Moja przygoda z twórczością Marka Nowakowskiego trwa. Po obu częściach Nekropolis (tu i tu), w których pisarz wspominał miejsca i ludzi napotkanych w swoim dorosłym życiu i karierze literackiej, tym razem zabiera nas w podróż w lata swojej młodości, czyli późne lata 40-te i 50-te XX w.
„Byliśmy z małych parterowych domków, z ceglanych kamienic, drewnianych Pekinów, oblepionych komórkami na opał i gołębnikami. Z Włoch, Okęcia, Ożarowa, Piastowa, Woli, Annopola, Zacisza, Targówka, Rembertowa. Z wszystkich tych przedmieść i miasteczek wyruszaliśmy do Śródmieścia.” (s. 5)
To wtedy, tuż po wojnie kształtowała się nowa rzeczywistość, jakże odmienna od świata znanego z opowieści i doświadczeń rodziców. Pisarz wywodzący się z podwarszawskich Włoch, syn kierownika szkoły podstawowej, wspomina pierwsze lata po wojnie, gdy był naznaczonym przez wojnę i niemiecką okupację nastolatkiem. Łatwo uległ wpływom haseł forsowanych przez nową władzę, robił „karierę” w zarządzie zakładowego ZMP w Polskich Liniach Lotniczych. Czytał dzieła Lenina, Marksa, Stalina, jeździł z pogadankami na wieś, ewidentnie przeżywał fascynację marksizmem wbrew wartościom, które wyniósł z domu rodzinnego. Znając zdecydowanie antykomunistyczną postawę pisarza, to może dziwić, ale w tamtych czasach dziwne nie było.
Chociaż zaczadzenie ideami komunizmu nie trwało zbyt długo, to - ku przerażeniu rodziców – kolejnym środowiskiem, w którego objęcia wpadł Marek Nowakowski był złodziejski półświatek. Opis pierwszej większej akcji i doświadczenie kilkumiesięcznej odsiadki więzienia było kolejnym ważnym doświadczeniem w jego życiowej edukacji.
Końcowa część wspomnień dotyczy studiów prawniczych, które podjął autor w latach 50-tych, gdy mroczny cień stalinizmu unosił się nad wszystkimi objawami ludzkiej egzystencji. Wspomnienia studiów, które podjął zupełnie przypadkowo i nie wiązał z nimi nadziei na przyszłość, choć myśl o przyszłości napawała go nieskrywaną obawą, było dla pisarza niesłychanie ważne. To wtedy przeżył karnawał nadziei na zmianę w październiku 1956 r., kiedy uzmysłowił sobie potęgę tłumu, ale i odczuł dojmujące rozczarowanie, gdy sytuacja – po kilku kosmetycznych zmianach – zaczęła wracać do obmierzłej normalności pełnej represji, obłudy i zakłamanego karierowiczostwa. To wtedy zadecydowała się jego przyszłość – podjął pierwszą próbę pisarską uwieńczoną publikacją w „Nowej Kulturze” w 1957 r.
Nie jest to typowy dziennik z zapiskami dziennymi, nie jest to również autobiografia. Marek Nowakowski będąc już u kresu życia powrócił do lat swojej młodości, kiedy to ówczesne wydarzenia naznaczyły go na całe życie, a zdobyte wtedy doświadczenia zaprocentowały w przyszłej twórczości literackiej. Pisarz wspomina i analizuje wydarzenia, słowa, wspomina ludzi, z którymi wtedy los go zetknął. Jest to swoiste rozliczenie, ale i próba zrozumienia, jakie elementy tamtej rzeczywistości miały realny wpływ na przyjętą drogę życiową. I choć w poruszającym kilkuzdaniowym postscriptum Marek Nowakowski w pewien sposób przeprasza czytelników za niedoskonałe dzieła skażone zniewoleniem, to lekturę „Dziennika powrotu w przeszłość” kończymy z żalem i tęsknotą za mądrością i skromnością Pisarza. Niestety, już nic więcej dla nas nie napisze…
„Byliśmy z małych parterowych domków, z ceglanych kamienic, drewnianych Pekinów, oblepionych komórkami na opał i gołębnikami. Z Włoch, Okęcia, Ożarowa, Piastowa, Woli, Annopola, Zacisza, Targówka, Rembertowa. Z wszystkich tych przedmieść i miasteczek wyruszaliśmy do Śródmieścia.” (s. 5)
To wtedy, tuż po wojnie kształtowała się nowa rzeczywistość, jakże odmienna od świata znanego z opowieści i doświadczeń rodziców. Pisarz wywodzący się z podwarszawskich Włoch, syn kierownika szkoły podstawowej, wspomina pierwsze lata po wojnie, gdy był naznaczonym przez wojnę i niemiecką okupację nastolatkiem. Łatwo uległ wpływom haseł forsowanych przez nową władzę, robił „karierę” w zarządzie zakładowego ZMP w Polskich Liniach Lotniczych. Czytał dzieła Lenina, Marksa, Stalina, jeździł z pogadankami na wieś, ewidentnie przeżywał fascynację marksizmem wbrew wartościom, które wyniósł z domu rodzinnego. Znając zdecydowanie antykomunistyczną postawę pisarza, to może dziwić, ale w tamtych czasach dziwne nie było.
Chociaż zaczadzenie ideami komunizmu nie trwało zbyt długo, to - ku przerażeniu rodziców – kolejnym środowiskiem, w którego objęcia wpadł Marek Nowakowski był złodziejski półświatek. Opis pierwszej większej akcji i doświadczenie kilkumiesięcznej odsiadki więzienia było kolejnym ważnym doświadczeniem w jego życiowej edukacji.
Końcowa część wspomnień dotyczy studiów prawniczych, które podjął autor w latach 50-tych, gdy mroczny cień stalinizmu unosił się nad wszystkimi objawami ludzkiej egzystencji. Wspomnienia studiów, które podjął zupełnie przypadkowo i nie wiązał z nimi nadziei na przyszłość, choć myśl o przyszłości napawała go nieskrywaną obawą, było dla pisarza niesłychanie ważne. To wtedy przeżył karnawał nadziei na zmianę w październiku 1956 r., kiedy uzmysłowił sobie potęgę tłumu, ale i odczuł dojmujące rozczarowanie, gdy sytuacja – po kilku kosmetycznych zmianach – zaczęła wracać do obmierzłej normalności pełnej represji, obłudy i zakłamanego karierowiczostwa. To wtedy zadecydowała się jego przyszłość – podjął pierwszą próbę pisarską uwieńczoną publikacją w „Nowej Kulturze” w 1957 r.
Nie jest to typowy dziennik z zapiskami dziennymi, nie jest to również autobiografia. Marek Nowakowski będąc już u kresu życia powrócił do lat swojej młodości, kiedy to ówczesne wydarzenia naznaczyły go na całe życie, a zdobyte wtedy doświadczenia zaprocentowały w przyszłej twórczości literackiej. Pisarz wspomina i analizuje wydarzenia, słowa, wspomina ludzi, z którymi wtedy los go zetknął. Jest to swoiste rozliczenie, ale i próba zrozumienia, jakie elementy tamtej rzeczywistości miały realny wpływ na przyjętą drogę życiową. I choć w poruszającym kilkuzdaniowym postscriptum Marek Nowakowski w pewien sposób przeprasza czytelników za niedoskonałe dzieła skażone zniewoleniem, to lekturę „Dziennika powrotu w przeszłość” kończymy z żalem i tęsknotą za mądrością i skromnością Pisarza. Niestety, już nic więcej dla nas nie napisze…
Autor: Marek Nowakowski
Wydawnictwo: Iskry
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 158
Nowakowski jest w kręgu moich zainteresowań, może biblioteka moja mi w tym pomoże.
OdpowiedzUsuńMnie w przeczytaniu tej książki pomogła moja biblioteka. :)
UsuńBrzmi zachęcająco. Widziałam tą pozycję na stronie Iskier, kiedy ostatnio przeglądałam ich ofertę.
OdpowiedzUsuńPolecam! Ja już nawet nie przeglądam katalogów wydawniczych. Za dużo tam książek, które chciałabym przeczytać, a doba się nie wydłuży.:(
Usuń