Słowo
się rzekło, kobyłka u płotu, postanowiłam zamieścić ostatnią porcję zdjęć z
wyjazdu na Białoruś, który miał miejsce prawie trzy lata temu (ale ten czas
leci).
Kończąc ten cykl pragnę napisać słów parę o naszych krótkich przygotowaniach do wyjazdu, które okazały się dość uciążliwe, głównie z uwagi na brak dostępnych przewodników i map. Może obecnie sytuacja
jest lepsza, ale w 2009 r. dostępna była jedynie końcówka nakładu przewodnika po Grodnie (wyd. Bezdroża, 2005 r.), który na szczęście ujmował również Nowogródek, Mir i Nieśwież. Można było również dostać książkę pt.
„Szlakiem Adama Mickiewicza” Tomasza Krzywickiego (Rewasz, 2006) i piękne
wydawnictwo pt. „Smak Kresów 2. Czar Polesia” Grzegorza Rąkowskiego (Rewasz, 2001), ale o nim dowiedzieliśmy się później. Można było jeszcze kupić przewodnik National Geographic, ale po przekartkowaniu nie
zdecydowaliśmy się na to, gdyż zawierał on bardzo niewiele informacji, które
byłyby przydatne w planowaniu szlaku tej podróży. Oryginalne mapy na pierwszy etap podróży kupowaliśmy w specjalistycznym sklepie, po mocno zawyżonych cenach. W Mińsku te same mapy można było kupić mniej więcej trzy razy taniej. Mam nadzieję, że trzy lata po naszym wypadzie sytuacja pod tym względem jest lepsza i w dużych księgarniach typu Empik dostępne są już mapy i przewodniki, które pozwolą przygotować wyjazd turystyczny do tego kraju, tak bliskiego nam, a jednocześnie tak mało znanego.
Podczas tych gorączkowych poszukiwań materiałów przydatnych w jakim takim przygotowaniu wyjazdu odkryłam gawędy Katarzyny Węglickiej. Nie są to przewodniki turystyczne, ale zawierają opis
wędrówek autorki po Kresach i tam właśnie znalazłam relację o odnalezieniu
niezwykłego pomnika w pobliżu wioski Arabowszczyzna koło Baranowicz, który przetrwał 70 lat Związku Radzieckiego, choć właściwie nie miał
prawa go przetrwać. Jest to bowiem pomnik na pamiątkę trzech polskich pochodów.
Dla przypomnienia: 1604, 1812, 1919-20. Sami byśmy tam nie trafili, ale
połączyliśmy siły z grupą polskich turystów, których spotkaliśmy w Nowogródku,
popytaliśmy ludzi (bez tego ani rusz, mimo opisu drogi w książce) i voila, oto, co ukazało się naszym oczom:
Dojazd do pomnika wiódł przez polną drogę. Oba samochody mocno się zakurzyły. |
Zabrakło
nam około dwóch dni, żeby zwiedzić Polesie, tajemniczą krainę, bardzo
specyficzną i odmienną od reszty kraju. Niestety, tylko przemknęliśmy
samochodem przez poleskie moczary, w Pińsku zatrzymaliśmy się dosłownie na godzinę.
Jeśli kiedyś trafi mi się okazja, bardzo chciałabym tam wrócić… Poniżej zamieszczam kilka migawek z Pińska i Polesia zza szyby samochodu,
żeby pokazać, jak odmienny od wcześniejszych widoków krajobraz nam towarzyszył.
Poleski krajobraz pełen rozlewisk, mokradeł, charakterystycznych kęp krzaków. |
Charakterystyczny dla Białorusi drewniany domek. |
Katedra pw. Wniebowzięcia NMP w Pińsku z XVIII w. Najcenniejszy zabytek miasta. |
Wnętrze katedry |
Jedna z tablic pamiątkowych w katedrze |
Wyjazd na
Białoruś wspominam bardzo dobrze i chyba to widać w tych moich zapiskach.
Uważam, że jest to kraj nieznany nam, mimo iż tak wiele pamiątek polskości tam
się jeszcze znajduje. Z naciskiem na "jeszcze"... Trzeba się spieszyć, aby je zobaczyć, gdyż znikają
one z każdym upływającym rokiem. Przykładem może być np. pałac Radziwiłłów w
Nieświeżu, który został już chyba dużym nakładem sił i środków państwa białoruskiego wyremontowany i
zrekonstruowany, chociaż nie wiem czy to właściwe słowo, ponieważ po remoncie
miał on przyjąć wygląd, jakiego nigdy w dziejach nie miał. Dobudowywane były np. kopułki i inne
atrybuty, których jako żywo tam nigdy nie było. I żadne protesty nie skutkowały…
Przykrą
obserwacją jest skonstatowanie, jak wiele pamiątek komunizmu pozostało w tym
kraju. I nie chodzi mi tylko o pomniki Lenina, Dzierżyńskiego czy innych
luminarzy systemu komunistycznego, ale o nazewnictwo ulic, placów, niezmienione od
czasów ZSRR. Dlatego też w każdym mieście, większym czy mniejszym, zawsze natkniemy się na ulicę czy plac 17 września. Data, która dla nas jest synonimem
tragedii narodowej, tam jest nadal rocznicą „wyzwolenia” Białorusi zachodniej…
Ulica w Postawach |
No i jeszcze Grodno. Nawiasem mówiąc, siedziba Związku Polaków w tym mieście znajduje się na roku ulic Dzierżyńskiego i 17 września... |
Piszę o tym nie dlatego, że chciałabym jątrzyć i wylewać żale. Rozumiem specyfikę sytuacji tego kraju. Spędziłam tam naprawdę miłe chwile, ale widok tych nazw ulic sprawiał mi przykrość, zwłaszcza na początku pobytu.
Wielu ciekawych miejsc nie zdołałam zobaczyć. Mam tu na myśli przede wszystkim Polesie i Pińsk, muzeum Czesława Niemena w Starych Wasiliszkach, Bracław, Witebsk, rodzinne miasto Marca Chagalla. Nie zdążyłam również zwiedzić lokalnej atrakcji, czyli skansenu w Dudutkach, w którym można zobaczyć m. in., jak się pędzi bimber. :) Mam nadzieję, że trafi mi się jeszcze okazja, żeby te miejsca kiedyś zobaczyć. Nie zamieściłam tutaj również zdjęć z kilku miejsc, w których byłam, np. Mińsk, Mir i Nieśwież, a to dlatego, że na tych zdjęciach akurat występują głównie osoby, a nie zabytki. ;) Będąc w Mińsku, trafiłam jednak na kiermasz książki i natknęłam się tam na tytuł, który musiałam sfotografować:
No comment... |
I tym dość typowym dla blogów książkowym zdjęciem kończę relację z mojego wyjazdu na Białoruś. Mam nadzieję, że choć trochę Was zachęciłam i jeżeli nadarzy się okazja, to spróbujecie się tam wybrać. Obecnie nie jest to sprawa prosta, ale wierzę, że w miarę upływu lat będzie to jednak coraz łatwiejsze. Naprawdę warto zobaczyć ten ciekawy kraj.
Tęsknię, tęsknię, tęsknię, tęsknię za Białorusią i ludźmi... Kaye, wyobraź sobie jaka była posucha przewodnikowa i w ogóle w połowie lat 90. kiedy ja tam byłam pierwszy raz... Chociaż wtedy łatwiej było wjechać... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKwestia przewodników to naprawdę zadziwiająca sprawa. Niby kraj sąsiedzki, a w księgarniach literalnie nic nie było. Domyślam się, że w latach 90-tych ,musiało być dużo gorzej, tym bardziej, że internet nie funkcjonował tak powszechnie jako źródło informacji :)
UsuńPozdrawiam!
W sumie rynkowo to jest nawet zrozumiałe - kraj "mało atrakcyjny", brakuje wycieczek zorganizowanych, nie ma tak dużej grupy osb, która by tam jeździła z powodów sentymentalnych, jak choćby na Wileńszczyznę, potrzebne są wizy, w świadomości przeciętnego Polaka panuje tam rekiet, bieda, smród i bród, a wszystko to podsycane propagandowo. Na Biaoruś raczej nie jeździ się na wakacje, więc przewodniki się nie sprzedają. PS. W latach 90. nie miałam pojęcia o internecie ;)
UsuńNo fakt, to "rynkowe" podejście jest całkowicie zrozumiałe, ale jednak szkoda, że tzw. "przeciętny Polak" słabo kojarzy fakt, że Nowogródek i wiele innych miejsc związanych z młodością narodowego wieszcza lezy na terenie obecnej Białorusi, a nie Litwy :)
UsuńP.S. O ile pamiętam, to w końcu lat 90-tych na pewno stosowałam internet w pracy, ale w domu nie miałam komputera ;)
Tak blisko, a tak na uboczu informacji turystycznych. Może dlatego, że biura turystyczne nie wiozą tam wycieczkowiczów.
OdpowiedzUsuńJeśli wiozą to tylko via Nowogródek, gdyż żadna wycieczka "śladami Mickiewicza" nie może się odbyć bez odwiedzenia tego miejsca. Poza tym, rzeczywiście wycieczek raczej nie widziałam :(
UsuńPiękny wpis nt Białorusi. Piękne fotografie. Ostatnio dużo czytam o Kresach, znam książki Rąkowskiego, właśnie wypożyczyłam sobie gawędy Węglickiej. Literatury trochę jest, ale trzeba mocno szukać. Chciałabym tam pojechać, ale ciut się boję sytuacji politycznej, tzn, że wpuszczą i nie wypuszczą. Ale skoro tyle ludzi jeździ i nic się nie dzieje, to chyba można. To powinien być obowiązkowy szlak wycieczkowy dla Polaków ze względu na różnych naszych pisarzy i postaci historyczne.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa.
UsuńMogę się wypowiadać tylko o sytuacji sprzed trzech lat. My byliśmy gośćmi naszej koleżanki, która tam wtedy mieszkała, więc nie mieliśmy specjalnych obaw. W Nowogródku spotkaliśmy się jednak z grupą turystów, którzy zorganizowali swój wyjazd zupełnie na własną rękę (do spraw wizowych polecali PTTK), noclegi mieli uzgodnione ze środowiskami polonijnymi (chyba) i oni nam wspominali, że mieli spore obawy właśnie odnośnie sytuacji politycznej, tymczasem był to w ich odczuciu bardzo spokojny wyjazd, bez żadnych nieprzewidzianych "atrakcji". Nie wiem jednak, czy atmosfera się obecnie nie pogorszyła.
Tam naprawdę warto pojechać i zobaczyć miejsca tak silnie związane z naszą historią i kulturą, ale nie jest to łatwe, niestety.
Podziwiam. Zwiedzasz w najbardziej wartościowy sposób...
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa. Te najwartościowsze wyjazdy to w dużej mierze zasługa mojej przyjaciółki, z którą zapuszczałyśmy się w różne ciekawe miejsca. Wspólnie zresztą uznajemy Wschód za fascynujący kierunek. :)
Usuń