Kresy to obszar naszych tęsknot, emocji przechodzących często w żal za tym, co minęło, ale te uczucia zaczynają dopiero teraz się uwidaczniać. Przez okres PRL-u samo słowo „kresy” było zabronione i nie mogło funkcjonować w obiegu publicznym. Nic więc dziwnego, że dopiero teraz docieramy do świadectw i twórczości organicznie związanych z dawnymi kresami Rzeczpospolitej. Krzysztof Masłoń w przedmowie pisze o swojej pierwszej wizycie w Wilnie, gdzie czuł jakby był tam nie po raz pierwszy, jakby prowadziła go „genetyczna pamięć” jego przodków. I choć nie mogę tego samego powiedzieć o sobie, to podczas wizyty w Grodnie i kompletnej nieznajomości miasta bardzo szybko poczułam z nim więź i pokochałam. Może moi przodkowie także wywodzili się z tamtych okolic i dopiero później przenieśli się w łomżyńskie, skąd pochodziła moja Babcia? :) Może i tak było, ale teraz czas na omówienie książki, do której lektury chciałabym Was zachęcić, gdyż jest tego warta.
„Puklerz Mohorta” to utwór Wincentego Pola z 1854 Odegrał on kluczową rolę w ukształtowaniu się pojęcia „kresów” i wprowadzenia go do naszego słownika. Choć w swoim czasie był to poemat, który święcił triumfy rozpalając i podtrzymując uczucia patriotyczne wśród Polaków rozsianych na terenach trzech zaborów, obecnie należy do dzieł zapomnianych. Nie bez kozery więc, Krzysztof Masłoń wybrał ten tytuł dla zbioru swoich artykułów ukazujących się w dodatku kresowym „Rzeczpospolitej” (w latach 2010-11). Dodatkowo ujęte są tu również szkice o pisarzach z korzeniami kresowymi, którzy nie byli bohaterami artykułów w cyklu prasowym
Krzysztof Masłoń przywołując nazwiska pisarzy i poetów sławiących ziemie kresowe prowadzi nas tropem zapomnianych miejsc, krajobrazów, dźwięków. Przytacza cytaty z ich dzieł świadczących o bogactwie , różnorodności i pięknie świata, którego już nie ma, a to, co pozostało jest tylko bladym wspomnieniem świata, którego zagładę przyniósł wiek XX z dwoma wojnami światowymi i rewolucją bolszewicką do spółki. Ale jak to ktoś mądry powiedział „prawda jest córką czasu” i teraz, po okresie zapomnienia, niektóre nazwiska czas odkurzyć i poznać ten zapomniany świat, który choć nie był idealny, niósł ze sobą wiele wartości i piękna dziś już niespotykanego.
Autor jest interesującym przewodnikiem po świecie literatury, która nas z kolei wprowadza w ten nieistniejący już świat. Obok nazwisk powszechnie znanych, jak Jarosław Iwaszkiewicz (kto z przeciętnych czytelników kojarzy, że urodził się w Kalniku koło Kijowa!), Aleksander Fredro, Sergiusz Piasecki, Melchior Wańkowicz czy Eliza Orzeszkowa, są tam nazwiska pisarzy, których twórczość jest dziś kompletnie nieznana. Komu dziś mówią cokolwiek – poza literaturoznawcami – nazwiska Maurycego Gosławskiego, Juliana Wołoszynowskiego, Kornela Ujejskiego, Floriana Czarnyszewicza czy Michała Kryspina Pawlikowskiego. Dla mnie lektura tej książki oprócz odkryć pozwalających na wybór kolejnych lektur (jeśli czas pozwoli!) przyniosła również miłe wspomnienia związane z książkami, które ostatnio przeczytałam, gdyż Krzysztof Masłoń poświęca swoje szkice m.in. „Nadberezyńcom” Floriana Czarnyszewicza, "Końcu kresowego świata" Anny Pawełczyńskiej, „Polesiu” Krzysztofa Hejke, a nawet „Miastu ryb” Natalki Babiny.
Ta książka jest jak mapa czy raczej atlas po kresowych tropach rozsianych w polskiej literaturze. Część z tych śladów jest całkiem wyraźna i czytelna, inne zaś są niemal całkowicie zatarte i zupełnie obce współczesnemu czytelnikowi. Autor, oprowadzając nas po zakamarkach twórczości kresowiaków, stara się pokazać bogactwo i różnorodność tamtego świata, tej zaginionej „kresowej Atlantydy”. Przytacza charakterystyczne cytaty i fragmenty dzieł bohaterów szkiców ze swoim komentarzem.
Żeby była jasność, Masłoń pisze o książkach, z których nie wszystkie są panegirykami pochwalającymi bezkrytycznie sytuację na Kresach. Na pewno nie. Ale jego wskazówki pozwalają rozpocząć głębsze poszukiwania, które może pomogą nam po pierwsze w poznaniu specyfiki obecności Kresów w naszej kulturze i tradycji oraz pozwolą być może na zrozumienie niezwykłości tej kilkusetletniej historii polskiej obecności na Wschodzie. Gdy z jednej strony rodziny ruskie, niemieckie, czeskie polonizowały się na potęgę, z drugiej zaś - wnuk Fredry był arcybiskupem grekokatolickim, a krewniak Czesława Miłosza uznał się za obywatela Litwy, choć nie mówił słowa po litewsku.
Choć książka wzbudza szacunek swoją objętością, czyta się ją szybko, nawet powiedziałabym, że za szybko, gdyż teksty nie są zbyt rozbudowane i z tego względu raczej powierzchowne. Chciałoby się o pewnych autorach, książkach i historiach poczytać więcej, ale cóż, ograniczenia tekstów prasowych są powszechnie znane. Cieszę się jednak, że ten zbiór tekstów pojawił się w formie książkowej. Przyznam, że większości artykułów w „Rzeczpospolitej” nie czytałam, a zebranie ich w jednym tomie wraz z uzupełnieniami stanowi cenną wartość dodaną.
Choć książka wzbudza szacunek swoją objętością, czyta się ją szybko, nawet powiedziałabym, że za szybko, gdyż teksty nie są zbyt rozbudowane i z tego względu raczej powierzchowne. Chciałoby się o pewnych autorach, książkach i historiach poczytać więcej, ale cóż, ograniczenia tekstów prasowych są powszechnie znane. Cieszę się jednak, że ten zbiór tekstów pojawił się w formie książkowej. Przyznam, że większości artykułów w „Rzeczpospolitej” nie czytałam, a zebranie ich w jednym tomie wraz z uzupełnieniami stanowi cenną wartość dodaną.
Tekstowi towarzyszą ilustracje mające formę jakby litografii, które są klimatyczne i korespondują z tekstem. Niestety, nie są jednak podpisane, co nieco zakłócało mi przyjemność lektury. Na końcu książki podano jedynie ich źródło, nie ma zaś spisu ilustracji. Uważam to za wadę tego wydawnictwa, podobnie jak kilka pomyłek w zapisie dat (wiek XX zamiast XIX), które się przydarzyły (np. s. 85 i 86). Nie zmienia to jednak faktu, że książka Masłonia pozwala na rozpoczęcie peregrynacji literackich po zapomnianym, już nieistniejącym, a niesłychanie interesującym poznawczo świecie, który odnaleźć można w książkach, obrazach, starych fotografiach czy pocztówkach. Lubię takie wędrówki w przeszłość i nie ukrywam, że liczę na więcej.
Książka została przeczytana w ramach projektu Kresy zaklęte w książkach
Za udostępnienie egzemplarza do lektury uprzejmie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka
Autor: Krzysztof Masłoń
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 504
Słyszałam już, że książka pozostawia leciutki niedosyt. Już ją jednak nabyłam. Też mnie ciągną klimaty tej naszej utraconej "Atlantydy", a myślę, że może autor miał taki zamysł, żeby wzbudzić apetyt, pokazać klucz i różne drogi, a dalej czytelniku wyruszysz sam...
OdpowiedzUsuńTak też odczytuję tę książkę. Owszem, chciałoby się poczytać więcej o niektórych autorach i książkach, a tu już następny tekst, ale taki urok artykułów prasowych. :) Jednak jest tam tyle wskazówek i tropów, że warto tę książkę przeczytać i powracać do niej.
UsuńBardzo ciekawe. Dodaje do listy...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu. :)
UsuńTytuł książki czyli "Puklerz Mohorta" wydał mi się dziwny i staroświecki. Ale teraz już się wszystko wyjaśniło i wiem skąd się wziął.
OdpowiedzUsuńTwoja opinia potwierdza, że poemat Wincentego Pola to dziś dzieło zupełnie zapomniane. :)
UsuńWidziałam kilka publikacji Masłonia, ale jeszcze nie miałam przyjemności ich czytać. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.
OdpowiedzUsuńDo tej pory, czytałam jedynie jego teksty prasowe, ale w sumie "Puklerz Mohorta" jest zbiorem takich publikacji.
UsuńCały czas się jeszcze zastanawiam, czy wpisać książkę na listę "życzeń świątecznych".
OdpowiedzUsuńPomyślę... dziękuję za wpis.
Tyle tych książkowych pokus, że naprawdę trudno podjąć decyzję...
UsuńBrzmi niezwykle interesująco ;-)
OdpowiedzUsuńPolecam. :)
UsuńWidziałam w księgarni. Przejrzałam, nadgryzłam i ... nie kupiłam.
OdpowiedzUsuńNie da się kupić wszystkich interesujących nas książek :)
UsuńA ja dzięki Tobie w spokojnym świątecznym czasie poczytam sobie tę książkę:)
OdpowiedzUsuńBardzo wnikliwie i obszernie ją oceniłaś, tak że apetyt mam jeszcze bardziej zaostrzony.
Ciekawa jestem Twoich wrażeń.:)
Usuń