czwartek, 30 maja 2013

Big Book Festival, Warszawa 22 – 23 czerwca 2013 r.



Na polskiej mapie kulturalnej pojawia się nowe wydarzenie. Już 22 czerwca rozpocznie się pierwsza edycja Big Book Festival mającego w zamyśle angażować publiczność w działania o charakterze czytelniczym.  
 
Inauguracyjna edycja Big Book Festival odbywać się będzie pod znamiennym hasłem "Papier nie umiera nigdy".

Wśród wydarzeń festiwalowych znajdą się rozmowy panelowe, spotkania autorskie, maraton czytania, wystawy, warsztaty, ustanowienie rekordu świata w lekturze pod gołym niebem i spotkania w domach pisarzy. Festiwal odbywać się będzie w ponad 50 miejscach m.in. hotelu, dawnym sklepie z kapeluszami, autobusie, planetarium, kinie i salonach fryzjerskich. 

 
Gośćmi festiwalu będą m.in.: Sławomir Mrożek (źródło zdjęcia), Kazimierz Orłoś, Dorota Masłowska, Jacek Dukaj, Maria Peszek, Szczepan Twardoch, Zygmunt Miłoszewski, Maria Pakulnis, Zbigniew Mikołejko, Magdalena Cielecka, Janusz L. Wiśniewski, Filip Springer, Ludwika Włodek.

Największym wydarzeniem festiwalu będzie próba ustanowienia rekordu w liczbie osób czytających na wolnym powietrzu. 23 czerwca, w niedzielę, w samo południe ochotnicy spotkają się w pasażu Wiecha. Każdy, kto przyniesie książkę, gazetę czy e-book, zostanie zarejestrowany, otrzyma numer i weźmie udział w ustanawianiu rekordu. Ciekawie zapowiada się sześciogodzinny maraton "Mrożek na językach", podczas którego utwory Sławomira Mrożka interpretować będą: m.in. Magdalena Cielecka, Dorota Masłowska i Piotr Adamczyk.

Cykl "Domowe pielesze" obejmie wizyty w domach pisarzy, gromadzące nie więcej niż kilkanaście osób, które pozwolą z bliska poznać ich prywatne biblioteki i przyjrzeć się warsztatowi pracy.

 
 Elif Safak (źródło zdjęcia), najpoczytniejsza pisarka turecka spotka się z polskimi czytelnikami w specjalnym wirtualnym pokoju, do którego - oprócz autorki, przebywającej w Londynie - dostęp uzyska osiem osób wybranych w ogólnopolskim konkursie, a także publiczność zgromadzona w warszawskim kinie Iluzjon. Podobny charakter będzie miało wirtualne spotkanie z Asą Larsson.
 
Mnie bardzo zafrapował cykl "Przedwojenna kultura", w ramach którego odbędą się spotkania z Mają i Janem Łozińskimi (nocne życie, jedzenie, rozrywka w 20-leciu międzywojennym), Iwoną Lubą ("Berlin. Szalone lata dwudzieste, nocne życie i sztuka" ) i Anną Sieradzką (moda w okresie przedwojennym). Więcej szczegółów znajdziecie tu i na facebookowym profilu festiwalu.
 
Zapowiada się naprawdę ciekawie. Nie jestem pewna, czy będę mogła uczestniczyć w którymś ze spotkań, ale może ktoś z Was zainteresuje się tym wydarzeniem i weźmie w nim udział.
 
 
 

wtorek, 28 maja 2013

Grigorij Kanowicz, Łzy i modlitwy głupców




„A pychą nie powinno się upijać, jak nie powinno się upijać nienawiścią. Pycha i nienawiść – to rodzone siostry, i mają jednego narzeczonego – zło.” (s. 299)

Książka Grigorija Kanowicza wydana w 1989 r. przenosi nas w czasie do małego miasteczka nad Niemnem, a właściwie do środka żydowskiej społeczności tegoż miasteczka, pod koniec XIX wieku. Poznajemy rabbiego Uriego naznaczonego nieszczęściem przez los; jego ucznia Icyka drwala, osieroconego w dzieciństwie i kochającemu się w dziewczynie pozostającej zupełnie poza jego zasięgiem; Gołdę, wdowę po Oszerze, która rozpaczliwie szuka szczęścia w miłości; Zeldę, córkę miejscowego bogacza, która nie czuje się częścią miasteczka, w którym mieszka, ale też i nie jest dopuszczana do przybytków zarezerwowanych dla dam z rosyjskich wyższych sfer; poznajemy rodzinę Joszuy Mandela, miejscowego karczmarza; ich służącą Martę, przedstawicielkę miejscowej, nieżydowskiej społeczności, której cała rodzina została zesłana na Sybir; jest też Rachmiel, stróż nocny z roztrzaskaną nogą, który utracił całą swoją rodzinę…

Ten barwny kalejdoskop postaci uzupełnia podoficer policji, Nestorowicz i jego rodzina. Jest on podejrzewany przez swoich przełożonych o zbytnie spoufalenie z Żydami, tak więc – chociaż nie chce problemów na swoim terenie - musi czasem zareagować bardziej stanowczo niż by chciał, choć tak naprawdę interesuje go tylko zbieranie grzybów, robienie przetworów i prowadzenie spokojnego życia bez trosk. 


I tak, w spokojne życie miejscowej żydowskiej społeczności wszedł - dość niespiesznym krokiem - nieznajomy. Sam siebie określa „wysłannikiem Boga”, jego prawdziwego imienia nie znamy przez większą część książki. Pytania, które zadaje mieszkańcom wioski zasiewają niepokój w wielu sercach. Jego pojawienie się budzi też zainteresowanie Nestorowicza, gdyż zbiega się z poszukiwaniem zamachowca na wicegubernatora w Wilnie. Obecność nieznajomego prowokuje wiele nieprzewidzianych sytuacji, miejscowi na jego konto zapisują także nieszczęścia, które się zdarzyły. Czy rzeczywiście on jest ich powodem? Czy to zwykły pomyleniec, czy też wysłannik boski z misją do spełnienia? 

Jest to mądra opowieść, przekazująca czytelnikowi wiele prostych prawd życiowych, skłania do zastanowienia, jak byśmy się zachowali, gdyby nagle pojawił się w naszym życiu człowiek odwołujący się do najbardziej podstawowych prawd wiary. Czy człowiek w wiecznym zagonieniu i zatroskaniu jest w stanie żyć według przykazań boskich? Czy Bóg rzeczywiście nagradza dobre uczynki i karze złe? Jak to jest z tym życiem? Dlaczego dobrych ludzi spotyka tyle złego?

„W końcu czym jest nasze życie jak nie przydrożną karczmą, której nawet na noc nie można zamknąć – byle kto zacznie walić pięściami w drzwi i wpakuje się do środka – karczmą, która jest otwarta dla wszystkich i w której wszyscy są obcy… obcy do grobowej deski.” (s. 290)

Książka, choć niepozorna, napisana jest bardzo przystępnie i fabuła wciąga czytelnika prawie niezauważalnie. Postacie nakreślone są ciekawie, a ich historia i problemy są nietuzinkowe. Podczas tych kilku dni, które opisane są w książce poznajemy życie bohaterów i ich troski, często tragiczne przeżycia kształtujące ich los.

Ta książka przywołuje świat, który został zmieciony przez huragan historii. Odzwierciedla ona życie społeczności, której już nie ma i nie powróci. Ciekawostką jest wielokrotne wspomnienie powstania 1863 r. jako dzieła „litewskich” powstańców. Trochę dziwnie czytało mi się te fragmenty, które wspominały o powstańcach i represjach Rosjan, gdzie nie wspomina się ani słowem o Polakach, którzy niewątpliwie stanowili znaczącą część mieszkańców tych ziem. Nie dziwiło mnie, że o przyczynach powstania autor wiele nie pisze, bo nie o tym jest ta książka, chodziło raczej o pokazanie całkowitej obcości żydowskiej małomiasteczkowej społeczności wobec wydarzeń angażujących miejscową ludność. I w tym aspekcie powstanie z 1863 r. służy jako symbol tej obcości.

 
Oczywiście książkę tę można również odczytywać jako pewną alegorię i bezpośrednie nawiązanie do Nowego Testamentu. W tekście odnajdziemy odpowiedniki Marii Magdaleny, Piłata, a nawet Judasza...
 


Miałam pewien problem, do jakiej literatury narodowej zakwalifikować tę książkę. Autor wydał ją bowiem w czasach ZSRR w języku rosyjskim, jest pochodzenia żydowskiego, urodził się i przez większą część swego życia mieszkał na Litwie, obecnie zaś mieszka w Izraelu. Ponieważ w wielu biogramach jest określany jako pisarz litewski, zakwalifikowałam książkę do literatury litewskiej. Niezależnie jednak od tej kwalifikacji szczerze polecam lekturę tej niepozornej książki. Jest napisana żywo, barwnie, z dużym talentem, a postacie, które stworzył Grigorij Kanowicz, mimo konkretnego historycznego umiejscowienia, potrafią do nas przemówić ze swoimi troskami, problemami i dylematami.


Grigorij Kanowicz (ur. 1929) Do 1941 roku Grigorij Kanowicz
mieszkał w Janowie koło Kowna. Miasteczko w 75% zamieszkane było przez Żydów, byli tam również Litwini, Polacy i Rosjanie. Ten okres swojego życia uważa za źródło późniejszej twórczości. Od 1941 przebywał dłużej w Kazachstanie, gdzie przez trzy lata chodził do kazachskiej szkoły. Następnie przebywał na Uralu. Po wojnie wrócił na Litwę. W latach 1962-72 pracował w Litewskiej Wytwórni Filmowej. Pisał wiersze, sztuki teatralne i scenariusze do litewskich, lwowskich i estońskich filmów obyczajowych. W 1957 roku napisał powieść "Patrzę w gwiazdy". Był to pierwszy utwór żydowski w języku rosyjskim wydany po wojnie na terenie ZSRR, jednak tematyką żydowską w szerszym stopniu zajął się dopiero po wydarzeniach 1968 roku. W 1993 r. emigrował do Izraela.
Do 1941 Grigorij Kanowicz posługiwał się wyłącznie językiem jidysz, rosyjski poznał później i pozostał mu wierny. W języku polskim ukazały się: "Świece na wietrze", "Łzy i modlitwy głupców", "Koziołek za dwa grosze", "Nie odwracaj twarzy od śmierci", "Parki niepotrzebnych Żydów", "Nie ma raju dla Niewolników". Ogromne piętno odcisnęła na pisarzu tragedia Holocaustu. Strona internetowa pisarza:
http://www.gkanovich.com/
Źródło zdjęcia


Autor: Grigorij Kanowicz
Tytuł oryginalny: Slozy i modlitwy durakow
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Tłumacz: Aleksander Bogdański
Rok wydania: 1989
Liczba stron: 328



niedziela, 26 maja 2013

Ulotne chwile (47)


Warszawa, plac Zwycięstwa, studenckie święto wiosny, maj 1964
Kartka zakupiona podczas Warszawskich Targów Książki
fot. Jarosław Tarań
Archiwum Fotografii Ośrodka KARTA
www.karta.org.pl


sobota, 25 maja 2013

Liebster Blog w nowej odsłonie :)




Jakiś czas temu uczestniczyłam w łańcuszku Liebster Blog. Zgodnie z regułami wskazałam kilka blogów do kontynuacji łańcuszka. Jedną ze wskazanych przeze mnie blogerek była B. prowadząca bloga Los Caramelos.
 
Parę dni temu B. odpowiedziała zbiorczo na pytania zadane jej przez 3 osoby, które ją wskazały w tej zabawie, ale przy okazji wskazała m.in. mnie do udziału w zmodyfikowanej nieco przez Anikę wersji zabawy. Aby nie przedłużać, wyjaśniam, że każdy z nominowanych ma dwa zadania:

- odwiedzić blogi wszystkich pozostałych nominowanych,
- napisać coś pozytywnego o każdym z nich na swoim blogu.

Prawda, że przyjemne zadanie?


Blogi nominowane razem ze mną przez B. to:

1. Na żywca - zajrzałam i wsiąkłam w zapiski z życia wzięte podane w niebanalnej formie :)
2. Kobieta szyje, pruje, żyje  - podziwiam wszystkie dziewczyny, którym łatwo przychodzi wyczarowywanie wspaniałych rzeczy dzięki własnym umiejętnościom i wyobraźni, a jeśli do tego tekst skrzy się dowcipem, to robię się taka "malutka" :)
3. Anna - moje książki  - blogów książkowych jest całe mnóstwo, a dzięki B. natknęłam się na kolejne ciekawe miejsce :)
4. Lustro Biblioteki - jako miłośniczka bibliotek i osoba uzależniona od wypożyczania książek na pewno zajrzę tu nie raz i nie dwa :)
5. Naturalne metody dbania o własne ciało  - fascynujące miejsce, może będzie dla mnie inspiracją,
6. Moja pasja... - zazdrość mnie zżera, gdy zaglądam na blogi dziewczyn tak wszechstronnie uzdolnionych :)
7. Monifaktura  - jak wyżej...
8. Koczowniczka o książkach  - Koczowniczka odkrywa przed nami wiele wartościowych, a jednak zapomnianych tytułów, które warto poznać, dlatego lubię tam zaglądać :)
9. Create your world

  - dlaczego nie nauczyłam się szyć? Teraz mogę tylko podziwiać innych :)

Skorzystam ze zmodyfikowanej formuły łańcuszka i poproszę niżej wymienionych nominowanych (którzy zdecydują się na udział w zabawie) o napisanie kilku miłych, pozytywnych słów o blogach pozostałych nominowanych. A oto blogi, które zapraszam do zabawy:
 

Udział jest oczywiście dobrowolny :)

środa, 22 maja 2013

Jan Karon, Do Kanaanu i Nowa pieśń

















 
 
„Do Kanaanu” i „Nowa pieśń” to kolejne części cyklu o pastorze Timie Kavanagh z Mitford. Jako, że mam nieprzyjemne wrażenie, że w swoich opisach zaczynam się powtarzać, o tych dwóch książkach napiszę w jednym poście :)

Nieprzypadkowo na okładce „Do Kanaanu” możemy dostrzec mały żółty domek. W książce tej spotykamy się z pastorem Timem zdecydowanym na przejście w stan spoczynku i spędzenia emerytury ze swoją żoną w tymże domku sąsiadującym z domem pastora. Wymaga on pewnej rozbudowy i remontu, ale 18 miesięcy to wystarczający czas, aby wszystko dobrze zaplanować. Ojciec Tim obawia się nieco reakcji wiernych na wieść o jego emeryturze, ale jego biskup i jednocześnie wieloletni przyjaciel przedstawia wszystko nader dyplomatycznie i nie dochodzi do zbyt radykalnych reakcji. Tymczasem Mitford zupełnie nie przypomina spokojnego miasteczka, jakie poznaliśmy w poprzednich częściach cyklu, gdyż narasta w nim walka polityczna między wydawałoby się niewymienialną panią burmistrz i pretendentem do przejęcia po niej schedy. Z uwagi na aktywną kampanię wyborczą przeciwnika, pani burmistrz realnie obawia się o wynik wyborów i stara się angażować do jej popierania wszystkich swoich zwolenników, również pastora Tima. Dodatkowo, miasteczko jest świadkiem prężnej działalności agencji nieruchomości, co grozi wykupem i całkowitą zmianą charakteru najbardziej charakterystycznych budowli i przybytków Mitford. 

W „Nowej pieśni” ojciec Tim jest już emerytowanym pastorem, który udaje się na tymczasową posługę kapłańską na odległej wyspie Whitecap. Tim z Cynthią zostawiają swój dom w Mitford i udają się w nieznane. List, który otrzymali od przyszłych parafian wydaje się zapowiadać pozytywne przeżycia i rzeczywiście nasza para dość szybko zadomawia się w nowym miejscu. Kontakt z Mitford stale jednak jest utrzymywany, gdyż tam zostali ich bliscy i przyjaciele, których los nie jest im obojętny. Ojciec Tim głęboko przeżywa wydarzenia, które mają tam miejsce, ale coraz bardziej angażuje go sytuacja w Whitecap, który też ma kilka tajemnic i problemów do rozwiązania. Najbliższy sąsiad pastorostwa jest dziwakiem nie utrzymującym kontaktów z otoczeniem, choć gra na organach jak anioł; inny z parafian usilnie poszukuje żony poprzez ogłoszenia prasowe, a jedna z par małżeńskich rozstaje się, co doprowadza jedno z małżonków do skrajnej depresji…

Nie chciałabym zbyt dużo pisać o treści, gdyż niechcący mogłabym za dużo ujawnić, ale nie odkryję tajemnicy, gdy powiem, że w tych częściach brakuje już jednej z głównych bohaterek poprzednich części. Jednak jej decyzje podjęte przed śmiercią mają wpływ na życie bohaterów książki oraz miasteczka. 

Obie te książki czytało mi się znakomicie, miło było wrócić do starych znajomych, bo zżyłam się już z mitfordzkimi bohaterami. Fajnym pomysłem autorki jest również przygotowanie mapki Mitford, która pokazuje nam, gdzie nasi bohaterowie mieszkają i jak wygląda topografia tego powieściowego miasteczka. Uprzedzam jednak, że w czwartej części mitfordzkiego cyklu pojawia się więcej niż w poprzednich książkach akcentów dotyczących procedury i życia kościelnego. Niby to nic dziwnego, skoro głównym bohaterem książki jest pastor, ale wolę o tym Was uprzedzić. :) 

W „Nowej pieśni” autorka podjęła słuszną moim zdaniem decyzję, aby przenieść swojego bohatera w inne otoczenie, gdyż w czterech książkach dowiedzieliśmy się o Mitford prawie wszystkiego i nowe postacie zapewniają nieco więcej energii i nowych wrażeń. Niemniej jednak, czytając piątą część miałam wrażenie pewnej powtarzalności, gdyż niektóre sytuacje, w których znajduje się pastor z małżonką, są jakby nową wersją historii opisanej wcześniej. Muszę przyznać, że na początku „Nowa pieśń” nieco mi się dłużyła, ale potem akcja ruszyła raźno do przodu i pozwoliła mi przyzwyczaić się do nowego otoczenia i wciągnąć w perypetie nowych członków społeczności zgromadzonej wokół pastorostwa. 

Książki Jan Karon mogą przez niektórych zostać uznane za zbyt słodkie i nieprzystające do realiów. To świat, w którym możliwe jest rozwiązanie problemów, które wydawały się nierozwiązywalne. To świat, gdzie życzliwość, poczucie sprawiedliwości i chęć niesienia pomocy zawsze wygrywa, choć nie odbywa się to lekko, łatwo i przyjemnie. Wiadomo, że w prawdziwym życiu nie zawsze tak jest; nie zawsze dobro wygrywa, nie zawsze jasność święci triumf nad ciemnością. Bohaterowie cyklu, mimo ciepła i nieco odrealnionego nastroju powszechnej życzliwości, są ludźmi z krwi i kości, z ich wadami, przywarami i grzechami. Każdy zasługuje jednak na modlitwę i wsparcie ojca Tima. 

Cykl o Mitford ma za zadanie przenieść nas do innego świata. Może ten świat jest i odmienny od realiów, w których żyjemy, ale autorka pokazuje, jak wiele zależy od nas, naszej postawy i decyzji, które możemy podjąć, aby zmienić nasze życie. Jej książki dostarczają nam zastrzyku optymizmu, który jednak nie obraża naszej inteligencji. Dlatego też, mimo że Mitford i Whitecap wydają się odległe od rzeczywistych miast i miasteczek, a może właśnie dlatego, bardzo lubię tam wracać, a cykl o Mitford polecam
Wam nieustająco na poprawę nastroju. :)
 

Powiązane wpisy:

Jan Karon, W moim Mitford,

Jan Karon, Światełko w oknie,

Jan Karon, Te wysokie, zielone wzgórza


Autor: Jan Karon
Tytuł oryginalny: Out to Canaan
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tłumacz: Mira Czarnecka
Rok wydania: 2004
Liczba stron: 400


Autor: Jan Karon

Tytuł oryginalny: A New Song
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tłumacz: Mira Czarnecka

Rok wydania: 2005
Liczba stron: 492


poniedziałek, 20 maja 2013

Targi, targi i po targach...


Gdy ostatnio odwiedzałam Targi Ksiązki w Warszawie odbywały się one w Pałacu Kultury i Nauki, nazywały się inaczej, organizator również był inny niż tegoroczny. Z różnych przyczyn przez trzy lata nie mogłam uczestniczyć w tym corocznym święcie książki. W tym roku wreszcie mi się udało być, i to dwukrotnie, w piątek i niedzielę. Co prawda byłam i tak krócej niżbym sobie życzyła, ale rodzina ma też określoną wytrzymałość i musiałam wziąć ich życzenia pod uwagę ;)
 
Moja relacja będzie bardzo skrótowa, ale pozytywna, a więc po kolei.
 
Miejsce
Wybór miejsca Targów to świetna decyzja organizatorów. W piątek było luźno, a więc wygodnie jeśli chodzi o dostąp do stoisk wystawców. W niedzielę, w porze południowego szczytu ludzi było mnóstwo, a jednak nie odczuwało się duchoty i gorąca, jaki zwykle panował w Pałacu kompletnie nieprzystosowanym do takich imprez. Owszem, w kilku przypadkach, gdy tworzył się tłumek wokół autora przejście było nieco utrudnione, ale do przeżycia. Dostęp do przybytków gastronomicznych jest również o niebo lepszy niż w poprzedniej lokalizacji :)
Informacja mogłaby być nieco lepsza, gdyż przy pierwszej wizycie czułam się nieco zagubiona. W niedzielę już wiedziałam, gdzie co jest, więc nie było problemu. 

Oferta
Bardzo zróżnicowana. Uwagę zwracała ogromna ilość wystawców, często są to małe wydawnictwa, które często prezentują niezwykle ciekawą ofertę. Z takich perełek, które rzuciły mi się w oczy, ale nie zdecydowałam się na zakup (kasa, misiu, kasa), mogę wyróżnić na przykład przepiękne wydawnictwo "Warszawa na starych pocztówkach" VEDY czy wydawnictwa na stoisku Muzeum Mazowieckiego w Płocku. Ale to tylko dwa z wielu przykładów. Warte podkreślenia jest również bogactwo oferty książkowej dla dzieci i młodzieży. Mile mnie to zaskoczyło i ucieszyło. Dowiedziałam się również od przedstawicielki wydawnictwa Babaryba, że we wrześniu planowane jest wydanie kolejnej książki Herve Tullet, a na wiosnę przyszłego roku można się spodziewać kolejnej odsłony przygód Turlututu. :) 
Podczas moich dwóch wizyt na Targach nie natknęłam się może na najbardziej popularnych autorów podpisujących książki, ale największy ruch miał miejsce chyba w sobotę. Ja natomiast widziałam Tadeusza Mazowieckiego, Grzegorza Kołodko, Dorotę Wellman z Pauliną Młynarską, Grzegorza Miecugowa, Krzysztofa Hołowczyca, Jaume Cabre, Wojciecha Karpińskiego, Joannę Olech z tych najbardziej znanych :)  
 
Moje zakupy
Na Targach nie kupiłam zbyt wiele i w większości wypadków trudno moje zdobycze określić mianem nowości :) Doszłam jednak do wniosku, że w przypadku wielu książek mogę poczekać na rozmaite promocje w księgarniach, natomiast kupiłam książki w dobrej cenie i takie, które naprawdę chciałam mieć na półce. Poniżej zamieszczam chyba pierwszy w dziejach tego bloga stosik moich zakupów Targowych. :)
 
 
 
 
Od góry:
 
Zeszyty Literackie
Sandor Marai, "W podróży",
Wojciech Karpiński, "Fajka van Gogha",
 
Biblioteka Więzi
Jarosław Iwaszkiewicz, "Portrety na marginesach",
Andrzej Bobkowski, "Z dziennika podróży",
 
Czytelnik
Jarosław Iwaszkiewicz, "Rozmowy o książkach",
 
Bona
Magda Szabo, "Tajemnica Abigel",
Magda Szabo, "Zamknięte drzwi"
 
Mój apetyt był oczywiście znacznie większy, ale rozsądek zwyciężył :)
 
Aha, na Targach "wystawiał się" również Dom Spotkań z Historią i Ośrodek Karta, dzięki czemu zaopatrzyłam się w zapas klimatycznych pocztówek ilustrujących naszą codzienność w przeszłości. :)

Mam nadzieję, że w przyszłym roku Targi odbędą się również na Stadionie Narodowym i może będzie okazja do jakiegoś spotkania w mniejszym lub większym gronie. W sobotnim spotkaniu blogerów i autorów niestety nie mogłam wziąć udziału.
 
A więc, do zobaczenia w przyszłym roku, być może! :)
 

niedziela, 19 maja 2013

Ulotne chwile (46)


Tatry, Dolina Starorobociańska
fot. T. Olszewski
Pocztówka zakupiona w warszawskim antykwariacie


piątek, 17 maja 2013

Christer Mjaset, Lekarz, który wiedział za dużo




Hitra – wyspa w środkowej Norwegii. Trudno powiedzieć, że to miejsce zapomniane przez Boga i ludzi, gdyż w końcu rzecz dzieje się w bogatej Norwegii, której rząd inwestuje niemałe środki publiczne w rozwój zaniedbanych terytoriów. I tak też się dzieje na Hitrze. Jest to miejsce, gdzie lekarz może znaleźć dobrze płatną pracę, ale mimo to pracę tam traktuje się jak swoiste zesłanie. W przypadku Madsa Helmera, bohatera debiutanckiego kryminału Christera Mjaseta, to raczej pokuta. 

Jest on bowiem młodym lekarzem, którego obiecująca kariera w klinice w Oslo zostaje przerwana w sposób nagły i jest on zmuszony przyjąć ofertę pracy w charakterze lekarza rodzinnego na Hitrze właśnie, co jest niewątpliwie degradacją zawodową. Tu styka się z charyzmatycznym Aldusem Caroliussenem, który pracuje na wyspie wiele lat i cieszy się ogromnym szacunkiem i zaufaniem swoich pacjentów. Akcja książki zaczyna się w momencie, gdy Mads odkrywa pewnego listopadowego wieczora samochód Caroliussena na poboczu drogi z martwym kierowcą. Wszystko wskazuje na wypadek, ale w dniach, które nastąpiły po śmierci starego doktora, Helmer odkrywa wiele informacji, które rzucają cień na metody leczenia i obchodzenia się z pacjentami stosowane przez Caroliussena. Sam Helmer, w związku ze śmiercią Caroliussena i rezygnacją kolegi lekarza, jest zmuszony pełnić przez dłuższy czas nieustający dyżur, co z uwagi na chorobę, na którą cierpi, a którą ukrywa przed władzami administracyjnymi, jest zadaniem niemal niewykonalnym. Mimo tych przeszkód jednak Mads stara się, wbrew niechęci miejscowej policji, dojść prawdy o śmierci swego starszego kolegi.

Opierając się na obserwacjach społecznych zawartych w kryminałach Norwegia jest krajem co najmniej dziwnym. W książce Mjaseta spotykamy się z sytuacją, gdy policja z prowincji uzależnia przeprowadzenie sekcji zwłok w nie do końca wyjaśnionym wypadku śmierci od kwestii budżetowych. Inny przykład stanowi dyrektorka zarządzająca gminną służbą zdrowia, która również ze względów oszczędnościowych dopuszcza do sytuacji ciągłego dyżuru jednego lekarza w gminie i ma to trwać znacznie dłużej niż kilka dni. Z kolei Anne Holt w swoim kryminale „Ślepa bogini” opisuje atak na policjanta na terenie Komendy Głównej, którego sprawca pozostał nieznany. Ten ostatni przykład wydał mi się tak absurdalny, że nie byłam w stanie weń uwierzyć. A jednak… Ostatnio, znajomy Norweg potwierdził w rozmowie, że w latach 90-tych XX wieku sytuacja opisana w książce przez panią Holt była jak najbardziej realistyczna. Prawda, że dziwny to kraj? Ale może dzięki temu racjonalnemu i oszczędnemu gospodarowaniu groszem publicznym ich bogactwo stale rośnie? Bogactwo na pewno tak, ale mnogość literatury kryminalnej z tego kraju i liczne problemy jej bohaterów wskazują, iż chyba prawdą jest stare powiedzenie, że pieniądze szczęścia nie dają. :)*

Chyba trochę odbiegłam od tematu, ale gdy się czyta sporo kryminałów skandynawskich, w których tło społeczne jest niezwykle istotne, to pewne kwestie zaczynają człowieka nurtować i zastanawiać. Książka Mjaseta, nie jest klasycznym kryminałem, gdyż największą uwagę zwraca właśnie tło społeczne. Oddanie atmosfery prowincjonalnego norweskiego miasteczka w klaustrofobicznym i ponurym krajobrazie początków zimy robi duże wrażenie. Z taką pogodą konweniuje nastrój Helmera, człowieka po przejściach, samotnika, szukającego odkupienia i pocieszenia, które pozwoliłoby mu odnaleźć swoje miejsce w życiu. Równie ważne, jak tło społeczno – obyczajowe jest bowiem również dojrzewanie Helmera do podjęcia ważnych decyzji, co do swojego życia zawodowego, a być może również prywatnego, choć te kwestie ulegną zapewne rozwinięciu w kolejnej części cyklu, która – jak mi się wydaje – powstanie już wkrótce. :)

Ciekawą i silną osobowością wydaje się być Caroliussen, stary doktor, którego skomplikowaną sylwetkę i profil osobowościowy poznajemy w trakcie śledztwa Helmera. Nie jest to postać, którą łatwo będzie ocenić i zaszufladkować, a jego osoba wydaje się coraz bardziej interesować i może nawet inspirować Madsa. 

Autor stawia też w książce kilka trudnych pytań dotyczących etyki lekarskiej. Czy lekarz może postępować niezgodnie z procedurą medyczną (która, nawiasem mówiąc, oddaje decyzję, co do sposobu leczenia w ręce pacjenta czyniąc z lekarza kogoś w rodzaju konsultanta)? Czy może bez wiedzy pacjenta podejmować decyzje dotyczące nie tylko aspektów medycznych? Czy lekarz cierpiący na chorobę mogącą mieć wpływ na jakość wykonywanych przez niego zabiegów medycznych może ukrywać swoje schorzenie? Christer Mjaset w pewnych kwestiach nie daje ostatecznej odpowiedzi, w kilku jednak wypadkach wyraźnie daje do zrozumienia, jakie jest jego stanowisko. 

Akcja kryminalna zapowiadała się początkowo ciekawie, później jednak napięcie spadało. Istotna kwestia, jaką jest dla przebiegu akcji archiwum Caroliussena, pojawia się mniej więcej w połowie książki, a samo rozwiązanie nieco mnie rozczarowało, choć wiadomo było, że nie będzie oczywiste i ewidentne. 

Muszę przyznać, że książka ta jest ciekawym przykładem kryminału medycznego z bogatym tłem obyczajowym. Christer Mjaset potrafi bardzo przystępnie przedstawić określone zagadnienie medyczne, a poza tym dobrze posługuje się piórem i konstruuje intrygę w sposób interesujący. Chociaż w mojej opinii najsłabszy był chyba wątek kryminalny, to jednak zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, aby poznać kolejnego obiecującego skandynawskiego autora. Mjaset to nie Nesbo, a Mads Helmer to nie Harry Hole, ale lektura tej książki nie jest czasem straconym.
 




Christer Mjaset (ur. 1973) jest lekarzem i pisarzem młodego pokolenia. Dotychczas wydał cztery książki, w tym dwa zbiory opowiadań - z czego pierwszy, En dans der veien slutter (Taniec u końca drogi) z 2003 jest zarazem jego debiutem literackim. W swoich powieściach Mjaset umiejętnie łączy wiedzę lekarską z kunsztem literackim. Cechuje go narracyjna rzetelność i przywiązanie do detali. Jego opowiadania, podobnie jak powieści, są wielowątkowe, z bogatą galerią postaci i skomplikowaną intrygą.





Autor: Christer Mjaset
Tytuł oryginalny: Legen som visste for mye
Wydawnictwo: Smak Słowa
Seria: Mroczny zaułek
Tłumacz: Dorota Polska
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 464


*Jeszcze jedno, już zupełnie na marginesie specyfiki norweskiej. :) Norwegowie czerpiąc bogactwo z gazu oszczędnie gospodarują środkami i ich system emerytalny jest zabójczo logiczny. Od wspomnianego wyżej znajomego Norwega dowiedziałam się, że obecny wiek emerytalny wynosi w Norwegii 67 lat. Niemniej jednak, z uwagi na stale wydłużającą się prognozowaną długość życia przeciętnego mieszkańca Norwegii, wkrótce najprawdopodobniej wiek emerytalny w tym kraju wzrośnie i to automatycznie, bez potrzeby wprowadzania w życie dodatkowego aktu prawnego. Po prostu tamtejsze Ministerstwo Finansów wprowadziło jakiś czas temu prawną formułę, która umożliwia takie działanie.

środa, 15 maja 2013

Emily Dickinson - wierszy kilka


Emily Dickinson (10.12.1830 - 15.05.1886)
Źródło zdjęcia


Emily Dickinson
 
Czekać Godzinę - to długo -
Jeśli Miłość ma się tuż przed sobą -
Czekać Wieczność całą - to krótko -
Jeśli Miłość jest w końcu nagrodą - 
 
To wait an Hour - is long -
If Love be just beyond -
To wait Eternity - is short -
if Love reward the end -

***
 
Nie miałam czasu na Nienawiść -
Bo
Grób mi był Przegrodą -
Życie nie było dość pojemne -
Aby w nim zmieścić - Wrogość -
 
Na Miłość też nie było czasu -
Lecz 
W braku lepszego Zadania -
Myślałam -
Może mi wystarczy
Sam Mozół Jej Szukania -
 
 
I had no time to Hate -
Because
The Grave would hinder Me -
And Life was not so
Ample I
Could finish - Enmity -
 
Nor had I time to Love -
But since
Some Industry must be -
The little Toil of Love -
I thought
Be large enough for Me -
 
 ***

Za każdą chwilę ekstazy
Płacimy w udręki monecie -
W myśl chybotliwej proporcji
Upadków i uniesień.

Za każdą godzinę szczęścia -
Wysupływane nieufnie
Miedziaki lat - nędzne grosze
Łez, uciułane w Kufrze


For each ecstatic instant
We must an anguish pay
In keen and quivering ratio
To the ecstasy.

For each beloved hour
Sharp pittances of years -
Bitter contested farthings -
And Coffers heaped with Tears

***

 
Emily Dickinson, 100 wierszy
tłum. Stanisław Barańczak
Wydawnictwo Arka, 1990


wtorek, 14 maja 2013

Michael Sadler, Anglik w Paryżu





„Kup wino, bagietkę, ser i zacznij czytać” – tak do lektury tej książki zachęca Karolina Korwin Piotrowska na okładce książki. Różnie bywa z tymi zachętami znanych i mniej znanych do czytania konkretnej książki, ale postanowiłam ulec tej pokusie. 

Wstęp do książki napisał Peter Mayle, czyli chyba najbardziej znany Anglik, który przedłożył błękitne niebo Prowansji nad mglisty czar Albionu. Według niego, Michael Sadler urodził się w miasteczku na południu Anglii tylko przez jakiś niepojęty przypadek, gdyż z wyglądu i zachowania przypomina rodowitego i najbardziej typowego z typowych Francuzów. Nic więc dziwnego, że gdy autorowi książki nadarzyła się okazja do spędzenia roku w Paryżu w związku z projektem badawczym, natychmiast podążył do tego kraju i miasta, do którego – jak sam mówi – zawsze go „ciągnęło”. „Anglik w Paryżu” to bowiem relacja z rocznego pobytu Sadlera w Paryżu.

Jak wiadomo Anglików i Francuzów łączy skomplikowana historia, wiele wojen i specyficzny „love and hate relationship”. Autora książki straszliwie ciągnie na francuską ziemię i wykorzystuje pierwszy dogodny pretekst, aby tam pojechać. I rzeczywiście, oficjalny powód jego wyjazdu wydaje się być pretekstem. O jego pracy badawczej nie dowiemy się z tej książki absolutnie niczego. Chyba że za pracę badawczą uznamy doskonalenie umiejętności autoprezentacji w walce o wynajem upragnionego mieszkania, parkowania w drugim czy też trzecim rzędzie, degustacji win i niezwykle obfitych posiłków konsumowanych w towarzystwie zaprawionych w kulinarnych bojach kolegów z sąsiedztwa. Z tymi kolegami Sadler utworzył zresztą specjalny klub, zwany „Słynną Piątką”, stawiający sobie za cel regularną organizację najbardziej wymyślnych kulinarnych uczt.

Wspomniana na początku kulinarna zachęta Karoliny Korwin Piotrowskiej wydaje się zresztą bardzo na miejscu, gdyż aspekt kulinarny jest jednym z najważniejszych elementów tej książki. Inna sprawa, że jej propozycja „zagryzki” do lektury zupełnie nie przystaje do posiłków opisywanych w książce, no może poza serem, gdyż autor czuje specjalną predylekcję do tych najbardziej śmierdzących. :) Za to opis uczt pięciu kompanów z szóstej dzielnicy może przyprawić o drżenie serca dietetyków i ludzi dbających o zdrowe odżywianie. Na końcu książki zamieszczono kilka najbardziej „odjechanych” przepisów, których przygotowanie na pewno mi nie grozi. :)

Ale czymże byłaby relacja z pobytu we Francji bez romansu. Jest on oczywiście obecny na kartach książki, a jego bohaterką jest – jakżeby inaczej – spragniona nowych wrażeń mężatka. Cała przygoda nie była jakoś szczególnie frapująca, choć niektóre opisy zapewniły mi naprawdę niezłą rozrywkę.

Muszę jednak uprzedzić potencjalnych czytelników, iż w tekście pozostawiono wiele wyrażeń, a nawet wierszy w wersji oryginalnej, dlatego też niewątpliwie łatwiej będzie się czytało tę książkę osobom, które znają język francuski, a najlepiej i francuski, i angielski. Oczywiście, wszystkie te sformułowania są przetłumaczone, a wszelkie wyrażenia specyficzne wyjaśnione, ale jeśli umie się odczytać te niuanse samodzielnie, przyjemność z lektury jest większa. Jeśli nie zna się przynajmniej podstaw francuskiego, ilość tekstu oryginalnego może drażnić.

Autor stara się oddać cechy Francuzów bez zbytniej złośliwości, gdyż z każdej linijki przebija fascynacja tym krajem i ludźmi. Bogiem a prawdą, po przeczytaniu tej książki nie pałam wyjątkowym uczuciem do tej nacji, ale autor jest wyraźnie nimi zauroczony. :)

Całość jest napisana z dużym dystansem i poczuciem humoru. Książkę czyta się szybko i sprawnie, w paru momentach można się było uśmiechnąć, a nawet roześmiać. Ale treść wyparowała mi z głowy dość szybko. Jest to więc lektura dobra dla „zabicia czasu”, nie wymagająca specjalnej refleksji, napisana jednak z dużą dozą wdzięku. Jeśli szukacie książki, która Was nieco rozbawi, ale nie wymaga szczególnego skupienia, jeśli lubicie Francję i Francuzów, to książka warta Waszej uwagi. 
 


Michael Sadler – pracownik naukowy jednego z brytyjskich uniwersytetów, obecnie pisarz. Autor następujących książek: „Anglik w Paryżu” (2010), „Anglik na wsi. Życie w zapadłej dziurze we Francji” (2011), „Anglik zakochany” (2011). Mieszka w Paryżu.


Autor: Michael Sadler
Tytuł oryginalny: An Englishman in Paris
Wydawnictwo: Pascal
Tłumacz: Andrzej P. Zakrzewski
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 214


czwartek, 9 maja 2013

Herve Tullet, Turlututu. A kuku, to ja!




Mając w pamięci swoje zachwyty nad pierwszą książką Herve Tullet wydaną przez wydawnictwo Babaryba aż się sama zdziwiłam, że nie napisałam ani słowa o kolejnym jego wydawnictwie dla najmłodszych. Oczywistym było, że po naszym rodzinnym doświadczeniu z "Naciśnij mnie" kolejna książka francuskiego plastyka również zagości w naszym domu. :)
 
Turlututu, tytułowy bohater drugiej książki Herve Tullet, jest trochę dziwnym kosmitą z ogromnym okiem, który podróżuje po wszechświecie, maluje, czaruje i swoim niezwykłym entuzjazmem w wypowiedziach, podkreslanych wieloma wykrzyknikami, wciąga w wir zabawy i Rodzica, i malucha, do którego książka jest przede wszystkim skierowana.
 
Początkowo, gdy przejrzałam książkę po zakupie, warstwa wizualna wydała mi się nieco chaotyczna, zwłaszcza w porównaniu z prostotą "Naciśnij mnie". Reakcja młodego odbiorcy podczas pierwszego czytania była jednak niezbitym dowodem, że moje obawy były płonne. Sama zresztą też szybko uległam czarowi tego niezwykłego bohatera.
 
Podobnie jak poprzednia książka Tullet to książka interaktywna. Dziecko naciska, pstryka, śpiewa, trzęsie książką, dmucha i aktywnie uczestniczy w lekturze. Dla Rodzica czy też "osoby czytającej" autor również wymyślił kilka atrakcji, dzięki czemu radość czytania jest wspólna. Bo miejcie na uwadze, że ta książka przynosi w nasze progi radość i frajdę, a przy okazji stanowi pole do popisu dla wyobraźni dziecka i Rodzica. "Osoba czytająca" również ma okazję, a wręcz musi wykazać się kreatywnością przy lekturze tej książki. Jej interpretacja ma wpływ na odbiór książki przez dziecko.  
 
Nasz synek uwielbia, gdy zasiadamy do wspólnej lektury. Czasami, podobnie jak Turlututu, też chce być wielki jak wieża Eiffle'a, ale najbardziej mnie rozbawiło, gdy dzień czy dwa po kilkakrotnym przeczytaniu tej książki podśpiewywał sobie "My jesteśmy krasnoludki..." w języku Turlututu. ;) A jaki to język? Trzeba przeczytać książkę o przygodach sympatycznego kosmity i zaśpiewać piosenkę. Najlepiej razem z dzieckiem, dla którego lektura tej książki to przeżycie jedyne w swoim rodzaju. Świetna rzecz! Czekam z niecierpliwością na kolejne pomysły pana Tullet.
 

Hervé Tullet (ur. 1958) - absolwent studiów w dziedzinie sztuki dekoracyjnej. Przez dziesięć lat pracował jako dyrektor artystyczny. W 1990 r. przygotował pierwsze ilustracje prasowe. W 1994 r. opublikował pierwszą książkę dla dzieci pt. "Comment Papa a rencontré Maman". "Turlututu. A kuku, to ja" zostało wydane w 2004 r., a "Naciśnij mnie" w 2010 r. i niemal natychmiast książka ta zyskała uznanie za swoją rewolucyjną formę. Strona internetowa autora znajduje się tu, a wywiad z nim znajdziecie tu
 
 
 
Autor: Herve Tullet
Tytuł oryginalny: Coucou, c'est moi! Turlututu
Wydawnictwo: Babaryba
Tłumacz: Marta Tychmanowicz
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 80

wtorek, 7 maja 2013

Józef Mackiewicz, Karierowicz



 
Józef Mackiewicz to niezwykła postać polskiej literatury i dość zapomniana, niestety. Z jego nazwiskiem zetknęłam się po raz pierwszy na blogu Ala czyta i postanowiłam zapoznać się z próbką jego pisarstwa. Padło na „Karierowicza” wydanego w 1955 r. na emigracji. 

Nie jest to – jak mi się wydaje – typowa książka Mackiewicza, który słynie przede wszystkim ze swojego wkładu w upowszechnianie informacji o zbrodni w Katyniu. „Karierowicz” zaś to taki obyczajowy obrazek z przedwojennych Kresów pozbawiony – nawiasem mówiąc - jakichkolwiek odniesień, które mogłyby pomóc w identyfikacji miejsc i ludzi. 

Głównym bohaterem jest Leszek, który zimą, na początku 1919 posuwając się naprzód jako żołnierz armii polskiej znalazł się w małomiasteczkowym szpitalu. Od razu dodam, że to, iż był żołnierzem armii polskiej wynika z tekstu, ale nie jest to jednoznacznie stwierdzone. Miasteczko jest gdzieś na wschodzie, jedynym określnikiem jego położenia jest bliskość puszczy. 

Trafia on do szpitala, gdzie na sali chorych spotyka między innymi Floriana, niejako stałego mieszkańca szpitalnej izby chorych, który raczy chorych towarzyszy wieloma historiami ze swojego barwnego życia. Chorymi opiekują się dwie pielęgniarki i lekarz zmieniający nazwisko w zależności od narodowości wojsk okupacyjnych przewalających się przez miasteczko z dość dużą częstotliwością. Leszek szybko zadomawia się w szpitalu, nawiązuje bliskie relacje z niektórymi z tam obecnych, ale jego cechą charakterystyczną jest bierność. Wkrótce splot wydarzeń doprowadza do jego samowolnej ucieczki ze szpitala mającej niebagatelne konsekwencje dla jego przyszłości. Po sześciu latach los rzuca go w to właśnie miejsce w zupełnie innych okolicznościach życiowych. Okazuje się, że wydarzenia, które miały miejsce w prowincjonalnym szpitalu na Kresach w 1919 r. będą ważyć na jego życiu i zawodowym, i prywatnym. 

Karierowicz, to zgodnie z definicją słownika języka polskiego, człowiek dążący za wszelką cenę do zrobienia kariery. Czytając tę książkę miałam wątpliwości, czy określiłabym głównego bohatera tym właśnie słowem. Leszek to osoba bierna, która przez tę swoją bierność i niechęć do przyjęcia odpowiedzialności za swoje życie (a raczej zrzucając je na barki innych) dostępuje rozmaitych, a niezasłużonych korzyści. Nie jest to jednak kariera w takim wymiarze, która oznaczałaby realny i wielki sukces życiowy. Nie widzę w głównym bohaterze tej drapieżności i chęci zrobienia kariery za wszelką cenę, co kojarzy mi się z tym słowem. Ja bym go raczej określiła jako takie „pokorne cielę, które dwie matki ssie” i czerpie z tego wszelkie możliwe korzyści, które trafiają się poprzez zbiegi okoliczności raczej niż działania Leszka. Toteż, mimo iż wątek kariery Leszka przewija się w drugiej części książki dość często, tytuł wybrany przez pisarza nie wydaje mi się trafny.

Główny bohater nie wzbudza sympatii czytelnika. Denerwujące jest zwłaszcza zrzucanie odpowiedzialności za swoje wybory życiowe na innych, a to matki, a to liczenie na wsparcie stryja, czy w końcu Floriana. Ten ostatni zresztą, mimo złej opinii, jaką się cieszy w powszechnej opinii mieszkańców miasteczka, wzbudził we mnie bardziej pozytywne uczucia, a nawet szacunek. Potrafił on bowiem z pasją walczyć o swoją godność i życie, choć metody, którymi się posługiwał należą do wątpliwych, nie uciekał przed odpowiedzialnością nawet wtedy, gdy to nie on był głównym winowajcą. 

Nie jest to wielka i porywająca lektura, lecz raczej obrazek obyczajowy z paroma pytaniami dotyczącymi roli przypadku w życiu, winy i kary. Mnie narzuca się też skojarzenie z odpowiedzialnością za wybory, których dokonujemy w życiu. Nie można być stale chłopcem liczącym na wsparcie i pomoc innych i „wozić się na ich plecach”. Kiedyś trzeba dorosnąć i zmierzyć się z życiem samemu. Tak naprawdę ta historia mogłaby zdarzyć się gdzieś indziej, w zupełnie innych ramach czasowych. Otoczenie jest pozbawione cech szczególnych i chyba autorowi o to chodziło, aby nasza uwaga koncentrowała się na charakterach prezentowanych postaci. 

„Karierowicz” to nie arcydzieło, ale ciekawy przykład literatury obyczajowej napisany z werwą, zacięciem i niezaprzeczalnym talentem.


Józef Mackiewicz (1902 - 1985) - polski pisarz i publicysta. Dokładny biogram znajdziecie tu (również źródło zdjęcia).











Autor: Józef Mackiewicz
Wydawnictwo: Kontra
Rok wydania: 1989
Liczba stron: 255

niedziela, 5 maja 2013

Ulotne chwile (44)


Galeria Królowej (La Galerie de la Reine) w Brukseli,
wybudowana w latach 1846-47 według projektu J.P. Cluysenaar
Pocztówka zakupiona w Brukseli


piątek, 3 maja 2013

Wiwat 3 Maj!


Źródło


Witaj majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie,
Uczcimy ciebie piosenką,
Która w całej Polsce słynie.

Witaj maj, piękny maj,
U Polaków błogi raj.

Witaj dniu trzeciego maja,
który wolność nam zwiastujesz.
Pierzchła już ciemiężców zgraja.
Polsko, dzisiaj tryumfujesz!

Witaj maj, piękny maj,
U Polaków błogi raj.

Nierząd braci naszych cisnął,
Gnuśność w ręku króla spała,
A wtem trzeci maj zabłysnął -
I nasza Polska powstała.

Witaj maj, piękny maj,
Wiwat wielki Kołłątaj!

Ale chytrości gadzina
Młot swój na nas gotowała,
Z piekła rodem Katarzyna
Moskalami nas zalała.

Chociaż kwitł piękny maj,
Rozszarpano biedny kraj.

Wtenczas Polak z łzą na oku
Smutkiem powlókł blade lice
Trzeciego maja co roku
Wspominał lubą rocznicę.

I wzdychał: Boże daj,
By zabłysnął trzeci maj!

Na ustroniu jest ruina,
W której Polak pamięć chował,
Tam za czasów Konstantyna
Szpieg na nasze łzy czatował.

I gdy wszedł trzeci maj
Kajdanami brzęczał kraj.

W piersiach rozpacz uwięziona
W listopadzie wstrząsła serce,
Wstaje Polska z grobów łona,
Pierzchają dumni morderce.

Błysnął znów trzeci maj
I już wolny błogi kraj!

Próżno, próżno, Mikołaju
Z paszcz ognistych w piersi godzisz,
Próżno rząd wolnego kraju
Nową przysięgą uwodzisz.

To nasz śpiew: wiwat maj!
Niech przepadnie Mikołaj!

O zorzo trzeciego maja!
My z twoimi promieniami
Przez armaty Mikołaja
Idziem w Litwę z bagnetami.

Wrogu, precz! Witaj maj
Polski i litewski kraj!
 


Tekst: Rajnold Suchodolski
23 kwietnia 1831, Kałuszyn
 




czwartek, 2 maja 2013

Beata Obertyńska o zorzy polarnej


 
Źródło zdjęcia


Beata Obertyńska
„W domu niewoli”
PAX, 1991
 
 
„Bardzo powoli i na krótką chwilę biorą się skądeś noce. Przejrzyste, lekkie, mało do nocy podobne, ale bezsprzecznie – one. Świat umie znowu zbłękitnieć wieczorem, zatoczyć się w mrok i parę godzin poleżeć w tej ciemności. Gwiazdom znów warto wysypać się na niebo. Mokną rozmrugane w bezedni stropu nad tundrą, w błękicie dalekim jeszcze od szafiru, dość mrocznym jednak, aby im stworzyć twarzowe tło. Ural jest w nocy białolodowaty, zamglony i jeszcze bardziej martwy niż we dnie. Znalazłam wreszcie kompana moich chorobliwych nad nim zachwytów. Długa Krystynka kocha się w nim tak samo beznadziejnie jak ja i jedna drugą wyciąga czasem z kretowiny, aby się wspólnie cieszyć zmienną, nieporównaną pięknością nieznajomego.

Ją też właśnie zbudziłam pewnej niezapomnianej nocy, kiedy zobaczyłam pierwszy raz polarną zorzę. Jeśli na opowiedzenie Uralu – czegoś o tyle bardziej konkretnego – nie mogłam nigdy znaleźć słów, jakże mi ich szukać teraz dla tego zwiewnego, nierealnego cudu, jakim jest tamto?

 

Źródło zdjęcia
 

Zaczęło się od morelowego leja idącego skosem od horyzontu przez całe niebo. Wąskim końcem oparty o jeden kraniec świata, szerokim wspierał się o drugi. Lej ten, choć trwał w miejscu – płynął, falował, karbował się jakoś od środka, tak właśnie, jak się umie karbować dym nieruchomo w ręce trzymanego papierosa. Leżało to chwilę na niebie jak puszyste, rozwiewne strusie pióro. I znikło. Po prostu przestało być. Zostało tylko puste niebo skropione zielonymi gwiazdami. Może to po nagłym zniknięciu tamtej świetlistej różowości wydały mi się takie? Przysięgam jednak, że były zielone! Stałam przed kretowiną, z zadartą głową, na rozmiękłych z wrażenia kolanach, nie mając jeszcze pojęcia, co to było, wiedząc tylko, że było cudowne!

 
Źródło zdjęcia

Kiedy miałam już dawać nurka w naszą jamę – coś niebu stało się znowu. Zaczęło oddychać. Tylko tak mogę to określić. Oddychać kolorami. Po pustym bezmiarze przyszedł oddech mający kształt sfałdowanej, jedwabnej zasłony, a raczej dolnego jej brzegu tylko. Miękkie, bezszelestne, różowo-złociste fale przeszły po powietrzu i znikły. Ale trąciły widać inne… Tym razem oddech pustki był długi i zielonkawy. Szedł przez całe niebo powolnym, giętkim dreszczem, a za nim, po tych samych fałdach, drugi, trzeci, czwarty. I wtedy zrozumiałam, że to zorza! Młoda, jesienna, nie tak kolorowa jak te, którymi faluje pono niebo w nieruchomy, polarny mróz, ale niemniej ona – znana mi tylko z opisów, a której sobie nigdy nie mogłam wyobrazić.

Ale bo też jest to coś, czego sobie naprawdę wyobrazić niepodobna! To trzeba zobaczyć. I uwierzyć, że się widzi. I nie stracić głowy. I nie zacząć krzyczeć czy płakać, czy śmiać się – czy sama już nie wiem co! Nie mogąc dłużej być samą z mym zachwytem, na oślep, potykając się na schodkach, wpadłam do kretowiny. (...)

 
Źródło zdjęcia

Niebo tymczasem rozkołysało się całe, od jednego brzegu po drugi. Szły po nim oddechy faliste, niknące, rzekłbyś, od dotyku spojrzenia. Jakieś zjawy, jakieś błony, biorące się nagle i nie wiadomo skąd, a wlokące na sobie zwiewne, przyśnione kolory: biały jak lód, bananowy, cytrynowy, błękitnawy. Barwy te są równie nieuchwytne jak to, na czym się zjawiają. Niepodobna bowiem opisać konsystencji polarnej zorzy. To nie jest ani mgła, ani obłok, ani para. Wydaje się, że sam ruch jest jej istotą. Tak. Płynny dreszcz kolorowego ruchu, dyszący faliście w pustce między ziemią a gwiazdami – oto polarna zorza.” (strony 181-183)


Autorzy

Agopsowicz Monika Albaret Celeste Albom Mitch Alvtegen Karin Austen Jane Babina Natalka Bachmann Ingeborg Baranowska Małgorzata Becerra Angela Beekman Aimee Bek Aleksander Bellow Saul Bennett Alan Besala Jerzy Bobkowski Andrzej Bogucka Maria Bonda Katarzyna Borkowska Urszula Bowen Rhys Brabant Hyacinthe Braine John Brodski Josif Calvino Italo Castagno Dario Cegielski Tadeusz Cejrowski Wojciech Cherezińska Elżbieta Cleeves Ann Courtemanche Gil Covey Sean Crummey Michael Cusk Rachel Czapska Maria Czarnecka Renata Czarnyszewicz Florian Czwojdrak Bożena Dallas Sandra de Blasi Marlena Didion Joan Dmochowska Emma Doctorow E.L. Domagalski Dariusz Domańska-Kubiak Irena Dostojewska Anna Drewniak Wojciech Drinkwater Carol Drucka Nadzieja Druckerman Pamela Dunlop Fuchsia Dyer Wayne Edwardson Ake Evans Richard Fabiani Bożena Fadiman Anne Faulkner William Fiedler Arkady Filipowicz Wika Fletcher Susan Fogelström Per Anders Fønhus Mikkjel Fowler Karen Joy Frankl Viktor Franzen Jonathan Frayn Michael Fredro Aleksander Fryczkowska Anna Gaskell Elizabeth Genow Magdalena Gilmour David Giordano Paolo Goetel Ferdynand Goethe Johann Wolfgang Gołowkina Irina Grabowska-Grzyb Ałbena Grabski Maciej Green Penelope Grimes Martha Grimwood Ken Gunnarsson Gunnar Gustafsson Lars Gutowska-Adamczyk Małgorzata Guzowska Marta Hagen Wiktor Hamsun Knut Hejke Krzysztof Helsztyński Stanisław Hen Józef Herbert Zbigniew Hill Napoleon Hill Susan Hoffmanowa Klementyna Holt Anne Hovsgaard Jens Hulova Petra Ishiguro Kazuo Iwaszkiewicz Jarosław Iwaszkiewiczowa Anna Jaffrey Madhur Jahren Hope Jakowienko Mira Jamski Piotr Jaruzelska Monika Jastrzębska Magdalena Jersild Per Christian Jörgensdotter Anna Jurgała-Jureczka Joanna Kaczyńska Marta Kallentoft Mons Kanger Thomas Kanowicz Grigorij Karlsson Elise Karon Jan Karpiński Wojciech Kaschnitz Marie Luise Kolbuszewski Jacek Komuda Jacek Kościński Piotr Kowecka Elżbieta Kraszewski Józef Ignacy Kręt Helena Kroh Antoni Kruusval Catarina Krzysztoń Jerzy Kuncewiczowa Maria Kutyłowska Helena Lackberg Camilla Lanckorońska Karolina Lander Leena Larsson Asa Laurain Antoine Lehtonen Joel Loreau Dominique cytaty Lupton Rosamund Lurie Alison Ładyński Antonin Łapicka Zuzanna Łopieńska Barbara Łozińska Maja Łoziński Mikołaj Maciejewska Beata Maciorowski Mirosław Mackiewicz Józef Magris Claudio Malczewski Rafał Maloney Alison Małecki Jan Manguel Alberto Mankell Henning Mann Wojciech Mansfield Katherine Marai Sandor Marias Javier Marinina Aleksandra Marklund Liza Marquez Gabriel Masłoń Krzysztof Mazzucco Melania McKeown Greg Meder Basia Meller Marcin Meredith George Michniewicz Tomasz Miłoszewski Zygmunt Mitchell David Mizielińscy Mjaset Christer Mrożek Sławomir Mukka Timo Murakami Haruki Musierowicz Małgorzata Musso Guillaume Myśliwski Wiesław Nair Preethi Naszkowski Zbigniew Nesbø Jo Nesser Hakan Nicieja Stanisław Nothomb Amelie Nowakowski Marek Nowik Mirosław Obertyńska Beata Oksanen Sofi Orlińska Zuzanna Ossendowski Antoni Ferdynand Pająk-Puda Dorota Paukszta Eugeniusz Pawełczyńska Anna Pawlikowski Michał Pezzelli Peter Pilch Krzysztof Platerowa Katarzyna Plebanek Grażyna Płatowa Wiktoria Proust Marcel Pruszkowska Maria Pruszyńska Anna Przedpełska-Trzeciakowska Anna Puchalska Joanna Puzyńska Katarzyna Quinn Spencer Rabska Zuzanna Rankin Ian Rejmer Małgorzata Reszka Paweł Rutkowski Krzysztof Rylski Eustachy Sadler Michael Safak Elif Schirmer Marcin Seghers Jan Sobański Antoni Sobolewska Justyna Staalesen Gunnar Stanowski Krzysztor Stasiuk Andrzej Stec Ewa Stenka Danuta Stockett Kathryn Stulgińska Zofia Susso Eva Sypuła-Gliwa Joanna Szabo Magda Szalay David Szarota Piotr Szczygieł Mariusz Szejnert Małgorzata Szumska Małgorzata Terzani Tiziano Theorin Johan Thompson Ruth Todd Jackie Tomkowski Jan Tristante Jeronimo Tullet Herve Velthuijs Max Venclova Tomas Venezia Mariolina Vesaas Tarjei Wachowicz-Makowska Jolanta Waltari Mika Wałkuski Marek Wańkowicz Melchior Warmbrunn Erika Wassmo Herbjørg Wasylewski Stanisław Weissensteiner Friedrich White Patrick Wiechert Ernst Wieslander Jujja Włodek Ludwika Zevin Gabrielle Zyskowska-Ignaciak Katarzyna Żylińska Jadwiga
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...