Czy historia to tylko dzieje państw, procesy dziejowe stymulowane warunkami ekonomicznymi, postępem naukowym prowadzącymi nas nieuchronnie do krainy wiecznej szczęśliwości ? Nie, dziś już chyba nie mamy wątpliwości, że wizja takiej historii, jaka dominowała przez większą część PRL-u jest zbyt uboga. Ale sprowadzanie historii do listy decyzji władców, którzy wywoływali wojny z powodu chwilowego kaprysu też nie jest prawdziwa. Przecież przeszłość niesie ze sobą tyle ludzkich historii, tajemnic, niezbadanych jeszcze ścieżek, które warto odkryć, aby nie uległy zapomnieniu. I chwała tym, którzy starają się poprzez jednostkowe historie przybliżyć czytelnikom epokę, w której te postacie żyły i w jakiej przyszło im działać.
„Pani na Złotym Potoku” prezentuje nam historię życia Marii Beatrix Raczyńskiej z domu Krasińskiej (1850-84), córki Zygmunta Krasińskiego i członkinię jednej z najznamienitszych polskich rodzin. Muszę przyznać nieskromnie, że historię znam nieco lepiej niż przeciętny obywatel tego kraju, a ta postać nie była mi znana. Z tym większą chęcią i rozbudzonym zainteresowaniem zasiadłam do lektury tej książki. Dodatkową zachętą było moje niezbyt wyraźne wspomnienie wizyty w Złotym Potoku sprzed kilku lat. Ponieważ niewiele zapamiętałam z tamtego pobytu, a i dorobek fotograficzny nie był zbyt owocny, postanowiłam poznać bliżej życie tej, która ukochała to miejsce, chociaż autorka lojalnie uprzedza, że postać Marii Beatrix doczekała się swoistej „czarnej legendy”.
Bohaterka opowieści Magdaleny Jastrzębskiej nie napisała powieści, nie dokonała odkryć naukowych, ale jej życie osadzone w 2 połowie XIX wieku daje czytelnikowi odczuć, jak wyglądało wtedy życie wyższych sfer. A przedstawiciele polskiej arystokracji częściej się wtedy spotykali w Paryżu niż w Warszawie czy Krakowie.
„Pani na Złotym Potoku” prezentuje nam historię życia Marii Beatrix Raczyńskiej z domu Krasińskiej (1850-84), córki Zygmunta Krasińskiego i członkinię jednej z najznamienitszych polskich rodzin. Muszę przyznać nieskromnie, że historię znam nieco lepiej niż przeciętny obywatel tego kraju, a ta postać nie była mi znana. Z tym większą chęcią i rozbudzonym zainteresowaniem zasiadłam do lektury tej książki. Dodatkową zachętą było moje niezbyt wyraźne wspomnienie wizyty w Złotym Potoku sprzed kilku lat. Ponieważ niewiele zapamiętałam z tamtego pobytu, a i dorobek fotograficzny nie był zbyt owocny, postanowiłam poznać bliżej życie tej, która ukochała to miejsce, chociaż autorka lojalnie uprzedza, że postać Marii Beatrix doczekała się swoistej „czarnej legendy”.
Bohaterka opowieści Magdaleny Jastrzębskiej nie napisała powieści, nie dokonała odkryć naukowych, ale jej życie osadzone w 2 połowie XIX wieku daje czytelnikowi odczuć, jak wyglądało wtedy życie wyższych sfer. A przedstawiciele polskiej arystokracji częściej się wtedy spotykali w Paryżu niż w Warszawie czy Krakowie.
Maria Beatrix nie miała łatwego dzieciństwa. Powszechnie znana jest historia małżeństwa Zygmunta Krasińskiego i Elizy z Branickich i wieloletni związek naszego wieszcza z Delfiną Potocką. Życie w takim trójkącie miało na pewno wpływ na kształtowanie się charakteru naszej bohaterki. W pierwszych rozdziałach książki autorka odtwarza atmosferę domu rodzinnego, smutki, a nawet tragedie, jak choćby śmierć młodszej siostry Marii podczas rodzinnego pobytu w Złotym Potoku w 1857 roku. Mało kto zdaje sobie również sprawę, że w rodzinie Krasińskich spustoszenie poczyniła dziedziczna gruźlica. Maria Beatrix, mimo że zmarła zaledwie w wieku 34 lat, i tak żyła najdłużej z czwórki dzieci Zygmunta Krasińskiego, a wychodząc za mąż w 1877 r. była już zupełnie sama na tym świecie.
Z ciekawością śledziłam koleje losu Marii Beatrix odtworzone pieczołowicie i z wielką starannością przez autorkę. A przyznać trzeba, że nie było to zadanie łatwe. Ba, w obliczu unicestwienia archiwów Raczyńskich i Krasińskich podczas ostatniej wojny, to zadanie wymagające w moim przekonaniu benedyktyńskiej wręcz cierpliwości i pracy w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów, wspomnień dotyczących bezpośrednio lub pośrednio głównej bohaterki w wydawnictwach, monografiach i dokumentach epoki. Czasem jest to jedno zdanie, które rzuca światło na myśli i uczucia naszej bohaterki, czasem trochę dłuższa wzmianka. Szczęśliwie, ocalały odpisy listów Marii Beatrix, część korespondencji z ostatnich lat życia została również opublikowana w czasopiśmie „Świt”. Te listy wiele wyjaśniają, zwłaszcza przy opisie chyba największej tajemnicy jej życia, czyli całkowicie poważnej propozycji małżeństwa wystosowanej przez króla Szwecji Karola XV. Warto poznać arcyciekawe szczegóły tego szerzej nieznanego epizodu. Ponieważ liczba Polek na królewskich tronach jest wysoce niezadowalająca (przykład Marii Leszczyńskiej, małżonki Ludwika XV, króla Francji, to dość specyficzny wyjątek od reguły) pozwoliłam sobie poszperać trochę w sieci w poszukiwaniu śladów tego planowanego i pieczołowicie przygotowywanego małżeństwa. Dotarłam do kilku wzmianek na forach dyskusyjnych poświęconych szwedzkiej rodzinie królewskiej, ale postać Marii Krasińskiej i tam owiana jest mgłą tajemnicy. Wielu dyskutantów myli ją z inną Marią Krasińską (1847-1912); przykład takiej pomyłki znajdziecie tu (wpis Marengo). Odkryłam również, że jeden z numerów kwartalnika Royalty Digest Quarterly z 2007 r. zawiera artykuł poświęcony naszej bohaterce, niedoszłej małżonce Karola XV (artykuł pt. "Almost Queen of Sweden and Norway"). Wszystko to świadczy jednak o tym, że szwedzki tron był bardzo, bardzo blisko Marii Beatrix i kto wie, może to królewskie małżeństwo byłoby zupełnie udane.
Maria Beatrix zmarła młodo, ale jej „czarna legenda” to fakt, utrwalony głównie w książce Edwarda Raczyńskiego, Prezydenta RP na uchodźstwie w latach 1975-86, syna męża Marii z drugiego małżeństwa zawartego po jej śmierci. Magdalena Jastrzębska ciekawie prezentuje rywalizację i dość skomplikowane stosunki rodzinne, jakie łączyły Marię Beatrix z Różą z Potockich, matką Edwarda (nawiasem mówiąc, Róża z Potockich wydaje mi się ogromnie ciekawą postacią i sądzę, że w bliskiej przyszłości postaram się zapoznać również z jej biografią). Zbija również część krytycznych (by nie powiedzieć krytykanckich) opinii wyrażonych w jego książce. Fakt niepochlebnej opinii o „pani na Złotym Potoku” jest zresztą potwierdzony choćby obecnym wpisem w Wikipedii w biogramie jej męża, gdzie bez żadnych wahań stwierdza się, że oba pierwsze małżeństwa Róży z Potockich i Edwarda Raczyńskiego były nieudane i zawarte niemal jednocześnie, gdy tymczasem Róża poślubiła brata Marii Beatrix w 1868 r., a Maria Beatrix Edwarda w 1877 r., tak więc dzieli je 9 lat i raczej trudno tutaj o jednoczesną akcję „dywersyjną” rodzeństwa Krasińskich mającą na celu rozbicie związku Róży i Edwarda. :)
Z ciekawością śledziłam koleje losu Marii Beatrix odtworzone pieczołowicie i z wielką starannością przez autorkę. A przyznać trzeba, że nie było to zadanie łatwe. Ba, w obliczu unicestwienia archiwów Raczyńskich i Krasińskich podczas ostatniej wojny, to zadanie wymagające w moim przekonaniu benedyktyńskiej wręcz cierpliwości i pracy w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów, wspomnień dotyczących bezpośrednio lub pośrednio głównej bohaterki w wydawnictwach, monografiach i dokumentach epoki. Czasem jest to jedno zdanie, które rzuca światło na myśli i uczucia naszej bohaterki, czasem trochę dłuższa wzmianka. Szczęśliwie, ocalały odpisy listów Marii Beatrix, część korespondencji z ostatnich lat życia została również opublikowana w czasopiśmie „Świt”. Te listy wiele wyjaśniają, zwłaszcza przy opisie chyba największej tajemnicy jej życia, czyli całkowicie poważnej propozycji małżeństwa wystosowanej przez króla Szwecji Karola XV. Warto poznać arcyciekawe szczegóły tego szerzej nieznanego epizodu. Ponieważ liczba Polek na królewskich tronach jest wysoce niezadowalająca (przykład Marii Leszczyńskiej, małżonki Ludwika XV, króla Francji, to dość specyficzny wyjątek od reguły) pozwoliłam sobie poszperać trochę w sieci w poszukiwaniu śladów tego planowanego i pieczołowicie przygotowywanego małżeństwa. Dotarłam do kilku wzmianek na forach dyskusyjnych poświęconych szwedzkiej rodzinie królewskiej, ale postać Marii Krasińskiej i tam owiana jest mgłą tajemnicy. Wielu dyskutantów myli ją z inną Marią Krasińską (1847-1912); przykład takiej pomyłki znajdziecie tu (wpis Marengo). Odkryłam również, że jeden z numerów kwartalnika Royalty Digest Quarterly z 2007 r. zawiera artykuł poświęcony naszej bohaterce, niedoszłej małżonce Karola XV (artykuł pt. "Almost Queen of Sweden and Norway"). Wszystko to świadczy jednak o tym, że szwedzki tron był bardzo, bardzo blisko Marii Beatrix i kto wie, może to królewskie małżeństwo byłoby zupełnie udane.
Maria Beatrix zmarła młodo, ale jej „czarna legenda” to fakt, utrwalony głównie w książce Edwarda Raczyńskiego, Prezydenta RP na uchodźstwie w latach 1975-86, syna męża Marii z drugiego małżeństwa zawartego po jej śmierci. Magdalena Jastrzębska ciekawie prezentuje rywalizację i dość skomplikowane stosunki rodzinne, jakie łączyły Marię Beatrix z Różą z Potockich, matką Edwarda (nawiasem mówiąc, Róża z Potockich wydaje mi się ogromnie ciekawą postacią i sądzę, że w bliskiej przyszłości postaram się zapoznać również z jej biografią). Zbija również część krytycznych (by nie powiedzieć krytykanckich) opinii wyrażonych w jego książce. Fakt niepochlebnej opinii o „pani na Złotym Potoku” jest zresztą potwierdzony choćby obecnym wpisem w Wikipedii w biogramie jej męża, gdzie bez żadnych wahań stwierdza się, że oba pierwsze małżeństwa Róży z Potockich i Edwarda Raczyńskiego były nieudane i zawarte niemal jednocześnie, gdy tymczasem Róża poślubiła brata Marii Beatrix w 1868 r., a Maria Beatrix Edwarda w 1877 r., tak więc dzieli je 9 lat i raczej trudno tutaj o jednoczesną akcję „dywersyjną” rodzeństwa Krasińskich mającą na celu rozbicie związku Róży i Edwarda. :)
„Pani na Złotym Potoku” jest ładnie wydana. Uwagę zwraca wysmakowana okładka, a dama na niej widniejąca zaciekawia i intryguje. Niemniej jednak, z przykrością zauważyłam też trzy błędy korektorskie: dwie pomyłki w datach (s. 45 i 104) i jedno urwane zdanie (s. 160). Wielka szkoda, gdyż tego typu błędy korektorskie w przypadku biografii są szczególnie istotne i zwracają uwagę czytelnika, a jednocześnie podważają wysiłek autora włożony w przygotowanie książki.
W moim odczuciu, w Polsce ciągle pojawia się zbyt mało książek biograficznych opowiadających o życiu ludzi, którzy może nie mieli bezpośredniego wpływu na dzieje kraju i jego kultury, ale którzy współtworzyli i wzbogacali daną epokę. W niektórych krajach w każdej księgarni można natknąć się na oddzielne półki tylko z biografiami dotyczącymi również osób kompletnie nieznanych obcokrajowcom. Magdalena Jastrzębska stara się wypełnić tę lukę swoimi starannie przygotowanymi książkami biograficznymi poświęconymi losom pięknych polskich arystokratek, których dzieje nie są powszechnie znane, a których życie dołożyło przecież swoją malutką cegiełkę do pejzażu epoki, w której przyszło im żyć. Wielką pracę wykonuje również wydawnictwo LTW wydając wiele wspomnień, biografii dotyczących skomplikowanych polskich losów.
Jestem pełna podziwu dla autorki za ogromny wkład pracy w przygotowanie tej książki. Bibliografia zamieszczona na końcu książki jest imponująca. Mogę się tylko domyślać, ile godzin trzeba było spędzić na poszukiwaniach w bibliotekach (tradycyjnych i cyfrowych) w stosach książek i czasopism. Ale efekt końcowy jest godnym uwieńczeniem tej ciężkiej pracy. Z wyrwanych przeszłości skrawków autorka „uszyła” naprawdę piękną i niebanalną opowieść.
Magdalena Jastrzębska (ur. 1971) – autorka kilku powieści biograficznych: "Historia pięknej kobiety. Opowieść o Teofili z Morawskich Radziwiłłowej" (2000), "Rokoko, dama i gilotyna. Historia księżnej Rozalii z Chodkiewiczów Lubomirskiej" (2005), "Tajemnice księżnej Doroty Czartoryskiej" (2007), "Dama w jedwabnej sukni. Opowieść o księżniczce Helenie Sanguszkównie" (2012). Prowadzi bloga "O biografiach i innych drobiazgach...".
Autor: Magdalena Jastrzębska
Wydawnictwo: LTW
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 184
Wypatrzyłam tę książkę już jakiś czas temu z chęcią przeczytania jej. Cieszę się, że o niej napisałaś, bo teraz wiem, że na pewno do niej sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńDoceniam wkład autorki, a sam prowadzę bloga recenzencko - historycznego www.imperiumlektur.blogspot.com. Zapraszam!
OdpowiedzUsuńWiem :) Zauważyłam podjętą decyzję o zmianie charakteru bloga, czy też raczej połączenia dwóch :)
UsuńTa książka jest na mojej liście marzeń do zdobycia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Zachęcam do przeczytania. Pozdrawiam :)
UsuńTylko się cieszyć, że takie książki ujmujące polską historię z coraz to innej perspektywy zaczynają się pojawiać na rynku wydawniczym. Biografie, opowieści o latach 20-tych, 30-tych XX wieku, księgarnie w końcu zapełniają się książkami o polskiej historii, zamiast z pięćdziesięciu książek o Tudorach można w końcu wybrać coś o naszych dziejach, które przecież są równie (o ile nie bardziej) pasjonujące jak historia Anglii:).
OdpowiedzUsuńDokładnie! Ja również z przyjemnością zauważam wysyp bardzo ciekawych książek dotyczących naszej przeszłości, również tej najnowszej. Jest o czym dyskutować i można uzupełniac luki w wiedzy. I choć akurat lubię historię Anglii, to zawsze z przyjemnością sięgam po książki dotyczace naszych dziejów, zwłaszcza jeśli są tak ciekawie napisane, jak omawiana książka :)
UsuńKaye, bardzo mi miło, że z taką wnikliwością napisałaś recenzję tej książki. Spojrzałaś także na zjawisko niezmiernie ważne - znikomej ilości literatury biograficznej na naszym rynku.
OdpowiedzUsuńMam przed oczami do dziś księgarnie niemieckie czy francuskie z zapierającym dech w piersiach stosem biografii osób (bardzo często właśnie kobiet, dam z dawnych epok), których nazwiska często nic mi nie mówiły. Można było przebierać, wybierać, kupować, rozczytywać się.
Wczoraj spędziłam nieco czasu w wielkiej księgarni w Krakowie - biografie gwiazd filmu, angielskich królowych owszem można kupić, ale "półka polska" świeci prawie pustkami.
Mój udział w zapełnianiu tej luki jest oczywiście znikomy, ale dochodzi do mnie bardzo wiele głosów, że to udział ważny, a nawet przez niektórych wyczekiwany. Niezmiernie to motywujące...
Moim celem było przerwanie tej "czarnej legendy", która towarzyszyła córce Krasińskiego i cieszę się niezmiernie, że coraz więcej Czytelników ma sposobność dowiedzieć się jaka była Maria Beatrix.
Pozdrawiam serdecznie, link do Twojej recenzji zamieszczę na moim blogu.
Cała przyjemność po mojej stronie :)
UsuńPisząc o naszych brakach w zakresie literatury biograficznej miałam z kolei przed oczami księgarnie londyńskie, gdzie biografie sa wszechobecne. Dobrze, że coś u nas ostatnio "drgnęło" i pojawia się coraz więcej ciekawej i różnorodnej literatury historycznej.
Czekam niecierpliwie na kolejny owoc Twojej pracy :)
Pozdrawiam wieczornie :)
Po tak wnikliwej analizie już wiem z całą pewnością, że warto przeczytać:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
UsuńZ przyjemnością przeczytałam Pani recenzję. Zgadzam się w 100% co do tego że zbyt mało jest biografii Polek na naszym rynku. Mam nadzieję że się to zmieni... :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam M.M
Dziękuję za miłe słowa. :)
UsuńMimo wielu narzekań na sytuację na rynku książki, pojawia się ostatnio sporo literatury historycznej, co mnie bardzo cieszy, gdyż to niezbity dowód, że jest takie zapotrzebowanie wśród czytelników :)