Połowa sukcesu w kryminale, czy też raczej w cyklu kryminalnym, to postać głównego bohatera. Kryminały Nesbø to Harry Hole, Rankina – John Rebus, Marka Krajewskiego – Eberhard Mock, można tak wymieniać bez końca autorów i stworzonych przez nich bohaterów, którzy przywiązali do siebie wiernych czytelników. Niektóre postacie to już ikony świata popkultury. Cieszy więc, że autorowi „Granatowej krwi” udało się stworzyć niestandardową postać głównego śledczego, mocno odbiegającą od wzorców z pokręconymi życiorysami, które wymieniłam na początku, a jednak równie interesującą :)
Główny bohater "Granatowej krwi" - Robert Nemhauser - jest ojcem bliźniaków, mężem, funkcjonariuszem stołecznej policji, który ze względów finansowych musi dorabiać do pensji w dość nietypowy sposób. Rutynę jego pracy przerywa śledztwo związane ze śmiercią żony znanego prezentera telewizyjnego z czasów PRL-u. Okazuje się, że pomimo pozorów naturalnego zgonu, najprawdopodobniej było to morderstwo. Dochodzi do kolejnych zabójstw, powiązanych z pierwszym. Poszlaki prowadzą na manowce, okoliczności popełnienia zbrodni są niejasne. Robert, wraz ze swoim policyjnym partnerem Mariem, zaczyna odkrywać klucz, według którego morderca wybiera swoje ofiary. Sprawę zaciemniają tajemnice przeszłości, walka o pieniądze i wpływy polityczne oraz machinacje światka mediów. Akcja kryminału Wiktora Hagena toczy się w Warszawie 2009 roku, lecz jej źródła tkwią w latach 70-tych ubiegłego wieku.
„Granatowa krew” ma wszystko, co jest potrzebne w dobrym kryminale: ciekawego bohatera, wartką akcję zawierającą również elementy komediowe, zaskakujące rozwiązanie i – last but not least – dobrze zarysowane tło społeczno-obyczajowe osadzone w warszawskich realiach. Nemhauser to przeciwieństwo detektywów ze zrujnowanym życiem osobistym :) Jest wręcz przeciwnie. Cudowna, wyrozumiała żona (może nawet zbyt wyrozumiała :)) i dwójka bliźniaków urwisów nie bez kozery nosząca imiona Cyryla i Metodego (warszawiacy, a zwłaszcza prażanie wiedzą dlaczego synowie policjanta dostali takie właśnie imiona:)).
Mimo niewątpliwego talentu śledczego, Nemhauser zarabia w policji zbyt mało, aby utrzymać czteroosobową rodzinę i musi dorabiać w dość specyficzny sposób. Nie zdradzę chyba tajemnicy, jeśli ujawnię, że „po godzinach” pełni rolę szefa kuchni w restauracji kolegi, a co ciekawsze przepisy kulinarne jego autorstwa będą chyba ujawniane w kolejnych częściach cyklu :). Jego plany wyjazdu do Brukseli w roli oficera łącznikowego, co pozwoliłoby na spokój finansowy, spalają na panewce. Tę lukratywną posadę dostaje kompletnie nieprzygotowany do wykonywania tych odpowiedzialnych zadań współpracownik (bo raczej nie kolega). Jego atutem jest jednak znacznie lepsze ustosunkowanie z szefostwem policji. Zresztą, jedna z lepszych scen opisujących realnie układy i układziki w policji (i nie tylko) to rozmowa Nemhausera z wszystkowiedzącą sekretarką szefa, która wykłada mu jak na tacy, dlaczego na oficera łącznikowego został wybrany X. Otóż X to człowiek pana A zaprzyjaźnionego z MSW, z którym skonfliktowany jest szef Nemhausera. I, aby usunąć „wtykę” pana A u siebie, szef poparł kandydaturę pana X na wyjazd do Brukseli. Ten jest przeszczęśliwy, a pan A wściekły, bo stracił źródło informacji :) Takie to rozgrywki mają miejsce chyba we wszystkich organizacjach, nie tylko na policji :) .
Ciekawym bohaterem drugiego planu jest też Mario, partner Nemhausera, typowy glina nie przebierający w środkach i posługujący się dosadnym językiem. Na tle wykształconego Roberta robi wrażenie prymitywa, ale swoje zadania śledcze wypełnia gorliwie, a jego zauroczenie pewną zapatrzoną w niego panną będzie zapewne kontynuowane w kolejnych częściach cyklu.
Książka ta była szeroko komentowana na blogach i z reguły były to opinie pozytywne. Nie wyłamię się z tego chóru, gdyż mnie się ten kryminał również bardzo podobał. Nie tylko ze względu na postać głównego bohatera, ale także ze względu na wybór sprawy z przeszłości, która pokazała trochę ciemnych stron PRL-u, o którego istnieniu pewnie wielu wolałoby zapomnieć. Tytuł kryminału odnosi się do „błękitnej krwi”, które to określenie dotyczyło arystokratów. Ponieważ w PRL-u arystokratów z założenia miało nie być, a grupa uprzywilejowanych rodzin dygnitarzy partyjnych jednak się wykształciła, to na nich mówiono, że są przedstawicielami „granatowej krwi”.
Krótko mówiąc, polecam! Bardzo dobry polski kryminał.
Ponieważ autor książki zdecydował się ukryć pod pseudonimem, więc nie będę tu przytaczała notki biograficznej, która jest jednobrzmiąca we wszystkich informacjach dotyczących tego wydawnictwa. Być może wkrótce autor – podobno znana postać - zechce się ujawnić. Zainteresowanych informuję, że Wiktor Hagen ma również swój profil na Facebooku :) .
Moja ocena: 5 / 6
Autor: Wiktor Hagen
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Mroczna seria
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 472
Lubię dobre kryminały, sięgnęłam po Krajewskiego, znam jego Mocka i Popielskiego, choć niezbyt sympatyczni to jednak coś w sobie mają.
OdpowiedzUsuńCieszy fakt, że autor stworzył bohatera, którego życie jest ułożone, bo to rzadkość wśród znanych mi detektywów, a do tego ta dodatkowa praca ;)
Brzmi interesująco :)
Czyli "peerelowskie retro" - to rzeczywiście nowość, inne spojrzenie niż autentyczne kryminały ze srebrnym kluczykiem lub jamnikiem. Poszukam, może któraś biblioteka będzie miała.
OdpowiedzUsuń@Evito - ja też lubię dobre kryminały. Cieszę się, że to polski autor :)
OdpowiedzUsuń@nutto - mój egzemplarz też pochodził z biblioteki :)