William Wordsworth (1770-1850) na obrazie Benjamina Roberta Haydon z 1842 r. Źródło zdjęcia |
7 kwietnia przypada rocznica urodzin dwojga poetów, których postanowiłam dziś przypomnieć. Pierwszy z nich to William Wordsworth (7.04.1770-23.04.1850), szacowny klasyk angielski prekursor romantyzmu, zaliczany do grupy "poetów jezior". Ogromną rolę w jego życiu i poezji odgrywała przyroda. Piękno natury zawsze go wzruszało i dał temu wyraz w swojej poezji. Poniżej przedstawiam jeden z jego najbardziej znany wierszy.
Żonkile
Sam wędrowałem, jak obłoczek
Często sam płynie przez przestworza,
Gdy nagle widok mnie zaskoczył
Złotych żonkili tłumu, morza;
Od wód jeziora aż po drzewa
Tańczyły - wiatr im w takt powiewał.
Doprawdy, był to widok miły:
Jak Drogi Mlecznej pasek biały,
Linę bez końca utworzyły
Na brzeg zatoki długą cały:
Dziesięć tysięcy w rytm miarowy
Wznosiło z wdziękiem złote głowy.
Tańczył też zastęp fal, niestety,
Nie tak wesoło, jak żonkile:
Lecz nie zmartwiło to poety,
I tak radości doznał tyle:
Nie odrywałem od nich oka;
Dziś wiem, jak cenny był to pokaz:
Bo często, leżąc w gabinecie,
Gdy melancholia przy mnie gości,
Wspominam sobie owo kwiecie,
I jest to szczęście samotności,
Wtedy, radością wypełnione,
Tańczy me serce, a z nim - one!
przełożył Maciej Froński
The Daffodils
I wandered lonely as a cloud
That floats on high o’er vales and hills,
When all at once I saw a crowd,
A host, of golden daffodils;
Beside the lake, beneath the trees,
Fluttering and dancing in the breeze.
Continuous as the stars that shine
And twinkle on the Milky Way,
They stretch’d in never-ending line
Along the margin of a bay:
Ten thousand saw I at a glance,
Tossing their heads in sprightly dance.
The waves beside them danced; but they
Out-did the sparkling waves in glee:
A poet could not but be gay,
In such a jocund company:
I gazed - and gazed - but little thought
What wealth the show to me had brought:
For oft, when on my couch I lie
In vacant or in pensive mood,
They flash upon that inward eye
Which is the bliss of solitude;
And then my heart with pleasure fills,
And dances with the daffodils.
I wandered lonely as a cloud
That floats on high o’er vales and hills,
When all at once I saw a crowd,
A host, of golden daffodils;
Beside the lake, beneath the trees,
Fluttering and dancing in the breeze.
Continuous as the stars that shine
And twinkle on the Milky Way,
They stretch’d in never-ending line
Along the margin of a bay:
Ten thousand saw I at a glance,
Tossing their heads in sprightly dance.
The waves beside them danced; but they
Out-did the sparkling waves in glee:
A poet could not but be gay,
In such a jocund company:
I gazed - and gazed - but little thought
What wealth the show to me had brought:
For oft, when on my couch I lie
In vacant or in pensive mood,
They flash upon that inward eye
Which is the bliss of solitude;
And then my heart with pleasure fills,
And dances with the daffodils.
Gabriela Mistral (1889-1957) na fotografii z 1925 r. Źródło zdjęcia |
Gabriela Mistral (7.04.1889-10.01.1957), właśc. Lucila de María del Perpetuo Socorro Godoy Alcayaga, chilijska poetka, laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1945. Pod wpływem wstrząsu emocjonalnego spowodowanego samobójczą śmiercią męża w 1909 r., zaczęła pisać wiersze. Aby nie zaszkodzić swojej karierze pedagogicznej przyjęła pseudonim pochodzący od imienia Gabriele d"Annunzio i nazwiska Frederica Mistrala. W latach 30-tych poświęciła się służbie dyplomatycznej. W 1945 otrzymała jako pierwsza przedstawicielka Ameryki Południowej Nagrodę Nobla za „poezję prawdziwego uczucia, czyniącą jej imię symbolem idealistycznych dążeń dla całej Ameryki Łacińskiej”. Pochowano ją w Andach, a na grobie wyryto cytat z dzieł poetki: „Naród bez swojego artysty to jak ciało bez duszy”.
Każda zostanie z nas królową
Każda zostanie z nas królową
cztery królestwa morze nam da:
tak Rozalii jak Ifigenii
Lucyli a także Soledad
W dolinie Elqui, opasanej
górami w krąg, górami stu,
co jak klejnoty czy ofiarne stosy
bo spływa czerwień i szafran z gór.
Tak mówiłyśmy w uniesieniu
wierząc: inaczej być nie może;
każda z nas miała być królową
i każdej było pisane morze.
Gdy siedmioletnie, z warkoczami
w jasnych sukienkach perkalowych,
drozdy w zabawie płoszyłyśmy
w przejrzystym cieniu drzew figowych.
Królestwa nasze, mówiłyśmy,
wierząc jak wierzy się w świętość Ksiąg,
ogromne będą i z pewnością
do morza będą sięgać stąd.
Czterech małżonków poślubimy,
kiedy na śluby przyjdzie czas:
Króla-pieśniarza – co jak Dawid
weźmie za męża każda z nas.
Pomieszczą wielkie królestwa nasze
morza zielone, morza alg,
i jeszcze będzie tam niechybnie
przefruwał bażant – szalony ptak.
Na drzewach – jadła tam dostatek
chleba i mleka dają w bród,
więc ziemskich owoców już nie trzeba
i nie zagląda w oczy głód.
Każda z nas miała być królową,
królestwo było pisane nam,
ale królową żadna nie była
ani w Aracuo, ani w Copan.
Rozalia całusa dała chłopcu,
co morzu był już poślubiony;
ten, co całował, zginął w Guaitecas
w burzy zachłannej, w fali zielonej.
Krew przemieniając w chleb powszedni
Soledad siedmiu braci chowała,
a oczy miała coraz czarniejsze,
bo nigdy morza nie oglądała.
W winnicach opodal Montegrande
u gorącego czystego łona
kołysze cudzych królewskich synów -
swoich nie weźmie nigdy w ramiona.
Ifigenia cudzoziemca
spotkawszy poszła za nim w bezdroża,
nie znając nawet jego imienia,
bo wydał się jej – podobny do morza.
Lucyla, co z rzeką rozmawiała,
z górami albo z babim latem,
królestwo wzięła księżycowe:
szalone – najprawdziwsze zatem.
Słone sadzawki to jej ziemie,
dziesięciu synów – pośród chmur;
w rzekach widziała swych małżonków,
a w burzy – płaszcz królewski swój.
Ale w dolinie Elqui, dokąd
poprzez sto gór prowadzi szlak,
przyjdą dziewczęta inne śpiewać
i zaśpiewają znowu tak:
Każda zostanie z nas królową:
nasze nad ziemią panowanie
tak wielkie będzie i prawdziwe,
że każdej – morze się dostanie.
(tłum. Aleksandra Olędzka – Frybesowa)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz