„Zakopane zawsze miało szczęście do artystów, uczonych i wariatów.” (s. 25)
Rafał Malczewski był artystą, choć nie tak sławnym jak słynny ojciec, nie był uczonym, a wariatem bywał głównie w odniesieniu do Zakopanego, które stało się jego miejscem na ziemi mimo obiektywnie stwierdzanych przez niego niedogodności życia codziennego w tym miejscu. Była to barwna postać przedwojennego Zakopanego. Syn słynnego malarza, od wczesnej młodości został „oczadzony” urokiem podhalańskiego kurortu. Nawet minusy, które wymienia z sarkazmem w swoich książkach o Zakopanem, nie przesłoniły mu niebotycznych plusów tego miejsca; plusów, które uczyniły z niego piewcę radości życia i rozrywek oferowanych przez Zakopane. Jego życie i pisarstwo nierozerwanie zostało związane z górskim kurortem i ta niewielka książeczka jest tego żywym dowodem.
Książka została po raz pierwszy wydana w 1939 r. Jest to zbiór felietonów Malczewskiego na tematy rozmaite, ale wspólnym mianownikiem jest Zakopane. Każdy Polak z grubsza zna dzieje podhalańskiego miasteczka i nagłego skoku popularności wśród turystów po odkryciu go przez Tytusa Chałubińskiego, który zaczął tam masowo wysyłać swoich chorych podopiecznych na początku XX wieku (?). Ale to był tylko początek świetlanej kariery podhalańskiej mieściny, która wcześniej funkcjonowała w zupełnym zapomnieniu.
Rafał Malczewski w swoich krótkich formach literackich z dużym sarkazmem i poczuciem humoru naświetla poszczególne aspekty życia w tym miejscu. On sam osiedlił się tam w 1915 r. i mieszkał aż do wybuchu II wojny światowej. Znał więc miejscowych mieszkańców od podszewki, czy też „jak zły szeląg”, bo nie skąpi nam opisów dotyczących „skubania” niczego nie świadomych ceprów czy swoiście pojmowanej oszczędności nie pozwalającej na podejmowanie ważniejszych inwestycji na rzecz poprawy warunków życia.
Co ciekawe jednak, cepry – czy to gruźlicy, którzy pierwsi zjeżdżali do Zakopanego, czy to zwolennicy sportów zimowych, którzy pojawili się później, zwłaszcza po uruchomieniu kolejki na Kasprowy Wierch - nic sobie nie robiły z tych szykan, które ich spotykały i wracali po więcej. Malczewski określa ten stan umysłu jako odurzony nieznanym narkotykiem, który nazywa – jakżeby inaczej – zakopianicą. Tenże narkotyk uderzył w turystów ze zdwojoną siłą po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, gdyż sława Zakopanego rosła nieustannie. Na kartach jego felietonów przemyka się wiele postaci, stałych bywalców bądź mieszkańców tego miasta: Witkacy, Kornel Makuszyński, profesor Bystroń, Leon Chwistek, w jednym z felietonów wspomniany też jest Gilbert Chesterton, który był gościem zakopiańskiej bohemy artystycznej.
Malczewski, mieszkając w tym mieście, zauważał konieczność zmian. Uwagę zwracają jego teksty dotyczące poparcia idei stworzenia Tatrzańskiego Parku Narodowego czy potrzeby utrzymywania czystości na szlakach. Jego słowa nic nie straciły na aktualności.
W książce tej odzwierciedlony jest beztroski nastrój zabawy i wytchnienia klasy średniej podczas wywczasów w górach w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Możemy poczuć tę radość i miłość autora do Zakopanego. Tę pewność, że znalazł swoje miejsce na ziemi. Znając koleje jego życia, możemy tylko bardziej dojmująco mu współczuć, że wiele lat spędził w oddaleniu od swojego ukochanego Zakopanego.
„Miło jest spędzić święta w Zakopanem i odrodzić się w tej oazie niefrasobliwego bałaganu. Nikomu, kto raz zawitał tutaj w grudniu czy styczniu, nie przeminie ochota powtarzania tego aż do śmierci, a nawet i później. Cóż się stanie jednak z tym, który pierwszy raz przybędzie w okresie furii słonecznej? [luty, marzec] […]
Ogarnie go pasja ruchu, pogoni za wiewiórką, czubami smreków, wytarza się w śniegach i zaryczy jak dzikus, któremu radość życia odebrała rozum. Będzie łypał białkami oczów zdradzających bezbrzeżny zachwyt, nie wypowiedziany słowem. Lecz jest i na to rada. Niezadługo nauczy się stany uczuciowe wyrażać tańcem derwisza, który wypił litr wódy z białą główką. […] Pod chłostą górskiego słońca wybuzuje z niej wszelki nadmiar wody, cały zapas sadła i dolinowej malarii.” (s. 95)
Dzięki plastycznemu językowi Malczewskiego przedwojenne Zakopane, jego mieszkańcy i goście, stają przed nami jak żywi, a oczami wyobraźni widzimy te zastępy warszawiaków (bo głównie oni cierpieli na zakopianicę) w pogoni za górskim słońcem i śniegiem. Ta książka to pean na cześć miasta, gór i ludzi tam mieszkającyh. Nie są oni ideałami, oj nie są, ale to oni sprawili, że Zakopane stało się legendą, a pióro Malczewskiego tę legendę utwierdza. Jeśli chcecie poczuć atmosferę przedwojennych hulanek, swawoli w najsłynniejszym górskim kurorcie przedwojennej Polski, to zdecydowanie książka dla Was.
Wydawnictwo: LTW
Rok wydania: 2006
Liczba stron: 144
Ciekawa książka :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę niezła :)
Usuń