„Jeśli ktoś jest dla drugiego wszystkim, to może być wieloma osobami w jednej.” (s. 260)
“Malina” to książka – legenda ściśle związana z nietuzinkową osobowością I kolejami losu jej autorki. Przed rozpoczęciem lektury zapoznałam się z życiorysem Ingeborg Bachmann, ale i tak nie byłam przygotowana na taką dawkę emocji, z jaką się zetknęłam. To zapis przeżyć kobiety, która odczuwa życie i miłość całą sobą odnotowując każde drgnienie szczęścia, niepokoju, wątpliwości i każdego z pozostałej gamy uczuć i namiętności kobiety zakochanej. Bohaterka książki, której imienia, profesji i wieku nie poznajemy jest bezgranicznie zakochana w Ivanie, a jej życie nierozerwalnie związane jest z Maliną (też mężczyzną) i wydaje się, że tworzą trójkąt doskonały.
Książka podzielona jest na trzy części. Pierwsza – to odzwierciedlenie wnętrza zakochanej kobiety odsłaniającej przed czytelnikiem w formie strumienia świadomości wszystkie swoje uczucia i niepokoje związane z zachowaniem ukochanego mężczyzny, który nawet zwraca jej uwagę na zbyt bezpośrednie zachowanie („Mówi też: Ja powinienem latać za tobą, postaraj się o to, tobie nie wolno latać za mną, potrzeba ci pilnie korepetycji, kto tego zaniedbał, nie udzielił ci elementarnych lekcji?” (s. 89)). Druga część dotyczy traumatycznych wspomnień z dzieciństwa i młodości, na których cieniem kładzie się okrutna i dominująca osobowość ojca bohaterki. Trzecia część to… sami musicie przeczytać…
Ingeborg Bachmann była intelektualistką austriacką, która pozostawiła po sobie tylko jedną w pełni ukończoną książkę, "Malinę" właśnie. Jej życie zakończyło się tragicznie w wieku zaledwie 47 lat. Każdy, kto przeczytał „Malinę” ma świadomość, że Bachmann pisała o sobie i swoim życiu. Czy Ivan to Max Frisch? A może Paul Celan? Nie dowiemy się już tego, ale dla odbiorcy książki to w sumie nieistotne. Istotne jest to, że każda zakochana kobieta odnajdzie w tym tekście siebie, swoje emocje i pokłady uczuć, często niewypowiedzianych na głos. Bachmann w tym tekście posunęła się do odkrycia swojego wnętrza, swoich uczuć, w zapamiętaniu ukazuje stan emocji kobiety spalającej się w namiętności do ukochanego mężczyzny nie ukrywając momentów szczęścia, wątpliwości, rozpaczy...
"Ivan poruszył wreszcie moją fantazję, bogatszą od fantazji wywołanych przez yage, dzięki niemu coś niezwykłego wstąpiło we mnie i odtąd promieniuje, bezustannie opromieniam świat, któremu jest to potrzebne, z tego jednego miejsca, w którym skupia się nie tylko moje życie, lecz i moje pragnienie, by "żyć dobrze", by znów być użyteczną, bo chciałabym, żeby Ivan mnie potrzebował, jak ja jego potrzebuję, i to na całe życie." (strony 79-80)
Do tej pory wszystko wydaje się jasne i – mimo drążących nasz umysł skojarzeń, że ja też tak czułam kiedyś czy teraz – można się zastanawiać w czym tu odkrywczość? Forma narracji, niełatwa, ale znana już w literaturze i stosowana przez wielu pisarzy bardziej utalentowanych od Bachmann. Miłość to dość powszechny temat literatury pięknej, a takich Ivanów można znaleźć „na pęczki”. Wszystko to prawda, ale obraz zakłóca osoba Maliny. Kim on jest? Jeśli pierwszą część odczytuje się literalnie jako zapis trójkąta uczuciowego kobiety uwikłanej w związek z dwoma mężczyznami to przyznam, że ta książka być może nie przemówiłaby do mnie tak mocno, gdyż miałabym kłopot w odnalezieniu się w emocjach bohaterki. W momencie, gdy nadałam postaci Maliny inne znaczenie, wszystko stało się bardziej dojmujące, prawdziwe, zrozumiałe... Gdy rola Maliny dotarła do mojej świadomości byłam w stanie przetrwać nawet dłużyzny końcówki książki, a ona właśnie poraża nas ogromem rozpaczy. Każdy czytelnik „Maliny” może dokonać interpretacji zawartej tam treści na swój sposób, ale kluczem jest zrozumienie roli Maliny.
Bachmann planowała kolejne części, miał to być rodzaj tryptyku, ale jej śmierć zniweczyła te plany. W wydaniu, które miałam przyjemność czytać, zawarte są dwa dodatkowe fragmenty opublikowane już po śmierci pisarki. Przyznam, że w moim przekonaniu nie wnoszą one niczego nowego do treści i przekazu książki i spokojnie można się bez nich obejść.
Lektura książki Bachmann to również wycieczka po Wiedniu lat 60-tych XX w., a właściwie pewnej, ściśle ograniczonej jego części skoncentrowanej wokół Ungargasse, gdzie mieszkają bohaterowie i która stanowi „ojczyznę” bohaterki. Tam się rozgrywa to, co najważniejsze w życiu bohaterki. Jeśli teraz wybierałabym się do Wiednia, starałabym się odwiedzić tę ulicę i zobaczyć trasy spacerów Ivana, Maliny i… Ingeborg.
Niezwykła, niełatwa i fascynująca książka, której lektura była dla mnie niebywale intensywnym przeżyciem. Piszę tę notkę dobry miesiąc po lekturze, a ta książka i jej emocjonalna siła ciągle "siedzi" w mojej głowie. Autor, pisząc książkę, opiera się najczęściej na swoich doświadczeniach, twórczo je przekształcając czy też adaptując. Ingeborg Bachmann – według wielu świadectw – pisała tę książkę w zapamiętaniu i pasji. Ona tam pokazała siebie i swoje wnętrze tak, jak je rozumiała i odczuwała. Ujawniła stan duszy kobiety zakochanej, której życie zależy od miłości i nic innego nie jest ważne. Niczego nie ukryła, co najwyżej nieco zakamuflowała. Co więcej, ta książka zawiera także pewien niemal profetyczny fragment, które można odnosić do przyszłej tragicznej śmierci Bachmann:
„Zbieram wszystkie siły, odkąd z lodu wstąpiłam w ogień i w ogniu ginę, z roztapiającą się czaszką, zbieram siły (…)” (s. 197).
Ja uwierzyłam autorce i odnalazłam w „Malinie” szczerość i pasję, a także wiele ze swoich najgłębszych przemyśleń. To bardzo wiele. Ktokolwiek był w życiu zakochany może odnaleźć w zapiskach bohaterki swoje uczucia, rozterki, wątpliwości, smutki i radości...
Ingeborg Bachmann (1926 - 73) - austriacka eseistka, pisarka i poetka. Debiutanckie tomiki poezji przyniosły jej uznanie zwieńczone przyznaniem nagrody Buchnera w 1964 r. Bachmann mieszkała w różnych miastach i krajach, próbowała wielu gatunków literackich. Zginęła w pożarze w rzymskim hotelu podczas pracy nad nową książką.
Autor: Ingeborg Bachmann
Tytuł oryginalny: Malina
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Tłumacz: Sławomir Błaut
Rok wydania: 1980
Liczba stron: 424
Tytuł oryginalny: Malina
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Tłumacz: Sławomir Błaut
Rok wydania: 1980
Liczba stron: 424
Absolutnie przepiekna recenzja, odnalazłam w niej wiele swoich przemyslen na temat "Maliny", których przy pisaniu swojej recenzji nie umiałam ubrać w slowa... a, wlasnie, kim jest w końcu Malina? ;-))
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. :) Ja mam wrażenie, że ta notka jest nieco chaotyczna, ale zależało mi, żeby oddać moje zaangażowanie w tę lekturę.
UsuńCo do Maliny, to każdy może mieć własną teorię. :) Według mnie to nie jest rzeczywista osoba, lecz ta "przyziemna" i "zdroworozsądkowa" część osobowości bohaterki uzupełniająca się, czasem ścierająca się z jej pragnieniem miłości. Można te dwie części określić jako "kobiecą" i "męską". :) Takie postawienie sprawy bardzo ułatwiło mi odbiór tej książki.
A u mnie ciągle stoi i czeka na zmiłowanie - czuję się zmobilizowany :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się! Bardzo jestem ciekawa Twojej opinii, gdyż ta książka - pomijając fakt, że jest niełatwa, ale to nie pierwszyzna dla Ciebie - to dotyczy zagadnienia "kobiecej duszy", a to jest zagadnienie nader skomplikowane i wieloznaczne. ;)
UsuńZgadza się, w przypadku kobiecej duszy powiedziałbym, że co najmniej podwójnie skomplikowane i wieloznaczne :-)
UsuńTylko podwójnie? :)
UsuńBrzmi naprawdę ciekawie, ale seria Nike ma za mały druk, niestety, żebym po nią sięgnęła. szkoda, bo mam kilka perełek w domu.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście książki z serii Nike mają drobny druk, na szczęście jeszcze daję radę przeczytać. :) Natomiast, "Malina" została wydana przez wyd. a5 w 2001 r. i być może to wydanie jest bardziej przyjazne czytelnikowi :)
Usuń"Malina" zaintrygowała mnie już podczas czytania recenzji u Izy :) Teraz tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że to coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńCytowane przez Ciebie fragmenty, w których bohaterka w formie strumienia świadomości wyraża swoje uczucia, skojarzył mi się z czytaną w czasie Świąt "Pestką" Anki Kowalskiej.
Świetny tekst, muszę "Maliny" poszukać.
Te cytowane fragmenty i zdania to zaledwie przygrywka :) Są tam dużo dłuższe fragmenty "na jednym wydechu".
UsuńGdy Iza zamieściła swoją recenzję, Bachmann stała już na mojej półce i moja ciekawość i zainteresowanie sięgnęły zenitu, chociaż trochę się bałam, czy dam radę stawić czoło tej kultowej książce, ale to jest książka, która zagwarantowała mi "czas odnaleziony", a nie "stracony". ;)
Książka Bachmann jest "jakaś", wzbudza dyskusje, kontrowersje, każdy ją może inaczej odczytać, a o to chodzi. Warto ją przeczytać i sądzę, że znajdziesz przyjemność w lekturze. :) Nie muszę dodawać, że będę wypatrywać Twojej opinii? :)
recenzja przepiękna i szczerze Ci gratuluję tak wspaniałego ubrania w słowa uczuć, jakie Tobą targały.
OdpowiedzUsuńKsiążkę postaram się przeczytać, ale dopiero jak dam sobie radę ze swoimi problemami, bo mam wrażenie, że do jej prawidłowego odbioru trzeba mieć trochę czasu i "świeżą" głowę
Dziękuję za miłe słowa. :)
UsuńRzeczywiście, przy lekturze tej książki lepiej mieć "spokojną" głowę.