Polesie to kraina leżąca obecnie na terenie trzech państw: Ukrainy, Białorusi i Polski. Największa jej część należy do Republiki Białorusi. Na obszarze Polski pozostały jedynie północno-zachodnie skrawki Polesia.
Przedwojenne Województwo Poleskie, było największym w II Rzeczypospolitej, a zarazem najrzadziej zaludnionym (na jeden kilometr kwadratowy przypadało około 31 osób). Było tam tylko osiemnaście miast oraz trzydzieści osiem miasteczek. Resztę stanowiły zaszyte wśród lasów i bagien wsie, często oddalone od siebie o dziesiątki kilometrów*. Tereny te zamieszkiwał lud dość tajemniczy, czyli Poleszucy posługujący się swoistym językiem będącym mieszanką białoruskiego, rosyjskiego, ukraińskiego i polskiego. W okresie międzywojennym stanowili ponad 60% ludności całego województwa poleskiego. Etnologowie uważają, że wywodzą się oni z kilku pierwotnych plemion słowiańskich: Dregowiczów, Derewlan, Krzywiczan i Wołynian.
Jeśli chcecie odbyć podróż w czasie do krainy, której już nie ma, a która 77 lat temu sprowokowała Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego do napisania tej książki, hołdu dla Polesia, ziemi pełnej tajemnic i swoistej magii - to lektura dla Was.
Polesie było w przedwojennej Polsce regionem opóźnionym w rozwoju w stosunku do innych ziem. Jednak w opinii autora była to kraina w Europie wręcz egzotyczna, a przez to szalenie ciekawa. Ossendowski uważał, że po latach, a właściwie wiekach, zaniedbań, to właśnie niepodległa Polska może umożliwić tej krainie i jej mieszkańcom harmonijny rozwój i cywilizacyjny skok. Tym właśnie ziemiom poświęcił także powieść dla młodzieży pt. „W polskiej dżungli”, która miała podobne patriotyczne przesłanie, jak „Polesie”. W książkach tych widać autentyczną pasję z jednej strony edukatora mieszkańców Polesia, z drugiej zaś – promocji piękna tego regionu wśród rodaków.
Język Ossendowskiego jest niedzisiejszy, nasycony słowami o kresowym rodowodzie. Kto lubi zanurzyć się przeszłość, poczytać o mrocznych, zawziętych Poleszukach, których charakter ukształtowała wielowiekowa izolacja wśród mokradeł i oczeretów, o pogańskich wierzeniach, które tworzyły swoistą mitologię, tak charakterystyczną dla tej ziemi, nie powinien być zawiedziony. Oczywiście, nie jest to pozycja naukowa, a popularna i w swoim czasie miała – jak sądzę - osiągnąć kilka celów, a najważniejsze z nich to zainteresowanie rodaków Autora tym regionem i skłonienie ich do osiedlania się tam lub inwestowania oraz przekonanie rodowitych mieszkańców tych terenów, jak wiele mogą osiągnąć poprzez lojalną współpracę z państwem polskim.
Autor, między innymi, wyraża wielkie uznanie dla polskiego wojska, które odgrywało istotną rolę w asymilacji Poleszuków. Wzbudza to niewątpliwie kontrowersje, zwłaszcza we współczesnych czytelnikach, ale nie można zapominać o ówczesnej sytuacji geopolitycznej, na której cieniem kładło się sąsiedztwo Związku Sowieckiego, skąd przenikanie agentów przez „zieloną granicę” było dość powszechne.
Spuścizna Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego przez wiele lat była skazana w Polsce na zapomnienie, gdyż autor, po aktywnym udziale w wojnie z bolszewikami - co jest opisane w jego najsłynniejszym dziele „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” – był zajadłym antykomunistą i w swojej działalności literackiej dawał temu wyraz. Jego życie jest zresztą świetnym materiałem na książkę, co udowodnił W. Michałowski w wydanej w 2004 r. książce „Wielkie safari Antoniego O.”. Dobrze, że teraz mamy szansę na ponowne odkrycie jego dzieł, zwłaszcza literatury podróżniczej, nie tylko ze względu na zawartą w tych książkach treść, lecz także dzięki dopracowanej szacie graficznej.
„Polesie” jest bowiem przepięknie wydane, ba, wręcz wysmakowane graficznie. Bajeczną oprawę zapewniają „klimatyczne” – jak byśmy dziś powiedzieli - zdjęcia Jana Bułhaka, mistrza fotografii. Do obrazu nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń, słowo zaś jest na najwyższym poziomie, aczkolwiek trzeba mieć na uwadze epokę, w której powstała książka i cele, które przyświecały Antoniemu Ossendowskiemu w jego twórczości literackiej. Dążenie do pokazania piękna zakątków przedwojennej Polski, jej dobrobytu i dążenia do potęgi to motyw przewodni jego twórczości literackiej.
Warto pamiętać o tych ziemiach, zwłaszcza obecnie, gdyż coraz trudniej odnaleźć ślady pozostawione przez polski żywioł na Kresach. Dwa lata temu miałam przyjemność i niepowtarzalną okazję odwiedzić Białoruś, w której granicach znajduje się obecnie ta część Polesia, która przed II wojną światową wchodziła w skład państwa polskiego. Pewnym paradoksem jest zresztą fakt utrudnionego obecnie dostępu do tego kraju, gdzie "na wyciągnięcie ręki" znajduje się wiele pamiątek naszej historii i kultury. Nie wdając się w szczegóły, powiem tylko, że wymaga to sporo wysiłku. Tak daleko, a tak blisko…
Podczas mojej podróży zwiedzałam głównie północ i centrum Białorusi, przez Polesie tylko przemknęłam, czego bardzo żałuję, bo ten region zwraca uwagę swoją odmiennością od reszty kraju nawet dzisiaj. Rzuca się w oczy przede wszystkim charakterystyczny krajobraz zakrętasów rzecznych, rozlewisk z kępami krzaków. Rozlewiska zajmują naprawdę sporo miejsca – choć jest ich obecnie dużo mniej niż przed wojną - i kształtują panoramę tego miejsca. Piękne są również lasy, a raczej pozostałość po poleskiej puszczy, która zachwyciła Ossendowskiego w latach trzydziestych XX w.
„Za dawnych, może drewlańskich jeszcze czasów, gdy poczucie budzących się potęg natury było mocniejsze – wiosnę przepowiadały dziewczyny wiejskie zapożyczonym od prababek „klikaniem”. Zbierały się dziewuchy całą gromadą koło parkanów, nad brzegiem rzeki i, patrząc na siniejący, coraz bardziej pęczniejący lód na przeprawach i na porowatą powierzchnię śniegu, przeraźliwie zawodzącymi głosami śpiewały żałośnie; niosła się pieśń z wezbranej tęsknotą dziewczęcej piersi:
Oj, wiesna krasna!
Da sztoż ty nam uniosła?
Oj, uniosła, uniosła
Try koryści u radości:
Pierwaja koryść – bortniczkom,
A druhaja i oratajom
A treciaja – pastuszkom!
Wiosna rychło odpowiadała dziewczęcemu klikaniu. Posyłała ciepłe wiatry i nagłe deszcze, co przesiąkały śnieg i nic go już obronić nie mogło – ani podmuchy srogie od północy, ani śnieżyce wściekłe, ani nawet ostre przymrozki poranne.” (s.59)
Tak właśnie rozpoczyna się jeden z rozdziałów tej książki poświęcony przywoływaniu wiosny poprzez pradawną tradycję „klikania”. Jakżeż inne konotacje ma obecnie to słowo :)
A oto, jak kończy się ta książka:
„Odrodzona Polska – Polska narodu świadomego swej woli życia i mocarstwowej potęgi – powołała Polesie do wspólnego wysiłku, do wielkiej pracy nad własnym szczęściem i światłą dolą.”
Niestety, to proroctwo autora się nie spełniło…
Na zakończenie muzyczne wspomnienie przedwojennego czaru Polesia:
Antoni Ferdynand Ossendowski (ur. 27 maja 1874 r. – zm. 3 stycznia 1945 r.) – polski pisarz, dziennikarz, podróżnik. Studiował nauki matematyczno – przyrodnicze w Petersburgu, a także chemię i fizykę w Paryżu. Jego pasją były podróże. W 1905 r. przeniósł się do Mandżurii, aby prowadzić badania geologiczne. Podróżował po Kraju Ałtajskim, na Syberii, bywał w Chinach i Japonii. Relacje ze swoich podróży publikował. Podczas wojny domowej w Rosji czynnie współpracował z dowództwem Białych. Mimo pościgu CzeKa udało mu się przedostać z Rosji do Mongolii, gdzie został doradcą barona Ungerna walczącego z bolszewikami. Rola Ossendowskiego pozostaje tajemnicą, niechętnie o niej mówił. Jego przeżycia z tych lat znalazły odzwierciedlenie w książce „Zwierzęta. ludzie i bogowie”, która stała się ówczesnym bestsellerem światowym. Do Polski wrócił w 1922 r. W okresie międzywojennym zajmował się działalnością literacką, publikując wiele powieści. Zmarł w styczniu 1945 r. tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Po wojnie skazany na zapomnienie.
Moja ocena: 6 / 6
Autor: Antoni Ferdynand Ossendowski
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Seria: Podróże retro
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 272
Mam te książkę - przez lata szukałam reprintu, a w tym wydaniu zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Podobnie jak w Polesiu białoruskim. To moja Arkadia. Jakkolwiek panująca tam sytuacja polityczna wskazuje coś zupełnie innego. Dziekuję, że tak pieknie ją opisałaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dzięki :) Mnie też Polesie urzekło i byłam nawet zła na siebie, że nie zaplanowałam wyjazdu nieco inaczej. Może kiedyś uda się jeszcze tam pojechac? Kto wie?
OdpowiedzUsuńMam 86 lat i jestem chyba najstarszym Poleszukiem. Urodziłem sie i przeżyłem na Polesiu 16 lat. Moi protoplascy-to Poleszzucy od prawieków. Ksiązkę 'Polesie" przeczytałem. Przepiękny opis. Jako Poleszuk stwierdzam, żeopis jest autentyczny, prawdziwy. Nawet mało literacko ubarwiony, bo większość opisów znam z autopsji.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten komentarz. :) Książka Ossendowskiego mnie urzekła. Widać w niej miłość pisarza do tej ziemi i ludzi tam żyjących.
UsuńPolecam również wystawę fotografii Zofii Chomętowskiej z przedwojennego Polesia, którą można obejrzeć w Domu Spotkań z Historią w Warszawie. W tych zdjęciach też można odnaleźć uchwyconą w kadrze przeszłość. Pozdrawiam.