Zachęcona przez Lirael postanowiłam dołożyć swoją cegiełkę do sukcesu akcji czytelniczej promującej twórczość Marii Kuncewiczowej. Mój wybór padł na niewielką książeczkę zatytułowaną „Dyliżans warszawski”, będącą zbiorem esejów, niekiedy reportaży pokazujących życie w przedwojennej Warszawie. Osobiście, nie przepadam za zbiorami opowiadań, ale lubię wspomnienia z przeszłości, a „Dyliżans …” jest połączeniem obu tych form.
Wydanie z 1974 roku, które trafiło w moje ręce oprócz oryginalnych utworów z przedwojennego wydania „Dyliżansu…” zawiera również dwa dodatkowe eseje, które autorka postanowiła włączyć do tego zbioru: „Warszawa w nocy” z 1938 r. i „Kanapowe kraje” napisane tuż po wojnie w 1945 roku.
Jak napisała autorka w Przedmowie „Dyliżans warszawski” jest jedyną moją książką, której egzemplarza nie oglądałam od czasu rozstania z mieszkaniem na Placu Trzech Krzyży we wrześniu 1939 r. i która przez to stała się dla mnie atomem spalonego miasta.” Nic dodać, nic ująć. Zbiór esejów wspomnieniowych o przedwojennej Warszawie nie jest jednak zapisem błogiej i spokojnej egzystencji elit tego miasta. To relacja z życia w mieście średnich i niższych warstw społecznych, borykających się z wieloma problemami, postępującym zubożeniem, pokusami, jakie niesie z sobą życie w wielkim mieście.
Poznajemy miejskie rozrywki: kino, teatr, zoo, a nawet mecz bokserski i wizytę u fryzjera, który dla przebywających tam pań nie tylko jest formą relaksu, ale i swoistą „wystawą”, która umożliwia autoprezentację. Mamy także impresję nt. obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, ale Maria Kuncewiczowa odkrywa przed nami również dzień powszedni w przytułku pełnym osamotnionych dzieci. Ten esej jest zresztą jednym z najbardziej przejmujących, pokazujący grozę i skalę zjawiska porzucania własnych dzieci. Jeden z utworów zaś opisuje dzień z życia pisarki, gdy rozstawała się z Warszawą na wiele lat w okresie dzieciństwa. Dwa dodane utwory nie zakłócają harmonii tego zbioru. „Warszawa w nocy” pulsuje rytmem miasta i przedstawia autorkę jako reporterkę dokumentującą przebieg wydarzeń w mieście podczas jednej nocy w 1938 r., zaś „Kanapowe kraje” to lekko nostalgiczne porównanie życia domowego w Polsce i Anglii, z tym, że autorka ma pełną świadomość, że takiej Warszawy, jaką znała, już nie ma…
Eseje w większości nie dotyczą życia pisarki, a raczej jej postrzegania świata, którego była baczną obserwatorką. Jej proza jest pełna niebanalnych skojarzeń i trafnych, często ponadczasowych spostrzeżeń. Poniższy cytat został napisany w roku 1935, a czyż czegoś Wam nie przypomina?
„Ludzie nie fatygują się – jak dawniej – przy lada okazji „osobiście”, by zasiadłszy w cztery oczy pośród dyskretnych ścian gabinetu czy buduaru, wyłuszczać tajniki biznesów albo szeptać intymne szczegóły. Na takie ceregiele nikt sobie nie pozwala, skoro wystarczy podłubać palcem w tarczy telefonicznej, żeby natychmiast żądane ucho z drugiego krańca miasta przylgnęło do słuchawki.” (s. 61)
Język autorki jest dużym atutem tej książki. Mimo upływu lat czyta się tę książkę z zaciekawieniem i myślę, że może ona być zachętą do poznania innych relacji z życia w stolicy przedwojennej Polski naświetlających inne aspekty tej egzystencji, choć nie tylko. Maria Kuncewiczowa zawarła w tekście sporo swoich refleksji na temat kondycji współczesnego sobie świata, czy też światka miejskiego. Używane przez nią porównania i skojarzenia są niebanalne, zadziwiająco nowoczesne i skłaniają do zastanowienia. Momentami nawet miałam wrażenie, że obcuję z książką pisarki pokroju Rachel Cusk, której język i odkrywcze, bardzo niestandardowe skojarzenia i porównania, wywarły na mnie spore wrażenie. Jak Wam się podoba poniższy fragment?
„Et, czy kobiece szczęście w ogóle jest osiągalne?... Oto zagadnienie. Czy kobieta umie kiedykolwiek zaznawać dosytu? Są znaki na ziemi i niebie, które świadczą, że raczej nie. Że „współczesna amazonka” – doświadczywszy ludzkiej rozkoszy – pragnie, jak niewiasta biblijna, począć z Ducha Świętego. Nie ma mężczyzny, który by ją uszczęśliwił, nie ma syna, który by ją zadowolił.” (s. 40-41)
„Marzec z Marią” spełnił swoje zadanie w odniesieniu do mojej osoby. :) Odkryłam, że Maria Kuncewiczowa potrafiła pisać zajmująco i ponadczasowo. W moim przekonaniu, mimo skromnej objętości „Dyliżans warszawski” wart jest przeczytania. Pokazuje nam bogate, pełne rozmaitych odcieni i emocji życie miasta, które już nie istnieje, zachęca do bliższego poznania Warszawy przedwojennej, ale skłania również do refleksji nad dylematami często obecnymi także w naszym zabieganym, pełnym codziennych trosk i małych radości życiu.
Maria Kuncewiczowa (ur. się 30.10.1895 r. w Samarze w Rosji – zm. 15.07.1989 r. w Lublinie). Wywodziła się z drobnej szlachty, była córką dyrektora szkoły średniej i znanej skrzypaczki. W jej rodzinie żywotne i pielęgnowane były tradycje patriotyczne. W roku 1900 przyjechała do Polski, gdzie zdobyła dyplom nauczycielki domowej, a następnie rozpoczęła studia języka i literatury francuskiej w Nancy. Po powrocie do kraju rozpoczęła studia polonistyczne na UJ i na UW. Lata dwudzieste i trzydzieste to okres jej współpracy z licznymi wydawanymi wówczas czasopismami (m.in. „Kobieta współczesna”, „Bluszcz” oraz „Wiadomości Literackie”). Debiutowała w 1927 r. wydaniem zbioru opowiadań zatytułowany Przymierze z dzieckiem, oparty na jej własnych przeżyciach z dzieciństwa. Po 1939 r. przebywała we Francji, Wielkiej Brytanii i USA. W latach 1963-1971 mieszkała w Stanach Zjednoczonych, gdzie dawała też wykłady z literatury polskiej na uniwersytecie w Chicago. Podczas pobytów w Polsce, zamieszkiwała głównie w swym domu w Kazimierzu nad Wisłą – tu spędziła też ostatnie lata życia. Do jej najznakomitszych dzieł należą: Cudzoziemka (1936), Tristan (1946), Gaj oliwny (1961 r.).
Źródło zdjęcia: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/27250/
Moja ocena: 4,5 / 6
Autor: Maria Kuncewiczowa
Wydawnictwo: PaxRok wydania: 1974
Liczba stron: 188
Książka przeczytana w ramach akcji
Bardzo Ci dziękuję, że zdecydowałaś się sięgnąć po książkę Kuncewiczowej, a w dodatku zdecydowanie mniej znaną. To wspaniale, że nie żałujesz swojej decyzji.
OdpowiedzUsuńTwój tekst to nie tylko "cegiełka" do sukcesu, ale przede wszystkim znakomicie napisana recenzja!
Bardzo zaciekawiło mnie porównanie prozy Kuncewiczowej do książek Cusk. Nie czytałam jeszcze żadnej powieści tej autorki, choć słyszałam dużo dobrego na jej temat i mam zamiar bliżej się jej przyjrzeć.
To jest świetne! Zanurzenie się w czasach, które wydają się takie niezbyt odległe, a tu proszę - kompletnie inny świat!... To z pewnością bardzo cenne źródło wiedzy o codzienności dla rozmaitych pisarzy stawiających na kryminały retro - gdzie indziej znaleźć takie świadectwa czasu, jak nie w oryginalnych tekstach za tamtym czasów?
OdpowiedzUsuńLirael, Bardzo dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że moja notka Ci się podoba. Jeśli chodzi o Cusk, to zachęcam Cię do lektury, bo opinie są mieszane. Przeczytałam dwie książki tej autorki. O "Ostatniej wieczerzy" napisałam parę słów i mogę polecić ten tytuł, aczkolwiek nie jest to powieść. Drugą przeczytaną przeze mnie książką były "Wariacje na temat rodziny Bradshaw" i po tej lekturze miałam taki mętlik w głowie, że nie wyraziłam swojej opinii na blogu. Ostatnio ukazały się dwie ciekawe, choć kompletnie sprzeczne opinie o tej książce:
OdpowiedzUsuńu Tamaryszka
http://tamaryszek.wordpress.com/2011/12/30/wariacje/
i u pani Katarzyny
http://thegiantbookpile.blogspot.com/2012/03/wariacje-na-temat-rodziny-bradshaw.html
Moja opinia jest gdzieś pośrodku, ale wydaje mi się, że ta książka wymaga powtórnej lektury. Najbardziej zaciekawia mnie u Cusk jej sposób pisania, nowatorskie podejście do utartych schematów. Ciekawa jestem Twojej opinii. :)
Agnieszko, bardzo ciekawa konstatacja. :) Myślę, że autorzy retro kryminałów czerpią natchnienie również z lektury starych gazet, gdyż jest to również pokaźny zapas kryminalnych zagadek. :)
OdpowiedzUsuńLirael, oczywiście nie jestem specem od twórczości Cusk i moje porównanie prozy Kuncewiczowej do twórczości brytyjskiej pisarki jest czysto intuicyjne. Być może Ty czy inni czytelnicy nie będą mieli takich skojarzeń.Napisałam o swoim subiektywnym wrażeniu, ale na pewno jest to kwestia osobistego odbioru dzieła literackiego. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń