Po lekturze „Dziennika” wiedziałam, że chcę i muszę poznać bliżej twórczość Maraia. W tym roku przeczytałam już kilka jego książek i żadna mnie nie zawiodła. Szczególną pozycję w jego dorobku zajmują „Wyznania patrycjusza”, w których autor wspomina lata swej młodości, co było dla mnie szczególnie interesujące, skoro „Dziennik” pisany od 1943 r. tak mnie zachwycił. Przez długi czas nie mogłam zdobyć tej książki, ani w bibliotece, ani na allegro. Na szczęście nasza blogowa koleżanka Guciamal wspaniałomyślnie pożyczyła mi tę książkę i dzięki jej miłemu gestowi mogłam ją przeczytać. Bardzo dziękuję!
Chociaż na karcie wstępnej znajduje się zastrzeżenie, , że „(…) Bohaterowie tej powieści biograficznej są postaciami wymyślonymi: ich osobowość i kompetencje istnieją tylko na kartach tej książki, w rzeczywistości nie żyją i nie żyli nigdy.”, nie ma wątpliwości, że książka ta dotyczy życia Sandora Maraia. Historia życia głównego bohatera idealnie pokrywa się z doświadczeniami autora. Owo zastrzeżenie, dość dziwne, należy przyznać, pojawiło się dopiero w wydaniu trzecim uznanym za ostateczne. W pierwszym wydaniu pisarz wymienił bowiem niektórych bohaterów z nazwiska, co spotkało się z protestami zainteresowanych i w rezultacie Marai musiał uiścić karę finansową wskutek przegranego procesu.
„Życie upływa w mroku, który tworzą niewypowiedziane słowa, nieuczynione w porę gesty, milczenie i obawa – życie, to prawdziwe, to tak niewiele. Równowaga rodziny jest czymś szalenie kruchym, podobnie jak równowaga życia.” (s. 82)
W pierwszej części autor drobiazgowo wspomina lata swego dzieciństwa spędzonego w Kassie (obecnie słowackie Koszyce), gdzie jego ojciec był dobrze sytuowanym adwokatem. Jego rodzina wywodziła się z zasymilowanych saskich osadników, pielęgnujących węgierską kulturę i tradycje. Sfera, do której należała jego rodzina, Marai nazywa patrycjatem, co mnie kojarzy się ze starożytnym Rzymem, a oznacza po prostu burżuazję czy też mieszczaństwo. Pisarz z sentymentem wspomina ludzi kształtujących jego osobowość, członków rodziny, kolegów, sąsiadów. Postacie wyłaniające się z mroków pamięci są wyraziste i zwracające uwagę. Dzięki niemu, dzięki jego twórczości ci dawno nieżyjący rodzice, dziadkowie, ciotki pozostaną w pamięci czytelników. Te dopracowane miniatury naszkicowane lekko i nostalgicznie zarazem składają się na rożnobarwny obraz szczęśliwej epoki przełomu wieków, nie znającej okropności wojny, która wkrótce dotknęła kontynent.
Wspomnienie dzieciństwa w Kassie często wracało w zapiskach „Dziennika”, jest więc to bardzo ważny okres w życiu pisarza, którego znaczenie jest dla niego oczywiste. Dzieciństwo to również czas zdobywania ważnych doświadczeń życiowych i kształtowania się poglądów na życie. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie wspomnienie pisarza dotyczące jego rozczarowania i poczucia niesprawiedliwości w momencie narodzin młodszej siostry czy scena zabawy w cyrk dziecięcej podwórkowej bandy, gdy dzieci się wzajemnie „tresowały”. Ta część wspomnieniowa kończy się rozpoczęciem edukacji w budapesztańskim gimnazjum oraz wybuchem I wojny światowej.
„W jaki sposób człowiek staje się pisarzem? Nie wiem. Nie pamiętam żadnego szczególnego, wiążącego się z konkretnym wydarzeniem przeżycia, które mogło się stać decydujące, które ukształtowałoby moją pisarską optykę, jakąś szczególną zdolność widzenia i słyszenia, i wyzwoliłoby we mnie umiejętność wyrazu. Chciałem być pisarzem , odkąd pamiętam. Nigdy nie myślałem, że istnieją przecież także inne środki wyrazu niż tylko zapisana za pomocą liter myśl.” (s. 204-5)
Druga część „Wyznań patrycjusza” dotyczy pierwszej emigracji Maraia, kiedy w obawie przed represjami za napisanie kilku artykułów do organu prasowego Węgierskiej Republiki Rad, wyjechał do Niemiec. Studiował tam na kilku uczelniach, sporo podróżował, współpracował również z kilkoma tytułami prasowymi, by w 1928 r. powrócić na Węgry Te kilka lat odegrało istotną rolę w procesie narodzin pisarza. O ile pierwsza część w dużej mierze stanowi zapis wrażeń, impresji ze świata zewnętrznego, o tyle druga część dotyczy kształtowania się portretu duchowego autora i jego wyboru drogi życiowej. Znajdziemy tu nie tylko odniesienia do przeżyć Maraia, lecz również wiele refleksji dotyczących kondycji pisarza we współczesnym mu świecie, schyłkowości znaczenia Europy w degradującym się pejzażu kulturowym.
Ostatnia część „Wyznań…” to także pojawienie się w jego życiu Loli Metzner, z którą ożenił się w Niemczech i przeżył z nią pozostałe lata swego długiego i niełatwego życia. Szczerze powiem, że – patrząc bardzo przyziemnie – jestem pełna podziwu dla postawy Loli podczas tej młodzieńczej emigracji. Jej cierpliwość i wyrozumiałość wobec męża, który spalał się w poszukiwaniu drogi życiowej, poszukiwania najwłaściwszych środków wyrazu nie dbając o realia życia codziennego, wydaje się nie mieć końca. Ale to również dzięki niej Sandor Marai osiągnął poziom pisarstwa porównywalny z największymi gigantami epoki.
„Mam słabą pamięć. Epoki, wygląd ludzi, spotkanie przesiewają się przez nią bez śladu i zapamiętuję zawsze jedynie grupy przeżyć, które łączą się w wielkie, luźne bryły zdarzeń. W tych bryłach ktoś miniony żyje we mnie symbolicznym życiem, jak robak zamknięty w pradawnym bursztynie. Kogo opuściłem, żyje we mnie tak, jak żyją zmarli w pamięci żywych. Moja pamięć jest niewdzięczna. Z chaosu wynurza się zawsze jakaś jedna postać, a szczątki wspomnień zaczepiają się o nią niczym algi; te ważniejsze wspomnienia o ludziach muszę dopiero oczyścić z namułów, którymi okrył je nurt przeszłości.” (s. 306)
„Wyznania…” to nader trafny tytuł, trudno bowiem uznać, że są to li tylko wspomnienia pisarza z lat młodości. To coś więcej. Ta książka obrazuje przemianę duchową bohatera, jego formację psychologiczną i wybór życiowej misji. Bo pisarstwo to dla Maraia misja, a nie tylko zawód. Jeśli chce się poznać Maraia, jego filozofię życiową, stanowisko wobec roli pisarza w świecie, to lektura „Wyznań patrycjusza” oraz „Dziennika” jest niezbędna. Oba te wydawnictwa wprowadzają nas w świat pisarza, choć są zupełnie odmienne, jeśli chodzi o styl pisania. „Wyznania…” to wiele introspekcji, dygresji, impresji, drgnień i przebłysków świadomości wydobywających z mroku przeszłości świat, którego już nie ma. Jest to dzieło skończone, podczas, gdy „Dziennik” to zapiski „na bieżąco” (choć starannie opracowane i wyselekcjonowane do publikacji) z wieloma przenikliwymi analizami i celnymi uwagami na temat współczesności.
Marai napisał „Wyznania” jako człowiek 34-letni, w co nigdy bym nie uwierzyła, gdyby nie niezbite fakty (data urodzin i data pierwszego wydania). Jego sposób narracji jest niezwykle dojrzały i czytelnik ma wrażenie, że obcuje z człowiekiem stojącym u progu starości wspominającym młodzieńcze lata. W dzisiejszych kategoriach, człowiek w tym wieku nadal uchodzi niemal za młokosa, a u Maraia próżno szukać młodzieńczej lekkomyślności. :)
„Wyznania patrycjusza” to klucz do twórczości Maraia. Jego styl osiąga tu pełnię. Wydaje mi się, że poznanie twórczości węgierskiego pisarza warto zacząć właśnie od tej książki lub od „Dziennika”. One naświetlają wiele istotnych aspektów odzwierciedlonych w twórczości literackiej. Sandor Marai powoli odzyskuje należne miejsce w historii literatury. Nawet jeśli nie uznamy jego pisarstwa za fascynujące, warto dojść samodzielnie do takiego wniosku. Ja przepadłam w odmętach refleksyjności, przenikliwości i analityczności tekstów Maraia napisanych wyrafinowanym i starannym językiem znakomicie przetłumaczonym przez Teresę Worowską.
Autor: Sandor Marai
Tytuł oryginalny: Egy polgár vállomásai
Wydawnictwo: Czytelnik
Tłumacz: Teresa Worowska
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 520
Wydawnictwo: Czytelnik
Tłumacz: Teresa Worowska
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 520
Do tej pory przeczytałam tylko "Pierwszą miłość", która mnie urzekła. Teraz pora na "Dzienniki", ale już widzę, że się na nich nie zatrzymam... Bardzo podoba mi się styl pisarza, to jeden z klasycznych stylistów...
OdpowiedzUsuń"Pierwszą miłość" nabyłam parę dni temu i już się cieszę na lekturę. Aż Ci zazdroszczę, że "Dziennik" jeszcze przed Tobą. :)
UsuńNie znam jeszcze twórczości Sandora Maraia, ale tak wiele słyszałam o nim dobrego, że trudno mi pominąć jego utwory.
OdpowiedzUsuńPolecam. Warto przeczytać i wyrobić sobie własną opinię. :)
UsuńA w dodatku swietnie sie to czyta, jak najbardziej wciagajacy thriller...
OdpowiedzUsuńTak, to prawda; mnie urzeka ten jego niepowtarzalny styl i wysmakowany język.
UsuńCieszę się, że książka sprostała oczekiwaniom, no i że po raz kolejny nie zawodzi. Nie wiem, czemu, ubzdurałam sobie, iż Wyznania są kolejną częścią cyklu i że najpierw powinnam przeczytać Dziennik, kiedy wygląda na to, że jest odwrotnie. Mogę się tylko radować z faktu, że książka leży na mojej półeczce i czeka. Ostatnio zasmakowałam w biografiach, listach, dziennikach:)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz wielkie dzięki za "pożyczke", która dostarczyła mi wiele radości. Jeśli masz i "Dziennik", i "Wyznania", to może rzeczywiście lepiej zacząć od "Wyznań...", które dotyczą pierwszego okresu życia pisarza. Bardzo się cieszy Twoje zauroczenie biografiami i literaturą wspomnieniową. To inspiracja również dla mnie.
UsuńI znów książka, którą warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńCzy lepiej by ją czytać przed "Dziennikiem", czy to nie ma znaczenia.
Jak sądzisz?
Wiem, że masz już "Dziennik", więc zacznij od niego. Owszem, chronologicznie "Wyznania..." są wcześniejsze, ale ja przeczytałam te dwie książki w odwrotnej kolejności i nie przeszkadza mi to zachwycać się twórczością Maraia. :)
Usuń