„Każdy święty ma przeszłość, a każdy grzesznik – przyszłość”
ulubione powiedzenie ojca Tima Kavanagh
(cytat autorstwa Oscara Wilde'a, a wiemy to dzięki czujności Inwentaryzacji Krotochwil)
To już ostatnia część cyklu mitfordzkiego, co prowokuje mnie do napisania kilku słów o całej serii, a nie tylko o tej części, ale zacząć jednak wypada od przedstawienia książki, która kończy ten popularny i niezwykle ciepły cykl.
Ojciec Tim, który przez rok ma opiekować się farmą przyjaciół przebywających w tym czasie w Europie, dostaje od swojego biskupa misję, która stanowi spore wyzwanie. Ma on bowiem przywrócić do życia pobliski, położony w górach kościół Holy Trinity. Trudność zadania wynika z faktu, iż kościół był zamknięty przez czterdzieści lat, nie wiadomo, czy będą jacyś potencjalni wierni, trzeba również zadbać o wszelkie aspekty związane z funkcjonowaniem kościółka, nie tylko te duchowe. Ojciec Tim z właściwym sobie optymizmem i wiarą przystępuje do realizacji zadania. Okazuje się, że kościół jest zadbany dzięki wysiłkom Agnes Merton i jej syna Clarence’a, którzy przez te wszystkie lata opiekowali się kościołem. Ojciec Tim poznaje wkrótce innych mieszkańców okolicznych domów i dość szybko jest w stanie przystąpić do pełnienia posługi kapłańskiej, co daje mu również możliwość do udziału w życiu wiernych, uczestniczenia w ich radościach, zmagania się z troskami i udzielania pomocy w rozwiązywaniu problemów. Humorystycznym elementem książki są m. in. kontakty państwa Kavanagh z rodziną Flowersów, którzy nadali dziesiątce swoich dzieci następujące imiona: „Iris (irys), Lily (lilia), Rose (róża), Arbutus (Chruścina jagodna – drzewko truskawkowe), Delphinium (ostróżka), (…) Violet (fiołek), Daisy (stokrotka), Jack in the Pulpit (obrazkowiec) (…) i Sweet William (goździk brodaty).” (s. 206-207)
Farma, na której gospodarzy ojciec Tim i Cynthia, leży w bliskim sąsiedztwie Mitford i dzięki temu ojciec Tim regularnie odwiedza swoich przyjaciół i wielu znajomych. Żegna również na zawsze wujaszka Billa, który zapewniał wszystkim mitfordczykom niesłabnący strumień niezłych dowcipów i anegdotek. Jego udział w życiu tej społeczności jest jednak bardziej ograniczony, gdyż większość swojej energii poświęca na odrodzenie powierzonego sobie kościoła. Cynthia tymczasem jest dość obciążona obowiązkami zawodowymi, gdyż przygotowuje kalendarz z wizerunkiem swojej kotki Violet i wymaga to od niej sporej inwencji i czasu, żeby wszystko przemyśleć
Ważną decyzję podejmuje Dooley, wychowanek Kavanaghów, a ojciec Tim z kolei ma mu do przekazania ważną wiadomość i ciągle oczekuje na znak, czy Dooley jest wystarczająco dojrzały, by przyjąć ją w pełni odpowiedzialności i pokory. Jest w stałym kontakcie z rodzeństwem Dooleya. Życie toczy się dalej i ulega nieustannej zmianie, która choć w wielu wypadkach niezauważalna, to jednak odciska swoje pięto na naszych bohaterach i pozwala im przezwyciężyć trudności
„Iskra Boża” to jedna z najlepszych książek cyklu o ojcu Timie. Pokazuje upływ czasu, zmiany, jakie zaszły w życiu bohaterów, problemy, jakie już zwalczyli, a które ciągle czekają na rozwiązanie. Ojciec Tim, mimo że znamy go już zupełnie dobrze, nadal potrafi się zachwycać ludźmi, których spotyka na swojej drodze. Choć każdy człowiek wymaga innego kluczyka, aby dotrzeć do jego wnętrza, wydaje się, że nasz bohater ma w zapasie pokaźny pęk kluczy do serc i dusz spotykanych na swojej drodze ludzi. Ta życzliwość i otwarcie na drugiego człowieka to jego cecha charakterystyczna, za którą kochają ją jego parafianie, i byli, i obecni.
„Prawda jednak polegała na tym, że to raczej Dooley uratował jego. W wieku ponad sześćdziesięciu lat ze zorientowanego na siebie starego kawalera stał się zaradnym ojcem.” (s. 41)
Ojciec Tim, ewoluuje na naszych oczach od samotnego starego kawalera pochłoniętego sprawami swojej parafii do żonatego emerytowanego pastora wychowującego przysposobionego syna i ratującego jego rodzeństwo od niedoli. We mnie wzbudza ciepłe uczucia i potrafię uwierzyć w tę postać. No, może tylko jego stosunek do jedynego chyba w cyklu „czarnego charakteru” jest nieco ambiwalentny, gdyż za tę osobę ojciec Tim aż do ostatniego tomu nigdy się nie modlił. Ale z uwagi na perypetie, które się zdarzały w poprzednich częściach, jestem w stanie zrozumieć ten przejaw ludzkiego charakteru. ;)
Czytelnicy dziewięcioczęściowego cyklu przywiązali się niewątpliwie do innych bohaterów, członków rodziny ojca Tima, mieszkańców Mitford oraz innych parafii, w których posługę pełnił nasz wielebny. Są oni prawdziwi i wiarygodni, nie pozbawieni wad. Do moich ukochanych bohaterów niewątpliwie należy panna Sadie Baxter, która wywarła duży wpływ na życie miejscowej społeczności i personalnie na ojca Tima i jego rodzinę. Muszę się natomiast przyznać, że momentami drażniła mnie Cynthia, ukochana żona ojca Tima, której zachowania były niekiedy sztampowe albo ich opis przez Karon był dość mało zróżnicowany. Generalnie jednak cykl pokazuje nam, jak zmieniać swoje życie niezależnie od wieku. Możemy też zobaczyć, że można zachowywać się wobec bliźnich z klasą, bez agresji i chamstwa. Oprócz ulubionego powiedzenia ojca Tima, które poznaliśmy w „Iskrze Bożej”, a które przytoczyłam na początku wpisu, jego filozofię życiową oddaje też cytat z „(…) człowieka imieniem Henry Canby: „Żyj głęboko, a nie szybko”. (s. 370).
Karon pokazała Amerykę odmienną od blichtru zachodniego i wschodniego wybrzeża. W tej Ameryce jest wiele rejonów zaniedbanych, opanowanych przez przemoc i biedę. Ten świat można próbować zmienić dzięki takim ludziom jak ojciec Tim, który wierzy, że w każdym człowieku drzemie dobro. Czasem jest ono głęboko ukryte lub uśpione, ale zawsze można je odnaleźć dzięki modlitwie i otwarciu na drugiego człowieka.
Cykl o Mitford nie zadowoli wszystkich. Na pewno wiele osób może uznać, że ta opowieść jest zbyt słodka i niewiarygodna. Sądzę jednak, że w zalewie różnych „optymistycznych” książek cykl Jan Karon stoi na wysokim poziomie, świetnie się go czyta i skłania do zastanowienia się nad życiem i zmianami na lepsze, jakie możemy wprowadzić własnymi siłami.
Powiązane wpisy:
Jan Karon, W moim Mitford
Jan Karon, Światełko w oknie
Jan Karon, Te wysokie, zielone wzgórza
Jan Karon, Do Kanaanu i Nowa pieśń
Jan Karon, 6, 7 i 8 część cyklu o Mitford
ulubione powiedzenie ojca Tima Kavanagh
(cytat autorstwa Oscara Wilde'a, a wiemy to dzięki czujności Inwentaryzacji Krotochwil)
To już ostatnia część cyklu mitfordzkiego, co prowokuje mnie do napisania kilku słów o całej serii, a nie tylko o tej części, ale zacząć jednak wypada od przedstawienia książki, która kończy ten popularny i niezwykle ciepły cykl.
Ojciec Tim, który przez rok ma opiekować się farmą przyjaciół przebywających w tym czasie w Europie, dostaje od swojego biskupa misję, która stanowi spore wyzwanie. Ma on bowiem przywrócić do życia pobliski, położony w górach kościół Holy Trinity. Trudność zadania wynika z faktu, iż kościół był zamknięty przez czterdzieści lat, nie wiadomo, czy będą jacyś potencjalni wierni, trzeba również zadbać o wszelkie aspekty związane z funkcjonowaniem kościółka, nie tylko te duchowe. Ojciec Tim z właściwym sobie optymizmem i wiarą przystępuje do realizacji zadania. Okazuje się, że kościół jest zadbany dzięki wysiłkom Agnes Merton i jej syna Clarence’a, którzy przez te wszystkie lata opiekowali się kościołem. Ojciec Tim poznaje wkrótce innych mieszkańców okolicznych domów i dość szybko jest w stanie przystąpić do pełnienia posługi kapłańskiej, co daje mu również możliwość do udziału w życiu wiernych, uczestniczenia w ich radościach, zmagania się z troskami i udzielania pomocy w rozwiązywaniu problemów. Humorystycznym elementem książki są m. in. kontakty państwa Kavanagh z rodziną Flowersów, którzy nadali dziesiątce swoich dzieci następujące imiona: „Iris (irys), Lily (lilia), Rose (róża), Arbutus (Chruścina jagodna – drzewko truskawkowe), Delphinium (ostróżka), (…) Violet (fiołek), Daisy (stokrotka), Jack in the Pulpit (obrazkowiec) (…) i Sweet William (goździk brodaty).” (s. 206-207)
Farma, na której gospodarzy ojciec Tim i Cynthia, leży w bliskim sąsiedztwie Mitford i dzięki temu ojciec Tim regularnie odwiedza swoich przyjaciół i wielu znajomych. Żegna również na zawsze wujaszka Billa, który zapewniał wszystkim mitfordczykom niesłabnący strumień niezłych dowcipów i anegdotek. Jego udział w życiu tej społeczności jest jednak bardziej ograniczony, gdyż większość swojej energii poświęca na odrodzenie powierzonego sobie kościoła. Cynthia tymczasem jest dość obciążona obowiązkami zawodowymi, gdyż przygotowuje kalendarz z wizerunkiem swojej kotki Violet i wymaga to od niej sporej inwencji i czasu, żeby wszystko przemyśleć
Ważną decyzję podejmuje Dooley, wychowanek Kavanaghów, a ojciec Tim z kolei ma mu do przekazania ważną wiadomość i ciągle oczekuje na znak, czy Dooley jest wystarczająco dojrzały, by przyjąć ją w pełni odpowiedzialności i pokory. Jest w stałym kontakcie z rodzeństwem Dooleya. Życie toczy się dalej i ulega nieustannej zmianie, która choć w wielu wypadkach niezauważalna, to jednak odciska swoje pięto na naszych bohaterach i pozwala im przezwyciężyć trudności
„Iskra Boża” to jedna z najlepszych książek cyklu o ojcu Timie. Pokazuje upływ czasu, zmiany, jakie zaszły w życiu bohaterów, problemy, jakie już zwalczyli, a które ciągle czekają na rozwiązanie. Ojciec Tim, mimo że znamy go już zupełnie dobrze, nadal potrafi się zachwycać ludźmi, których spotyka na swojej drodze. Choć każdy człowiek wymaga innego kluczyka, aby dotrzeć do jego wnętrza, wydaje się, że nasz bohater ma w zapasie pokaźny pęk kluczy do serc i dusz spotykanych na swojej drodze ludzi. Ta życzliwość i otwarcie na drugiego człowieka to jego cecha charakterystyczna, za którą kochają ją jego parafianie, i byli, i obecni.
„Prawda jednak polegała na tym, że to raczej Dooley uratował jego. W wieku ponad sześćdziesięciu lat ze zorientowanego na siebie starego kawalera stał się zaradnym ojcem.” (s. 41)
Ojciec Tim, ewoluuje na naszych oczach od samotnego starego kawalera pochłoniętego sprawami swojej parafii do żonatego emerytowanego pastora wychowującego przysposobionego syna i ratującego jego rodzeństwo od niedoli. We mnie wzbudza ciepłe uczucia i potrafię uwierzyć w tę postać. No, może tylko jego stosunek do jedynego chyba w cyklu „czarnego charakteru” jest nieco ambiwalentny, gdyż za tę osobę ojciec Tim aż do ostatniego tomu nigdy się nie modlił. Ale z uwagi na perypetie, które się zdarzały w poprzednich częściach, jestem w stanie zrozumieć ten przejaw ludzkiego charakteru. ;)
Czytelnicy dziewięcioczęściowego cyklu przywiązali się niewątpliwie do innych bohaterów, członków rodziny ojca Tima, mieszkańców Mitford oraz innych parafii, w których posługę pełnił nasz wielebny. Są oni prawdziwi i wiarygodni, nie pozbawieni wad. Do moich ukochanych bohaterów niewątpliwie należy panna Sadie Baxter, która wywarła duży wpływ na życie miejscowej społeczności i personalnie na ojca Tima i jego rodzinę. Muszę się natomiast przyznać, że momentami drażniła mnie Cynthia, ukochana żona ojca Tima, której zachowania były niekiedy sztampowe albo ich opis przez Karon był dość mało zróżnicowany. Generalnie jednak cykl pokazuje nam, jak zmieniać swoje życie niezależnie od wieku. Możemy też zobaczyć, że można zachowywać się wobec bliźnich z klasą, bez agresji i chamstwa. Oprócz ulubionego powiedzenia ojca Tima, które poznaliśmy w „Iskrze Bożej”, a które przytoczyłam na początku wpisu, jego filozofię życiową oddaje też cytat z „(…) człowieka imieniem Henry Canby: „Żyj głęboko, a nie szybko”. (s. 370).
Karon pokazała Amerykę odmienną od blichtru zachodniego i wschodniego wybrzeża. W tej Ameryce jest wiele rejonów zaniedbanych, opanowanych przez przemoc i biedę. Ten świat można próbować zmienić dzięki takim ludziom jak ojciec Tim, który wierzy, że w każdym człowieku drzemie dobro. Czasem jest ono głęboko ukryte lub uśpione, ale zawsze można je odnaleźć dzięki modlitwie i otwarciu na drugiego człowieka.
Cykl o Mitford nie zadowoli wszystkich. Na pewno wiele osób może uznać, że ta opowieść jest zbyt słodka i niewiarygodna. Sądzę jednak, że w zalewie różnych „optymistycznych” książek cykl Jan Karon stoi na wysokim poziomie, świetnie się go czyta i skłania do zastanowienia się nad życiem i zmianami na lepsze, jakie możemy wprowadzić własnymi siłami.
Powiązane wpisy:
Jan Karon, W moim Mitford
Jan Karon, Światełko w oknie
Jan Karon, Te wysokie, zielone wzgórza
Jan Karon, Do Kanaanu i Nowa pieśń
Jan Karon, 6, 7 i 8 część cyklu o Mitford
Autor: Jan Karon
Tytuł oryginalny: Light from Heaven
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tłumacz: Mira Czarnecka
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 560
Jeśli ojciec Tim cytuje Oscara Wilde'a to już na starcie go lubię ;)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, o tym Karon nie wspomniała (albo tego nie zauważyłam), a ja nie sprawdziłam, ale niedopatrzenie uzupełnione ;) Cytacik mnie zachwycił, choć pojawił się dopiero w tym tomie.
UsuńNie miałam w ręku żadnej książki z tego cyklu, ale na podstawie tego, co i w jaki sposób o nich piszesz, dochodzę do wniosku, że to coś dla mnie. Bardzo lubię takie ciepłe, spokojne, budujące a przy tym dobrze napisane opowieści. Przeczytam na pewno! :) Ostatnio moje zapotrzebowanie na tego rodzaju lektury wzrosło, chyba proporcjonalnie do spadku temperatur za oknem :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam. Niektóre części są nieco słabsze, ale całość trzyma poziom. Na jesienne i zimowe wieczory jak znalazł :)
UsuńA ja niedawno przeczytałam pierwszą część i właśnie się zbieram do opisania wrażeń :) Na pewno pozostałe też przeczytam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się podobało :) W drugiej części Mitford przeżywa atak srogiej zimy, więc możliwe, że pogoda za oknem będzie pasować do tamtejszej temperatury ;)
UsuńJuż mam dwie książki z tego cyklu, ale niestety nie mam pierwszej by zacząć czytać.
OdpowiedzUsuńSprawdź w bibliotece. Odnalazłam tam wszystkie części :) Sądzę, że książki tego cyklu spodobałyby Ci się. Pozdrawiam!
Usuń