Twórczością Ernsta Wiecherta zainteresowałam się dzięki jednej z dyskusji u Jeżanny. Jest to twórca obecnie niemal zapomniany, ale w Polsce przeżywa pewien renesans twórczości na skutek jego związków z dawnymi Prusami Wschodnimi. Człowiek rozwija się całe życie, stwierdziłam więc, że postaram się poznać nowe dla mnie nazwisko pisarza, którego twórczość była mi do tej pory kompletnie nieznana.
„Pani majorowa” rozpoczyna się w momencie, gdy strudzony wędrowiec przedziera się przez moczary do wioski pozostającej we włościach tytułowej pani majorowej i oboje się tam spotykają. Przy czym majorowa, bogata dziedziczka, właścicielka gospodarstwa o powierzchni ok. 5 tys morg, siedzi na koniu, a wędrowiec wychodzi z moczarów wielce strudzony i ubogo odziany. Gdy majorowa, z wysokości końskiego grzbietu, udziela mu na wstępie rad, okazuje się, że nieznajomy jednak zna ją z przeszłości, gdyż jest jednym z synów chłopa osiadłego we wiosce. Co więcej, jest to człowiek uznany za poległego, którego nazwisko widnieje na pomniku upamiętniającym ofiary Wielkiej Wojny, od zakończenia której upłynęło już kilkanaście lat. Lata te Michał Fahrenholzer spędził w niewoli, na tułaczce i poniewierce. Jest człowiekiem rozbitym i złamanym, który najchętniej zaszyłby się w kącie, gdzie nikt by mu nie przeszkadzał i nie widzi dla siebie miejsca w społeczeństwie. Czy w rodzinnej wiosce znajdzie spokój i ukojenie po ciężkich przeżyciach?
Pani majorowa to kobieta czterdziestoletnia, od wielu lat owdowiała, a więc w kontekście tradycyjnych wyobrażeń tamtej epoki niemal seniorka. Jej małżeństwo nie było łatwe, jak wynika z napomknień autora. Jej syn, którego cechą charakterystyczną jest noszenie liliowych rękawiczek i poruszanie się po wiejskich drogach czerwonym powozem, również nie jest powodem do dumy. Szczęście czy też raczej poczucie sensu, odnajduje w gospodarzeniu swoim majątkiem i kontakcie z przyrodą. Możliwość ułatwienia Michałowi powrotu do normalnego życia staje się dla niej wyzwaniem, ale i staje się stopniowo jednym z najważniejszych elementów jej egzystencji. Więź tych dwojga, silnie związanych z lokalnym otoczeniem i pięknem przyrody, staje się coraz silniejsza, a pojawiające się komplikacje tylko tę więź zacieśniają.
Oprócz dwójki głównych bohaterów spotykamy również Jonasza, przyjaciela Michała z lat młodości, również naznaczonego piętnem rodzinnej tragedii z czasów wojny czy ojca głównego bohatera, który straciwszy podczas wojny trzech synów nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, iż jeden z nich został cudownie ocalony i przebywa wśród żywych. Na krótko pojawiają się również przedstawiciele lokalnej elity czy też syn pani majorowej z narzeczoną, ale oni ewidentnie symbolizują upadek obyczajów i są niejako ostrzeżeniem przed rozluźnieniem więzi z odwiecznym naturalnym środowiskiem człowieka.
Autor nie wymienia w książce nazwy miejscowości, daty, nawet imienia tytułowej bohaterki. Od szczegółów ważniejszy jest nastrój tej opowieści, w której niezwykle ważnym elementem jest więź człowieka z naturą jako przeciwieństwo „zgniłej”, miejskiej cywilizacji. Autor, silnie związany ze swą „małą ojczyzną”, zawarł w książce wiele przemawiających do wyobraźni opisów przyrody sławiąc piękno swojego miejsca na ziemi.
Według dostępnych informacji wydana w 1934 r. „Pani majorowa” była w swoim czasie bardzo poczytną ksiązką, przetłumaczoną na wiele języków. Przyznam jednak, że powieść ta nie powaliła mnie na kolana. Może jestem bezduszną istotą, ale nie potrafiłam się wzruszyć prezentowaną historią, choć momentami ten poetycki i staroświecki nastrój brał górę nad moim malkontenctwem. ;) Język powieści, dość przestarzały, jest chyba główną przyczyną mojego przekonania, że z „Panią majorową” czas nie obszedł się łaskawie. Akcja toczy się powoli, sposób narracji jest specyficzny, pisany w osobie trzeciej, ale jakby z dużego dystansu z pewnymi przemyśleniami podawanymi w formie domysłów i przypuszczeń. Nastrój książki jest refleksyjny i pełen zadumy nad kolejami ludzkiego życia.
Powieść ta jest ramotką, czasami nawet uroczą, ale nie wzbudziła ona we mnie większych emocji. Przyznam się nawet, że pod koniec lektury zdarzało mi się przerzucać strony, a historia zbliżenia się dwojga ludzi z różnych światów naznaczonych trudnymi przeżyciami jakoś do mnie nie przemówiła. Może dlatego, że nie uważam, aby zabijanie bezbronnych łabędzi oraz straszenie dziecka i starca naładowaną strzelbą było usprawiedliwione stresem po niewoli wojennej. A jeśli nawet, to ludziom w takiej kondycji psychicznej nie powinno się oferować stanowiska, które umożliwia dostęp do broni palnej. Mimo dobrych chęci i pozytywnego nastawienia do lektury książka jednak nie trafiła w mój gust. Wierzę jednak, że ma ona sporo zalet, które w opinii wielu osób przeważą niedostatki, o których wspomniałam.
Ernst Wiechert (1887 - 1950) - pisarz niemiecki, jeden z najpoczytniejszych literatów w latach 30-tych XX wieku. W 1948 r. wyemigrował do Szwajcarii, gdzie zmarł. Obecnie jest w Niemczech niemal zupełnie zapomniany, w Polsce zaś jego popularność odżywa z uwagi na jego związek z Mazurami.
Źródło zdjęcia
Autor: Ernst Wiechert
Tytuł oryginalny: Die Majorin
Wydawnictwo: Pojezierze Olsztyn
Tłumacz: Edward Martuszewski
Rok wydania: 1984
Liczba stron: 176
Z dużym zainteresowaniem przeczytałam Twoją recenzję! "Pani majorowa" wciaż przede mną, szczerze mówiąc byłam jakoś przekonana, że ma szansę mnie zauroczyć... tak, jak zauroczył mnie styl Wiecherta w czytanych do tej pory książkach. Apetyt zaostrzyły mi Lirael i Koczowniczka. a teraz jeszcze bardziej nie mogę doczekać się lektury, bo ciekawa jestem, na którym biegunie uplasują się moje sympatie :)
OdpowiedzUsuńJuż teraz przyznaję Ci rację, że język i styl narracji autora rzeczywiście trącą myszką. Mnie się to bardzo spodobało, ale z drugiej strony wierzę, że może irytować.
Aż tak bardzo się nie irytowałam, gdyż przyznaję, że książka ma swój nastrój, który może zaczarować. Każdy ma inną wrażliwość i gust, nic więc dziwnego, że nasze wrażenia mogą być różne. :) Pisząc tutaj o książkach, które przeczytałam staram się być szczera i nie "ściemniać", więc czasem jestem krytyczna, ale to tylko moje odczucie, a nie profesjonalna ocena. :)
UsuńZawsze zachęcam do przeczytania książki i wyrobienia sobie własnej opinii. Nie zniechęcaj się więc. Jeśli podobał Ci się styl Wiecherta, to na pewno znajdziesz dużą przyjemność w lekturze "Pani majorowej".
Ja również z dużym zainteresowaniem przeczytałem recenzję, będę się rozglądał za książką, mam nadzieję, że w bibliotece ją znajdę :)
OdpowiedzUsuńProsperiuszu, zachęcam do zapoznania się z Wiechertem. Jego styl narracji jest niedzisiejszy, ale warto spróbować. Poza tym on pisze o swojej "małej ojczyźnie", która teraz jest częścią naszego kraju i to jest ciekawa perspektywa. :)
UsuńKaye-malkontentka? te pojęcia się chyba (na ile zdążyłam poznać) wykluczają. Osobiście prezentuję, może nie popularny, pogląd, iż nie to dobre, co dobre, a co się komu podoba, tak więc dopuszczam myśl, iż książka spodoba się większości, a mnie nie i odwrotnie. Autora nie znam, o książce nie słyszałam, więc w tym temacie zamilknę.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, ja również mam swoje mroczne sekrety, czasem lubię sobie ponarzekać ;) Szczęśliwie, nie uskuteczniam tego zwyczaju dzień w dzień, bo byłabym chyba nie do zniesienia. :) Mam dokładnie to samo zdanie, co do opinii o książkach. A propos, cieszę się, że choć jedna osoba w blogosferze (chociaż chyba dwie, jeśli dobrze przypominam sobie naszą dyskusję z Lirael) oprócz mnie rozczarowała się "Bezcennym". :)
UsuńMój odbiór tej powieści był zupełnie inny. Nawiasem mówiąc moim zdaniem to cudowne, że ta sama książka może wzbudzić tak odmienne uczucia i wrażenia.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim nie znalazłam w niej nic ramotkowatego. :) Detalicznie przedstawię swoje przemyślenia na temat tej powieści w notce, dodam tylko, że uważam"Panią majorową" za jedno z najważniejszych odkryć 2013 r. Najbardziej zachwyciły mnie 4 rzeczy: niezwykła, mroczna baśniowość, poetycki język, cudne opisy przyrody i delikatność, z jaką autor opisuje to, co działo się między bohaterami. Na pewno sięgnę po kolejne książki tego autora i dziwię się, że jest - jak słusznie napisałaś - prawie całkowicie zapomniany.
Lirael, jestem zdania, że świat byłby nudny, gdyby nie pojawiały się różnice w opiniach. :)
UsuńNie przeczę, że książka Wiecherta ma urok i kreuje pewien poetycki nastrój, ale czegoś mi w niej zabrakło, czemu dałam wyraz w notce. To jest tylko i wyłącznie kwestia indywidualnego odbioru i wrażliwości. Ta historia mnie nie wciągnęła, częściowo pewnie przez tego nieszczęsnego łabędzia, ale jeśli wpadną mi w ręce "Dzieci Jerominów, to spróbuję jeszcze zmierzyć się z tym autorem. :) Pozdrawiam!
Łabędzia odchorowałam, to była straszna scena, ale domyślam się, że Wiechert w ten brutalny sposób chciał przekazać nam coś ważnego na temat wpływu wojny i strasznych warunków na psychikę człowieka. Myślę, że w tym wszystkim kryje się jakaś straszna ironia, bo przypuszczam, że to, co przeżył Michał to i tak nic w porównaniu z tym, co los szykował dla samego autora w czasie II wojny światowej.
UsuńRzeczywiście losy Wiecherta (pobyt w obozie koncentracyjnym przed wojną), jego niezgoda na nazizm, a w końcu dobrowolna emigracja z Niemiec świadczą o stałości przekonań i odwadze cywilnej. Być może tłumaczy to też częściowo jego obecne zapomnienie w Niemczech.
UsuńWiechert mnie również intryguje. Czytać go można na stronie internetowej stworzonej dla jego utworów. Chyba Koczowniczka tej informacji mi udzielała. Szczególnie istotna jest to wiadomość jeżeli chodzi o "Dzieci Jerominów", gdyż ich cena jest bardzo wysoka.
OdpowiedzUsuńNie natknęłam się na tę stronę internetową, ale i tak chyba nie byłabym w stanie czytać z ekranu komputera. :( Zrobiłam już przegląd moich bibliotek i - ku mojemu żalowi - "Dzieci Jerominów" nie ma. Nie wykluczam jednak, że może kiedyś natknę się na tę książkę.
Usuń