Ten kryminał stał na mojej półce już bardzo długo. Nadszedł w końcu czas, aby zapoznać się z nowym detektywem, tym razem z Niemiec, a dokładniej z Frankfurtu.
Komisarz Robert Marthaler jest samotnym człowiekiem po czterdziestce. Jego życie prywatne praktycznie nie istnieje po tragicznej śmierci ukochanej żony piętnaście lat wcześniej. Od tej pory poświęca się wyłącznie pracy śledczego we frankfurckiej policji ograniczając znacząco swój krąg towarzyski. Gdy rozpoczyna swój urlop zostaje z niego odwołany na skutek potwornej zbrodni popełnionej na młodym mężczyźnie. Jak się okazuje był on niedoszłym panem młodym, który spędzał czas z kolegami na "kawalerskim weekendzie". Komisarz Marthaler angażuje ludzi do zespołu śledczego i rozpoczyna żmudną pracę mającą na celu wyjaśnienie, kto jest odpowiedzialny za tę zbrodnię. Wkrótce okazuje się, że w sprawę wplątana jest pewna przepiękna dziewczyna, nieuchwytna i niosąca z sobą tajemnicę. Okazuje się, że pierwsza odnaleziona ofiara nie była jedyną…
Niesamowicie piękna dziewczyna, która pojawia się w zeznaniach świadków, zachowuje się dość zagadkowo, co wzbudza zainteresowanie czytelnika. Teoretycznie, dość szybko można się domyśleć, kto stoi za zbrodniami, ale... no właśnie. Nie wszystko jest jasne jak słońce, a w momencie zakończenia lektury książki tajemnica dziewczyny nadal tkwi nam w głowie.
Komisarz Robert Marthaler jest samotnym człowiekiem po czterdziestce. Jego życie prywatne praktycznie nie istnieje po tragicznej śmierci ukochanej żony piętnaście lat wcześniej. Od tej pory poświęca się wyłącznie pracy śledczego we frankfurckiej policji ograniczając znacząco swój krąg towarzyski. Gdy rozpoczyna swój urlop zostaje z niego odwołany na skutek potwornej zbrodni popełnionej na młodym mężczyźnie. Jak się okazuje był on niedoszłym panem młodym, który spędzał czas z kolegami na "kawalerskim weekendzie". Komisarz Marthaler angażuje ludzi do zespołu śledczego i rozpoczyna żmudną pracę mającą na celu wyjaśnienie, kto jest odpowiedzialny za tę zbrodnię. Wkrótce okazuje się, że w sprawę wplątana jest pewna przepiękna dziewczyna, nieuchwytna i niosąca z sobą tajemnicę. Okazuje się, że pierwsza odnaleziona ofiara nie była jedyną…
Niesamowicie piękna dziewczyna, która pojawia się w zeznaniach świadków, zachowuje się dość zagadkowo, co wzbudza zainteresowanie czytelnika. Teoretycznie, dość szybko można się domyśleć, kto stoi za zbrodniami, ale... no właśnie. Nie wszystko jest jasne jak słońce, a w momencie zakończenia lektury książki tajemnica dziewczyny nadal tkwi nam w głowie.
Osoba komisarza Marthalera wzbudziła moją sympatię. Nie jest on supermanem ani macho, nie też jest „gwiazdą” policji rozwiązującą wszelkie zagadki w mgnieniu oka. Jest to typ rzemieślnika, wypracowującego sobie pozycję żmudną pracą, uporem i solidnością. Nie ma właściwie życia prywatnego, jego kontakty towarzyskie są bardzo ograniczone, bez reszty poświęca się więc tropieniu przestępców. Jest również świadomy zmieniających się czasów, kiedy media zawładnęły sercami i umysłami opinii publicznej, ale stara się nie ulegać zbiorowej histerii ogarniającej jego zwierzchników na myśl o możliwym pojawieniu się na ekranie telewizora przy okazji nagłośnionej zbrodni. Coraz częściej zauważa destrukcyjny wpływ tabloidowej "czwartej władzy" na jakość pracy śledczej. Jego zdecydowanie i upór przyczyniają jednak się do rozwiązania najtrudniejszych spraw mimo popełnianych błędów.
Ważną rolę w książce odkrywa również Frankfurt. Miasto jest jednym z pełnoprawnych bohaterów. Komisarz prowadzi nas swoimi trasami zwracając jednocześnie uwagę na ciekawe zakątki. Nie znam tego miasta, nie odczuwam potrzeby natychmiastowego poczucia jego wielkomiejskiej atmosfery, ale Jan Seghers dobrze wywiązuje się z roli frankfurckiego cicerone nadając temu miejscu pozytywne, dalekie od skojarzeń ze stolicą europejskiej finansjery, skojarzenia.
No i tak, intryga jest w porządku z ciekawym zakończeniem, główny bohater budzi sympatię, lokalny koloryt jest ładnie podany, czegóż można chcieć więcej? A jednak mimo zalet, które podniosłam wyżej, muszę przyczepić się do jednej rzeczy. Nie do końca bowiem rozumiem motywy zachowania jednej z osób wplątanych w przestępstwo. Nie mogę napisać więcej, gdyż zdradziłabym zbyt dużo, ale wątek dotyczący tej osoby ciągnie się przez dość długi czas, rozgrywają się istotne wydarzenia, a jednak jej postępowanie wydaje mi się dość nielogiczne w kontekście rozwiązania zagadki opisywanej zbrodni. Nie wiem, czy inne osoby, które przeczytały książkę zgodzą się ze mną, ale coś mi tu "zgrzytało" (i nie chodzi mi tu o tytułową dziewczynę).
Chyba nie czytałam dotąd niemieckich kryminałów, ale „Zbyt piękna dziewczyna” na pewno mnie do nich nie zniechęciła. Seghers porównywany jest w opisie na okładce do Mankella i Sjöwall / Wahlöö, ale - mimo pewnych podobieństw -uważam, że kryminały Seghersa obronią się same, gdyż mają w sobie duży potencjał, ciekawego, bliskiego czytelnikowi bohatera, fajne tło i naprawdę interesującą intrygę kryminalną. Z takim zakończeniem, które pozostawia w nas pewną dozę niepewności, jak to jednak naprawdę wszystko się stało, spotykamy się w dzisiejszych kryminałach dość rzadko, a Seghers rozegrał to naprawdę nieźle. W moim przekonaniu seria z Robertem Marthalerem rokuje dobrze. Z chęcią sięgnę po następne tomy.
Ważną rolę w książce odkrywa również Frankfurt. Miasto jest jednym z pełnoprawnych bohaterów. Komisarz prowadzi nas swoimi trasami zwracając jednocześnie uwagę na ciekawe zakątki. Nie znam tego miasta, nie odczuwam potrzeby natychmiastowego poczucia jego wielkomiejskiej atmosfery, ale Jan Seghers dobrze wywiązuje się z roli frankfurckiego cicerone nadając temu miejscu pozytywne, dalekie od skojarzeń ze stolicą europejskiej finansjery, skojarzenia.
No i tak, intryga jest w porządku z ciekawym zakończeniem, główny bohater budzi sympatię, lokalny koloryt jest ładnie podany, czegóż można chcieć więcej? A jednak mimo zalet, które podniosłam wyżej, muszę przyczepić się do jednej rzeczy. Nie do końca bowiem rozumiem motywy zachowania jednej z osób wplątanych w przestępstwo. Nie mogę napisać więcej, gdyż zdradziłabym zbyt dużo, ale wątek dotyczący tej osoby ciągnie się przez dość długi czas, rozgrywają się istotne wydarzenia, a jednak jej postępowanie wydaje mi się dość nielogiczne w kontekście rozwiązania zagadki opisywanej zbrodni. Nie wiem, czy inne osoby, które przeczytały książkę zgodzą się ze mną, ale coś mi tu "zgrzytało" (i nie chodzi mi tu o tytułową dziewczynę).
Chyba nie czytałam dotąd niemieckich kryminałów, ale „Zbyt piękna dziewczyna” na pewno mnie do nich nie zniechęciła. Seghers porównywany jest w opisie na okładce do Mankella i Sjöwall / Wahlöö, ale - mimo pewnych podobieństw -uważam, że kryminały Seghersa obronią się same, gdyż mają w sobie duży potencjał, ciekawego, bliskiego czytelnikowi bohatera, fajne tło i naprawdę interesującą intrygę kryminalną. Z takim zakończeniem, które pozostawia w nas pewną dozę niepewności, jak to jednak naprawdę wszystko się stało, spotykamy się w dzisiejszych kryminałach dość rzadko, a Seghers rozegrał to naprawdę nieźle. W moim przekonaniu seria z Robertem Marthalerem rokuje dobrze. Z chęcią sięgnę po następne tomy.
Jan Seghers (właśc. Matthias Altenburg, ur. 1958) – niemiecki dziennikarz i pisarz. Od 2004 r. wydaje serię powieści kryminalnych z Robertem Marthalerem w roli głównej. Wywiad z Janem Seghersem o książce "Zbyt piękna dziewczyna" znajdziecie tu (źródło zdjęcia).
Autor: Jan Seghers (właśc. Matthias Altenburg)
Tytuł oryginalny: Ein allzu schönes Mädchen
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze Strachem
Tłumacz: Elżbieta Kalinowska
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 424
Porównanie do Mankella jest do niczego, zupełnie inny styl, ale i tak Seghers dobrze pisze:))
OdpowiedzUsuńPewnie, że Seghers dobrze pisze. Wskazuje na Wallandera jako mistrza prozy kryminalnej, ale nie on jeden :)
UsuńNa razie zaczytuję się w szwedzkich kryminałach, ale kto wie, może i po ten sięgnę :)
OdpowiedzUsuńSzwedzkie, czy szerzej skandynawskie, kryminały to już uznana marka :)
UsuńNiemiecki kryminał, czuję się zaintrygowana.
OdpowiedzUsuńTen autor na pewno jest wart uwagi.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, czytałam jedną książkę Charlotte Link parę lat temu i nawet mi się podobała. Ale nie nazwałabym jej kryminałem. Raczej obyczajówką z wątkiem kryminalnym w tle. No, ale i tak zapomniałam o tej autorce. :)
UsuńCo do nazwiska Seghers to masz bardzo dobre skojarzenie, gdyż autor książki rozpoczynając serię kryminalną przyjął pseudonim, a nazwisko Seghers ma upamiętniać tę, wspomnianą przez Ciebie, pisarkę z NRD (wg Wikipedii). :)
Mam te same skojarzenia z nazwiskiem.
UsuńJak czytam Twą recenzję to żałuję, że kryminały u mnie są zupełnie na marginesie czytania.
A ja lubię kryminały. Nie czytam ich non stop, ale od czasu do czasu i stwierdzam, że te współczesne historie kryminalne niosą - na marginesie opisywanych śledztw - potężną dawkę wiedzy o różnych obliczach codzienności.
UsuńJa czytam i też z dużą przyjemnością jak uda mi się je zdobyć i mam coś w zapasie. Nawet Larssona mam całą trylogię, którą kiedyś kupiłam córce w prezencie. Czytać więc mam co , tylko czytać.
UsuńNajważniejsze to zacząć. :)
UsuńJa już jakiś czas temu przekonałam się, że Niemcy bardzo dobrze piszą. Ostatnio zachwycił mnie thriller Charlotte Link. Że o "Baśniarzu" Antonii Michaelis nie wspomnę. No i jeszcze Iny Lorentz od powieści historycznych. Jestem pewna, że i ten kryminał jeśt świetny. :-)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że współczesnej literatury niemieckiej w ogóle nie znam. Tak jak wspomniałam wyżej, miałam do czynienia jedynie z Charlotte Link. Ten kryminał naprawdę jest niezły i liczę, że kolejne części tej serii dostarczą mi równie pozytywnych wrażeń.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNo tak, "Biała Masajka" to też literatura niemiecka. :)
UsuńU mnie kryminały coś w odwrocie, po sporej dawce dawno, dawno temu starej, dobrej Agaty jakoś nie potrafię się wciągnąć, jedynie od czasu do czasu podejmuję próbę nawiązania bliższych więzi. :)
OdpowiedzUsuńKryminały trzymają się u mnie mocno, tym bardziej, że podczas jakiejś promocji zakupiłam ich całkiem sporo i co jakiś czas po nie sięgam :) Ostatnio mam jednak problem z "czytadłami". Jakoś nie mogę się przemóc, żeby po nie sięgnąć. Ciekawa jestem, w jakim kierunku rozwinie się moje tegoroczne czytelnictwo, bo z zasady tego nie planuję ;)
UsuńJa zaplanowałam jedynie czytanie większej ilości rodzimych autorów - ale plany, jak to plany - nijak mają się do rzeczywistości - na pięć czytanych/słuchanych książek - jedna polskiego autora :(
UsuńJeśli chodzi o czytanie polskich autorów, to nie mogę się pochwalić większymi sukcesami, zwłaszcza jeśli chodzi o beletrystykę :( Eseje, dzienniki - tu jest lepiej. A propos, teraz czytam książkę, którą dla mnie odbierałaś w słowo/obraz/terytoria. Świetna! Jeszcze raz bardzo dziękuję.
UsuńI tak się składa, że to pierwszy polski autor w tym roku ;)
Seghers to tylko czubek góry lodowej, Niemcy mają naprawdę niezłą literaturę kryminalną (i nie tylko), która w większości jest kompletnie ignorowana przez polskie wydawnictwa, a jeśli któreś już się poważy coś tam wydać, to ignorują to czytelnicy. Podczas gdy tytuły anglosaskie i skandynawskie łykamy bez zmrużenia okiem, innych Europejczyków konsekwentnie omijamy, a już Niemców to w ogóle. Bardzo się zatem cieszę, że dostrzegłaś Seghersa, choć sam nie czytałam ani jednej jego książki. Ale polecam mocno i lobbuję :-)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, chyba jest problem z dostępnością współczesnej literatury niemieckiej (nie tylko kryminałów). Poza paroma nazwiskami literatury popularnej (których chyba do końca nie kojarzymy z Niemcami :)) nasza wiedza o tym, co się dzieje na niemieckim rynku wydawniczym jest niewielka. Wydaje mi się jednak, że podobnie jest z literaturą, czy szerzej kulturą, naszych sąsiadów.
UsuńA w przypadku literatury skandynawskiej, kryminały są takimi pewniakami wydawniczymi, że mało kto decyduje się wydać skandynawską literaturę obyczajową, niestety. Podczytuję sobie teraz starą (lata 70 i 80-te XXw.) Serię Dzieł Pisarzy Skandynawskich i nie mogę się nachwalić, jakie ciekawe pozycje wydano w jej ramach. Teraz trudniej o takie perełki.
Co do Seghersa, to mam jeszcze dwa kolejne tomy serii, a więc na pewno przeczytam w bliższej lub dalszej przyszłości. :)
Bo dzisiaj wszystko musi być takie jak Mankell/Larsson, inaczej się nie sprzeda, a przynajmniej tak uważają geniusze z działu marketingu :-)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że takie porównania działają mi na nerwy. W wypadku Seghersa na szczęście nie napisano, że jest "nowym Mankellem", tylko, że się "wzoruje" m.in. na jego książkach, co jest jeszcze do zaakceptowania, bo sam autor w wywiadach wypowiada się z estymą o szwedzkim pisarzu. :)
Usuń