niedziela, 31 marca 2013

Ulotne chwile (39)


"O zachodzie", fot. Cz. Bankiewicz
Pocztówka z lat 60-tych XX w. zakupiona w antykwariacie
Wydawnictwo Związkowe Z.R.Z.Z.



sobota, 30 marca 2013

Wesołego Alleluja!

 

El Greco, Zmartwychwstanie
Źródło zdjęcia

 

Życzę Wam
pięknych, pełnych radości, optymizmu i spokoju
Świąt Wielkiej Nocy.
Niech te świąteczne dni będą dla nas oznaką nadziei
na zwycięstwo Dobra nad złem, 
Jasności nad ciemnością i Życia nad śmiercią.
Wesołego Alleluja!
 

Aha, i żeby na te Święta nie potrzebne były takie ubranka dla pisanek :-)
 
 


 
 

 

czwartek, 28 marca 2013

Johann Wolfgang von Goethe o Neapolu i Sycylii


Johann Wolfgang von Goethe (1749-1832)
Źródło zdjęcia


Johann Wolfgang von Goethe

Podróż włoska
Państwowy Instytut Wydawniczy, 1980 


„Neapol, 27 lutego 1787





Dzień wczorajszy spędziłem spokojnie, pragnąc przeczekać lekkie osłabienie. Dziś swawolę i cały czas poświęcam na oglądanie najwspanialszych rzeczy. Można o tym wszystkim mówić i opowiadać, można malować, ale to, co się widzi, przekracza wszelkie wyobrażenia. Brzegi, zatoki, Wezuwiusz, miasta, przedmieścia, zamki, wille! Wieczorem wybraliśmy się jeszcze do groty Posilippo i trafiliśmy na chwilę, gdy słońce, zachodząc z przeciwnej strony, oświetlało jej wnętrze. Wybaczam wszystkim, którzy w Neapolu odchodzą od zmysłów. Przypominam sobie ze wzruszeniem mego ojca, który zachował na zawsze niezatarte wrażenie po obejrzeniu tego wszystkiego, co dziś widziałem po raz pierwszy. Mówią, że człowiek, który widział ducha, nigdy już nie będzie wesoły. O moim ojcu można by powiedzieć coś wręcz przeciwnego: nigdy nie poddawał się bez reszty ponurym nastrojom, bo zawsze mógł wspominać Neapol. Zachowuję niewzruszony spokój, co zresztą leży w moim usposobieniu, ale szeroko, bardzo szeroko otwieram oczy, kiedy widzę cuda.” (strony 168-169) 

Neapol (żródło zdjęcia)
 
„Palermo, 13 kwietnia 1787 

Kto nie widział Sycylii, ten nie rozumie Włoch. Tu bowiem jest klucz do wszystkiego. 

Klimat jest ponad wszelkie pochwały. Teraz mamy porę deszczową, ale co pewien czas deszcze ustają. Dziś grzmi i błyska: jak gwałtownie wszystko się zieleni! Len po części już przekwitł, po części jeszcze kwitnie. Niebieskozielone pola lnu na dnie dolin wyglądają jak małe jeziora. Nieprzebrane piękności budzą zachwyt. Mój towarzysz podróży jest wspaniałym człowiekiem, to prawdziwy Hoffegut, przy którym ja wiernie odgrywam rolę Treufreunda. Zrobił już wiele pięknych szkiców i na pewno wykona jeszcze lepsze. Z jaką radością myślę o tym dniu, kiedy szczęśliwie powrócę z moimi skarbami do domu!
 
Sycylijska kuchnia
Źródło zdjęcia


Nie wspominałem jeszcze o tym, jak tu się jada i pije, a nie jest to bynajmniej temat do zlekceważenia. Jarzyny są cudowne, szczególnie sałata, delikatna i smakuje jak mleko; tu dopiero rozumie się, dlaczego starożytni nazywali ją lactuca. Oliwa i wino bardzo dobre, a mogłyby być jeszcze lepsze, gdyby je przygotowywano z większą starannością. Najlepsze, najdelikatniejsze są ryby. Wołowina, którą jadaliśmy ostatnio, też była bardzo dobra, choć na ogół nie przepadam za nią. 

Ale teraz czas wstać od stołu i do okna! Zobaczyć, co się dzieje na ulicy! Jakiś przestępca został ułaskawiony, jak to jest w zwyczaju z okazji Wielkiego Tygodnia. Odprowadza go jakieś bractwo do szubienicy wystawionej dla pozoru. Odmówi tam modlitwę, ucałuje drabinę, po czym zostanie odprowadzony z powrotem. Był to mężczyzna przystojny, porządnie uczesany, w białym fraku, białym kapeluszu, cały na biało. Wystarczyłoby przypiąć do kapelusza kilka kolorowych wstążek i mógłby się wybrać, przebrany za pasterza, na bal redutowy.” (strony 224-225) 


 
„Agrygent, wtorek, 24 kwietnia 1787 

Tak pięknej wiosny, jaką zobaczyłem dziś rano o wschodzie słońca, nie widziałem w życiu! Nowy Agrygent wyrósł na miejscu, gdzie stał pradawny gród warowny zajmujący przestrzeń dość rozległą, by mogła pomieścić wszystkich mieszkańców. Z naszych okien roztacza się widok na przestronne, łagodnie opadające zbocze, na który stało dawne miasto. Pod zielenią ogrodów i winnic ani śladu wielkich, ludnych niegdyś dzielnic. Tylko na południowym skraju tego zielonego i kwitnącego stoku wyrasta świątynia Zgody, na wschodzie zaś resztki ruin świątyni Junony. Wszystkie inne ruiny świętych budowli, leżące w linii prostej między tymi dwoma punktami, nie są widoczne z góry. Wzrok biegnie dalej na południe, ku płaskiemu brzegowi morza w odległości pół godziny drogi stąd. Nie udało nam się dziś zejść po tych pięknych zboczach pokrytych zielenią i kwiatami, zapowiadającymi obfite owoce, bo nasz przewodnik, mały, poczciwy księżulo, prosił, żeby pierwszy dzień poświęcić przede wszystkim na zwiedzanie miasta. 

Pokazał nam wpierw porządnie wybudowane ulice, po czym zaprowadził nas wyżej, skąd roztaczał się jeszcze piękniejszy i rozleglejszy widok, i wreszcie kazał nam podziwiać dzieła sztuki w katedrze. Stoi tam dobrze zachowany sarkofag, który ocalał dzięki temu, że został zamieniony na ołtarz. Przedstawia Hipolita na polowaniu z towarzyszami i końmi. Zatrzymuje ich piastunka Fedry, by podać Hipolitowi jakąś tabliczkę. Artysta chciał przede wszystkim pokazać pięknych młodzieńców, toteż mała staruszka, prawie karliczka, jest tylko elementem ubocznym, który jnie powinien odwracać uwagi. Tak pięknej, a przy tym tak znakomicie zachowanej płaskorzeźby dotąd nie widziałem. Uważam ją za okaz sztuki greckiej z jej najbardziej powabnego okresu. 

Cofnęliśmy się do epok wcześniejszych, oglądając świetną, wielką wazę, zachowaną w doskonałym stanie. Wydaje mi się, że niektóre fragmenty dawnej architektury zostały wkomponowane w nowy kościół. (…)” (strony 241-242) 

„Agrygent, środa, 25 kwietnia 1787 

O wschodzie słońca powędrowaliśmy na dół przez okolicę, która z każdym krokiem stawała się coraz bardziej malownicza. Księżulo, przekonany, że zależy nam na pośpiechu, popędzał nas przez obfitą roślinność, nie pozwalając się zatrzymać, chociaż mijaliśmy tysiące widoków nadających się na tło do idyllicznych scenek. W niemałej mierze jest to zasługa nierównego terenu unoszącego się faliście nad ukrytymi ruinami. Gleba jest żyzna, bo dawne domy stawiano z lekkiego tufu muszlowego. Dotarliśmy wreszcie do wschodniego końca miasta. Ruiny świątyni Junony są z roku na rok w coraz gorszym stanie, bo wiatry i deszcze wykruszają porowaty kamień. Zwiedzaliśmy je dziś tylko bardzo pobieżnie, ale Kniep wybrał już miejsca, w których jutro będzie rysował.
 

Caspar David Friedrich (1774-1840), Świątynia Junony w Agrygencie
Źródło zdjęcia
 
 
Świątynia stoi obecnie na zwietrzałej skale. Od tego miejsca ciągnęły się mury miasta prosto na wschód po grzbiecie pasma wapiennych wzgórz stromo opadających ku nabrzeżnej równinie. Morze, które te skały utworzyło i niegdyś obmywało, widocznie cofnęło się na obecną linię brzegu. Mury były częściowo wyciosane w skale, częściowo zaś zbudowane z kamienia tu wydobywanego. Za murami wznosiła się świątynia. Łatwo można sobie wyobrazić, jak wspaniały musiał być od strony morza widok na wznoszący się tarasami ku górze Agrygent. 

Agrygent, Świątynia Zgody
Źródło zdjęcia
 
Świątynia Zgody oparła się wielu stuleciom. Jej smukła architektura bliższa już jest naszym kryteriom piękna i harmonii. Porównanie jej z Paestum wypada jak zestawienie posągów boga i giganta. Ci, którzy ostatnio restaurowali te zabytki, mieli dobre intencje, nie będę więc wypominał im braku gustu. Szczeliny zalepiono olśniewająco białym gipsem, co psuje całe wrażenie; a przecież bez trudu można było gips pomalować na kolor zwietrzałego kamienia. Równocześnie jednak kiedy się widzi z jak kruchego wapnia muszlowego zrobione są mury i kolumny, nie można się nadziwić, że w ogóle przetrwały do naszych czasów. O tym, by w jakiś sposób uchronić te mury i kolumny, myśleli już ich budowniczowie, licząc na to, że potomność wspomni ich dobrym słowem. Na kolumnach można zobaczyć ślady cienkiej warstwy tynku, który miał cieszyć oko i zapewnić trwałość. 

Zatrzymaliśmy się z kolei przy ruinach świątyni Jowisza, leżących na rozległym terenie niby kości jakiegoś gigantycznego szkieletu między i pod ogrodzonymi poletkami, pokrytymi różnej wysokości roślinami. Z tego stosu gruzów zniknęły już wszystkie rozpoznawalne formy i ocalał tylko olbrzymi tryglif oraz fragment potężnej półkolumny. Usiłowałem zmierzyć tryglif rozpostartymi ramionami, lecz nie zdołałem go objąć. Pewne pojęcie o żłobkowaniu kolumny może dać to, że gdy stanąłem w jednym rowku, poczułem się jak w małej niszy, ocierając się ramionami o jej ściany. Dwudziestu dwóch mężczyzn stojących jeden przy drugim mogłoby zakreślić koło o średnicy odpowiadającej w przybliżeniu średnicy kolumny. Odchodziliśmy rozczarowani, z uczuciem, że dla rysownika nie ma tu nic do roboty. 

Agrygent, świątynia Herkulesa
Źródło zdjęcia
 
Natomiast w świątyni Herkulesa udało się nam odnaleźć ślady klasycznej symetrii. Dwa rzędy kolumn, osłaniające świątynię od przodu i od tyłu leżały – jakby za jednym zamachem powalone, z północy na południe, jedne w górę, drugie w dół – na zboczu. Kolumny, przytrzymywane zapewne przez belkowanie, przewróciły się wszystkie naraz, pchnięte może gwałtownym podmuchem wichru. Fragmenty, z których się składały, kruszejąc, nadal leżą w regularnych odstępach. Kniep temperował już w myślach ołówki, przygotowując się do narysowania tego niezwykłego widoku. 

Urocza jest świątynia Eskulapa, stojąca w cieniu pięknych drzew świętojańskich, prawie wmurowana w sąsiadującą z nią wiejską chatę. 

Zeszliśmy potem do grobowca Terona, uradowani, że nareszcie znaleźliśmy się przed zabytkiem, który tylekroć oglądaliśmy na rycinach. Przyjemność była tym większa, że tworzył on pierwszy plan cudownej panoramy. Wzrok wędruje od wschodu na zachód po skalistym grzbiecie z walącymi się murami, nad i między którymi widać resztki świątyń. Znakomity pędzel Hackerta utrwalił ten piękny widok; Kniep zapewne nie omieszka tego narysować.” (strony 243-245)

poniedziałek, 25 marca 2013

Jan Karon, Te wysokie, zielone wzgórza





„(…) to nie posiadanie kogoś, kto nas kocha, jest takie ważne, ale posiadanie kogoś, kogo kochamy (…)” (s. 290) 


Ach to Mitford! Co takiego ma w sobie to miejsce, że muszę tam wracać? To już trzecia część tego cyklu i na pewno na niej nie poprzestanę. :) 

Ojciec Tim, liczący sobie już ponad sześćdziesiąt wiosen, jest już żonaty z Cynthią, swoją energiczną i pełną życia sąsiadką. Mimo dojrzałego wieku oboje są i czują się młodymi małżonkami, którzy odkrywają uroki bycia razem. Czasem pojawiają się pewne „zgrzyty”, jak chociażby niezrozumiała dla pastora predylekcja żony do ciągłych przemeblowań i zmian ustawienia mebli, które stały w jednym miejscu przez kilkadziesiąt lat i nikomu nie przeszkadzały, ale to tylko mało znaczące chmurki na błękitnym niebie. Nowa pastorowa też musi się przyzwyczaić do nowej sytuacji życiowej i oczekiwań, jakie są wobec niej formułowane przez najbardziej zaangażowanych wiernych (czy też raczej wierne :))) 

W książce spotykamy też bohaterów znanych nam z wcześniejszych części cyklu. Dooley przyjeżdża do Mitford na wakacje, ale podjęta przez niego decyzja nie sprawia radości pastorostwu. Panna Sadie, choć niezwykle żywotna, zaczyna odczuwać ciężar lat. Mamy okazję uczestniczyć w obchodach jej 90-tych urodzin, które stały się okazją do świętowania wszystkich mieszkańców Mitford. Budowa Domu Nadziei zbliża się do końca i obecnie najpilniejszą kwestią staje się wybór kapelana Domu. Pastor musi też stawić czoła nieuchronnej komputeryzacji parafii i niezadowoleniu swojej sekretarki, która broni się przed tym rękami i nogami, a jej zły humor potrafi być dla pastora trudny do zniesienia. Pojawiają się też nowi bohaterowie i wątki, które łączą się z przeszłością, ale stanowią również zapowiedź przyszłych wydarzeń. 

“W dzisiejszym świecie ile dzieci miało okazję przebywać w towarzystwie starszych? Skąd mieli się „nauczyć”, co to znaczy się zestarzeć?” (s. 270) 

Ojciec Tim, choć potrafił w jesieni życia podjąć wiele ważnych decyzji (ze ślubem na czele) nie potrafi jednak stawić czoła decyzji o swojej przyszłości, a więc przejściu na emeryturę. Pewne dramatyczne wydarzenie pozwoli mu zmierzyć się ze swoimi strachami i obawami. 


Z przyjemnością muszę przyznać, że „Te wysokie, zielone wzgórza” są lepsze niż druga część, na którą trochę sarkałam. :) Czytelnik czytając książkę czuje się jak u siebie w domu, zżywa się z bohaterami. Nastrój jest jak zwykle swojski, podszyty humorem. Nie jest to jednak wyłącznie anegdotyczne i satyryczne spojrzenie na życie małej społeczności. 


Mimo że zdarzają się smutne chwile i poważne problemy życiowe (m.in. przemoc domowa), zawsze jest nadzieja i wiara, że dobro zwycięży dzięki wysiłkom i zaangażowaniu pozytywnych bohaterów. Można się żachnąć, że to nieżyciowe, ale ja chcę wierzyć w taki świat, w takie miejsce jak Mitford, gdzie można sobie radzić z problemami dzięki pomocy i wsparciu bliskich ludzi. A bliscy są wszyscy, którzy cię otaczają: rodzina, przyjaciele, sąsiedzi… 


Niezmiennie polecam tę serię nie tylko na poprawę humoru, ale też na refleksję, czy możemy uczynić swoje życie bardziej wartościowym i mniej egoistycznym. Jest to też książka, która dodaje otuchy i zachęca do wprowadzania w swoim życiu pozytywnych zmian, niezależnie od wieku. 


Wcześniejsze wpisy:





Autor: Jan Karon 
Tytuł oryginalny: These high greene hills 
Wydawnictwo: Zysk i s-ka 
Seria: Kameleon 
Rok wydania: 2003 
Liczba stron: 396



sobota, 23 marca 2013

Wokół Jane Austen (3)


Jak Wam się podobają znaczki upamiętniające 200 rocznicę wydania "Dumy i uprzedzenia" Jane Austen wydane przez Royal Mail? 
 
Zestaw składa się z sześciu znaczków prezentujących sceny z sześciu powieści Jane Austen. Autorką ilustracji jest Angela Barrett.




“At last it arrested her – and she beheld a striking resemblance of Mr. Darcy, with such a smile over the face as she remembered to have sometimes seen, when he looked at her. She stood several minutes before the picture in earnest contemplation…”
 
"Wreszcie zatrzymała się. Zobaczyła łudząco wierny portret pana Darcy'ego, z takim samym uśmiechem na ustach, z jakim często na nią spoglądał. Przez kilka minut stała przed obrazem w niemej kontemplacji (...)." (tłum. Anna Przedpełska - Trzeciakowska, Wyd. Prószyński i S-ka, 1996, s. 246)
 



“She had not been able to speak; and, on entering the carriage, …then reproaching herself for having taken no leave, making no acknowledgement, parting in apparent sullenness, she looked out with voice and hand eager to show a difference; but it was just too late.”

"Nie mogła wymówić słowa i gdy wsiadła do powozu (...) wyrzucając sobie, że się nie pożegnała, nie przyznała do winy, że rozstała się z nim pozornie nadąsana, starała się głosem i ruchem dłoni okazać, że jest inaczej, ale było już za późno." (tłum. Jadwiga Dmochowska, wyd. Oficyna Wydawnicza Comfort, 1991, s. 260)




“…pausing a moment for what she knew would not come, for a courage which the outside of no door had ever supplied to her, she turned the lock in desperation, and the lights of the drawing–room, and all the collected family, were before her.”

"...zaczekawszy chwilę na coś, co, jak wiedziała, nie przyjdzie, na odwagę, jakiej nigdy jeszcze nie znalazła pod żadnymi drzwiami , przekręciła w rozpaczy gałkę i stanęła w światłach salonu, wobec całej zebranej rodziny." (tłum. Anna Przedpełska - Trzeciakowska, wyd. Prószyński i S-ka, 1998, s. 174)




“So, placing the candle with great caution on a chair, she seized the key with a very tremulous hand and tried to turn it; but it resisted her utmost strength. Alarmed, but not discouraged, she tried it another way; a bolt flew, and she believed herself successful; but how strangely mysterious! The door was still immovable. She paused a moment in breathless wonder. The wind roared down the chimney, the rain beat in torrents against the windows, and everything seemed to speak the awfulness of her situation.”

 "Postawiła więc ostrożnie świecę na krześle, ujęła drżącą ręką klucz i próbowała go przekręcić, ale choć się starała ze wszystkich sił - zamek nie chciał ustąpić. Zatrwożona, ale nie odstraszona, spróbowała w drugą stronę - zasuwka odskoczyła i Katarzyna już myślała, że się jej udało, ale cóż za tajemnicze dziwy - drzwiczki ani drgnęły. Znieruchomiała na chwilę, zdumiona i bez tchu. Wiatr huczał w kominie, deszcz zacinał w okna i wszystko zdawało się przemawiać za tym, że nasza heroina jest w rozpaczliwej sytuacji." (tłum. Anna Przedpełska - Trzeciakowska, wyd. Oficyna Wydawnicza RYTM, 1995, s. 157)


 

“It was evident that the gentleman, (completely a gentleman in manner) admired her exceedingly. Captain Wentworth looked round at her instantly in a way which shewed his noticing of it. He gave her a momentary glance, a glance of brightness, which seemed to say, ‘That man is struck with you, and even I, at this moment, see something like Anne Elliot again.’”
 

"Było oczywiste, że ów dżentelmen ( z zachowania dżentelmen w każdym calu) był nią oczarowany. Kapitan Wentworth obrócił się natychmiast ku niej w sposób, który dowodził, że zauważył ten incydent. Rzucił na nią przelotne spojrzenie - bystre spojrzenie, które jakby mówiło: "Ten człowiek zachwycił się tobą i nawet ja w tej chwili dostrzegam coś, co przypomina nieco dawną Annę Elliot." (tłum. Anna Przedpełska - Trzeciakowska, wyd. Oficyna Wydawnicza RYTM, 1993, s. 105)  



“On opening the door, she saw Marianne stretched on the bed, almost choked by grief, one letter in her hand, and two or three others laying by her. Elinor drew near, but without saying a word; and seating herself on the bed, took her hand, kissed her affectionately several times, and then gave way to a burst of tears, which at first was scarcely less violent than Marianne’s. The latter, though unable to speak, seemed to feel all the tenderness of this behaviour, and after some time thus spent in joint affliction, she put all the letters into Elinor’s hands; and then covering her face with her handkerchief, almost screamed with agony.”

 "...otworzywszy drzwi, ujrzała Mariannę na łóżku, dławiącą się szlochem, z listem w dłoni i kilkoma innymi rozrzuconymi wokół. Eleonora podeszła bez słowa, usiadła przy niej na łóżku, ujęła za rękę, ucałowała serdecznie, a potem dała folgę łzom, które z początku były nie mniej gwałtowne niż łzy Marianny. Choć ta niezdolna była wymówić słowa, wyczuła chyba serdeczność siostry i po chwili wspólnego płaczu wsunęła jej w rękę wszystkie listy, po czym zasłoniwszy twarz chusteczką, niemal krzyczała z bólu." (tłum. Anna Przedpełska - Trzeciakowska, wyd. Prószyński i S-ka, 1996, s. 170)

Źródło 


Początkowo nie byłam pod szczególnym wrażeniem tych ilustracji, ale gdy się już oswoiłam z kreską autorki i po zapoznaniu się z cytatami, które przedstawiają, uznaję je za bardzo udane.  Choć niepozorne i skromne, to jednak znaczki te mają swój styl i klimat.
 
Przy okazji natknęłam się w sieci ( Źródło ) na znaczki pocztowe wydane przez Royal Mail w 1975 r. z okazji 200 rocznicy urodzin Jane Austen.
 


 
















 
Takie rocznicowe znaczki to miła pamiątka dla wszystkich wielbicieli twórczości Jane Austen, a więc jeżeli będziecie odwiedzać w najbliższym czasie Wielką Brytanię, możecie poszukać tegorocznego zestawu. :)


czwartek, 21 marca 2013

Jarosław Iwaszkiewicz, list do córki Marii, 21.03.1957


Jarosław Iwaszkiewicz z córką Marią w Zakopanem w 1932 r.
Źródło zdjęcia


Jarosław Iwaszkiewicz
"Listy do córek"
PIW, 2009


"Rabka, 21 III [19]57
wiosna prawdziwa

Droga moja Marysieńko,

Dziękuję Ci za list, zawsze się cieszę, jak mam jakąś wiadomość bezpośrednio od was, i skarżyłem się nawet mamie, że o mnie zapominacie. Ja oczywiście nie mam żadnych ciekawych rzeczy do doniesienia, tyle tylko, że ciepło i robi się  z i e l o n o   - co jest przerażające w marcu - i tu gdzie powinien być śnieg. Ach ten Chopin! To oczywiście jest najlepsza moja książka, opinie Artura Rubinsteina i Miecia Jastruna to potwierdzają, a były tylko dwie "proszone" recenzje Mycielskiego. Nikt inny pary z gęby nie puścił na ten temat. Rola pisarza w Polsce..., lepiej już o tym nie mówić. Miałem tu wzruszający list od Antka Bormana, przeczytaj sobie, bo go posłałem mamie. Gdzie Ty chcesz zmieścić Jasia w Stawisku, bo w budurliku jeszcze zimno, a tu ja tak się boję schodów i tej bariery, wiesz przecież, jak jego trzeba pilnować. Nie wiem, jak jest z ciocią Helą - i z tą idiotką starą Zosią, która mówi, że odejdzie, jak ktoś będzie spał w tym małym pokoiku za kuchnią. Nad nerwowością Jasia warto się zastanowić - trzeba jakoś jej zapobiegać, a na Stawisku musi siedzieć od marca do listopada, bo wieś to jednak nie to, co miasto. Myślę, że już za jakiś tydzień będę w domu. Dzisiaj cisza tutaj, bo Głodkowski z gosposią pojechali na jarmark do Nowego Targu! Mnie się też chciało jechać, ale komunikacja niewygodna. Podobno ciuchy tam wspaniałe.
Całuję Cię serdecznie wraz z obu Janami.
                                                                                                      Ojciec"




Wiersze o wiośnie


Jerzy Siemiginowski Eleuter, Alegoria wiosny, po 1680
Muzeum Pałac w Wilanowie
Źródło zdjęcia


Leopold Staff

Marzec


Marzec. Wracamy z parku. Wreszcie przeszła zima.
Spod stopniałego śniegu wyjrzały murawy.
Drzewa nagie, lecz pierwsze kiełkują już trawy,
Choć na stawie zielony, cienki lód się trzyma.

Z upojonymi wiosną wracamy oczyma,
Krokiem lekkim, jak podczas tanecznej zabawy,
Ulicą po słonecznej stronie idziem prawej,
Za sobą ciepło słońca czujemy plecyma.

W rozpiętych płaszczach śpieszą ochoczo przechodnia.
Jacyś świeżsi, wesoło patrzą i pogodnie;
Niańki z dziećmi wychodzą z ciemnych domów sieni.

A my, pierwszą przechadzką dumnie upojeni,
Idziem w miasto po płytach suchych już chodników.
Z grudkami pulchnej ziemii na piętach trzewików.

 
Przedwiośnie


Przemija szarość wielkopostna,
Budzi się ziemia letargiczna.
Połowa marca. Idzie wiosna,
Nie tylko już astronomiczna.

Po gorzkich żalach wnet się ocknie
Świat długo chmur okryty kwefem.
Lśnią szyby czyste wielkanocnie
I w słońcu pachnie już Józefem:

Józefem, lilia i bocianem,
Który coroczną wróci drogą
I na swem kole odzyskanem
Stanie chorągwią laskonogą.



Źródło zdjęcia


Jan Kasprowicz
Z chałupy
III

Święty Kaźmierz - powracają czajki;
Święty Wojciech - bociany klekocą,
Słońce grzeje, rowy w mlecz się złocą,
Brzmią skowronki, rychłe, polne grajki.

Po murawach dzieci, strzępem krajki
Podkasane, w pasy się szamocą;
Na przyzbicach baby w głos chichocą -
"Eh! kumolu! bajki, żywe bajki!"

Wiosna!... Wiosna wszędy życie budzi!
Jej błękity, słoneczne uśmiechy
I pod chłopskie wciskają się strzechy.

I tu raźniej biją serca ludzi,
Choć się troski za troskami tulą
Do tych piersi pod zgrzebną koszulą.  

Źródło zdjęcia

Maria Konopnicka

Pobudka wiosny

Czy tak cisza w uchu dzwoni?
Czy gdzieś pędzi tabun koni
Z uroszonych łąk?
Hej, wszak ci to nasz majowy
Bębenista znad dąbrowy,
Wszak to huczy bąk!
Huczy, leci, jeży wąsa,
Łbem w bermycy hardo trząsa.
Z drogi, z drogi mu!
W bęben wali, w bęben bije:
"Hej, kto slyszy, hej, kto żyje.
wstawaj, co masz tchu!"
Zbroja na nim szmelcowana.
Żółte buty po kolana,
U ostrogi szpon.
Od rajtarii gdzieś urwany.
Bębenista zawołany,
Huczy niby dzwon.
Z leż zimowych wstają żuki.
Cne rycerstwo i hajduki,
Cała złota ćma...
W mig ryngrafy i pancerze
Lotne wojsko na pierś bierze,
A pobudka gra.
W damasceńskiej jeden zbroi.
W pręgowanej drugi stoi.
Coraz inszy strój,
Trzeci ciężkim się żelazem
Okuł cały ze łbem razem
Na wiosenny bój.
Błyszczą hełmy, świecą spisy,
Arkebuzy i kirysy.
W środku trzmiel jak król...
I w promieniu rusza słońca -
Stutysięczna armia lśniąca
Na zdobycie pól.
U chatynki gdzieś leśnika
Rot powietrznych brzmi muzyka.
Rośnie wiosny gwar...
Stary leśnik słucha, marzy,
Jakaś łuna bije z twarzy,
Jakiś wspomnień żar.


 
Leon Wyczółkowski, Wiosna w Gościeradzu
Źródło zdjęcia

Adam Asnyk


Między nami nic nie było...

Między nami nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych.
Nic nas z sobą nie łączyło -
Prócz wiosennych marzeń zdradnych;

Prócz tych woni, barw i blasków
Unoszących się w przestrzeni,
Prócz szumiących śpiewem lasków
I tej świeżej łąk zieleni!

Prócz tych kaskad i potoków
Zraszających każdy parów,
Prócz girlandy tęcz, obłoków,
Prócz natury słodkich czarów;

Prócz tych wspólnych, jasnych zdrojów,
Z których serce zachwyt piło,
Prócz pierwiosnków i powojów,
Między nami nic nie było!



* * *[Pierwsze uczucia, to kwiaty wiosenne...]

Pierwsze uczucia, to kwiaty wiosenne,
Co się własną upajają wonią:
Przed żywszym blaskiem jeszcze w cień się chronią
I wierzą jeszcze w swe trwanie niezmienne.

Po nich, ach! inne stubarwne, płomienne,
Znów zakwitają i za słońcem gonią:
Wiedzą, że zwiędną, więc czasu nie trwonią
I gaszą tylko pragnienia codzienne.

A później znowu wspomnień astry blade
Wschodzą samotne na schyłku jesieni,
I chcą trwać tylko i walczą z ulewą,

Widząc w około martwość i zagładę,
A w końcu jeden cyprys się zzieleni,
Ponure, smutne rezygnacji drzewo.

 
 Maria Pawlikowska - Jasnorzewska

Wiosna-lwica

Wiosna-lwica wysuwa zielone pazury
i dziką wonią kwiatów
pragnienie wyraża...
Wielkim skokiem uderza
o pręty z żelaza,
za którymi Los-strażnik
przystanął, ponury.
Sarknął piorun - to lwica
burzy się i złości -
błysnął maja zielenią
wzrok jej umęczony.
Na jesieni przycichnie -
wciągnie zielne szpony,
siwiejąc po samotnym
wybuchu miłości.


 
Wiosna

Pójdę w park rozszumiały w przedwiosennej trwodze,
z piórkami traw wschodzących w podścielisku chorem,
z myślą, że spotkam kogo na klonowej drodze
i że nie będę smutna powracać wieczorem...

Że miłościwa Wszechmoc, co martwe ożywia,
i dla mnie cud uczyni za mglistą oddalą -
dziś, gdy pachną wpółsenne zbudzone igliwia,
i te kwiatki, na które patrząc, łzy nas palą...

Pójdę w poszumie ciepłym z drzew łamanym krzykiem,
z obracanymi wichrem strąkami z rdzy martwej,
siąść na ławce w litery ciętej scyzorykiem
ręką, co miała może prostotę i żar twej.

Lecz nie doczekam ciebie, mój szary przechodniu,
bo ty nie możesz widzieć, że łzy z ócz mych cieką...
boś zajęty po prostu czym innym, daleko,
bo próżno zwykle czeka, kto czeka dzień po dniu...


 Wiosna

 W parku, wkoło jakiegoś nudnego popiersia,
zakwitły bzy jedwabne, ciężkie - cała Persja!
Posąg szepce do siebie: Bzy kwitną. Jestem wieszcz.
Żałuję bardzo. Czego? Wiosno, ty już wiesz ...


Wiosna tegoroczna

Skowronek, jak ćma dzienna na powietrznej szybie
Trzepocący skrzydłami - skowronek radosny
Wzleciał nad ziemię, dźwięcząc. Maluczki rozumem,
Sądzi, że z wiosną pokój nastał - gdyż dla ptaków
Zima jest wojną: grozą, ucieczką, wygnaniem,
Powrotem, nieraz jeszcze przedwczesnym, śmiertelnym
Czekaniem osowiałym, cierpliwym, wojennym...

Więc wzlatuje skowronek i dźwięczy, gdyż sądzi,
Ze z wiosną pokój nastał dla wszystkich... Skowronku
.
Sam wiesz, że nazbyt wczesne śmiercią grożą wiosny...



wtorek, 19 marca 2013

Jerzy Krzysztoń, Kamienne niebo




„Pani życie czy moje życie nic dla nikogo nie znaczy. Nagle ktoś silny powie, że pani jest pluskwą, i będzie panią zabijać seryjnie jak pluskwę. Ale właśnie dlatego, że nasze życie nic dla niego nie znaczy, musi ono znaczyć dla nas. Czemu ciągle ktoś ma nami rozporządzać? W imię czego? Nie oddaję nikomu swojego życia, tak jak nie oddaję sumienia.” (s. 121)

Bohaterowie:
Dziecko z matką (Celinka, Hanka Rumińskie)
Wchodząca w życie osiemnastolatka (Ewa)
Profesor
Warszawski doliniarz (Maniuś)
Dozorczyni (Safianowa)

Miejsce akcji: piwnica zasypana gruzami kamienicy

Czas akcji: Warszawa, końcówka powstania warszawskiego. 

Treść:


Siódemka mieszkańców kamienicy w piwnicy, gdzie znaleźli schronienie podczas ostrzału. Trwa kłótnia, kto ma przynieść wodę. Takie wyjście może się skończyć tragicznie. W końcu mąż dozorczyni bierze wiadra i wychodzi. W tym momencie bomba trafia w dom, a szóstka bohaterów zostaje w piwnicy zasypanej gruzami sześciopiętrowej kamienicy, która już nie istnieje. Są w kamiennej pułapce ze swoimi lękami, doświadczeniami, nadziejami, rozpaczą…

„Bo ciemność była zupełna i cisza była zupełna, i już nic nie broniło przed martwotą, tylko skurczone serce. Dusiło się w tym świecie z kamienia, pod nawisłym w ciemnościach stropem, martwym jak ciemność i cisza. Dusząc się, kamieniało. […] Cisza tej piwnicy jest przeraźliwa dla tych, którzy jeszcze żyją. Zagubionych przypadkiem w tym świecie z kamienia, na którym nie ma miejsca dla życia, jest tylko – umieranie. Przewlekła złuda istnienia, utwierdzona bólem, głodem, strachem, podsycana pragnieniem, którego nigdy nie da się zaspokoić, bo źródło nie tryśnie w tej piwnicy, a z kamiennego nieba nie spadnie deszcz.” (s. 146)

Właściwie powyższy fragment mówi wszystko o tragicznej sytuacji bohaterów. Wszystko, ale i nic, gdyż jeśli zadowolicie się tym fragmentem nie poznacie tajemnic Profesora, siły ducha Maniusia, skali rozpaczy Rumińskiej czy bezmiaru beznadziei Ewy. Bohaterowie pozbawieni są wody, jedzenia (poza niewielkim zapasem surowej marchwi i ziemniaków), powietrze staje się coraz bardziej nieznośne, a nadzieja powoli umiera... 

Podczas tych czterech opisanych przez pisarza dni poznajemy wiele barw ludzkiej egzystencji. Co więcej, życie jakby ulega przyspieszeniu, relacje między bohaterami uwięzionymi w rumowisku ulegają szybkim zmianom, wyzbywają się oni powoli konwencjonalnych form towarzyskich, kompleksów i obłudy próbując jednocześnie zachować człowieczeństwo, kochać, i troszczyć się, i mieć nadzieję… Ich los jest przesądzony od samego początku. Jesteśmy świadomi, że nie jest tu możliwy happy end, a mimo to czytamy z niesłabnącym zainteresowaniem. Czytamy zachłannie, gdyż ta historia – mimo swego fatalizmu – wzrusza, denerwuje (dlaczego oni są tacy bezradni!), chwyta za gardło i wiele mówi o nas. Nie ma tu podziału na czarne i białe, nie ma jedynie kryształowo czystych i dobrych przeciwstawionych jednoznacznie złym, czego wyrazem są choćby pretensje Rumińskiej do nieobecnego męża, który ruszył do powstańczej walki nie dbając o bezpieczeństwo swoich najblizszych...  

Nie chcę się nadmiernie rozpisywać o tej książce. Myślę, że każdy może ją przeżyć na swój własny sposób. Mogę tylko powiedzieć, że odtworzenie niesamowitych realiów, dopracowanie sylwetek psychologicznych występujących bohaterów, prawda przebijająca z ich zachowania robi ogromne wrażenie. Wiemy, że Jerzy Krzysztoń nie przeżył powstania warszawskiego. Nie był w ogóle w Warszawie w czasie wojny, a jednak napisał rzecz realistyczną, niesłychanie przemawiającą do wyobraźni, która zostaje w pamięci na długo i nie daje spokoju.  

Po książkę Jerzego Krzysztonia sięgnęłam dzięki szczeremu zachwytowi Kasi prowadzącej bloga Moja Pasieka. Was również zachęcam, aby odkurzyć twórczość Jerzego Krzysztonia, naszego zapomnianego pisarza.



Źródło zdjęcia

Jerzy Krzysztoń (1931 - 1982) - powieściopisarz, dramatopisarz, tłumacz. Po wybuchu II wojny został, wraz z matką i bratem, wywieziony do Kazachstanu. W 1942 r. udało mu się dotrzeć wraz z rodziną do polskiego wojska, z którym został ewakuowany do Persji, a potem do Indii i Ugandy. W lipcu 1948 r. wrócił do kraju i zamieszkał w Lublinie. Debiutował w 1949 r. w Tygodniku Powszechnym. Od 1952 r. mieszkał w Warszawie, pracował w Instytucie Wydawniczym PAX, publikował w paksowskich "Dziś i Jutro" i w "Kierunkach". W 1953 r. wydał zbiór "Opowiadania indyjskie". W 1956 r. wystąpił z PAX - u. Od 1958 r. był redaktorem "Więzi". W latach 60. i 70. wiele publikował, był często nagradzany. W swoich najwybitniejszych dziełach pisarz nawiązywał do swojej biografii, zwłaszcza w powieściach "Wielbłąd na stepie" i "Krzyż Południa". W ostatnich latach życia leczył się w szpitalach psychiatrycznych, czego pośrednim efektem była wstrząsająca powieść "Obłęd", wydana w wersji ocenzurowanej w 1980 r. Jest to studium szaleństwa i alegoria PRL - u. Krzysztoń zmarł śmiercią samobójczą 16 maja 1982 r. w Warszawie.


Autor: Jerzy Krzysztoń
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 1973
Liczba stron: 272

niedziela, 17 marca 2013

Ulotne chwile (37)


Dwie przyjaciółki krzyczą z radości na przejażdżce kolejką górską w wesołym miasteczku - Anglia 1959
Pocztówka zakupiona w Warszawie
fot. Chris Ware / Getty Images
seria Passion cards, Kukartka



17 marca - Dzień św. Patryka


Św. Patryk na witrażu katedry w Oakland
Źródło zdjęcia


Świętowanie dnia patrona Irlandii kojarzy się głównie z konsumpcją sporych ilości piwa, nader często w kolorze zielonym, ale mało kto wędrując od pubu do pubu zastanawia się, kim był i czym zapisał się w pamięci potomnych święty Patryk (ur. ok. 385-89 - zm. 461). Korzystając więc z okazji i wolnej chwili postanowiłam napisać kilka słów o tym wybitnym świętym kościoła rzymsko-katolickiego.

Święty Patryk urodził się około roku 385 w Taberni, położonej w części Brytanii należącej wówczas do Cesarstwa Rzymskiego. Nosił celtyckie imię Sucat. Patryk został w dzieciństwie ochrzczony, ale nie otrzymał chrześcijańskiego wychowania. Gdy miał szesnaście lat porwali go irlandzcy korsarze i sprzedali w Irlandii do niewoli. Przez sześć lat musiał pracować jako pasterz. Wówczas dokonała się w nim przemiana. Nauczył się tamtejszego języka i poznał obyczaje panujące na tej wyspie. Po sześciu latach udało się mu zbiec z niewoli. Uważał jednak, że jego powołaniem jest głoszenie Ewangelii w Irlandii. Zdobył odpowiednie wykształcenie w szkołach misyjnych w północnej Francji. Po śmierci misyjnego biskupa w Irlandii, postanowiono na jego miejsce posłać Patryka. Wyświęcono go na biskupa w roku 432 i wysłano na Zieloną Wyspę. Swoją działalność misyjną prowadził głównie na północy i zachodzie Irlandii, tam gdzie jeszcze nie głoszono Ewangelii. Udało mu się nawrócić wielu wodzów plemion wraz z ich rodzinami i poddanymi. W miejsce biskupstw i parafii tworzył wspólnoty mnisze początkowo złożone z kapłanów galijskich i brytyjskich, poniewa w Irlandii nie było miast. Opaci poszczególnych wspólnot byli wyświęcani na biskupów. Św. Patrykowi przypisuje się założenie w roku 444 głównej stolicy biskupiej w Irlandii — Armagh. Nie wszystkim podobała się jego praca, spotykał się z krytyką niektórych swoich pozunięć. W swojej obronie Święty napisał dzieło Confessio (Wyznanie). Ostatni okres swojego życia spędził w jednej ze wspólnot zakonnych, oddając się modlitwie i praktykom pokutnym. W tradycji katolickiej przyjmuje się dzień  17 marca 461 roku za datę jego śmierci. 


Kult św. Patryka był bardzo rozpowszechniony w średniowiecznej Europie. Do dzisiaj jest bardzo żywy w samej Irlandii, która uważa go za swojego głównego patrona, a także w niektórych miejscowościach we Francji. Emigranci irlandzcy jego kult rozpowszechnili w Ameryce Północnej i w Australii. Irlandczycy wypowiadają ciekawe pozdrowienie: „Bóg. Maryja i św. Patryk niech będą z tobą”. 

W ikonografii Święty przedstawiany jest w biskupim stroju. Jego atrybutem jest liść koniczyny. Św. Patryk posługując się tą rośliną tłumaczył Irlandczykom tajemnicę Trójcy Przenajświętszej. Inne atrybuty to wąż, mitra, pastorał, krzyż, księga, chrzcielnica, węże, harfa.

Według legendy św. Patryk laską Chrystusa (Jego mocą) wypędzał węże z Irlandii, co symbolizowało wyrugowanie pogaństwa z wyspy. Święty trzyma trójlistną koniczynę, obok niego wybucha ogień z ziemi, aby pobudzić pielgrzymów do żalu i pokuty. Świętego Patryka uważano za patrona górników, kowali, bednarzy, fryzjerów, a także za opiekuna trzody chlewnej.

Ciekawostką jest fakt, iż święty Patryk jest również patronem Nigerii.


Na podstawie www.wikipedia.org

sobota, 16 marca 2013

Teatr Lalka, „Co słychać”




Parę tygodni temu wybraliśmy się całą rodziną na spektakl pt. „Co słychać” warszawskiego teatru Lalka, który swoją premierę miał w dniu 14 lutego 2013 r. Przedstawienie przeznaczone jest dla dzieci w wieku od 1 do 5 lat, trwa 45 minut. 

Sztuka prezentuje widzom typową rodzinę, czyli mamę, tatę, dwie córki, która bardzo się nudzi podczas deszczu. Obie córki się kłócą, tata jest nieobecny myślami, a mama ogranicza się do najbardziej typowych rozmów, które przez swoją powtarzalność zatraciły pierwotne znaczenie, jak choćby tytułowe „Co słychać?”. Poza powtarzaniem ogranych formułek i pytań członkowie rodziny właściwie ze sobą nie rozmawiają. Czy może być inaczej? Czy córki mogą ciekawie spędzić czas z rodzicami i nie zabijać czasu ciągłymi kłótniami o drobiazgi?


Aktorzy zabierają widzów w podróż, której warunkiem jest wyobraźnia, czas i chęć bycia z sobą i wspólnej zabawy. W przedstawieniu tym zresztą nie chodzi o określoną fabułę. Dużo tu skojarzeń, dźwięków, obrazów, które mają pobudzić wyobraźnię. Spektakl pokazuje, że dzięki wyobraźni nasze życie może być o wiele bogatsze; bogatsze nie w sensie materialnym, bo nie chodzi tu o gadżety i najnowocześniejsze zabawki czy atrakcyjne filmy, ale bogatsze w sensie duchowym, przyczyniające się do rozwijania wspólnoty, jaką powinna być rodzina. Śmiem twierdzić, że rodzice również mogą znaleźć wiele inspiracji dla siebie, a najmłodsza widownia nie jest jedynym odbiorcą tego przedstawienia. Jego przesłanie uświadamia (a przynajmniej powinno uświadomić) rodzicom, że dziecku nie są potrzebne do szczęścia kolejne przedmioty. One potrzebują czasu spędzonego z rodzicami, miłości, rozmów, zabawy, które wzmocnią więź między członkami rodziny.



Przedstawienie zostało zorganizowane na scenie foyer teatru. Maluchy mogły siedzieć na materacach na podłodze lub na kolankach u mamy lub taty (najmłodsze wybierały zwykle tę drugą opcję). Niektóre ze scen wzbudzały żywą reakcję widowni. Bardzo pomysłowe było również wykorzystanie efektów wizualnych i dźwiękowych. Po spektaklu, najmłodsi widzowie mogą udać się na scenę i poznać szczegóły techniczne spektaklu w bezpośrednim kontakcie z aktorami. 



To było pierwsze teatralne doświadczenie naszego synka i pewna jestem, że nie ostatnie. Gorąco polecam! Warto obejrzeć to przedstawienie ze swoim dzieckiem. My czekamy na kolejne propozycje teatru Lalka oraz innych warszawskich teatrów przeznaczone dla najmłodszych.



Tytuł spektaklu: Co słychać
Autorzy: Agata Biziuk, Agnieszka Makowska
Reżyseria: Agata Biziuk
Obsada: Aneta Harasimczuk, Agnieszka Mazurek, Magdalena Mioduszewska, Andrzej PerzynaScenografia: Katarzyna Proniewska-Mazurek
Muzyka: Mateusz Czarnowski
Ruch sceniczny: Anita Podkowa
Animacje: Katarzyna Proniewska – Mazurek, Michał Sapieha

Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej Teatru Lalka

czwartek, 14 marca 2013

Beata Obertyńska - wierszy kilka


Beata Obertyńska (1898-1980), polska poetka i pisarka. W 1940 r. aresztowana i więziona przez NKWD, zesłana do łagru. W 1942 ewakuowała się wraz z armią Andersa do Iranu. Przeszła cały szlak bojowy Armii Polskiej. Po wojnie osiadła w Londynie. Wydała m.in. wspomnienia "W domu niewoli". 

Do mego syna

Nie zginąłeś mi onej jesieni
aniś w tundrze w kopczyk płaski się zmienił,
ni w katyńskim nie było cię lasku.

Na pustyni, w upale i blasku,
grobu twego nie szukam dziś w piasku
ani w gruzach strasznego opactwa...

Brat myślący skrzydlatego ptactwa
- szary żuraw trafiony na przestrzał -
ognia-ś płachtą nie spadał z powietrza...

Nie zaznałeś kaźni Oświęcimia,
swąd stolicy ócz ci nie zadymiał,
nigdy wróg ci żaden nie przewodził.

Jakże losy sprzyjały ci, synu!
Jakżeś mądry był - mądry nad podziw -
żeś być nie chciał! Żeś się nie urodził!



Cela

Cela - to nie jak w bajce: cisza i błysk
wysokiego w kratach okienka.
Cela to upał, wrzask i ścisk,
brak wody i stęchły pęcak.

Cela - to nie samotność, słoma, dzban
i szczura tętenty jedwabne...
Cela to ciągła świadomość, że tam
szynel pod drzwiami i bagnet.

Nad zwałem śpiących na podłodze ciał,
by noc nie mogła być sobą,
oślepiający bąbel szkła:
żarówka tuż nad tobą...

I ta obleśna uczynność snów,
co cię podziemnym kanałem
co parę godzin wypuszcza, by znów
lojalnie odstawić nad ranem.

I te uporem zwarte kły,
i wola jak pięść ściśnieta,
żeby - na przekór tym spod drzwi -
przetrzymać - i zapamiętać!

  
Suplikacje

Od głodu,
od pochodów,
od deszczu,
od wszy,
od powietrza na wichrze w skos prutego twarzą,
od ognia - kiedy nocą odejść ci go każą,
od tajgi, co do kolan moczarem namaka,
od urwanej podeszwy,
od skradzionego chlebaka
- wybaw nas, Panie!

od tundry twarzą w niebo leżącej na wznak,
od zmory białych nocy,
od komarzych młak,
od nagłych a niespodzianych wymarszów ponocnych,
od świtów ołowianych
i zmroków popielnych
- Święty Boże,
- Święty Mocny,
- Święty a Nieśmiertelny,
wybaw nas, Panie!

My grzeszni,
my zmęczeni,
my obszarom wydani,
my zamarłej przestrzeni na żer żywcem rzuceni,
my wyjęci spod prawa,
z człowieczeństwa wyzuci,
my deptani jak trawa,
zaganiani i szczuci -
my nędzarze zawszeni,
my, co głód nas ogłupia,
my rzesza bezimienna
do dna krzywdą otruta,
my brudni,
my obdarci,
my aż śmieszni chwilami,
my pocieszni,
my grzeszni,
Ciebie Boga błagamy,
coś jest Wierny i Żywy,
Jeden i Niepodzielny
- Święty Boże,
- Święty Mocny,
- Święty a Nieśmiertelny,
zmiłuj się nad nami!

Przez ostatnią,
pośmiertną
Syna Twego ranę,
przez Jego Krew i Mękę
Amen - amen - amen.
 
 
W bydlęcym wagonie
 
Przeciągnęli go potem pod ścianę,
do kąta, przyrzucili płaszczem bez guzików,
leżał sztywny i stygł...
Kto by sobie w transporcie
trupem głowę zaprzątał?
Nikt.
 
Jeszcze wczoraj wieczorem
mówił komuś po cichu,
że chory,
jeszcze rano dyszał...
Teraz spokój.
W tułaczych nóg zdeptane stępory
sztywność śmierci nacieka i cisza.
 
Nikt już wiecej po świecie
wlec ni ganiać nie będzie
tych sznurkami okręconych szmat.
Tak.
W pośmiertnej wygodzie
zdobył kąt na podłodze
i wyciągnął się wreszcie na wznak.
 
Czyjś?
Na pewno... Ktoś czeka,
ktoś się modli nocami,
żeby wrócił, przetrzymał to wszystko...
Ot i przepadł.
Jak dojdą, gdy nie wiemy my sami,
jakie imię miał, jakie nazwisko?
 
Znowu jedna śmierć taka...
Kto odbolał, opłakał,
kto ją odczuł? Nikt.
Bo któż? Nie my...
...Chyba - one. Te w strachu,
od stygnących już  łachów,
po wagonie rozłażące się
- wszy.
 


Autorzy

Agopsowicz Monika Albaret Celeste Albom Mitch Alvtegen Karin Austen Jane Babina Natalka Bachmann Ingeborg Baranowska Małgorzata Becerra Angela Beekman Aimee Bek Aleksander Bellow Saul Bennett Alan Besala Jerzy Bobkowski Andrzej Bogucka Maria Bonda Katarzyna Borkowska Urszula Bowen Rhys Brabant Hyacinthe Braine John Brodski Josif Calvino Italo Castagno Dario Cegielski Tadeusz Cejrowski Wojciech Cherezińska Elżbieta Cleeves Ann Courtemanche Gil Covey Sean Crummey Michael Cusk Rachel Czapska Maria Czarnecka Renata Czarnyszewicz Florian Czwojdrak Bożena Dallas Sandra de Blasi Marlena Didion Joan Dmochowska Emma Doctorow E.L. Domagalski Dariusz Domańska-Kubiak Irena Dostojewska Anna Drewniak Wojciech Drinkwater Carol Drucka Nadzieja Druckerman Pamela Dunlop Fuchsia Dyer Wayne Edwardson Ake Evans Richard Fabiani Bożena Fadiman Anne Faulkner William Fiedler Arkady Filipowicz Wika Fletcher Susan Fogelström Per Anders Fønhus Mikkjel Fowler Karen Joy Frankl Viktor Franzen Jonathan Frayn Michael Fredro Aleksander Fryczkowska Anna Gaskell Elizabeth Genow Magdalena Gilmour David Giordano Paolo Goetel Ferdynand Goethe Johann Wolfgang Gołowkina Irina Grabowska-Grzyb Ałbena Grabski Maciej Green Penelope Grimes Martha Grimwood Ken Gunnarsson Gunnar Gustafsson Lars Gutowska-Adamczyk Małgorzata Guzowska Marta Hagen Wiktor Hamsun Knut Hejke Krzysztof Helsztyński Stanisław Hen Józef Herbert Zbigniew Hill Napoleon Hill Susan Hoffmanowa Klementyna Holt Anne Hovsgaard Jens Hulova Petra Ishiguro Kazuo Iwaszkiewicz Jarosław Iwaszkiewiczowa Anna Jaffrey Madhur Jahren Hope Jakowienko Mira Jamski Piotr Jaruzelska Monika Jastrzębska Magdalena Jersild Per Christian Jörgensdotter Anna Jurgała-Jureczka Joanna Kaczyńska Marta Kallentoft Mons Kanger Thomas Kanowicz Grigorij Karlsson Elise Karon Jan Karpiński Wojciech Kaschnitz Marie Luise Kolbuszewski Jacek Komuda Jacek Kościński Piotr Kowecka Elżbieta Kraszewski Józef Ignacy Kręt Helena Kroh Antoni Kruusval Catarina Krzysztoń Jerzy Kuncewiczowa Maria Kutyłowska Helena Lackberg Camilla Lanckorońska Karolina Lander Leena Larsson Asa Laurain Antoine Lehtonen Joel Loreau Dominique cytaty Lupton Rosamund Lurie Alison Ładyński Antonin Łapicka Zuzanna Łopieńska Barbara Łozińska Maja Łoziński Mikołaj Maciejewska Beata Maciorowski Mirosław Mackiewicz Józef Magris Claudio Malczewski Rafał Maloney Alison Małecki Jan Manguel Alberto Mankell Henning Mann Wojciech Mansfield Katherine Marai Sandor Marias Javier Marinina Aleksandra Marklund Liza Marquez Gabriel Masłoń Krzysztof Mazzucco Melania McKeown Greg Meder Basia Meller Marcin Meredith George Michniewicz Tomasz Miłoszewski Zygmunt Mitchell David Mizielińscy Mjaset Christer Mrożek Sławomir Mukka Timo Murakami Haruki Musierowicz Małgorzata Musso Guillaume Myśliwski Wiesław Nair Preethi Naszkowski Zbigniew Nesbø Jo Nesser Hakan Nicieja Stanisław Nothomb Amelie Nowakowski Marek Nowik Mirosław Obertyńska Beata Oksanen Sofi Orlińska Zuzanna Ossendowski Antoni Ferdynand Pająk-Puda Dorota Paukszta Eugeniusz Pawełczyńska Anna Pawlikowski Michał Pezzelli Peter Pilch Krzysztof Platerowa Katarzyna Plebanek Grażyna Płatowa Wiktoria Proust Marcel Pruszkowska Maria Pruszyńska Anna Przedpełska-Trzeciakowska Anna Puchalska Joanna Puzyńska Katarzyna Quinn Spencer Rabska Zuzanna Rankin Ian Rejmer Małgorzata Reszka Paweł Rutkowski Krzysztof Rylski Eustachy Sadler Michael Safak Elif Schirmer Marcin Seghers Jan Sobański Antoni Sobolewska Justyna Staalesen Gunnar Stanowski Krzysztor Stasiuk Andrzej Stec Ewa Stenka Danuta Stockett Kathryn Stulgińska Zofia Susso Eva Sypuła-Gliwa Joanna Szabo Magda Szalay David Szarota Piotr Szczygieł Mariusz Szejnert Małgorzata Szumska Małgorzata Terzani Tiziano Theorin Johan Thompson Ruth Todd Jackie Tomkowski Jan Tristante Jeronimo Tullet Herve Velthuijs Max Venclova Tomas Venezia Mariolina Vesaas Tarjei Wachowicz-Makowska Jolanta Waltari Mika Wałkuski Marek Wańkowicz Melchior Warmbrunn Erika Wassmo Herbjørg Wasylewski Stanisław Weissensteiner Friedrich White Patrick Wiechert Ernst Wieslander Jujja Włodek Ludwika Zevin Gabrielle Zyskowska-Ignaciak Katarzyna Żylińska Jadwiga
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...