![]() |
W tramwaju nr 81, Bruksela Pocztówka zakupiona w Brukseli Zwanzel, fot. Olivier Brouwers |
- Strona główna
- Autorzy A - Z
- Lista BBC
- Inspirujące cytaty
- Podróżniczo
- Przeczytane w 2010 r.
- Przeczytane w 2011 r.
- Przeczytane w 2012 r.
- Przeczytane w 2013 r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015 r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
niedziela, 29 września 2013
sobota, 28 września 2013
Wokół Jane Austen (6)
![]() |
Źródło zdjęcia |
Być może pamiętacie, że w 2012 r. temu anonimowy nabywca zakupił skromny pierścionek turkusem należący do Jane Austen za niebagatelną kwotę 152 450 funtów (pisałam o tym tu). Pierścionek to jeden z trzech zachowanych klejnotów, o których wiadomo na pewno, że należał do autorki "Rozważnej i romantycznej". Dołączony jest do niego dokument opisujący jego historię.
Całkiem niedawno okazało się, że szczęśliwą nabywczynią tej pamiątki jest Kelly Clarkson, amerykańska piosenkarka, która prywatnie jest wielbicielką twórczości angielskiej pisarki (jest m.in. w posiadaniu pierwszego wydania „Perswazji”). Gdy prawda wyszła na jaw, w Wielkiej Brytanii zawrzało. Wywiezienie pierścionka do USA oznaczałoby utratę jednej z niewielu pozostałych pamiątek po Jane. Dlatego też Ed Vaizey, brytyjski minister kultury, wstrzymał do 30 września br. możliwość wywozu pierścionka. Metoda ta miała na celu umożliwienie odkupienia tej cennej obecnie sztuki biżuterii lokalnym kolekcjonerom.
Ruszyła narodowa zbiórka, aby Jane Austen’s House Museum mogło odkupić tę pamiątkę. W sierpniu anonimowy darczyńca wpłacił na konto Muzeum kwotę 100 000 funtów! Z ostatnich doniesień wynika, że udało się już zebrać pozostałą kwotę, aby spłacić Clarkson. Muzeum złożyło już ofertę odkupienia pierścionka, która została przyjęta przez amerykańską piosenkarkę. Dzięki temu pierścionek będzie cieszył oczy zwiedzających muzeum już wkrótce. Kelly Clarkson zachowała się z wielką klasą. Pogratulowała muzeum udanej zbiórki i dodała: „Pierścionek jest pięknym skarbem narodowym i jestem szczęśliwa, że fani Jane Austen będą mogli oglądać go w muzeum”. Nic dodać, nic ująć.
Prawda, że to piękny przykład walki o narodową pamiątkę związaną z dziedzictwem kulturalnym Wielkiej Brytanii? A całkiem niedawno przeczytałam w którymś z artykułów prasowych, że od kiedy Polska należy do strefy Schengen, nie zanotowano ani jednej (!) próby nielegalnego wywozu dzieła sztuki za granicę…
***
A teraz coś z innej beczki. Jakiś czas temu natknęłam się na specyficzną listę, która pozwala sprawdzić poziom uzależnienia od twórczości Jane Austen opublikowany na portalu Huffingpost. Przyznam, że choć lubię i cenię jej twórczość, to nie znajduję u siebie żadnego z wymienionych tam symptomów, może poza tym, że rozważam kupno nowszych wydań jednej czy dwóch książek. ;)
1. odtwarzacz dvd jest ustawiony na scenę kąpieli Darcy’ego w stawie ze słynnego serialu BBC,
2. masz wszystkie książki Jane, ale ciągle dokupujesz nowe wydania,
3. płaczesz, gdy odwiedzasz Chawton,
4. masz mieszane uczucia wobec Cassandry, ukochanej siostry pisarki, która spaliła część listów Jane,
5. The Republic of Pemberley jest Twoją stroną startową,
6. otrzymałaś w prezencie figurkę Jane, o taką:
![]() |
Źródło zdjęcia |
7. kupiłaś sobie suknię w stylu empire, choć to nie jest Twój styl,
8. porównujesz ludzi do bohaterów powieści Jane,
9. nie jesz lunchu, gdyż koniecznie musisz obejrzeć 98 odcinek Lizzie Bennet Diaries,
10. dajesz dzieciom znajomych książeczki oparte na powieściach Jane, o na przykład taką:
![]() |
Źródło zdjęcia |
Na koniec chciałam Wam dać znać (z pewnym opóźnieniem, niestety), że w dodatku "Plus Minus" dziennika "Rzeczpospolita" z datą 7-8 września br. pojawił się spory artykuł autorstwa Magdaleny Sągolewskiej poświęcony życiu i twórczości Jane Austen. Jeśli traficie na niego w bibliotece, warto przeczytać. Znalazłam tam ciekawą informację pokazującą, jak dalece profesjonaliści mogą się mylić w swoich sądach. Otóż w 1818 r., rok po śmierci Jane, Biblioteka Uniwersytetu w Cambridge, która przechowuje wszystkie dzieła, jakie ukazały się drukiem w Anglii, usunęła ze swoich zasobów twórczość Jane Austen uznając ją za "mało ważną". Chyba nie można było się bardziej pomylić...
czwartek, 26 września 2013
Hyacinthe Brabant, Helenka z Krakowa
Hyacinthe Brabant to uznany belgijski profesor historii medycyny, który oprócz rozmaitych prac naukowych ze swojej specjalizacji wydał jedną książkę o charakterze popularnym - „Helenkę z Krakowa”. Jest to wydawnictwo powstałe z głębokiej miłości, podziwu i oddania. Jej muzą i główną bohaterką była żona profesora, tytułowa Helenka, rodowita Polka.
Przyszłe profesorostwo poznało się w Genewie w 1935 r. w środowisku studenckim, gdzie jeszcze żywe były pacyfistyczne idee pod szybko słabnącym szyldem Ligi Narodów. Międzynarodowa zbieranina robi zaiste imponujące wrażenie. Są tam nie tylko studenci z całej Europy, pojawiają się też rozmaite osobistości promujące pokój na świecie i pacyfistyczne idee poprzez organizowanie salonów dyskusyjnych, wieczorków z ciekawymi gośćmi etc. Jednym słowem, barwny konglomerat bardzo różnorodnych, czasem nawet dziwacznych osób. W tym tłumie odnaleźli się młoda Polka o niebanalnej osobowości oraz belgijski student.
Oczarowanie naszą rodaczką pojawiło się nie od razu, a niebagatelną rolę odegrało pojawienie się polskiej koleżanki w krakowskim stroju ludowym podczas jednego ze spotkań studenckiej braci na genewskich salonach. Jak to obrazowo wyjaśnił autor, była to miłość „jak łom”. :) Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że ta niepozorna, pozbawiona majątku dziewczyna z predylekcją do nauki języków obcych poprzez odbywanie studiów w różnych krajach, przyjmie belgijskiego adoratora z pocałowaniem ręki. O nie! Zakochany wybranek nie tylko ma pomóc w doszlifowaniu francuskiego Helenki, lecz musi także pobrać wiele lekcji polskości. A wszystko po to, aby udowodnić swoje uczucie. Te specyficzne lekcje wywołują uśmiech na twarzy czytelnika, zwłaszcza, że już nazwisko Helenki mogło przyprawić Roberta (takie imię nosi wzorowany na profesorze Brabant bohater książki) o palpitacje serca, a już na pewno mocno skonfundować. Zapiszmy więc, że nazwisko naszej bohaterki brzmiało Skrzewska-Chwarloszewska (6 samogłosek, 17 spółgłosek jak skrzętnie zauważa narzeczony). Był to i tak zaledwie początek poznawania przez belgijskiego wybranka polskiej historii, tradycji, kultury i języka.
Helenka widziana oczyma zakochanego w niej Roberta, to osoba bezpośrednia, bezpretensjonalna i życzliwa, choć nie pozbawiona "pazurków". Dominującą cechą jej charakteru jest nieustanny optymizm i zdolność dostrzegania jasnych stron życia, co pozwala jej znosić z nadzieją nawet dość trudne, naznaczone ubóstwem, chwile. Budzi to życzliwość w oczach czytelnika i pozostałych bohaterów, a zakochany narzeczony jest po prostu oczarowany. Jego rodzina w postaci kostycznego ojca i oryginalnego wuja także się wkrótce przekonuje do narzeczonej Roberta mimo jej egzotycznego pochodzenia i specyficznego sposobu bycia. Nie ma w tej książce spektakularnych wydarzeń, jest ciekawa bohaterka i interesująco zarysowane tło obyczajowe; w szczególności mam tu na myśli „schyłkową” atmosferę Genewy drugiej połowy lat trzydziestych, gdy - oprócz wspomnianych na początku dam pacyfistek z zasobnym portfelem - nikt już niemal nie miał złudzeń, że misja Ligi Narodów dobiega końca.
Trudno mi znaleźć dla tej książki inne określenie niż „sympatyczna”. Czyta się ją lekko i przyjemnie, aczkolwiek momentami tempo opowieści nieco spada. Czytelnik jest pod wrażeniem optymistycznej osobowości bohaterki i szczerego oddania zakochanego w niej młodzieńca. Oboje zresztą są pogodni i mają na siebie dobry wpływ. Robert nieco się „wyluzowuje” pod wpływem Helenki, dziewczyna zaś, w kontekście zbliżającego się ślubu chyba trochę poważnieje :)
Jak sam autor wspomina, może sobie wyobrazić swoje życie napisane na nowo, ale życie bez Helenki byłoby dla niego niewyobrażalne. Jedyną oceną tej książki, jaka mi się nasuwa, jest konstatacja, że byłabym zachwycona, gdyby mój mąż po 35 latach wspólnego życia napisał podobną książkę, przepełnioną taką miłością, oddaniem i nieskrywaną fascynacją wobec małżonki. :)
Przyszłe profesorostwo poznało się w Genewie w 1935 r. w środowisku studenckim, gdzie jeszcze żywe były pacyfistyczne idee pod szybko słabnącym szyldem Ligi Narodów. Międzynarodowa zbieranina robi zaiste imponujące wrażenie. Są tam nie tylko studenci z całej Europy, pojawiają się też rozmaite osobistości promujące pokój na świecie i pacyfistyczne idee poprzez organizowanie salonów dyskusyjnych, wieczorków z ciekawymi gośćmi etc. Jednym słowem, barwny konglomerat bardzo różnorodnych, czasem nawet dziwacznych osób. W tym tłumie odnaleźli się młoda Polka o niebanalnej osobowości oraz belgijski student.
Oczarowanie naszą rodaczką pojawiło się nie od razu, a niebagatelną rolę odegrało pojawienie się polskiej koleżanki w krakowskim stroju ludowym podczas jednego ze spotkań studenckiej braci na genewskich salonach. Jak to obrazowo wyjaśnił autor, była to miłość „jak łom”. :) Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że ta niepozorna, pozbawiona majątku dziewczyna z predylekcją do nauki języków obcych poprzez odbywanie studiów w różnych krajach, przyjmie belgijskiego adoratora z pocałowaniem ręki. O nie! Zakochany wybranek nie tylko ma pomóc w doszlifowaniu francuskiego Helenki, lecz musi także pobrać wiele lekcji polskości. A wszystko po to, aby udowodnić swoje uczucie. Te specyficzne lekcje wywołują uśmiech na twarzy czytelnika, zwłaszcza, że już nazwisko Helenki mogło przyprawić Roberta (takie imię nosi wzorowany na profesorze Brabant bohater książki) o palpitacje serca, a już na pewno mocno skonfundować. Zapiszmy więc, że nazwisko naszej bohaterki brzmiało Skrzewska-Chwarloszewska (6 samogłosek, 17 spółgłosek jak skrzętnie zauważa narzeczony). Był to i tak zaledwie początek poznawania przez belgijskiego wybranka polskiej historii, tradycji, kultury i języka.
Helenka widziana oczyma zakochanego w niej Roberta, to osoba bezpośrednia, bezpretensjonalna i życzliwa, choć nie pozbawiona "pazurków". Dominującą cechą jej charakteru jest nieustanny optymizm i zdolność dostrzegania jasnych stron życia, co pozwala jej znosić z nadzieją nawet dość trudne, naznaczone ubóstwem, chwile. Budzi to życzliwość w oczach czytelnika i pozostałych bohaterów, a zakochany narzeczony jest po prostu oczarowany. Jego rodzina w postaci kostycznego ojca i oryginalnego wuja także się wkrótce przekonuje do narzeczonej Roberta mimo jej egzotycznego pochodzenia i specyficznego sposobu bycia. Nie ma w tej książce spektakularnych wydarzeń, jest ciekawa bohaterka i interesująco zarysowane tło obyczajowe; w szczególności mam tu na myśli „schyłkową” atmosferę Genewy drugiej połowy lat trzydziestych, gdy - oprócz wspomnianych na początku dam pacyfistek z zasobnym portfelem - nikt już niemal nie miał złudzeń, że misja Ligi Narodów dobiega końca.
Trudno mi znaleźć dla tej książki inne określenie niż „sympatyczna”. Czyta się ją lekko i przyjemnie, aczkolwiek momentami tempo opowieści nieco spada. Czytelnik jest pod wrażeniem optymistycznej osobowości bohaterki i szczerego oddania zakochanego w niej młodzieńca. Oboje zresztą są pogodni i mają na siebie dobry wpływ. Robert nieco się „wyluzowuje” pod wpływem Helenki, dziewczyna zaś, w kontekście zbliżającego się ślubu chyba trochę poważnieje :)
Jak sam autor wspomina, może sobie wyobrazić swoje życie napisane na nowo, ale życie bez Helenki byłoby dla niego niewyobrażalne. Jedyną oceną tej książki, jaka mi się nasuwa, jest konstatacja, że byłabym zachwycona, gdyby mój mąż po 35 latach wspólnego życia napisał podobną książkę, przepełnioną taką miłością, oddaniem i nieskrywaną fascynacją wobec małżonki. :)
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
Czytamy serie wydawnicze
Lata dwudzieste, lata trzydzieste
Trójka e-pik
Hyacinthe Brabant (1907 – 75) – belgijski profesor, autor wielu publikacji naukowych z zakresu historii medycyny, znawcy literatury francuskiej. „Helenka z Krakowa” to jedyna książka literatury popularnej jego autorstwa.
Autor: Hyacinthe Brabant
Tytuł oryginalny: Helenka de Cracovie
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Klub Interesującej Książki
Tłumacz: Barbara Durbajło
Rok wydania: 1978
Liczba stron: 192
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Klub Interesującej Książki
Tłumacz: Barbara Durbajło
Rok wydania: 1978
Liczba stron: 192
wtorek, 24 września 2013
Wiersze o jesieni
![]() |
Źródło zdjęcia |
O jesieni
Już jesień. Liść na drzewie rzednie,
Jeszcze ostatnim złotem gore,
A z nim spokojnie gaśnie, blednie,
Co nie umiało umrzeć w porę.
Pogodny schyłek dnia łagodzi,
Co myśl mąciła bałamutna,
I w serce miłościwie schodzi
Radość tak cicha, że aż smutna.
Już jesień. Liść na drzewie rzednie,
Jeszcze ostatnim złotem gore,
A z nim spokojnie gaśnie, blednie,
Co nie umiało umrzeć w porę.
Pogodny schyłek dnia łagodzi,
Co myśl mąciła bałamutna,
I w serce miłościwie schodzi
Radość tak cicha, że aż smutna.
Leopold Staff
Deszcz jesienny
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą,
W dal ciemną, bezkresną, w dal szarą i mglistą...
Odziane w łachmany szat czarnej żałoby
Szukają ustronia na ciche swe groby,
A smutek cień kładzie na licu ich miodem...
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem
W dal idą na smutek i życie tułacze,
A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki zarzucił bryłami kamienia
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył się na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi łkające przytłumić rozpacze,
I smutków potwornych płomienne łzy płacze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Leopold Staff
Jesień
Jesienny czas! Cudownych blasków czas!
O, dęby, buki, klony i platany,
Ciepłych odcieni stubarwne organy,
Na których złota symfonie gra las!
O pełne słońca przepychów i kras
Melancholijnie milczące polany,
Kędy przez liści ogniste dywany
Przechodzi piękna bóg ostatni raz!
Dusza ma, zda się, o tysiące lat
W przeszłość cofnęła się na czasu zdroju,
W wiek ziemi błogi, szczęśliwy i młody,
I patrzy z żalem, jak ginie ten świat,
Jak kona z boskim uśmiechem spokoju
Olimp radości, piękna i pogody...
Leopold Staff
![]() |
Źródło zdjęcia |
Jesień w Warszawie
W alejach białe obserwując pieski,
Oglądam spadające chrupliwe kasztany,
Którymi się zachwycał gdzieś tam Miłaszewski.
Gdybyż park na błękitno był pomalowany!
Ultramaryny dreszcze na szarym asfalcie!
Szaro się podesłała pod stopy ulica.
Ćmy złotych liści, tylko się nie spalcie:
Stolica!
Mgliste aleje i miękkie futerka,
Niskie obłoki, smak węgierki chłodnej.
Chodniki: dziwna dymów, serc rozterka.
O jakiż jestem głodny!
Pomiędzy już nadpsute zabłąkane dalie
Rzymianka-warszawianka, jak z chaty Ewandra,
Syn żołnierza wita, przeginając talię
Na posiniałym placu szaro - Aleksandra.
Za chwilę znowu jesień i Nowy Świat w mgłach,
Wąska, wąska, tasiemna ulica.
Kameralne koncerta grywać będzie Bach.
Stolica - ha, stolica.
Gdzież tu zasadzić wszystkie swoje kwiaty
Między Ziemiańską, Kruczą a belferką,
Zaczarowane uciekając lato
Zaklęło w przedmiot marzeń przelotną kasjerkę.
Cóżem Ci, o Warszawo, ty Wiedeński Dworcze,
Uczynił szarobury, żeś wskazał godzinę,
Za chwilę znowu jesień i Nowy Świat w mgłach,
Wąska, wąska, tasiemna ulica.
Kameralne koncerta grywać będzie Bach.
Stolica - ha, stolica.
Gdzież tu zasadzić wszystkie swoje kwiaty
Między Ziemiańską, Kruczą a belferką,
Zaczarowane uciekając lato
Zaklęło w przedmiot marzeń przelotną kasjerkę.
Cóżem Ci, o Warszawo, ty Wiedeński Dworcze,
Uczynił szarobury, żeś wskazał godzinę,
Gdy wszystkie moje myśli bujne i dozorcze
Spłynęły i samotną odkryły głębinę.
"Maj" się mój gdzieś w Kijowie między Oktostychy (ten wyraz kursywą)
Płonący wydał - zasię śmieszył w Picadorze.
Nowogrodzkiej ulicy rów sinawo-cichy
Czasami tylko w głębi daje żółte zorze.
Rozstąpcie się, o domy, rozjedźcie, tramwaje,
Spłynęły i samotną odkryły głębinę.
"Maj" się mój gdzieś w Kijowie między Oktostychy (ten wyraz kursywą)
Płonący wydał - zasię śmieszył w Picadorze.
Nowogrodzkiej ulicy rów sinawo-cichy
Czasami tylko w głębi daje żółte zorze.
Rozstąpcie się, o domy, rozjedźcie, tramwaje,
Przez trzeciomostu wiadukt przejrzysty i miodny.
Zejdź mi z oczu, widoku siwy i łagodny.
Dążącemu przez dziwnie pojmowane kraje.
Cóż wy mi poradzicie, na pomnikach wieszcze?
O dziewczynki, marzące o srebrnej epolet!
Za mną wrota, przede mną nieskończone wrota
Otworzą się na błękit, na siność, na fiolet!!...
Niech się raz przecie śmiga z pajęczyn odmota,
Niech palmy złotowonne, niech obudzi strusie,
Różowy żagiel wznieci na morza obrusie,
Precz mi wszystko, co męstwo tamuje i gnębi!
Precz, przyjaźni: ja w krwi chcę przepaścistą głąb
Izochimenów zamknąć tęczowe widoki!
O morza, morza, morza ziąb -
I czarna piano gorącej posoki!
Zejdź mi z oczu, widoku siwy i łagodny.
Dążącemu przez dziwnie pojmowane kraje.
Cóż wy mi poradzicie, na pomnikach wieszcze?
O dziewczynki, marzące o srebrnej epolet!
Za mną wrota, przede mną nieskończone wrota
Otworzą się na błękit, na siność, na fiolet!!...
Niech się raz przecie śmiga z pajęczyn odmota,
Niech palmy złotowonne, niech obudzi strusie,
Różowy żagiel wznieci na morza obrusie,
Precz mi wszystko, co męstwo tamuje i gnębi!
Precz, przyjaźni: ja w krwi chcę przepaścistą głąb
Izochimenów zamknąć tęczowe widoki!
O morza, morza, morza ziąb -
I czarna piano gorącej posoki!
Jarosław Iwaszkiewicz
* * *
Coraz ciszej, jesień, wrzesień,
pasma ścielą się po polach,
milkną głosy i kolory,
polska jesień - jak u Pola.
Ziarna mielą się we młynie,
wiatr i wiatrak, i wiatrówka,
mleko życia jak w maszynie
oddziela czasu wirówka.
Sen mnie zbiera jak niedźwiedzia,
ale w nocy spać nie można;
jesień niby stara wiedźma
stąpa mądra i ostrożna.
* * *
Jesień sypiąca gorzkie cynamony,
rozcierająca popiół w smagłych palcach,
rozcierająca słowa w smagłej dłoni,
zacierająca blaski dawnych dni;
jesień krocząca jak chytry wielmoża,
krająca plastry czasu niby dynię,
dymem wstająca nad kartofliskami,
ogarniająca domy mglistym płaszczem;
ogarniająca dom mój mglistym płaszczem
i śpiewająca liściom kołysankę
- zapach wanilii na wysmukłych palcach
i zapach trupi w dłoni tej Cyganki,
która przeciera liście i obłoki
i kastanietem uderza o ściany
- lecz to świerszcz może, a może klepsydra? -
nie, nie klepsydra, czas kroplami stuka.
Jarosław Iwaszkiewicz
Czerwone wino
Bardzo wcześnie jest jesień. Coraz wcześniej słońce
Za jezioro z ołowiu w drżące spada trzciny.
Dzień jest po to, by sennie płynęły godziny,
A wieczór, by oglądać gwiazdy spadające.
Renoir chyba w sadzie pomalował śliwy,
Tak ich skórka zielona a brzegiem liliowa,
I wszystko tu coś znaczy, tylko brak nam słowa.
Ach! jak tu odpowiedzieć: czy jestem szczęśliwy?
Jak nurek schodzi w mroki tajemniczych głębin,
Gdzie się przepych koralu bogato rozpina,
Tak ja wypijam wzrokiem czerwoność jarzębin
Lub próbuję wargami czerwonego wina.
Za jezioro z ołowiu w drżące spada trzciny.
Dzień jest po to, by sennie płynęły godziny,
A wieczór, by oglądać gwiazdy spadające.
Renoir chyba w sadzie pomalował śliwy,
Tak ich skórka zielona a brzegiem liliowa,
I wszystko tu coś znaczy, tylko brak nam słowa.
Ach! jak tu odpowiedzieć: czy jestem szczęśliwy?
Jak nurek schodzi w mroki tajemniczych głębin,
Gdzie się przepych koralu bogato rozpina,
Tak ja wypijam wzrokiem czerwoność jarzębin
Lub próbuję wargami czerwonego wina.
Jan Lechoń
Ranki jesienne
Tylko te chłodne, pogodne,
Przewiewne ranki jesienne,
(Liliowe astry jesienne),
Senne, łagodne,
Gdy w miłym, szarym niebie
Wzrok rozczulony tonie:
Te ranki, te są dla Ciebie.
Byś w miękko wysłanym pokoju
Z liściasto-ptasią tapetą,
Bladobłękitna,
W tym właśnie dzisiejszym stroju,
Przez okno patrzała spokojnie
Na miłe niebo jesienne,
A na stoliku w wazonie
Niech będą astry liliowe,
Liliowe astry jesienne.
Julian Tuwim
niedziela, 22 września 2013
Ulotne chwile (63)
sobota, 21 września 2013
Ach, ci pisarze, cz. 2 :)
Ponieważ poprzedni wpis zawierający kilka anegdot z pisarzami w roli głównej przypadł Wam do gustu, postanowiłam trochę poszperać w poszukiwaniu kolejnych historyjek. Poniżej znajdziecie plon moich poszukiwań. :)
Do Zofii Nałkowskiej, znanej z niezwykłej uprzejmości, przyprowadził ktoś początkującego pisarza nazwiskiem Piernik.
- Piernik jestem - przedstawił się przybyły.
- Ach skądże! - zaoponowała pani domu, uśmiechając się. - Daleko panu do tego!
- Piernik jestem - przedstawił się przybyły.
- Ach skądże! - zaoponowała pani domu, uśmiechając się. - Daleko panu do tego!
*
W pewnym wydawnictwie szukano daty urodzenia Zofii Nałkowskiej. Przewertowano encyklopedie i podręczniki, ale w każdej książce była inna data. Wreszcie spytano samą autorkę, która z dat jest prawdziwa. Nałkowska odpowiedziała:
- Wszystkie są fałszywe!
- Wszystkie są fałszywe!

– Nic nie rozumiem... Co się właściwie stało?
Wtedy ktoś przeczytał mu nowy napis na tabliczce: "Niedługo będzie wiosna, a ja jej nie zobaczę..."
*
Gdy Markowi Twainowi robiono wymówki, że w swych utworach zapomina o interpunkcji, na końcu jednej z książek umieścił kilka stron samych znaków pisarskich z uwagą tej treści: - Jeśli komuś zabraknie przecinka, kropki lub wykrzyknika, może sobie odnaleźć na ostatniej stronie. Niech każdy czerpie tyle ile trzeba.

- Czy pan jest katolikiem?
- Tak - odpowiedział Iwaszkiewicz - wierzącym, ale nie praktykującym.
- A może jest pan komunistą?
- Tak. Praktykującym, ale nie wierzącym.
Ernest Hemingway był wielkim miłośnikiem corridy i często opowiadał znajomym o walkach byków. Na przyjęciu, które odbywało się w jego domu, gdy panie przeszły do innego pokoju, pisarz zaczął opowiadać panom jedną ze swych historyjek. W pewnej chwili, aby wiernie oddać ryk rozwścieczonego byka, ryknął ile miał tylko siły w płucach. Po sekundzie w drzwiach salonu stanęła żona pisarza.
- Erneście, wołałeś mnie?
- Erneście, wołałeś mnie?
Konstanty Ildefons Gałczyński jako student napisał rozprawę naukową o XV-wiecznym poecie szkockim Morisie Gordonie Cheats. Podał w niej dokładną biografię i cytował fragmenty jego poezji. Za pracę tę otrzymał ocenę bardzo dobrą. Po pewnym czasie okazało się, że Moris Gordon Cheats jest postacią całkowicie wymyśloną przez poetę, a "cheat" znaczy po angielsku: oszukać, okpić.
Pierwsza powieść Williama Somerseta Maughama sprzedawała się słabo. Nie okazano jej zainteresowania. Wówczas autor wpadł na pomysł, aby w ogólnokrajowej gazecie dać następujące ogłoszenie:
"Młody milioner, uprawiający sport, zamiłowany w literaturze i sporcie, pragnie poznać kobietę, która pod wieloma względami będzie jemu przypominać bohaterkę powieści W.S. Maughama".
Po upływie tygodnia cały nakład powieści został wyprzedany.
"Młody milioner, uprawiający sport, zamiłowany w literaturze i sporcie, pragnie poznać kobietę, która pod wieloma względami będzie jemu przypominać bohaterkę powieści W.S. Maughama".
Po upływie tygodnia cały nakład powieści został wyprzedany.
Kiedyś, w czasie rozmowy o osiągnięciach współczesnej techniki, George Bernard Shaw powiedział:
- Teraz, gdy już nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki, pływać pod wodą jak ryby, brakuje nam tylko jednego: nauczyć się żyć na ziemi jak ludzie.
*
George Bernard Shaw miał wielu wrogów wśród arystokracji. Kiedyś podczas bankietu do pisarza podszedł pewien lord i zapytał z ironią:
- Czy to prawda, że pański ojciec był krawcem?
- Tak, milordzie.
- To czemu pan również nie został krawcem?
- Pański ojciec, milordzie, był dżentelmenem, więc dlaczego również pan nim nie został?
Poeta Adam Asnyk miał pewien nerwowy tik - przymrużał lewe oko i ruszał jednocześnie brwiami. Pewnego razu wracał wraz ze swym przyjacielem Ignacym Maciejewskim - Sewerą, powieściopisarzem do Krakowa zatłoczonym pociągiem. Aby mieć możliwość podróży w dogodnych warunkach, Maciejewski poszedł do konduktora i poinformował go, że wiezie wariata, który w tłumie dostaje ataku furii, w związku z czym prosi o uprzedzenie podróżnych. Asnyk, nieświadom interwencji przyjaciela, stał na korytarzu i ze zdenerwowania tiki nasiliły się. Wtem jeden przedział, po wizycie konduktora opustoszał i mężczyźni mogli spokojnie podróżować dalej.
Gdy zapytano znakomitego pisarza, Gustawa Flauberta, jakie kobiety woli: mądre czy głupie, odparł:
- Takie, które zdają sobie sprawę ze swojej głupoty i te, które nic nie wiedzą o swej mądrości.
- Takie, które zdają sobie sprawę ze swojej głupoty i te, które nic nie wiedzą o swej mądrości.
Mam nadzieję, że ten zestaw anegdotek również się Wam spodobał. :)
Wszystkie zdjęcia pochodzą z Wikipedii
czwartek, 19 września 2013
Per Anders Fogelström, Miasto moich marzeń
Ta książka powstała z miłości do miasta, które opisuje. Jest to pierwsza część cyklu autorstwa Pera Andersa Fogelströma, która prezentuje nam życie Sztokholmu w latach 1860-80. Przenosimy się do tego miasta, gdzie panuje niemiłosierny tłok, każde możliwe miejsce, które może służyć jako posłanie, jest zajęte i trudne do zdobycia dla pojawiających się wartkim strumieniem przybyszów ze wsi. To miasto, gdzie większość niewykwalifikowanych robotników pracuje ponad siły ciułając każdy grosz. Gdzie dzieci muszą wcześnie zaczynać pracę i zarabiać na siebie już od wczesnego dzieciństwa doświadczając z reguły brutalności i agresji ze strony rodziców, tych prawdziwych lub przybranych.
Taki Sztokholm poznajemy, gdy trafiamy do miasta razem z Henningiem Nilssonem, biednym chłopakiem ze wsi, który osierocony przez matkę ucieka z rodzinnej wsi i w wieku 15 lat, bez grosza przy duszy, wkracza do miasta. Miasta, które żyje własnym życiem, pojawiają się nowi mieszkańcy, rozwija się i… nie jest dla wielu łaskawe. Henning jest człowiekiem pełnym wewnętrznej godności i prawości, którego spokój i uczciwość jaśnieją niczym gwiazda na horyzoncie powszechnej niegodziwości i brutalności. Zmaga się on z trudami życia starając się jednak pozostać w zgodzie ze swoimi zasadami. Dla wszystkich, których spotyka ma dobre słowo i jest wdzięczny za każda dobrą rzecz, która go spotyka. Ta jego spolegliwość, uczciwość i niechęć do wyrwania się z zaklętego kręgu biedy i niemożności zapewnienia sobie lepszego bytu, brak sprytu życiowego niosą w sobie przeczucie nieszczęścia dla niego i jego rodziny, którą stworzył z piękną i łagodną Lotten, córką praczki.
Henning jest głównym bohaterem, ale nie jedynym. Poznajemy barwną galerię postaci, które częstokroć prezentują inne podejście do życia niż nasz bohater. Uwagę zwraca postać Anniki, córki pełnego brutalnej siły farbiarza, wynajmującego dosłownie każdy kąt swojej nędznej chałupy czeredzie biedniejszych od siebie. Obsesyjnie dba ona o swój wygląd, aby nikt postronny nie mógł posądzić jej o związki z biedotą i aby wyrwać się z biedy i swojego środowiska za wszelką cenę. Czy uda jej się odnaleźć szczęście?
Kciuk z kolei to najlepszy przyjaciel Henninga, z którym poznali się wkrótce po przybyciu Henninga do miasta. Pragnie on osiągnąć w życiu więcej niż tylko trwanie w przypisanym urodzeniem otoczeniu. Nie ukrywa tego, że marzy o rewolucji społecznej, która zmieni oblicze Szwecji. Interesuje go każdy przejaw buntu, który przecież może być zarzewiem tej upragnionej przez niego rewolucji. Jest on bohaterem, który wnosi do akcji powiew niepokojów społecznych, które pojawiały się podówczas w Europie. Bądź co bądź jest to epoka rewolucji przemysłowej. W wydaniu szwedzkim jest ona w sumie delikatna i łagodna, ale dla Henninga i tak udział w podobnych „awanturach” jest niewyobrażalny. W książce spotykamy się również z rodziną Bodinów, handlarzy śledzi, z którą splatają się losy głównego bohatera. Dzięki nim dowiadujemy się nieco o życiu tych nieco bogatszych sztokholmian.
Książka Fogelströma zrobiła na mnie duże wrażenie. Opisywane są kolejne wydarzenia z życia Henninga i jego otoczenia, a wiele z nich wywołuje wzruszenie, którego na pewno nie nazwałabym tanim. Jest to realistyczny obraz życia biednych mieszkańców Sztokholmu. Książka opisuje tę gorszą stronę życia naznaczoną pracą ponad siły, biedę, wyzysk, nie unika też rejestrowania godnych pogardy zjawisk, jak gwałt, brutalność, agresja wobec dzieci. A jednak nie są to opisy naturalistyczne. Byłam przejęta, smutna, zmartwiona tym, o czym czytam, ale jednocześnie niesamowicie wzruszona historią Henninga i jego rodziny. To książka, którą chce się czytać, której bohaterowie są ludźmi z krwi i kości, których losy chce się poznać. A zbiorowym bohaterem jest miasto, które się zmienia, modernizuje, ulega nowym wpływom, przyciąga nowych mieszkańców i powoli staje się metropolią.
Najbardziej wzruszyła mnie sytuacja dzieci żyjących w tym środowisku. Ich niedola, brutalność, z jaką się spotykały porusza i przejmuje. Opisane są sytuacje, które wręcz przejmują grozą. Wydaje się, że tradycja przyjmowania dzieci na wychowanie dla wielu rodzin była sposobem na podreperowanie domowego budżetu poprzez niesamowity wyzysk tych dzieciaków. Z drugiej strony, zwróciłam uwagę na fakt, że w okresie, gdy toczy się akcja książki, ci najbiedniejsi potrafili jednak czytać i pisać, co nie było chyba europejską normą w tym czasie.
Choć książka nie opowiada o rozterkach miłosnych pań z wyższych sfer, wzruszeń tu nie brakuje. Każdy czytelnik będzie chyba poruszony obrazem nędzy, poniżenia, codziennej, pełnej poświęceń i wysiłku walki o chleb, o możliwość przeżycia. Książka przemawia do wyobraźni i stają nam przed oczami opisane sceny. Dość rzadko się wzruszam przy lekturze, ale końcówka „Miasta moich marzeń” wywołała łzy w moich oczach. Tyle razy wspomniałam tu o swoim wzruszeniu, ale ta książka to naprawdę kawał dobrej, wywołującej emocje literatury. Oferuje ona nie tylko gamę wzruszeń, ale przywołuje też obraz ludzi, którzy musieli żyć w ciężkich i bardzo trudnych czasach, których urodzenie skazywało ich na ciężką, niemal beznadziejną egzystencję, a która mimo swej biedy niosła również wiele momentów wywalczonego szczęścia i pogody. Urzekła mnie ta książka, siła ludzkich charakterów i uniwersalność przekazu mimo osadzenia w określonych realiach czasowych i geograficznych.
P.S. Dla wszystkich czytelników „Pani na Złotym Potoku” Magdaleny Jastrzębskiej mam informację, że w „Mieście moich marzeń” kilkakrotnie jest wspomniany król Karol, który zresztą umiera przed końcem książki. Tak, to TEN Karol XV, który omal nie poślubił Marii Beatrix Krasińskiej.
Per Anders Fogelström (1917-98) – pisarz szwedzki. Całe życie spędził w Sztokholmie, gdzie toczy się akcja większości z jego40 książek, w tym pięcioczęściowy cykl o życiu miasta, którego pierwszą częścią jest “Miasto moich marzeń” (wyd. 1960, polskie wyd. 1982).
Źródło zdjęciaAutor: Per Anders Fogelström
Tytuł oryginalny: Mina drömmars stad
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Tłumacz: Małgorzata Szulc-Modig
Rok wydania: 1982
Liczba stron: 288
wtorek, 17 września 2013
Krzysztof Rutkowski, Requiem dla moich ulic
Wysmakowana oprawa graficzna i stylowe, tajemnicze fotografie, jakże odmienne od kolorowych romantycznych widoczków, to immanentna cecha cyklu o Paryżu w ujęciu Krzysztofa Rutkowskiego. Pisarz ten urzekł mnie swoimi „Paryskimi pasażami” i zgodnie z zapowiedzią wyrażoną w opinii o książce zaopatrzyłam się w kolejne części tego przepięknie wydanego przez słowo/obraz/terytoria cyklu. Cykl ten czytam jednak nie po kolei, gdyż nie starczyło mi cierpliwości, żeby zaczekać na możliwość zakupienia części drugiej i od razu przystąpiłam do lektury „Requiem dla moich ulic”, czyli trzeciej części.
Paryż to miasto, które siedzi głęboko w Rutkowskim. On je nie tylko zna, ale kocha i czuje każdym swoim nerwem. Jego pasja poznania tajemnic tego miasta, głęboka wiedza podana w niebanalny sposób stanowi o uroku tej książki. Uroku, który nie jest oczywisty na pierwszy rzut oka. Jak sam autor wspomina w pierwszych zdaniach „Warszawę Niemcy zburzyli doszczętnie. Paryż od wieków burzą sami paryżanie.” (s. 5) Tytułowe „requiem” nie jest więc przypadkowe. Znakomita większość ulic, zaułków, budynków, o których opowiada Rutkowski w tej książce, już nie istnieje, przepadły podczas procesu modernizacyjnej przebudowy miasta. Te miejsca ożywają jednak dzięki opowiedzianym przez polskiego pisarza historiom i dygresjom z nimi związanym. Czy wiecie, gdzie było Rajskie Wzgórze, Cmentarz Niewiniątek, z czego słynęła Dziekanka, co się wydarzyło nieopodal kawiarni „Apollon”? Mało kto wie, tym bardziej, że autor nazwy ulic podaje w polskiej wersji, co może skonfundować nawet stałych paryskich bywalców.
„Requiem dla moich ulic” to nie jest jednak sentymentalny zapis miłości do miasta. Ta książka ma odmienny charakter od części pierwszej. Często prezentowane są mroczne i ciemne karty z dziejów francuskiej stolicy, jak np. historia wymyślenia i użycia gilotyny czy przebieg krwawego zamachu na Napoleona Bonaparte, co nadaje to temu wydawnictwu nieco turpistyczną otoczkę. Spotkamy się również z Mickiewiczem i Balzakiem, którzy zamieszkiwali budynki już nieistniejące, dowiemy się, dlaczego Luwr to największe muzeum tajemnic, na koniec zaś zobaczymy paryskich kloszardów widzianych okiem pisarza z zupełnie niespodziewanej perspektywy…
Wspomniałam już o pięknej oprawie graficznej tej książki i serii, ale nie mogę się ograniczyć się do jednego zdania, gdyż kwestia ta zasługuje na więcej uwagi. W „Paryskich pasażach” tekstowi towarzyszyły urokliwe fotografie pochodzące głównie z czasów belle-epoque. W „Requiem dla moich ulic” wszystkie zdjęcia są autorstwa Bogdana Konopki i pochodzą z cyklu „Szary Paryż”. Nazwa cyklu wymownie świadczy o tym, że koloru się na nich nie uświadczy. Nie tylko zresztą koloru, ale i oczywistych atrakcji miasta. Polski fotografik ukazuje nieznane zaułki, uliczki i paryskie wnętrza, którym daleko do reklamowego folderu. Książki z serii „Pasaże” są również przepięknie wydane w granatowej płóciennej oprawie z klimatycznym obrazem na okładce. Aż przyjemnie wziąć do ręki tak wydaną książkę.
Jeśli mam porównywać obie książki Rutkowskiego, które czytałam, to przyznam, że lepsze wrażenie zrobiły na mnie „Paryskie pasaże”. Znalazłam tam więcej odkryć, pasjonujących obserwacji i historii. „Requiem…" jest mroczniejsze i nie wszystkie historie idealnie pasują do tych paryskich klimatów, stąd poczucie lekkiego, choć w sumie pozytywnego misz-maszu. :) Tym bardziej ciekawi mnie zawartość „Raptularza końca wieku”, drugiej części tego cyklu, która już czeka na mojej półce.
Jest to pozycja dla tych wielbicieli Paryża, którzy cenią jakość słowa pisanego, którzy szukają czegoś więcej niż przewodnika po atrakcjach miasta i którzy chcą się czasem zagłębić w meandry historii mało znanych, opowiedzianych ze swadą i znawstwem. Wszyscy kochający Paryż miłością prawdziwą i głęboką, którzy chcą poznać ukochane miejsca z innej strony, poznać historie i ludzi mocno związanych z miastem, a nieznanych szerszej publiczności, powinni sięgnąć po "paryski" cykl Krzysztofa Rutkowskiego.
Paryż to miasto, które siedzi głęboko w Rutkowskim. On je nie tylko zna, ale kocha i czuje każdym swoim nerwem. Jego pasja poznania tajemnic tego miasta, głęboka wiedza podana w niebanalny sposób stanowi o uroku tej książki. Uroku, który nie jest oczywisty na pierwszy rzut oka. Jak sam autor wspomina w pierwszych zdaniach „Warszawę Niemcy zburzyli doszczętnie. Paryż od wieków burzą sami paryżanie.” (s. 5) Tytułowe „requiem” nie jest więc przypadkowe. Znakomita większość ulic, zaułków, budynków, o których opowiada Rutkowski w tej książce, już nie istnieje, przepadły podczas procesu modernizacyjnej przebudowy miasta. Te miejsca ożywają jednak dzięki opowiedzianym przez polskiego pisarza historiom i dygresjom z nimi związanym. Czy wiecie, gdzie było Rajskie Wzgórze, Cmentarz Niewiniątek, z czego słynęła Dziekanka, co się wydarzyło nieopodal kawiarni „Apollon”? Mało kto wie, tym bardziej, że autor nazwy ulic podaje w polskiej wersji, co może skonfundować nawet stałych paryskich bywalców.
„Requiem dla moich ulic” to nie jest jednak sentymentalny zapis miłości do miasta. Ta książka ma odmienny charakter od części pierwszej. Często prezentowane są mroczne i ciemne karty z dziejów francuskiej stolicy, jak np. historia wymyślenia i użycia gilotyny czy przebieg krwawego zamachu na Napoleona Bonaparte, co nadaje to temu wydawnictwu nieco turpistyczną otoczkę. Spotkamy się również z Mickiewiczem i Balzakiem, którzy zamieszkiwali budynki już nieistniejące, dowiemy się, dlaczego Luwr to największe muzeum tajemnic, na koniec zaś zobaczymy paryskich kloszardów widzianych okiem pisarza z zupełnie niespodziewanej perspektywy…
Wspomniałam już o pięknej oprawie graficznej tej książki i serii, ale nie mogę się ograniczyć się do jednego zdania, gdyż kwestia ta zasługuje na więcej uwagi. W „Paryskich pasażach” tekstowi towarzyszyły urokliwe fotografie pochodzące głównie z czasów belle-epoque. W „Requiem dla moich ulic” wszystkie zdjęcia są autorstwa Bogdana Konopki i pochodzą z cyklu „Szary Paryż”. Nazwa cyklu wymownie świadczy o tym, że koloru się na nich nie uświadczy. Nie tylko zresztą koloru, ale i oczywistych atrakcji miasta. Polski fotografik ukazuje nieznane zaułki, uliczki i paryskie wnętrza, którym daleko do reklamowego folderu. Książki z serii „Pasaże” są również przepięknie wydane w granatowej płóciennej oprawie z klimatycznym obrazem na okładce. Aż przyjemnie wziąć do ręki tak wydaną książkę.
Jeśli mam porównywać obie książki Rutkowskiego, które czytałam, to przyznam, że lepsze wrażenie zrobiły na mnie „Paryskie pasaże”. Znalazłam tam więcej odkryć, pasjonujących obserwacji i historii. „Requiem…" jest mroczniejsze i nie wszystkie historie idealnie pasują do tych paryskich klimatów, stąd poczucie lekkiego, choć w sumie pozytywnego misz-maszu. :) Tym bardziej ciekawi mnie zawartość „Raptularza końca wieku”, drugiej części tego cyklu, która już czeka na mojej półce.
Jest to pozycja dla tych wielbicieli Paryża, którzy cenią jakość słowa pisanego, którzy szukają czegoś więcej niż przewodnika po atrakcjach miasta i którzy chcą się czasem zagłębić w meandry historii mało znanych, opowiedzianych ze swadą i znawstwem. Wszyscy kochający Paryż miłością prawdziwą i głęboką, którzy chcą poznać ukochane miejsca z innej strony, poznać historie i ludzi mocno związanych z miastem, a nieznanych szerszej publiczności, powinni sięgnąć po "paryski" cykl Krzysztofa Rutkowskiego.
Wydawnictwo: słowo/obraz/terytoria
Seria: Pasaże
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 109
niedziela, 15 września 2013
Ulotne chwile (62)
środa, 11 września 2013
Liza Marklund, Zamachowiec
Annika Bengtzon, dziennikarka śledcza sztokholmskiej popołudniówki Kvällspressens, została powołana do życia przez Lizę Marklund i po raz pierwszy objawiła się światu właśnie w „Zamachowcu” w roku 1998. Po wydaniu książki i jej sukcesie wśród czytelników Liza Marklund postanowiła kontynuować serię, ale w nietypowy sposób, gdyż napisała trzy tzw. prequele czyli ukazała wydarzenia z życia Anniki zanim nastąpiły te opisane w „Zamachowcu” („Studio Sex”, „Raj”, „Prime time”).
W prezentowanej dziś przeze mnie książce Annika jest świeżo mianowaną szefową działu kryminalnego sztokholmskiej popołudniówki usiłującą pogodzić szeroki zakres obowiązków i nienormowane godziny pracy, wyznaczane przez rytm wydarzeń z życiem rodzinnym, którego porządek wyznaczają obowiązki rodzicielskie nad dwójką dzieci w wieku przedszkolnym. Tymczasem dochodzi do wybuchu na Stadionie Olimpijskim w Sztokholmie, gdzie mają się odbyć wkrótce Igrzyska Olimpijskie. Ofiarą wybuchu jest szefowa Komitetu Olimpijskiego, Cristina Furhage. Rozpoczyna się policyjne śledztwo, dziennikarze zaś przystępują do walki o kolejne newsy dotyczące policyjnego dochodzenia w tej sprawie, które pozwolą na uzyskanie przewagi nad konkurentami. Rozpatrywane są różne wersje wydarzeń, również te uznające to wydarzenie za zamach terrorystyczny. Annika podejmuje trop, który nie został zauważony przez inne redakcje. Niemniej jednak, w pracy ciągle musi stawiać czoło obstrukcji ze strony starszych członków redakcji, choć cieszy się poparciem redaktora naczelnego. W życiu rodzinnym również narastają trudności w sprawnej organizacji opieki nad dziećmi w obliczu wydłużonych godzin pracy Anniki i jej męża, który – choć jest tylko urzędnikiem państwowym – to w końcówce roku również ma sporo nieprzewidzianych obowiązków. Tymczasem zabójstwo Cristiny Furhage nie będzie jedynym, a ofiara i osoby z jej otoczenia również mają swoje tajemnice…
Marklund koncentruje się w „Zamachowcu” nie tylko na intrydze kryminalnej, lecz nurtuje ją kwestia pozycji społecznej kobiet i ich osiągnięć w zdominowanym przez mężczyzn świecie. Osobowość Cristiny Furhage jest niejako skonfrontowana z Anniką, a ich problemy w sumie są podobne jeśli chodzi o rywalizację z mężczyznami w pracy. Są to jednak dwie różne osobowości, ale konfrontacja ich ścieżek kariery może wydać się naprawdę interesująca.
Ciekawie przedstawiono pracę redakcji gazety i dylematy, z którymi muszą się zmierzyć dziennikarze. Mam jednak dość przygnębiające odczucie, że znacząca większość tych wątpliwości obecnie już nie istnieje, a sporo artykułów (jeśli nie wszystkie), których publikację Kvällspressens wstrzymało z powodów etycznych, obecnie opublikowanoby bez zmrużenia oka. Wizja gazety, jaką ma redaktor naczelny jest niestety głęboko idealistyczna i nieaktualna w dobie poszukiwania jak najbardziej smakowitych kąsków z życia bohaterów kolorowej prasy oraz w warunkach narastających problemów finansowych wydawców słowa drukowanego.
Bardzo wciągające są również sceny z życia gazety i rozgrywki między Anniką a jej starszymi kolegami i podwładnymi, którzy niechętnym okiem patrzą na jej awans. Sceny indywidualnych spotkań tych współpracowników z redaktorem naczelnym, podczas których po prostu „kablowali” na swoją koleżankę / przełożoną robią duże wrażenie. Co jak co, ale takie sytuacje zdarzają się chyba wszędzie, niezależnie od kraju i szerokości geograficznej.
Annika, którą polubiłam w „Studio Sex”, choć nie zachwyciła mnie w dwóch kolejnych częściach cyklu, zmaga się z wieloma problemami w życiu zawodowym i rodzinnym. Nadal nie może znaleźć „złotego środka”, który zapewniłby jej równowagę wewnętrzną i spokój. W moim odczuciu jest nieco drażniąca, zwłaszcza gdy wyraźnie widać, że uważa swą pracę w gazecie za dużo ważniejszą niż np. praca jej męża. Często jest też poirytowana i zwyczajnie niegrzeczna w momentach, gdy taka być nie musi lub nie wydaje się to uzasadnione istniejącą sytuacją. Jej cechą charakterystyczną jest jak zawsze pasja, dociekliwość i zaangażowanie w wykonywaniu swojej pracy.
Przeczytałam wszystkie prequele napisane już po „Zamachowcu”, ale z książki na książkę seria podobała mi się coraz mniej. Liczyłam więc na to, że „Zamachowiec”, jako inauguracyjna część cyklu, będzie na wyższym poziomie niż czytany przeze mnie ostatnio „Prime time”. Rzeczywiście, jest to lepsza, bardziej dopracowana książka. Intryga kryminalna zapowiadała się bardzo interesująco, ale w drugiej części książki napięcie jednak „siadło”. Końcówkę zaś i wyjaśnienie motywów sprawcy uważam za wybitnie nieudaną.
Podsumowując, „Zamachowiec” to niezły kryminał z zacięciem społecznym o zabarwieniu feministycznym. Annika sprawdza się jako główna bohaterka, gdyż potrafi przykuć uwagę czytelnika i elastycznie wprowadza nas w meandry życia redakcji gazety. Książka zrobiłaby na mnie lepsze wrażenie, gdyby nie zepsuta końcówka. Ale i tak warto przeczytać. :)
W prezentowanej dziś przeze mnie książce Annika jest świeżo mianowaną szefową działu kryminalnego sztokholmskiej popołudniówki usiłującą pogodzić szeroki zakres obowiązków i nienormowane godziny pracy, wyznaczane przez rytm wydarzeń z życiem rodzinnym, którego porządek wyznaczają obowiązki rodzicielskie nad dwójką dzieci w wieku przedszkolnym. Tymczasem dochodzi do wybuchu na Stadionie Olimpijskim w Sztokholmie, gdzie mają się odbyć wkrótce Igrzyska Olimpijskie. Ofiarą wybuchu jest szefowa Komitetu Olimpijskiego, Cristina Furhage. Rozpoczyna się policyjne śledztwo, dziennikarze zaś przystępują do walki o kolejne newsy dotyczące policyjnego dochodzenia w tej sprawie, które pozwolą na uzyskanie przewagi nad konkurentami. Rozpatrywane są różne wersje wydarzeń, również te uznające to wydarzenie za zamach terrorystyczny. Annika podejmuje trop, który nie został zauważony przez inne redakcje. Niemniej jednak, w pracy ciągle musi stawiać czoło obstrukcji ze strony starszych członków redakcji, choć cieszy się poparciem redaktora naczelnego. W życiu rodzinnym również narastają trudności w sprawnej organizacji opieki nad dziećmi w obliczu wydłużonych godzin pracy Anniki i jej męża, który – choć jest tylko urzędnikiem państwowym – to w końcówce roku również ma sporo nieprzewidzianych obowiązków. Tymczasem zabójstwo Cristiny Furhage nie będzie jedynym, a ofiara i osoby z jej otoczenia również mają swoje tajemnice…
Marklund koncentruje się w „Zamachowcu” nie tylko na intrydze kryminalnej, lecz nurtuje ją kwestia pozycji społecznej kobiet i ich osiągnięć w zdominowanym przez mężczyzn świecie. Osobowość Cristiny Furhage jest niejako skonfrontowana z Anniką, a ich problemy w sumie są podobne jeśli chodzi o rywalizację z mężczyznami w pracy. Są to jednak dwie różne osobowości, ale konfrontacja ich ścieżek kariery może wydać się naprawdę interesująca.
Ciekawie przedstawiono pracę redakcji gazety i dylematy, z którymi muszą się zmierzyć dziennikarze. Mam jednak dość przygnębiające odczucie, że znacząca większość tych wątpliwości obecnie już nie istnieje, a sporo artykułów (jeśli nie wszystkie), których publikację Kvällspressens wstrzymało z powodów etycznych, obecnie opublikowanoby bez zmrużenia oka. Wizja gazety, jaką ma redaktor naczelny jest niestety głęboko idealistyczna i nieaktualna w dobie poszukiwania jak najbardziej smakowitych kąsków z życia bohaterów kolorowej prasy oraz w warunkach narastających problemów finansowych wydawców słowa drukowanego.
Bardzo wciągające są również sceny z życia gazety i rozgrywki między Anniką a jej starszymi kolegami i podwładnymi, którzy niechętnym okiem patrzą na jej awans. Sceny indywidualnych spotkań tych współpracowników z redaktorem naczelnym, podczas których po prostu „kablowali” na swoją koleżankę / przełożoną robią duże wrażenie. Co jak co, ale takie sytuacje zdarzają się chyba wszędzie, niezależnie od kraju i szerokości geograficznej.
Annika, którą polubiłam w „Studio Sex”, choć nie zachwyciła mnie w dwóch kolejnych częściach cyklu, zmaga się z wieloma problemami w życiu zawodowym i rodzinnym. Nadal nie może znaleźć „złotego środka”, który zapewniłby jej równowagę wewnętrzną i spokój. W moim odczuciu jest nieco drażniąca, zwłaszcza gdy wyraźnie widać, że uważa swą pracę w gazecie za dużo ważniejszą niż np. praca jej męża. Często jest też poirytowana i zwyczajnie niegrzeczna w momentach, gdy taka być nie musi lub nie wydaje się to uzasadnione istniejącą sytuacją. Jej cechą charakterystyczną jest jak zawsze pasja, dociekliwość i zaangażowanie w wykonywaniu swojej pracy.
Przeczytałam wszystkie prequele napisane już po „Zamachowcu”, ale z książki na książkę seria podobała mi się coraz mniej. Liczyłam więc na to, że „Zamachowiec”, jako inauguracyjna część cyklu, będzie na wyższym poziomie niż czytany przeze mnie ostatnio „Prime time”. Rzeczywiście, jest to lepsza, bardziej dopracowana książka. Intryga kryminalna zapowiadała się bardzo interesująco, ale w drugiej części książki napięcie jednak „siadło”. Końcówkę zaś i wyjaśnienie motywów sprawcy uważam za wybitnie nieudaną.
Podsumowując, „Zamachowiec” to niezły kryminał z zacięciem społecznym o zabarwieniu feministycznym. Annika sprawdza się jako główna bohaterka, gdyż potrafi przykuć uwagę czytelnika i elastycznie wprowadza nas w meandry życia redakcji gazety. Książka zrobiłaby na mnie lepsze wrażenie, gdyby nie zepsuta końcówka. Ale i tak warto przeczytać. :)
Liza Marklund (ur. 1962) - popularna szwedzka powieściopisarka i dziennikarka. Popularność przyniosła jej seria książek z Anniką Bengtzon w roli głównej. Przez 15 lat pracowała jako dziennikarka. Zrezygnowała z tej pracy, aby poświęcić się literaturze. Uczestniczy w wielu kampaniach społecznych, m.in. przeciw przemocy wobec kobiet.
Źródło zdjęcia
Źródło zdjęcia
Autor: Liza Marklund
Tytuł oryginalny: Sprängaren
Wydawnictwo: Czarna Owca
Seria: Czarna Seria
Tłumacz: Paweł Pollak
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 472
poniedziałek, 9 września 2013
Znacie Parauszka?
![]() |
Źródło zdjęcia |
Ostatnio w naszym domu króluje zajączek Parauszek, otwarty i życzliwy właściciel pary uszek :). Jest on bohaterem najnowszej animacji łódzkiego Se-ma-fora. Nasz synek, gdy tylko zobaczył zdjęcie zajączka w gazecie już nie mógł się doczekać filmu z jego udziałem. Od 1 września stał się wiernym widzem przygód zajączka, które można śledzić w Minimini+.
"Parauszek i przyjaciele" opowiada o przygodach dziewiątki przyjaciół - mieszkańców Naszego Lasu. Obok Zajączka Parauszka w bajce możemy zobaczyć Zajączkę Usię, Łosia Łopatka, Bobra Klepka, Misia Benka, Srokę Madzię, Wiewiórkę Kitkę i dwóch leśnych urwisów – Lisa Fredka i Wilka Waldka. Ich perypetie są przedmiotem obserwacji dorosłej Sowy Uhu, która przekazuje małym widzom wskazówki na temat właściwego zachowania.
Serial jest przeznaczony dla najmłodszych dzieci. Jest ciepły, pozbawiony agresji i opowiada o podstawowych sprawach w życiu dziecka, o miłości, przyjaźni, gotowości do współpracy. Choć zajączkowi zdarza się popełniać błędy, potrafi wyciągnąć z nich wnioski. Jego przyjaciele uosabiają rozmaite wady i zalety ludzkiego charakteru. Każda z 10-minutowych historyjek dobrze się kończy, a maluchy mogą z niego zaczerpnąć wiele życiowych mądrości i wniosków serwowanych przez Sowę.
Serial o Parauszku jest pierwszą od kilkunastu lat polską animacją lalkową, która przed laty była specjalnością legendarnego łódzkiego studia filmowego. To tu powstał "Miś Uszatek" i "Przygody Misia Colargola", których godnym następcą jest Parauszek. Przyznać trzeba, że udał się ten zajączek, oj udał. Twórcom serialu należą się wielkie brawa. Na każdym kroku widać dbałość o detale. Lasy, wzgórza, domki i setki maleńkich, drobiazgowo wykonanych rekwizytów budzą zachwyt. Mieszkanka zwierzątek są dopracowane w każdym szczególe. Mnie szczególnie oczarowało lokum sroki Madzi obwieszone srebrnymi kluczykami z różnymi staroświeckimi gadżetami, jak np. gramofon ze wspaniałą tubą.
W realizację serialu zostały włożone spore jak na polskie warunki fundusze, ale były to bardzo dobrze wydane pieniądze i śmiem przypuszczać, że to jedna z lepszych inwestycji Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Widać, że realizatorzy serii przygotowali nie tylko wartościową produkcję, ale pomyśleli również o zdobyciu zagranicznych rynków. Na kanale youtube można obejrzeć angielski zwiastun serialu. Imiona niektórych zwierzątek zaczynają się na taką samą literę jak nazwy zwierzątek w jęz. angielskim, co jest rozwiązaniem przyjętym w "Śwince Pepie" (np. sroka Madzia - a magpie, miś Benek - a bear, lis Fredek - a fox, wilk Waldek - a wolf). Serial ma też dubbing angielski, który przygotowali aktorzy telewizji BBC. Najnowsza produkcja Se-ma-fora prezentowana była również w konkursach międzynarodowych festiwali. Już wkrótce serial będzie pokazywany w Szwajcarii i Czechach. Oby także inne kraje zainteresowały się przygodami Parauszka i jego przyjaciół, bo naprawdę warto! Życzę twórcom serialu, aby Parauszek z kolegami stał się naszym produktem eksportowym. Warto kuć żelazo póki gorące i zacząć pracę nad kolejną serią.
Obejrzałam do tej pory kilka odcinków (z trzynastu) i jego poziom oceniam naprawdę wysoko. Synek czeka niecierpliwie na 18.50, podśpiewuje często piosenkę o Parauszku i są to znane już nam objawy zdobycia jego serduszka przez kolejnego dziecięcego bohatera. Świetna to rzecz i dlatego nie mogłam się powstrzymać od zareklamowania tej nowej produkcji. Oby to był sygnał odrodzenia polskiej animacji. Na dobry początek dnia zachęcam do posłuchania piosenki przewodniej serialu. :)
Serial: "Parauszek i przyjaciele"
Pomysł serialu: Wojciech Próchniewicz, Zbigniew Żmudzki
Scenariusz: Antoni Bańkowski, Wojciech Próchniewicz, Julia Śniarowska, Krzysztof Brzozowski
Reżyseria: Krzysztof Brzozowski
Muzyka: Wojciech Lemański
Wykonanie piosenki: Jan Radwan, Jędrzej LemańskiPolski dubbing: Joanna Stasiewicz, Jacek Łuczak, Michał Staszczak i Ewa Gałat
Rok produkcji: 2013
niedziela, 8 września 2013
czwartek, 5 września 2013
Zygmunt Miłoszewski, Bezcenny
Akcja "Bezcennego", choć pojawiają się wydarzenia z 1945 i 46 r., toczy się współcześnie, a główną osią intrygi jest próba odzyskania zaginionego podczas wojny „Portretu młodzieńca” pędzla Rafaela. Polski rząd (odniesienia do osób aktualnie sprawujących swoje funkcje są jednoznaczne i oczywiste) podejmuje ściśle tajną akcję mającą na celu odzyskanie obrazu w sposób zdecydowanie nielegalny. W tym celu organizuje grupę czterech osób o całkowicie różnej proweniencji licząc na to, że ludzie ci będą w stanie dokonać niemożliwego. W skład grupy wchodzą dr Zofia Lorentz, urzędniczka MSZ odpowiedzialna za odzyskiwanie zaginionych dzieł; Karol Boznański, uznany marszand obracający się w środowisku handlarzy sztuką na całym świecie, a jednocześnie były narzeczony Zofii; Lisa, legendarna szwedzka złodziejka dzieł sztuki i na dodatek Anatol Gmitruk, emerytowany oficer służb specjalnych. Ta, sformowana naprędce, dość egzotyczna grupa ma za zadanie odzyskać obraz, którego zaginięcie jest największą tajemnicą ostatniej wojny. Akcja rwie jak z kopyta, dzieje się wiele, intryga okazuje się wielostopniowa, a nasi bohaterowie są uwikłani w aferę o wymiarze globalnym, która rzuca ich po całej Europie i nie tylko. Na domiar złego okazuje się, że ich tropem podąża płatny zabójca wynajęty przez jedno z mocarstw…
„Bezcenny” to jeden z bestsellerów tego lata, książka bardzo oczekiwana nie tylko ze względu na cenionego autora, lecz również z uwagi na fascynujący i jednocześnie bolesny temat niepowetowanych strat w zbiorach sztuki, jakie poniosła Polska podczas ostatniej wojny. Opinia o tym, że to dobra książka dotarła też do mojego otoczenia, co zostało ostatecznie potwierdzone w czerwcu, gdy wymieniałam się prezentami imieninowymi z koleżanką. Otóż obie kupiłyśmy dla tej drugiej właśnie „Bezcennego” ;)
Książka Miłoszewskiego porównywana jest do twórczości Dana Browna. Nie jestem wielbicielką twórczości tego amerykańskiego autora, ale muszę przyznać, że „Bezcenny” jest napisany sprawnie i zapewnia chwilę relaksu. Są niesamowite zbiegi okoliczności, kilogramy szczęścia, ale największym atutem tej pozycji jest poruszony przez autora temat.
Książka Miłoszewskiego porównywana jest do twórczości Dana Browna. Nie jestem wielbicielką twórczości tego amerykańskiego autora, ale muszę przyznać, że „Bezcenny” jest napisany sprawnie i zapewnia chwilę relaksu. Są niesamowite zbiegi okoliczności, kilogramy szczęścia, ale największym atutem tej pozycji jest poruszony przez autora temat.
![]() |
Zaginiony "Portret młodzieńca" przypisywany Rafaelowi Santi Źródło zdjęcia |
Choć nie mam nic wspólnego ze środowiskiem kolekcjonerów i handlarzy dzieł sztuki, czuję podskórnie, że pisarz postarał się o oddanie realiów panujących w tym światku. Niewątpliwie przygotował się również do przedstawienia pewnych aspektów funkcjonowania administracji państwowej, której reprezentantką jest Zofia Lorentz . O ile jednak się orientuję (a pewną szczątkową wiedzę na ten temat posiadam) rozmowa, a właściwie rozmowy, jakie odbyła nasza bohaterka z Premierem i ministrem kultury w Kancelarii Premiera, nie mogłyby się odbyć w taki sposób, w jaki zostało to przedstawione. Albo może inaczej się wyrażę. Gdyby urzędniczka średniego szczebla zachowała się i wypowiedziała się tak jak ona podczas obu tych rozmów, na pewno nie pracowałaby dłużej w ministerstwie mimo nieposzlakowanej opinii i dobrej opinii w środowisku dyplomacji. Średni szczebel i niepodważalna wiedza merytoryczna nie są obecnie gwarantem trwałości zatrudnienia. ;)
Bohaterowie „Bezcennego” są dość wyraziści, ale mnie nie porwali. Pierwsze skrzypce ma grać doktor Lorentz, jak każe siebie nazywać. Jest ona jednak w sumie dość bezbarwna, choć stylizowana na „silną” kobietę. Była związana w przeszłości z Karolem Boznańskim i choć czytelnicy od początku są świadomi, że uczucie ich łączące nie wyparowało, to jednak nie dowiedziałam się, jakie właściwie były powody ich rozstania przed laty. Dr Lorentz z pasją walczy o odzyskanie polskich zabytków, ona również przedstawia w formie specyficznego wykładu perypetie obrazu Rafaela i hipotezy dotyczące jego zaginięcia.
Karol Boznański z kolei jest właściwie bohaterem bez skazy: wykształcony, bogaty, elegancki. Uczucia również mu nie brakuje, choć starannie je skrywa pod maską zblazowanego światowca. On chyba zresztą najbardziej przykuł moją uwagę, ale co w tym dziwnego? Każda kobieta marzy o takim bohaterze w swoim życiu. :) A jeśli jeszcze dysponuje gadżetem ewidentnie nawiązującym do przygód Pana Samochodzika, to Boznański zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie, jeśli chodzi o siłę przyciągania uwagi spośród ekipy tropicieli zaginionego obrazu.
Z pozostałej dwójki bohaterów Lisa ma zapewniać element komediowy swoim specyficznym językiem opartym na więziennej grypserze (czasem jednak autor nie jest zbyt konsekwentny w tym zamierzeniu i to psuje efekt), a Gmitruk – doświadczenie komandosa, aczkolwiek jego perypetie osobiste nie są tu bez znaczenia. Muszę jednak przyznać, że żaden z bohaterów nie okazał się na tyle ciekawy, aby przykuć mnie do fotela i mocno z nim sympatyzować podczas lektury.
Bohaterowie „Bezcennego” są dość wyraziści, ale mnie nie porwali. Pierwsze skrzypce ma grać doktor Lorentz, jak każe siebie nazywać. Jest ona jednak w sumie dość bezbarwna, choć stylizowana na „silną” kobietę. Była związana w przeszłości z Karolem Boznańskim i choć czytelnicy od początku są świadomi, że uczucie ich łączące nie wyparowało, to jednak nie dowiedziałam się, jakie właściwie były powody ich rozstania przed laty. Dr Lorentz z pasją walczy o odzyskanie polskich zabytków, ona również przedstawia w formie specyficznego wykładu perypetie obrazu Rafaela i hipotezy dotyczące jego zaginięcia.
Karol Boznański z kolei jest właściwie bohaterem bez skazy: wykształcony, bogaty, elegancki. Uczucia również mu nie brakuje, choć starannie je skrywa pod maską zblazowanego światowca. On chyba zresztą najbardziej przykuł moją uwagę, ale co w tym dziwnego? Każda kobieta marzy o takim bohaterze w swoim życiu. :) A jeśli jeszcze dysponuje gadżetem ewidentnie nawiązującym do przygód Pana Samochodzika, to Boznański zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie, jeśli chodzi o siłę przyciągania uwagi spośród ekipy tropicieli zaginionego obrazu.
Z pozostałej dwójki bohaterów Lisa ma zapewniać element komediowy swoim specyficznym językiem opartym na więziennej grypserze (czasem jednak autor nie jest zbyt konsekwentny w tym zamierzeniu i to psuje efekt), a Gmitruk – doświadczenie komandosa, aczkolwiek jego perypetie osobiste nie są tu bez znaczenia. Muszę jednak przyznać, że żaden z bohaterów nie okazał się na tyle ciekawy, aby przykuć mnie do fotela i mocno z nim sympatyzować podczas lektury.
Książka zyskała uznanie wielu blogerów, w tym wielu z tych, których opinie cenię i szanuję. Sięgając po książkę nie spodziewałam się arcydzieła, lecz szybkiej akcji, ciekawej intrygi i wyrazistych bohaterów, oczekiwałam po prostu dobrej rozrywki. Nie można odmówić autorowi talentu narracyjnego i umiejętności konstruowania opowieści. Początek obiecuje wiele, przenosimy się między kolejnymi planami czasowymi prowadzeni przez pisarza jak po sznurku. I właśnie początek jest w tej książce najlepszy, niosący tajemnicę i najbardziej wciągający. Później moja przyjemność z lektury jednak opadła skutecznie uziemiona przez kompletnie nielogiczną eskapadę naszej grupy specjalnej do USA. Wszystko, co nastąpiło potem, było z tym związane i jakoś nie mogłam się przekonać do dalszego rozwoju wypadków. Wierzę, że ta książka może wciągnąć, gdyż naprawdę jest nieźle napisana, ale w moim przypadku było inaczej i przyznam szczerze, że czytałam ją zadziwiająco długo jak na tego typu literaturę i swoje możliwości.
Jak już napisałam wyżej, najlepszym elementem "Bezcennego" jest w mojej opinii temat przewodni książki, gdyż zwraca uwagę na ważny, lecz, niestety, mało "medialny" problem, z którym nasz kraj boryka się od wielu lat. Na przykładzie zaginionego „Portretu młodzieńca” możemy zdać sobie sprawę, jak wiele zbiorów sztuki z terenu Polski po prostu przepadło, jak się wydaje, bezpowrotnie. Tym większym szacunkiem należy darzyć ludzi, którzy w strukturach MSZ i MKiDN wykonują mrówczą pracę, aby wyśledzić te resztki, które ciągle gdzieś wypływają na aukcjach dzieł sztuki. Chwała autorowi, że poruszył ten problem, który powinien nas wszystkich łączyć, a nie dzielić. Jeśli chodzi o intrygę, to jak dla mnie za dużo tu szczęśliwych zbiegów okoliczności, za mało logiki, ale tematyka powoduje, że oceniam tę książkę jako zdecydowanie ciekawszą niż propozycje Browna. No i szczerze życzę autorowi korzystnej sprzedaży praw do książki, które wycenił ni mniej ni więcej, lecz na milion dolarów, o czym poinformował wydawca w notce biograficznej.
Zygmunt Miłoszewski (ur. 1976) - pisarz, dziennikarz, scenarzysta. Zadebiutował na łamach "Polityki" opowiadaniem "Kradzież portfela" (2004). Wydał następujące powieści: "Domofon" (2005), "Góry Żmijowe" (2006), "Uwikłanie" (2007), "Ziarno prawdy" (2011) i "Bezcenny" (2013). "Uwikłanie", pierwsza powieść z cyklu o prokuratorze Szackim, otrzymała Nagrodę Wielkiego Kalibru, została również przetłumaczona na jęz. angielski i spotkała się z bardzo dobrymi opiniami recenzentów i czytelników.
Źródło zdjęcia
Autor: Zygmunt Miłoszewski
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 495
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Autorzy
Agopsowicz Monika
Albaret Celeste
Albom Mitch
Alvtegen Karin
Austen Jane
Babina Natalka
Bachmann Ingeborg
Baranowska Małgorzata
Becerra Angela
Beekman Aimee
Bek Aleksander
Bellow Saul
Bennett Alan
Besala Jerzy
Bobkowski Andrzej
Bogucka Maria
Bonda Katarzyna
Borkowska Urszula
Bowen Rhys
Brabant Hyacinthe
Braine John
Brodski Josif
Calvino Italo
Castagno Dario
Cegielski Tadeusz
Cejrowski Wojciech
Cherezińska Elżbieta
Cleeves Ann
Courtemanche Gil
Covey Sean
Crummey Michael
Cusk Rachel
Czapska Maria
Czarnecka Renata
Czarnyszewicz Florian
Czwojdrak Bożena
Dallas Sandra
Didion Joan
Dmochowska Emma
Doctorow E.L.
Domagalski Dariusz
Domańska-Kubiak Irena
Dostojewska Anna
Drewniak Wojciech
Drinkwater Carol
Drucka Nadzieja
Druckerman Pamela
Dunlop Fuchsia
Dyer Wayne
Edwardson Ake
Evans Richard
Fabiani Bożena
Fadiman Anne
Faulkner William
Fiedler Arkady
Filipowicz Wika
Fletcher Susan
Fogelström Per Anders
Fowler Karen Joy
Frankl Viktor
Franzen Jonathan
Frayn Michael
Fredro Aleksander
Fryczkowska Anna
Fønhus Mikkjel
Gaskell Elizabeth
Genow Magdalena
Gilmour David
Giordano Paolo
Goetel Ferdynand
Goethe Johann Wolfgang
Gołowkina Irina
Grabowska-Grzyb Ałbena
Grabski Maciej
Green Penelope
Grimes Martha
Grimwood Ken
Gunnarsson Gunnar
Gustafsson Lars
Gutowska-Adamczyk Małgorzata
Guzowska Marta
Hagen Wiktor
Hamsun Knut
Hejke Krzysztof
Helsztyński Stanisław
Hen Józef
Herbert Zbigniew
Hill Napoleon
Hill Susan
Hoffmanowa Klementyna
Holt Anne
Hovsgaard Jens
Hulova Petra
Ishiguro Kazuo
Iwaszkiewicz Jarosław
Iwaszkiewiczowa Anna
Jaffrey Madhur
Jahren Hope
Jakowienko Mira
Jamski Piotr
Jaruzelska Monika
Jastrzębska Magdalena
Jersild Per Christian
Jurgała-Jureczka Joanna
Jörgensdotter Anna
Kaczyńska Marta
Kallentoft Mons
Kanger Thomas
Kanowicz Grigorij
Karlsson Elise
Karon Jan
Karpiński Wojciech
Kaschnitz Marie Luise
Kolbuszewski Jacek
Komuda Jacek
Kowecka Elżbieta
Kościński Piotr
Kraszewski Józef Ignacy
Kroh Antoni
Kruusval Catarina
Krzysztoń Jerzy
Kręt Helena
Kuncewiczowa Maria
Kutyłowska Helena
Lackberg Camilla
Lanckorońska Karolina
Lander Leena
Larsson Asa
Laurain Antoine
Lehtonen Joel
Loreau Dominique cytaty
Lupton Rosamund
Lurie Alison
Maciejewska Beata
Maciorowski Mirosław
Mackiewicz Józef
Magris Claudio
Malczewski Rafał
Maloney Alison
Manguel Alberto
Mankell Henning
Mann Wojciech
Mansfield Katherine
Marai Sandor
Marias Javier
Marinina Aleksandra
Marklund Liza
Marquez Gabriel
Masłoń Krzysztof
Mazzucco Melania
Małecki Jan
McKeown Greg
Meder Basia
Meller Marcin
Meredith George
Michniewicz Tomasz
Mitchell David
Mizielińscy
Miłoszewski Zygmunt
Mjaset Christer
Mrożek Sławomir
Mukka Timo
Murakami Haruki
Musierowicz Małgorzata
Musso Guillaume
Myśliwski Wiesław
Nair Preethi
Naszkowski Zbigniew
Nesbø Jo
Nesser Hakan
Nicieja Stanisław
Nothomb Amelie
Nowakowski Marek
Nowik Mirosław
Obertyńska Beata
Oksanen Sofi
Orlińska Zuzanna
Ossendowski Antoni Ferdynand
Pająk-Puda Dorota
Paukszta Eugeniusz
Pawełczyńska Anna
Pawlikowski Michał
Pezzelli Peter
Pilch Krzysztof
Platerowa Katarzyna
Plebanek Grażyna
Proust Marcel
Pruszkowska Maria
Pruszyńska Anna
Przedpełska-Trzeciakowska Anna
Puchalska Joanna
Puzyńska Katarzyna
Płatowa Wiktoria
Quinn Spencer
Rabska Zuzanna
Rankin Ian
Rejmer Małgorzata
Reszka Paweł
Rutkowski Krzysztof
Rylski Eustachy
Sadler Michael
Safak Elif
Schirmer Marcin
Seghers Jan
Sobański Antoni
Sobolewska Justyna
Staalesen Gunnar
Stanowski Krzysztor
Stasiuk Andrzej
Stec Ewa
Stenka Danuta
Stockett Kathryn
Stulgińska Zofia
Susso Eva
Sypuła-Gliwa Joanna
Szabo Magda
Szalay David
Szarota Piotr
Szczygieł Mariusz
Szejnert Małgorzata
Szumska Małgorzata
Terzani Tiziano
Theorin Johan
Thompson Ruth
Todd Jackie
Tomkowski Jan
Tristante Jeronimo
Tullet Herve
Velthuijs Max
Venclova Tomas
Venezia Mariolina
Vesaas Tarjei
Wachowicz-Makowska Jolanta
Waltari Mika
Warmbrunn Erika
Wassmo Herbjørg
Wasylewski Stanisław
Wałkuski Marek
Wańkowicz Melchior
Weissensteiner Friedrich
White Patrick
Wiechert Ernst
Wieslander Jujja
Włodek Ludwika
Zevin Gabrielle
Zyskowska-Ignaciak Katarzyna
de Blasi Marlena
Ładyński Antonin
Łapicka Zuzanna
Łopieńska Barbara
Łozińska Maja
Łoziński Mikołaj
Żylińska Jadwiga
Kraje
literatura amerykańska
literatura australijska
literatura austriacka
literatura belgijska
literatura białoruska
literatura brytyjska
literatura czeska
literatura duńska
literatura estońska
literatura fińska
literatura francuska
literatura hiszpańska
literatura holenderska
literatura indyjska
literatura islandzka
literatura japońska
literatura kanadyjska
literatura kolumbijska
literatura litewska
literatura niemiecka
literatura norweska
literatura nowozelandzka
literatura polska
literatura rosyjska
literatura szwedzka
literatura turecka
literatura węgierska
literatura włoska
Wydawnictwa
Agora
Akapit Press
Albatros
Amber
Arcana
Babaryba
Bellona
Bernardinum
Biblioteka Więzi
Bona
Czarna Owca
Czarne
Czerwone i Czarne
Czytelnik
Dobra Literatura
Dom na wsi
Dwie Siostry
Editio
Egmont
FIS
Fabryka Słów
Harmonia
Iskry
Kontra
Książka i Wiedza
Książnica
LTW
MAG
MG
MS
MT Biznes
Media Rodzina
Muza
Nasza Księgarnia
Nisza
Noir sur Blanc
Oficyna Naukowa
Onepress
Ossolineum
Otwarte
PIW
PWN
Pascal
Pauza
Pax
Pojezierze Olsztyn
Pol-Nordica
Polskie Towarzystwo Teologiczne
Prószyński i S-ka
Rebis
Salwator
Sic!
Smak Słowa
Sonia Draga
TMM Polska
The Facto
Twój Styl
Videograf
WAB
Wiatr od morza
Wilga
Współpraca
Wydawnictwo Dolnośląskie
Wydawnictwo Kobiece
Wydawnictwo Literackie
Wydawnictwo Literatura
Wydawnictwo Morskie
Wydawnictwo Poznańskie
Wydawnictwo Śląsk
Zakamarki
Zeszyty Literackie
Znak
Zysk i S-ka
słowo obraz terytoria
wydawnictwo M
Świat Książki
Serie
A to Polska właśnie
Antykwariat polskiego romansu
Arcydzieła norweskiej literatury
Asy kryminału
Bliżej siebie
Czarna seria
Dolce Vita
Dzieła Najwybitniejszych Noblistów
Fortuna i fatum
Kalejdoskop
Kameleon
Klub Interesującej Książki
Koliber
Kryminał z klasą
Mała proza
Metropolie retro
Mroczna seria
Mroczny zaułek
Nike
Pasaże
Podróże retro
Poznaj Świat
Salamandra
Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Seria Podróże
Sulina
Terytoria Skandynawii
Tete a tete
Wspomnienia i relacje
Współczesna Proza Światowa
Z kobrą
Ze Strachem
z miotłą
Cytaty
Nesser Hakan cytaty
Pessoa Fernando cytaty
cytaty Austen Jane
cytaty Bachmann Ingeborg
cytaty Baranowska Małgorzata
cytaty Brodski Josif
cytaty Dickinson Emily
cytaty Dostojewski Fiodor
cytaty Faulkner William
cytaty Goethe Johann Wolfgang
cytaty Heller Michał
cytaty Herbert Zbigniew
cytaty Iwaszkiewicz Jarosław
cytaty Iwaszkiewiczowa Anna
cytaty Karpiński Wojciech
cytaty Malczewski Rafał
cytaty Mansfield Katherine
cytaty Marai Sandor
cytaty Mrożek Sławomir
cytaty Nesbø Jo
cytaty Nooteboom Cees
cytaty Obertyńska Beata
cytaty Ossendowski Antoni Ferdynand
cytaty Proust Marcel
cytaty Przedpełska-Trzeciakowa Anna
cytaty Stasiuk Andrzej
cytaty Szczygieł Mariusz
cytaty Terzani Tiziano
cytaty Varga Krzysztof
cytaty Wilk Mariusz
cytaty Witkiewicz Stanisław Ignacy
cytaty Woolf Virginia
cytaty Zagańczyk Marek
cytaty de Custine
Poezja
poetycznie
poezja Achmatowa Anna
poezja Baczyński Krzysztof Kamil
poezja Barańczak Stanisław
poezja Brodski Josif
poezja Dickinson Emily
poezja Dylan Thomas
poezja Gabriela Mistral
poezja Gałczyński Konstanty Ildefons
poezja Hillar Małgorzata
poezja Iwaszkiewicz Jarosław
poezja Jesienin Siergiej
poezja Kaczmarski Jacek
poezja Lechoń Jan
poezja Leśmian Bolesław
poezja Norwid Cyprian Kamil
poezja Obertyńska Beata
poezja Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
poezja Pessoa Fernando
poezja Poświatowska Halina
poezja Przerwa-Tetmajer
poezja Różewicz Tadeusz
poezja Sexton Anne
poezja Stachura Edward
poezja Szymborska Wisława
poezja Wielkanoc
poezja Wordsworth William
poezja Wszystkich Świętych
poezja Yeats William Butler
Inne
Boże Narodzenie
Kresy
Nowy Rok
Wielkanoc
Wspomnienia i relacje
Współpraca
dla dzieci
fantastyka
filmowo
historycznie
konkursowo
kryminał
książkowo
kulinarnie
muzycznie
podróże
poetycznie
rocznicowo
rozwój osobisty
teatralnie
ulotne chwile
varia
varia Austen Jane
varia Joyce James
varia Proust Marcel