym wyjazdem nie miał świadomości, że należy wyrobić sobie paszport! Mam też niejasne przeczucie, że pracując na budowie w czasie wakacji – nawet przed kryzysem finansowym– Carter nie mógłby sobie pozwolić na sfinansowanie intensywnych indywidualnych lekcji włoskiego, przelotu i kilkutygodniowego pobytu we Włoszech.

Carter jest przedstawiony stereotypowo jako "all-American boy". Jego podstawowa wiedza o kraju swojej wybranki jest w okolicach zera, a największe wrażenie podczas pobytu we Włoszech wywierają na nim smakowite lody :) Po zwiedzeniu paru kościołów czuje przesyt. Pietę ogląda w sumie przez przypadek, choć trzeba mu oddać, że robi na nim wrażenie :) Czyta się tę książkę sprawnie i szybko, ale w miarę upływu czasu wszystko staje się dość irytujące, przynajmniej dla mnie.

Jeśli zaś chodzi o drugiego bohatera tej opowieści, czyli Giancarlo, nauczyciela Cartera, od początku książki serwuje się czytelnikowi przekonanie, że w swej młodości przeżył jakąś traumę na tle miłosnym, co sprawiło, że porzucił ojczyznę, tworzenie muzyki, a jego życie jest przez to jałowe… No cóż, według mnie wyjaśnienie jego tajemnicy – bo w tej książce wszystko musi zostać wyjaśnione „do spodu” - jest banalne i na pewno nie mogłoby spowodować skutków takich, jakie opisuje autor. No, ale może nigdy nie przeżyłam prawdziwej miłości i się nie znam :)

Jeśli dobra książka, tak jak wyśmienita czekolada, stanowi dla wielu chwilę przyjemności i oderwania się od codziennych kłopotów i problemów, to ta książka jest dla mnie wyrobem czekoladopodobnym :) Uważam, że jest to książka dla bardzo wytrwałych miłośników włoskich klimatów w literaturze popularnej. Mnie się nie podobało. Z dostępnych recenzji wynika, że inne książki autora są wysoko oceniane, więc może to mój pech, że spotkanie z nim rozpoczęłam od słabszej książki. Jeśli trafi się okazja, to sprawdzę, czy inne jego powieści bardziej przypadną mi do gustu niż „Lekcje włoskiego”:)

Peter Pezzelli urodził się i dorastał w Rhode Island, w Stanach Zjednoczonych, w rodzinie o włoskich korzeniach. Ukończył Wesleyan University. Przygodę z literaturą rozpoczynał, pisząc - jako wolny strzelec - artykuły do prasy lokalnej. Do napisania pierwszej powieści („Dom w Italii”) zainspirowało go wspomnienie włoskiej miejscowości Abruzzo, gdzie znajdowała się rodzinna posiadłość jego babki. Gdy książka zyskała miano bestselleru, Pezzelli postanowił napisać kolejne: „Kuchnię Franceski”, „Każdej niedzieli” i „Lekcje włoskiego”.

Źródło zdjęcia: www.wydawnictwoliterackie.pl



Moja ocena: 3 / 6


Autor: Peter Pezzelli
Tytuł oryginalny: Italian Lessons
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tłumacz: Paweł Ciemniewski
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 268



środa, 16 listopada 2011

Johan Theorin, Nocna zamieć


Johan Theorin wydał do tej pory zaledwie trzy książki; dwie z nich ukazały się w polskiej wersji językowej. „Zmierzch”, który jest pierwszą częścią zamierzonego „kwartetu olandzkiego”, zrobił na mnie duże wrażenie. Dlatego też z ogromnymi nadziejami sięgnęłam po kolejną książkę Theorina „Nocną zamieć”.

Jak nietrudno się domyślić, akcja tej powieści również toczy się na Olandii, zaczarowanej wyspie, pełnej swoich tajemnic i specyficznego klimatu, przy czym nie mam tu na myśli kwestii meteorologicznych :) Poprzednio autor zapoznał czytelników z pojęciem „alvaret”, teraz zaś przyszedł czas na kolejną pozycję alfabetu olandzkiego, czyli fåk – specyficzną zimową zamieć charakterystyczną dla Olandii, bardzo niebezpieczną dla wszystkich, którzy nie potraktują jej poważnie.

Bohaterowie książki, Joakim i Katrine Westinowie, przeprowadzają się ze Sztokholmu na północną Olandię. Zmęczeni życiem w mieście, kupują stary  drewniany dom, niegdysiejszą siedzibę latarników, nieświadomi, że  kryje on wiele ponurych tajemnic – historii z przeszłości, które  pragną, by je usłyszano. Wspólnym mianownikiem tych dawnych opowieści jest nie tylko ich dramatyzm, ale również to, że tragiczne wydarzenia osiągały kulminację podczas zimowej olandzkiej zamieci, czyli podczas osławionego fåk.

W tle wydarzeń opisanych w „Nocnej zamieci” pojawia się również postać jednego z głównych bohaterów „Zmierzchu”, Gerlofa, który służy za informatora o dziejach farmy dla jej nowych mieszkańców. Wnuczka jego brata, Tilda Davidsson, która jest policjantką, przyjeżdża na Olandię, aby wzmocnić tutejszy posterunek i oprócz obowiązków służbowych musi przemyśleć pewne sprawy w swoim życiu. Aby uporządkować swoje wspomnienia, gromadzi także informacje o swoim dziadku, który również był związany ze starą farmą, którą kupili Westinowie…

Tymczasem w domu Joakima i Katrin dochodzi do nieszczęścia. Tilda zawiera znajomość z mieszkańcami farmy Aludden w dramatyczną noc, kiedy ginie jeden z członków rodziny. Śledztwo w tej sprawie praktycznie stoi w miejscu, podczas gdy na wyspie dochodzi do plagi kradzieży.

Główna para bohaterów pozornie wydaje się być typowym małżeństwem z dwójką uroczych dzieciaków. Ich przeszłość kryje jednak pewną tajemnicę, która spowiła ich życie aurą smutku i niedopowiedzenia. Widać, że ich oddanie dzieciom, pragnienie stworzenia w nowo nabytym domu azylu i miejsca, w którym ich rodzina mogłaby spokojnie wieść życie, jest autentyczne. Nie mamy wątpliwości, że Joakim i Katrin się kochają i szanują, ale tajemnica, która ich otacza sprawia, że narastają w czytelniku wątpliwości co do szczęścia małżonków…

Książka ta jest jeszcze bardziej mroczna niż „Zmierzch”. Theorin pisze rewelacyjnie, ma wielki dar opowiadania. Świetnie się tę książkę czyta, choć trzeba mieć świadomość, że nie jest to tradycyjny kryminał. Thriller to właściwsze określenie jej przynależności gatunkowej – jeśli mogę ująć to w ten sposób, ale tak naprawdę umyka ona wszelkim klasyfikacjom. Sam autor określa swoje książki jako mroczne i tajemnicze („dark mystery novels”). Istotną rolę odgrywają tu duchy przeszłości, które opowiadają swoje historie. Ich obecność podkreśla nastrój smutku, jaki panuje nie tylko na farmie Aludden, ale i w sercach jej mieszkańców. Muszę zresztą przyznać, że nawet nie znając historii tego miejsca, nie zdecydowałabym się na zamieszkanie w tak odludnym miejscu. Mimo umiejętności pisarskich Theorina (a może właśnie dzięki nim?) najprawdopodobniej nie zdecyduję się nigdy na odwiedzenie Olandii podczas zimy – zbyt sugestywnie autor przedstawił te zimowe „atrakcje” wyspy :)

Malkontenctwo ze mnie czasem wyłazi, więc przyznam, że mam pewne wątpliwości, czy nawet w Szwecji nauczyciel zajęć praktyczno-technicznych i nauczycielka plastyki na pół etatu z dwójką dzieci – bez wsparcia finansowego rodziny - mogą sobie pozwolić na kupno domu w stolicy. W Polsce na pewno byłoby to całkowicie niewykonalne. Ale to tylko szczegół. Akcja powieści nie ogranicza się wyłącznie do wątku Joakima i Katrin, choć to o nich głównie piszę. Każda z występujących postaci ma nadany wyraźny rys psychologiczny, a kulminacja i finał wyjaśniający przynajmniej część zagadek mają miejsce oczywiście podczas olandzkiej zamieci fåk.

Za „Nocną zamieć” Theorin otrzymał w 2009 roku Szklany Klucz – nagrodę  literacką przyznawaną corocznie przez członków Stowarzyszenia Twórców Kryminałów pisarzom z  krajów nordyckich – pokonując samego Stiega Larssona, co było dla wielu niespodzianką. Książka otrzymała również nominację do tytułu Najlepszy Szwedzki Kryminał 2008 roku.

Warto przeczytać tę książkę. Ja już niecierpliwie oczekuję na kolejną część „kwartetu olandzkiego” pt. „Smuga krwi”, której wydanie w Polsce zapowiedziano na marzec 2012 r.



Johan Theorin (ur. 1963) – szwedzki dziennikarz i pisarz. Akcja jego utworów dzieje się na wyspie Olandii na Morzu Bałtyckim. Theorin przez całe życie często odwiedzał wyspę, gdyż stamtąd wywodziła się rodzina jego matki – rolnicy, rybacy i marynarze. Zanim został dziennikarzem pisał opowiadania do lokalnych gazet i magazynów jednak popularność przyniosły mu dopiero powieści, które zostały bardzo dobrze przyjęte przez krytykę i czytelników. Mieszka w Göteborgu. W listopadzie 2010 r. pisarz gościł w Polsce. Jego strona internetowa w języku angielskim jest tu.


Źródło zdjęcia: www.wikipedia.org




Moja ocena: 5,5 / 6


Autor: Johan Theorin
Tytuł oryginalny: Nattfåk
Tłumacz: Bogumiła Ratajczak
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze strachem
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 463


Autorzy

Agopsowicz Monika Albaret Celeste Albom Mitch Alvtegen Karin Austen Jane Babina Natalka Bachmann Ingeborg Baranowska Małgorzata Becerra Angela Beekman Aimee Bek Aleksander Bellow Saul Bennett Alan Besala Jerzy Bobkowski Andrzej Bogucka Maria Bonda Katarzyna Borkowska Urszula Bowen Rhys Brabant Hyacinthe Braine John Brodski Josif Calvino Italo Castagno Dario Cegielski Tadeusz Cejrowski Wojciech Cherezińska Elżbieta Cleeves Ann Courtemanche Gil Covey Sean Crummey Michael Cusk Rachel Czapska Maria Czarnecka Renata Czarnyszewicz Florian Czwojdrak Bożena Dallas Sandra de Blasi Marlena Didion Joan Dmochowska Emma Doctorow E.L. Domagalski Dariusz Domańska-Kubiak Irena Dostojewska Anna Drewniak Wojciech Drinkwater Carol Drucka Nadzieja Druckerman Pamela Dunlop Fuchsia Dyer Wayne Edwardson Ake Evans Richard Fabiani Bożena Fadiman Anne Faulkner William Fiedler Arkady Filipowicz Wika Fletcher Susan Fogelström Per Anders Fønhus Mikkjel Fowler Karen Joy Frankl Viktor Franzen Jonathan Frayn Michael Fredro Aleksander Fryczkowska Anna Gaskell Elizabeth Genow Magdalena Gilmour David Giordano Paolo Goetel Ferdynand Goethe Johann Wolfgang Gołowkina Irina Grabowska-Grzyb Ałbena Grabski Maciej Green Penelope Grimes Martha Grimwood Ken Gunnarsson Gunnar Gustafsson Lars Gutowska-Adamczyk Małgorzata Guzowska Marta Hagen Wiktor Hamsun Knut Hejke Krzysztof Helsztyński Stanisław Hen Józef Herbert Zbigniew Hill Napoleon Hill Susan Hoffmanowa Klementyna Holt Anne Hovsgaard Jens Hulova Petra Ishiguro Kazuo Iwaszkiewicz Jarosław Iwaszkiewiczowa Anna Jaffrey Madhur Jahren Hope Jakowienko Mira Jamski Piotr Jaruzelska Monika Jastrzębska Magdalena Jersild Per Christian Jörgensdotter Anna Jurgała-Jureczka Joanna Kaczyńska Marta Kallentoft Mons Kanger Thomas Kanowicz Grigorij Karlsson Elise Karon Jan Karpiński Wojciech Kaschnitz Marie Luise Kolbuszewski Jacek Komuda Jacek Kościński Piotr Kowecka Elżbieta Kraszewski Józef Ignacy Kręt Helena Kroh Antoni Kruusval Catarina Krzysztoń Jerzy Kuncewiczowa Maria Kutyłowska Helena Lackberg Camilla Lanckorońska Karolina Lander Leena Larsson Asa Laurain Antoine Lehtonen Joel Loreau Dominique cytaty Lupton Rosamund Lurie Alison Ładyński Antonin Łapicka Zuzanna Łopieńska Barbara Łozińska Maja Łoziński Mikołaj Maciejewska Beata Maciorowski Mirosław Mackiewicz Józef Magris Claudio Malczewski Rafał Maloney Alison Małecki Jan Manguel Alberto Mankell Henning Mann Wojciech Mansfield Katherine Marai Sandor Marias Javier Marinina Aleksandra Marklund Liza Marquez Gabriel Masłoń Krzysztof Mazzucco Melania McKeown Greg Meder Basia Meller Marcin Meredith George Michniewicz Tomasz Miłoszewski Zygmunt Mitchell David Mizielińscy Mjaset Christer Mrożek Sławomir Mukka Timo Murakami Haruki Musierowicz Małgorzata Musso Guillaume Myśliwski Wiesław Nair Preethi Naszkowski Zbigniew Nesbø Jo Nesser Hakan Nicieja Stanisław Nothomb Amelie Nowakowski Marek Nowik Mirosław Obertyńska Beata Oksanen Sofi Orlińska Zuzanna Ossendowski Antoni Ferdynand Pająk-Puda Dorota Paukszta Eugeniusz Pawełczyńska Anna Pawlikowski Michał Pezzelli Peter Pilch Krzysztof Platerowa Katarzyna Plebanek Grażyna Płatowa Wiktoria Proust Marcel Pruszkowska Maria Pruszyńska Anna Przedpełska-Trzeciakowska Anna Puchalska Joanna Puzyńska Katarzyna Quinn Spencer Rabska Zuzanna Rankin Ian Rejmer Małgorzata Reszka Paweł Rutkowski Krzysztof Rylski Eustachy Sadler Michael Safak Elif Schirmer Marcin Seghers Jan Sobański Antoni Sobolewska Justyna Staalesen Gunnar Stanowski Krzysztor Stasiuk Andrzej Stec Ewa Stenka Danuta Stockett Kathryn Stulgińska Zofia Susso Eva Sypuła-Gliwa Joanna Szabo Magda Szalay David Szarota Piotr Szczygieł Mariusz Szejnert Małgorzata Szumska Małgorzata Terzani Tiziano Theorin Johan Thompson Ruth Todd Jackie Tomkowski Jan Tristante Jeronimo Tullet Herve Velthuijs Max Venclova Tomas Venezia Mariolina Vesaas Tarjei Wachowicz-Makowska Jolanta Waltari Mika Wałkuski Marek Wańkowicz Melchior Warmbrunn Erika Wassmo Herbjørg Wasylewski Stanisław Weissensteiner Friedrich White Patrick Wiechert Ernst Wieslander Jujja Włodek Ludwika Zevin Gabrielle Zyskowska-Ignaciak Katarzyna Żylińska Jadwiga
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...