„Kto pierwszy raz widzi
morze, pojmiecie łatwo, że mu się dość napatrzeć, nadziwić i nagadać o nim nie
może. Pozwólcie mi więc także mówić o nim. Wyobrażałem sobie je zawsze jak coś ogromnego
i mglistego, kończącego się gdzieś w niebiosach, a znalazłem płaszczyznę
gładką, świecącą ostro uciętą linią, kończącą się ciemno na jasnym niebie
lipcowym. Wyobrażałem sobie je mdło zielone, znalazłem jaśniejące barwami i na
ostatnich planach ciemnogranatowe. Z bliska tylko było zielone, jasne,
błyszczące, a na nim jak na dłoni wyraźnie, blisko stały nieruchome, małymi i
zbyt bliskimi się wydające okręciki. Słusznie powiada Musset, że gdy człowiek
myśli tylko o czym długo, nie widząc, stworzy sobie obraz zawsze fałszywy,
który potem wobec rzeczywistości przerabiać musi zupełnie.”
Józef Ignacy Kraszewski,
„Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku. Dziennik przejażdżki w roku 1843 od 22
czerwca do 11 września” (s. 103)
28
lipca 2012 roku przypada dwusetna rocznica urodzin Józefa Ignacego
Kraszewskiego. Z tej okazji powstał słynny „Projekt Kraszewski” dążący do
opracowania 200 recenzji z okazji dwóch setek lat od narodzin naszego słynnego
pisarza. Moje wspomnienia dotyczące odbioru twórczości Kraszewskiego są dość
dobre, lecz zamglone. Czytałam jego książki dawno temu, chyba jeszcze w liceum.
Sądzę, że trafiłam na jego najlepsze dzieła (m.in. „Stara Baśń” i „Bruhl”), ale
po przeczytaniu „Dwóch królowych” tak kompletnie niezgodnych z prawdą
historyczną, zraziłam się i aż do tej pory po książki Kraszewskiego nie
sięgałam.
Od
pewnego czasu jednak chciałam się włączyć w działania blogerów zrzeszonych w
Projekcie, ale jakoś nie mogłam się przemóc do czytania beletrystyki autorstwa
pisarza. W końcu, po wczytaniu się w listę lektur, stwierdziłam, że chyba
najłatwiej będzie mi przeczytać któreś ze „Wspomnień” z podróży, jakie odbywał Józef
Ignacy Kraszewski. Mój wybór padł na „Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku” z
podróży odbytej w roku 1843.
Pisarz,
zaledwie dwa miesiące po narodzinach drugiego syna, pozostawia swoją żonę w nabytym
kilka lat wcześniej majątku w Gródku i udaje się do Odessy dla poratowania „rozigranych”
nerwów. Spisuje metodycznie i dokładnie wrażenia z trasy nad Morze Czarne
okraszając słowo pisane szkicami swojego autorstwa. Po dotarciu do celu podróży
uczestniczy w życiu towarzyskim Odessy i bierze przepisane kąpiele morskie.
Morze widzi po raz pierwszy w swoim życiu i wiele fragmentów tych wspomnień to
pean na jego cześć. W trakcie pobytu w Odessie nawiązuje kontakty z wybitnymi
osobistościami tamtejszej inteligencji, udaje się również w pięciodniową podróż
do Besarabii, którą jednak w tytule książki określa mianem „Budżaka”.
Odessa
to zresztą ciekawe miasto do obserwacji. Zostało ono oficjalnie założone w 1794
r. przez Rosję na terytorium utraconym przez Turcję dwa lata wcześniej. W XIX
wieku Odessa została głównym portem obsługującym eksport rosyjskiego zboża,
dzięki czemu wkrótce stałą się jednym z najbogatszych i najszybciej
rozwijających się miast carskiej Rosji. Ok. 1850 r. miasto liczyło już sobie
ok. 100 tys. mieszkańców bardzo zróżnicowanych pod względem narodowościowym (m.in.
Rosjanie, Francuzi, Polacy, Niemcy, Żydzi, Włosi, Turcy, Ormianie). Jak
zauważył jeden z odwiedzających w tym czasie Odessę gości, miasto posiadało „włoskie
domy, rosyjskich urzędników, francuskie statki i niemieckich rzemieślników”.
Oto
jak opisuje ówczesną Odessę Józef Ignacy Kraszewski:
„W inszych miastach
ulice oddalone od ruchu i życia miejskiego, od ogniska, sa ciasne i brudne.
Tego nie znajdziesz w Odessie, która jest cała zbudowana wedle danego planu i
podzielona na kwadraty (oprócz przedmieść).Wszędzie więc równie szerokie sa
ulice z tą tylko różnicą, że nie brukowane jeszcze i puste, a otaczające domki,
w miarę jak się oddalamy od ulicy Richelieu, będącej najożywieńszą, od portu
ostawione są niskimi budowami i wcale prawie puste.” (s. 237)
Ale bo też życie nie na
skalę innych miast naszych, pieniądz nabywa się dość łatwo, ceni się mniej, a
znaczenie rubla (asygnacjami) jest stosunkowo odpowiedne naszemu w domu u nas
złotemu polskiemu. Słudzy są płatni bardzo drogo dla powszechnie dającego się
czuć ich braku (…). Zagadką tylko jest życie urzędników nie więcej płatnych niż
gdzie indziej, a utrzymywać się zmuszonych wedle miejscowych warunków. Dodajmy,
że nigdzie urzędnicy niżsi i wyżsi nie są bezineresowniejsi.” (ss. 247-8)
Czytelnik,
który nieco odwykł od stylu pisarstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego, a ja się
do takich osób zaliczam, musi najpierw zaakceptować jego dość zawiły w
pierwszym kontakcie język. Złożoność zdań, pewne łamańce słowne, słownictwo XIX
wieczne oraz duża szczegółowość zapisów utrudniają to zadanie na tyle, że moje
dwie pierwsze próby czytania zadziałały na mnie niczym najlepszy środek
usypiający. Trzeba jednak mieć na uwadze, że pierwsze rozdziały dotyczą
najbliższych okolic Gródka, osób i miejsc, które niewiele mi mówiły, więc może
to jest dodatkowa przyczyna moich perypetii z tą książką Kraszewskiego. Począwszy
od zwiedzania Tulczyna, siedziby rodu Potockich, lektura poszła mi już w miarę
gładko. Być może potrzebowałam chwili, żeby się zaakomodować do stylu pisarstwa
JIK-a. ;)
We
fragmentach, które opisują wrażenia pisarza, jego obserwacje uderza duża
spostrzegawczość i dążenie do ustalenia stanu faktycznego poprzez zgłębianie
tematu, zapoznawanie się z materiałami, które są pomocne w wyjaśnieniu
problemu. Kraszewski umieszcza w swoim tekście ogromną ilość informacji, często
o charakterze historiograficznym, ekonomicznym czy statystycznym. Czasami są to
dość długie cytaty z dzieł historyków czy autorów wcześniejszych wspomnień bądź
kronik.
Doceniając
wysiłek autora i jego erudycję, uważam, że dla czytelności tekstu można było z części
tych zapisów zrezygnować. Inna rzecz, że Paweł Hertz, redaktor serii, podnosi
ogromną wartość przekazywanych przez Kraszewskiego informacji dla badaczy tego
okresu w dziejach np. tych o charakterze ekonomicznym dotyczących Odessy. Nie
argumentując z tym stwierdzam, że dla mnie jako czytelnika byłoby ważniejsze
mieć więcej spostrzeżeń autora, opisów jego wrażeń niż przytaczania suchych
danych czy tekstów obcych autorów. Czasami zresztą Kraszewski polemizuje z
niektórymi zapisami czy opiniami i to też może być nieco nużące dla
współczesnego czytelnika.
Należy
mieć na uwadze fakt, iż autor odbywał tę podróż po ziemiach, które niegdyś w
całości należały do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, ale ta "przejażdżka" - jak nazwał pisarz swój wyjazd - odbywała się
zaledwie dwanaście lat po stłumieniu powstania listopadowego przez carat. Tak więc,
Kraszewski nie mógł swobodnie pisać o wszystkim. Często musiał pewne
zagadnienia, zwłaszcza dotyczące przeszłości, omijać bądź nieco kamuflować. Stąd
może pewna powściągliwość w wyrażaniu opinii.
Tam
gdzie Kraszewski pisze o swoim oglądzie sprawy potrafi być wzruszający i
ciekawy. Bardzo podobały mi się jego opisy morza, szczery zachwyt i radość,
jakie wzbudzał jego widok.
„Wieczorem patrzałem długo z balkonu na morze
oświecone księżycem. Któż to opisze? Kto odmaluje morze, nad którym wisi noc z
księżycem i majestatyczna cisza? Człowiek tak drży przed tym widokiem jak przed
każdym innym silnym wrażeniem, tłumne myśli cisną mu się do głowy, a sprawy
sobie z nich zdać nie umie.
I są tak biedni, co nigdy na Boży świat nie
popatrzą nawet, aby się nim cieszyć i rozkoszować!” (s. 272)
Pisarz
jest również bardzo uważnym obserwatorem życia codziennego mieszkańców
regionów, które odwiedza. Jego rysunki pokazują stroje, jakie noszą mieszkańcy
danej okolicy czy budowle, które miał okazję oglądać. Niestety, w książce nie
ma szkiców z Odessy, być może zaginęły w zawierusze dziejów. Poniżej
zamieszczam kilka spostrzeżeń Kraszewskiego, które właściwie są aktualne i
dzisiaj:
„Pierwsze dni przebywającego
w obce mu miejsce podróżnego zawsze są jakimś błąkaniem się po nim: potrzebuje
się oswoić ze wszystkim, obejrzeć ogół, pochwycić fizjognomii rysy. Nie wie, od
czego poczynać przegląd, nad czym się wprzód zastanawiać, co widzieć przed
innymi rzeczami. I zaczyna najczęściej od tego, co najmniej widzenia warte.”
(s. 106)
„Książki są martwe przy
żywej naturze, ale gdyby książek nie było, wiele by rzeczy w naturze z uroku
swego traciło, bo wiele dodaje wartości uroku pamiątka. „ (s. 272)
„Przechodząc z rana
ulicą poznasz, które sklepy do bogatszych kupców należą. Te stoją zamknięte w
niedzielę. Niektóre znowu wpół przyotworzone cały ranek, bo ich panowie jeszcze
nie zebrali kapitałów i nie pokupowali domów i chutorów, pracują więc i w niedzielę
jak wyrobnicy, których tu także niemało robiących ujrzysz w dni świąteczne.”
(s. 370)
Mimo
początkowych trudności z lekturą tej książki, jestem zadowolona, że
zdecydowałam się na jej przeczytanie. Wspomnienia Kraszewskiego pozwalają nam
zobaczyć świat z połowy XIX wieku, jednocześnie zaś pozwalają lepiej poznać pisarza,
jego ciekawość świata oraz chęć poznania i działania, które były wizytówką jego aktywności nie
tylko w sferze literackiej.
Józef
Ignacy Kraszewski (ur. 28.07.1812 – zm. 19.03.1887) – polski pisarz i
publicysta, działacz społeczny, historyk. Polski pisarz z największą ilością
wydanych książek w historii polskiej literatury. Dokładny życiorys możecie znaleźć tu i tu
Moja
ocena: 4,5 / 6
Autor: Józef Ignacy Kraszewski
Wydawnictwo: Państwowy Instytut WydawniczySeria: Podróże
Rok wydania: 1985
Liczba stron: 476
Fantastyczna recenzja:)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńWysłalam zaproszenie do projektu Kraszewski, będzie nam miło, jeśli do nas dołączysz:).
OdpowiedzUsuńCo do samego tekstu: niektórzy młodzi ojcowie chętnie by się zainspirowali takim lekarstwem na rozedrgane nerwy:). A Odessę też polecam jako cel wypraw wakacyjnych:).
Dziękuję za zaproszenie. Już się dopisałam. :)
UsuńW Odessie byłam wiele lat temu i też mi się podobało. :)
Miałam tę książkę w planie, ale musiałabym długo czytać z ekranu, więc na razie dałam sobie spokój.
OdpowiedzUsuńIwona Kienzler w związku z "Hrabiną Cosel" pisze,iż wnioski i interpretacja faktów przez Kraszewskiego była zgodna z ówczesną wiedzą historyczną i postawą badaczy, więc może i z innymi jest to samo.
W wersji papierowej czyta się przyjemniej. :) Zapomniałam wspomnieć, że wydanie PIW-owskie z 1985 r. jest bardzo staranne ze sporą ilością przypisów.
UsuńTak, widać w tekście "Wspomnień...", że Kraszewski miał zacięcie do szperania w tekstach źródłowych. :)