Jeszcze do niedawna nie miałam świadomości, że taki pisarz jak Tarjei Vesaas istniał. Oczywistym jest więc, że i jego twórczość pozostawała dla mnie tajemnicą. Pod wpływem jednej z blogerek, która utworzyła na portalu społecznościowym grupę dyskusyjną poświęconą „Pałacowi lodowemu”, jednej z ostatnich książek Vesaasa, zaczęłam się zapoznawać z dostępnymi w sieci informacjami na temat tego twórcy. To, czego się dowiedziałam, okazało się na tyle zachęcające, że postanowiłam przeczytać tę książkę. Niestety, jest ona obecnie dostępna jedynie w bibliotece lub poprzez zakup w antykwariacie, jako, że jej ostatnie wydanie w formie książkowej miało miejsce w 1979 r. Ostatnio ukazał się jedynie audiobook w wykonaniu Karoliny Gruszki. Na szczęście moje okoliczne biblioteki są dobrze wyposażone, dlatego też udało mi się wypożyczyć tę książkę bez kłopotu. Czas jednak zakończyć te rozważania i przejść do meritum, czyli skupić się na treści książki :)
Opisywane zdarzenia mają miejsce w norweskiej wiosce na północy kraju w latach 60-tych ubiegłego wieku. W miejscowej szkole pojawia się nowa uczennica, 11-letnia Unn, którą po śmierci matki zaopiekowała się ciotka zamieszkała w tej właśnie wiosce. Unn jest zdystansowana wobec kolegów z klasy, trzyma się na uboczu, choć natychmiast przyciąga uwagę Siss, nieformalnej przywódczyni klasy, w której wspólnie się uczą. Niespodziewanie, pewnego listopadowego dnia, Unn zaprasza Siss w odwiedziny do domku, w którym mieszka z ciotką. Ten listopadowy wieczór wywarł niezatarte piętno na obu dziewczynkach. Ich spotkanie jest pełne niedopowiedzeń, urwanych zdań, niezadanych pytań, ukrytych nadziei. To spotkanie upewniło je w przeświadczeniu, że są bratnimi duszami i łączy je nierozerwalna więź…
Następnego dnia, Unn – pełna uniesienia, ciągle przeżywająca spotkanie z Siss, czuje się tak skrępowana, że postanawia udać się na wagary, mimo że zbliża się pierwszy atak zimy. Nie znając okolicy zbyt dobrze kieruje się w stronę miejscowej atrakcji – zamarzającego wodospadu, który uformował ze swoich sopli swoisty pałac pełen lodowych komnat i zakamarków. Unn, zauroczona surowym pięknem pałacu, nie wychodzi już stamtąd. Przechodząc od komnaty do komnaty w końcu zasypia zmęczona …
Tymczasem Siss przez cały dzień nie może doczekać się przyjaciółki. Gdy pod wieczór zaczyna się akcja poszukiwawcza, uczestniczy w niej z pełnym poświęceniem wbrew radom dorosłych. Na próżno… Mimo aktywnego udziału prawie wszystkich mieszkańców wioski, Unn przepada. Siss zostaje sama. Kompletnie zmienia swoje postępowanie w szkole przejmując jak gdyby postawę Unn. Wycofuje się, jest zdystansowana, nie uczestniczy w życiu klasy. Jest to - w jej przekonaniu - wyraz solidarności z Unn, dowód ich więzi i przyjaźni.
Ta poetycka opowieść jest napisana przepięknym literackim językiem – ogromna w tym zasługa tłumacza, nieżyjącej już Beaty Hłasko. Szczególne wrażenie robią opisy przyrody - poprzez pierwsze podmuchy zimy, jej pełnię aż po pierwsze symptomy wiosny – co odzwierciedla także stany emocjonalne bohaterek.
Tę powieść każdy czytelnik może odczytać na własny sposób. Bardzo trudno jest mi napisać coś konkretniejszego, gdyż jest to powieść utkana z delikatnych opisów nastrojów, wrażeń, odczuć. Autor koncentruje się na opisie i analizie stanu ducha młodocianych bohaterek, ale i tak otacza je mgiełka tajemnicy, która nie jest oczywiście rozwiązana. Jego styl jest mistrzowski.
Można odczytać tę książkę również jako tragiczną opowieść o zaginięciu małej dziewczynki, o wpływie tego zdarzenia na psychikę Siss i zachowania lokalnej społeczności, a także jako alegoryczną opowieść o samotności w tłumie nawet przyjaznych i życzliwych ludzi. Bo w tej książce trudno wskazać negatywnego bohatera. Wszyscy są życzliwi, pomocni, wyrozumiali zwłaszcza wobec przeżyć Siss po tym traumatycznym wydarzeniu, które zmieniło ją kompletnie. Nie jest to opowieść optymistyczna mimo pojawiającego się na końcu książki pewnego promyka nadziei. Siss przeżywa swój dramat opuszczenia przez Unn w samotności. Na jej pamiątkę wznosi wokół siebie „pałac lodowy” nie dopuszczając praktycznie nikogo do swoich trosk. Bardzo ważnym dla mnie momentem lektury była rozmowa Siss z ciotką Unn w przedzień jej wyjazdu z wioski. Starała się ona przekazać 11-latce swoją mądrość życiową i ukoić jej ból po stracie przyjaciółki, co mogłoby także uratować Siss.
Tymczasem Siss przez cały dzień nie może doczekać się przyjaciółki. Gdy pod wieczór zaczyna się akcja poszukiwawcza, uczestniczy w niej z pełnym poświęceniem wbrew radom dorosłych. Na próżno… Mimo aktywnego udziału prawie wszystkich mieszkańców wioski, Unn przepada. Siss zostaje sama. Kompletnie zmienia swoje postępowanie w szkole przejmując jak gdyby postawę Unn. Wycofuje się, jest zdystansowana, nie uczestniczy w życiu klasy. Jest to - w jej przekonaniu - wyraz solidarności z Unn, dowód ich więzi i przyjaźni.
Ta poetycka opowieść jest napisana przepięknym literackim językiem – ogromna w tym zasługa tłumacza, nieżyjącej już Beaty Hłasko. Szczególne wrażenie robią opisy przyrody - poprzez pierwsze podmuchy zimy, jej pełnię aż po pierwsze symptomy wiosny – co odzwierciedla także stany emocjonalne bohaterek.
Tę powieść każdy czytelnik może odczytać na własny sposób. Bardzo trudno jest mi napisać coś konkretniejszego, gdyż jest to powieść utkana z delikatnych opisów nastrojów, wrażeń, odczuć. Autor koncentruje się na opisie i analizie stanu ducha młodocianych bohaterek, ale i tak otacza je mgiełka tajemnicy, która nie jest oczywiście rozwiązana. Jego styl jest mistrzowski.
Można odczytać tę książkę również jako tragiczną opowieść o zaginięciu małej dziewczynki, o wpływie tego zdarzenia na psychikę Siss i zachowania lokalnej społeczności, a także jako alegoryczną opowieść o samotności w tłumie nawet przyjaznych i życzliwych ludzi. Bo w tej książce trudno wskazać negatywnego bohatera. Wszyscy są życzliwi, pomocni, wyrozumiali zwłaszcza wobec przeżyć Siss po tym traumatycznym wydarzeniu, które zmieniło ją kompletnie. Nie jest to opowieść optymistyczna mimo pojawiającego się na końcu książki pewnego promyka nadziei. Siss przeżywa swój dramat opuszczenia przez Unn w samotności. Na jej pamiątkę wznosi wokół siebie „pałac lodowy” nie dopuszczając praktycznie nikogo do swoich trosk. Bardzo ważnym dla mnie momentem lektury była rozmowa Siss z ciotką Unn w przedzień jej wyjazdu z wioski. Starała się ona przekazać 11-latce swoją mądrość życiową i ukoić jej ból po stracie przyjaciółki, co mogłoby także uratować Siss.
Długo się zastanawiałam czy napisać swoją opinię na temat tej książki. Ostatecznie doszłam do wniosku, że ta zapomniana obecnie pozycja i twórca ze wszech miar zasługują na przypomnienie nawet za pomocą mojego niewprawnego pióra :) Nie jest to książka, która będzie się wszystkim podobała, zwłaszcza tym, dla których szybka akcja jest najważniejsza. Czytając ją zanurzamy się w kompletnie inny świat i ta podróż może się dla wielu czytelników okazać fascynująca…
Tarjei Vesaas (1897 – 1970) – norweski pisarz, poeta i dramaturg zaliczany w swoim kraju do jednego z najważniejszych twórców XX wieku. Jego utwory są krótkie i oszczędne w formie, często osadzone w wiejskim krajobrazie, któremu niejednokrotnie towarzyszy surowa skandynawska przyroda. Jego najważniejsze powieści to „Ptaki” (1957) i „Pałac lodowy” (1963). Ciekawostką jest, że polski film „Żywot Mateusza” z 1967 r. został oparty na powieści „Ptaki”.
Moja ocena: 5,5 / 6
Autor: Tarjei Vesaas
Tytuł oryginalny: Is – Slottet
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Tłumacz: Beata Hłasko
Rok wydania: 1979
Liczba stron: 147
piękna recenzja...muszę do niej wrócić...do książki i pewnie do recenzji potem również;) chiara76
OdpowiedzUsuńTak, ta książka wymaga odpowiedniego nastroju...
OdpowiedzUsuń