Książka Gila Courtemanche, kanadyjskiego dziennikarza, porusza temat trudny, bolesny, który dotyczy lub będzie dotyczył niemal wszystkich mieszkańców wysoko cywilizowanych krajów. Zdobycze medycyny pozwalają obecnie na ograniczenie skutków wielu chorób bądź zahamowanie ich przebiegu, co w rezultacie wydłuża ludzkie życie, ale coraz częściej zdarzają się też sytuacje, że medycyna jest w stanie podtrzymywać życie, gdy jego jakość znacząco spada i chory wymaga nieustannej opieki.
Z takim przypadkiem spotykamy się w książce kanadyjskiego dziennikarza, który opowiada o rodzinie, która gromadzi się przy stole w trakcie Świąt Bożego Narodzenia. Ośmioro dorosłych dzieci, ich małżonkowie, dzieci i wnuki spotykają się w domu rodziców. 86-letni ojciec, w przeszłości despota i tyran domowy, jest obecnie starcem chorującym na szybko postępującą chorobę Parkinsona. Jak opisuje to Andre, najstarszy syn chorego, a jednocześnie narrator: „Ciało zmieniło się w rozregulowany mechanizm. Nic już z niczym nie współdziała, ani szyja z głową, ani biodra z nogami, ręce dyndają bezwładnie.” (s. 34) Wielce prawdziwe jest powiedzenie, że śmierć się Panu Bogu nie udała...
Wszyscy zdają sobie sprawę, że niewiele da się zrobić, aby ojciec całkowicie wyzdrowiał, że to w zasadzie niemożliwe. Jest on obecnie zupełnie niedołężny, rozmawia się o nim, a nie z nim, jak gdyby był nieobecny. Ponad nim toczą się dyskusje, jakie podjąć leczenie, jak pomóc matce, jaką opiekę mu zapewnić, co powinien jeść, karci się go jak dziecko, jeśli chce sięgnąć po zakazane produkty etc.
Patrząc zupełnie na zimno Andre dochodzi do wniosku, że „Idealnym matematycznie rozwiązaniem równania, które usiłujemy wspaniałomyślnie i nieudolnie rozwikłać, jest śmierć taty.” (s. 55) Ale życie to nie matematyka, a chociaż jest się zwolennikiem eutanazji, nie tak łatwo jej dokonać…
Główny bohater książki często podkreśla, że nie kocha ojca. Co jakiś czas pojawiają się wspomnienia ich starć, kłótni, krzywd, choć narrator książki zaznacza, że „Chęć zemsty, która przybiera niekiedy postać fałszywego poczucia sprawiedliwości, uleciała wraz z tysiącem innych dziecięcych trosk, przeminęła z czasem jak zdmuchiwane przez wiatr liście. Pozostała mi już tylko ciekawość, kim jest człowiek, który ukształtował moje życie.” (s. 91) Paradoksem opowiedzianej historii jest to, że to właśnie jego stosunek do ojca i działania, jakie podejmuje, doprowadzą do pewnego przełomu w kontakcie z Ojcem. Mimo że złe wspomnienia z dzieciństwa ciągle wyłażą na powierzchnię, tli się w nim emocjonalny stosunek do Ojca, czego nie widać u pozostałych braci i sióstr, którzy przedstawiając kolejne propozycje terapii, potraw, zmiany stylu życia, jednocześnie nie traktują go podmiotowo. I to jest chyba największa nauka z tej książki. Człowiek choćby najciężej dotknięty chorobą jeszcze nie umarł. On jest i czuje, co się wokół niego dzieje, dostrzega naszą obojętność, zauważa naszą troskę i uwagę, jaką mu okazujemy. Trzeba o tym pamiętać.
Ta książka, mimo niewielkiej objętości, porusza istotne kwestie związane z jakością ludzkiego życia, chorobą i śmiercią. Do pewnego momentu nazwałabym jej przekaz głęboko humanistycznym. Zakończenie książki jest jednak dla mnie dysonansem, mimo swej pozornej atrakcyjności, gdyż kłóci się z moimi przekonaniami etycznymi. Dodatkowym elementem, który budzi mój protest, była decyzja autora o włączeniu do działań podejmowanych przez narratora kilkunastoletniego kuzyna. Najprawdopodobniej będę w mniejszości, gdyż przekaz książki wielu osobom może przypaść do gustu, ale mimo swojej dezaprobaty dla końcowego wydźwięku książki, zachęcam do jej przeczytania. Mój osąd jest czysto subiektywny, wynikający z przyjętej postawy etycznej. Niemniej jednak na takie tematy, dotykające najważniejszych kwestii naszego życia trzeba dyskutować i starać się wysłuchać odmiennych poglądów. Dlatego też, warto przeczytać tę intrygującą książkę, która skłania do przemyślenia najważniejszych aspektów naszego życia.
Gil Courtemanche (1943-2011) - kanadyjski dziennikarz. Jego pierwsza książka pt. "Niedziela na basenie w Kigali", poświęcona ludobójstwu w Rwandzie, zyskała światowy rozgłos.
Autor: Gil Courtemanche
Tytuł oryginalny: Une belle mort
Wydawnictwo: Muza
Tłumacz: Małgorzata Kozłowska
Rok wydania: 2006
Liczba stron: 152
Trudny temat, ale po ksiazke moze kiedys siegne, zapamietam tutul :-).
OdpowiedzUsuńCo do starosci, to mysle, ze jak dziecko ma dobra relacje z rodzicem, to jednak psychicznie latwiej opiekowac sie nim na starosc (niz wtedy, kiedy relacje byly nie takie, jak byc powinny).
Książka jest niepozorna. Sięgnęłam po nią przypadkiem, ale warto ją przeczytać.
UsuńTo prawda, że łatwiej opiekować się Rodzicem, z którym łączy nas miłość, ale są takie choroby, które mogą doprowadzić do rozpaczy, gdy widzimy, jaką degenerację powoduje u chorego. To jest bardzo ciężka próba.
Myślę, że w kwestii oceny ostatecznego wydźwięku książki nie będziesz w mniejszości, bo jeśli zakończenie jest takie, jak się domyślam, to również odniosę się do tego z dezaprobatą.
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawiłaś mnie rozpiętością wątków, na jakie można zwrócić uwagę podczas lektury tej książki. Nie są to tematy łatwe i przyznam - smutno mi się zrobiło już w trakcie cztania Twojej recenzji (co jak najlepiej świadczy o jej poziomie:)) Na pewno postaram się znaleźć tę książkę i porównać swoje odczucia z Twoimi wrażeniami.
P.S. A swoją drogą, osobliwy mamy dobór lektur jak na jesienne dni... ;))
Nie piszę dokładnie, jak to się kończy, ale jest to podane w formie, która może być atrakcyjna dla wielu odbiorców. Tak jak już wspomniałam w powyższym komentarzu, książka jest niepozorna, niewielkich rozmiarów, ale porusza naprawdę istotne tematy. Niełatwe, ale ważne.
UsuńRzeczywiście, nasze dwie ostatnie lektury (Gustafsson i Courtemanche) dotyczą tematów ostatecznych. Może to wpływ jesieni, choć u nas pogoda nie jest aż tak melancholijna, żeby sięgać po książki o śmierci :)
Trudny temat, który jednak najlepiej rozpatrywać jest na tle wiary.Gdy w życiu człowieka brak odniesienia do Boga krzyż staje się przekleństwem.
OdpowiedzUsuńPięknie powiedziane.
Usuń