„Być może, prawdziwym jego celem, istotnym powodem jego obecności na tej ziemi jest to, że ma popełniać błędy. Być może, przeznaczone mu było popełniać je i przez nie cierpieć.” (s. 77)
Kolejny amerykański noblista mi się trafił dzięki serii Nike. :) Spotkanie z Williamem Faulknerem było całkiem udane, ciekawa byłam więc książki Saula Bellowa, laureata literackiego Nobla z 1976 roku.
„Korzystaj z dnia” to zapis jednego dnia z życia Tommy’ego Wilhelma alias Wilhelma Adlera, Amerykanina w średnim wieku przeżywającego poważny kryzys życiowy. We wczesnej młodości uległ on mirażowi kariery filmowej, w następstwie czego rzucił studia, nie przyjął do wiadomości rad rodziców i udał się na Zachodnie Wybrzeże, gdzie – jak się okazało – nikt i nic, a zwłaszcza kariera filmowa, na niego nie czekało. Dzięki pracy komiwojażera dorobił się pewnej stabilizacji i założył rodzinę. Gdy wskutek splotu okoliczności rzucił pracę, zbiegło się to w czasie z rozpadem małżeństwa i opuszczeniem dwójki dzieci. Żona nie chce dać mu rozwodu, natomiast nasz bohater jest zmuszony do opłacania wydatków rodziny. Wilhelm, a właściwie Tommy (takie imię pozostało mu po nieudanej przygodzie z filmem) zamieszkał w nowojorskim hotelu dla rentierów, w którym stałym rezydentem jest jego owdowiały ojciec, który w przeciwieństwie do syna cieszy się stabilną sytuacją finansową. Bohater książki radzi sobie coraz gorzej pogrążając się w apatii. Pieniądze się kończą, a żona zwodzi go nie dając mu nadziei na rozwód wymagając jednak słonych alimentów. Tommy liczy na pomoc surowego ojca, na dobrą wolę żony, na łut szczęścia w grze na giełdzie, ale czy wierzy w siebie? Czy zobaczy w tym dniu, w tym szczególnym momencie swojego życia szansę na wprowadzenie zmian, które uczynią go szczęśliwszym? Czy weźmie odpowiedzialność za podejmowane decyzje?
Saul Bellow wciąga nas umiejętnie w akcję książki. Choć Tommy jest głównym bohaterem i pozostaje w centrum uwagi czytelnika, a właściwie nie schodzi z kart powieści, gdyż podążamy jego śladem w tym konkretnym dniu w drugiej połowie lat 50-tych XX w. w Nowym Jorku, to jednak poznajemy również sylwetkę ojca Tommy’ego, kilku rezydentów hotelu, spośród których jeden o nazwisku Tamkin okaże się dość ważny w rozbudzeniu nadziei naszego bohatera, a następnie uzmysłowieniu sobie własnej sytuacji.
Przewrotny tytuł, kojarzący się z zawołaniem Horacego, które wszyscy rozumieją jako zachętę do cieszenia się każdym dniem, w tej książce jest przywołane przewrotnie przez Tamkina, tę dziwną personę, pod której wpływ dostał się Tommy, który mówi:
„Duchowe zadowolenie – oto, czego szukam dla siebie. Żeby sprowadzić ludzi do chwili bieżącej, do owego „teraz i tutaj”. Do realnego świata. To znaczy do obecnego momentu. Przeszłość się nie liczy. Przyszłość budzi niepokój. Tylko chwila bieżąca jest realna – jest teraz i tutaj. Korzystaj z dnia.” (s. 92)
Tommy jednak nie jest w stanie wyrzucić z pamięci popełnionych w przeszłości błędów oraz nie martwić się o jutro. Ale tytuł książki może być też przestrogą dla bohatera czy też wołaniem, aby się otrząsnął i skorzystał z nauk, jakie mu udzieliło życie tego właśnie dnia. Ocknij się człowieku, nie licz na innych, lecz żyj odpowiedzialnie, na własny rachunek, gdyż nikt tego za Ciebie nie zrobi. Pogrążony w apatii Tommy jest jak najdalszy od myśli, aby korzystać z uroków życia, ale jeśli dobrze zrozumie lekcję, jaką zafundowało mu życie na skutek dokonanych wcześniej wyborów życiowych, to ma szansę wreszcie dorosnąć i odnaleźć w sobie siłę do stawienia czoła trudnościom, jakie niesie ludzka egzystencja. To takie amerykańskie, ale też głęboko ludzkie.
Saul Bellow napisał inteligentną i zmuszającą do myślenia książkę, która może być lustrem, w którym przejrzy się również wielu z nas. Jeden dzień z życia przeciętnego Amerykanina na zakręcie życiowym osadzona w Nowym Jorku lat 50-tych XX wieku nic nie straciła na aktualności. Entourage jest oczywiście nieco egzotyczny, czego wyrazem jest choćby nieznana u nas instytucja hotelu dla rentierów (to moje określenie na ten przybytek) czy sytuacja żony Tommy’ego, która nie pracuje i dla wszystkich jest oczywiste, że utrzymanie rodziny spoczywa na barkach męża i ojca rodziny. Dzisiejsze czasy, pełne relatywizmu moralnego i uciekania od odpowiedzialności, kiedy wszędzie szuka się kozła ofiarnego, tylko nie w sobie i swoich zachowaniach, sprawia, że przesłanie powieści jest nadal aktualne, każe nam zastanowić się nad naszymi doświadczeniami i wyborami życiowymi. Od skutków pewnych decyzji nie da się uciec, a pogrążanie się w złudzeniach też nie pomaga. Życie może być trudne, nasycone niepowodzeniami, z posmakiem goryczy, ale to nasze życie i nikt poza nami nie weźmie za nie odpowiedzialności. A przecież może być ono i piękne, i głębokie. Czy Tommy dojdzie do ładu z samym sobą, czy płacz go wyzwoli? Cóż mogę dodać? Gorąco polecam!
Kolejny amerykański noblista mi się trafił dzięki serii Nike. :) Spotkanie z Williamem Faulknerem było całkiem udane, ciekawa byłam więc książki Saula Bellowa, laureata literackiego Nobla z 1976 roku.
„Korzystaj z dnia” to zapis jednego dnia z życia Tommy’ego Wilhelma alias Wilhelma Adlera, Amerykanina w średnim wieku przeżywającego poważny kryzys życiowy. We wczesnej młodości uległ on mirażowi kariery filmowej, w następstwie czego rzucił studia, nie przyjął do wiadomości rad rodziców i udał się na Zachodnie Wybrzeże, gdzie – jak się okazało – nikt i nic, a zwłaszcza kariera filmowa, na niego nie czekało. Dzięki pracy komiwojażera dorobił się pewnej stabilizacji i założył rodzinę. Gdy wskutek splotu okoliczności rzucił pracę, zbiegło się to w czasie z rozpadem małżeństwa i opuszczeniem dwójki dzieci. Żona nie chce dać mu rozwodu, natomiast nasz bohater jest zmuszony do opłacania wydatków rodziny. Wilhelm, a właściwie Tommy (takie imię pozostało mu po nieudanej przygodzie z filmem) zamieszkał w nowojorskim hotelu dla rentierów, w którym stałym rezydentem jest jego owdowiały ojciec, który w przeciwieństwie do syna cieszy się stabilną sytuacją finansową. Bohater książki radzi sobie coraz gorzej pogrążając się w apatii. Pieniądze się kończą, a żona zwodzi go nie dając mu nadziei na rozwód wymagając jednak słonych alimentów. Tommy liczy na pomoc surowego ojca, na dobrą wolę żony, na łut szczęścia w grze na giełdzie, ale czy wierzy w siebie? Czy zobaczy w tym dniu, w tym szczególnym momencie swojego życia szansę na wprowadzenie zmian, które uczynią go szczęśliwszym? Czy weźmie odpowiedzialność za podejmowane decyzje?
Saul Bellow wciąga nas umiejętnie w akcję książki. Choć Tommy jest głównym bohaterem i pozostaje w centrum uwagi czytelnika, a właściwie nie schodzi z kart powieści, gdyż podążamy jego śladem w tym konkretnym dniu w drugiej połowie lat 50-tych XX w. w Nowym Jorku, to jednak poznajemy również sylwetkę ojca Tommy’ego, kilku rezydentów hotelu, spośród których jeden o nazwisku Tamkin okaże się dość ważny w rozbudzeniu nadziei naszego bohatera, a następnie uzmysłowieniu sobie własnej sytuacji.
Przewrotny tytuł, kojarzący się z zawołaniem Horacego, które wszyscy rozumieją jako zachętę do cieszenia się każdym dniem, w tej książce jest przywołane przewrotnie przez Tamkina, tę dziwną personę, pod której wpływ dostał się Tommy, który mówi:
„Duchowe zadowolenie – oto, czego szukam dla siebie. Żeby sprowadzić ludzi do chwili bieżącej, do owego „teraz i tutaj”. Do realnego świata. To znaczy do obecnego momentu. Przeszłość się nie liczy. Przyszłość budzi niepokój. Tylko chwila bieżąca jest realna – jest teraz i tutaj. Korzystaj z dnia.” (s. 92)
Tommy jednak nie jest w stanie wyrzucić z pamięci popełnionych w przeszłości błędów oraz nie martwić się o jutro. Ale tytuł książki może być też przestrogą dla bohatera czy też wołaniem, aby się otrząsnął i skorzystał z nauk, jakie mu udzieliło życie tego właśnie dnia. Ocknij się człowieku, nie licz na innych, lecz żyj odpowiedzialnie, na własny rachunek, gdyż nikt tego za Ciebie nie zrobi. Pogrążony w apatii Tommy jest jak najdalszy od myśli, aby korzystać z uroków życia, ale jeśli dobrze zrozumie lekcję, jaką zafundowało mu życie na skutek dokonanych wcześniej wyborów życiowych, to ma szansę wreszcie dorosnąć i odnaleźć w sobie siłę do stawienia czoła trudnościom, jakie niesie ludzka egzystencja. To takie amerykańskie, ale też głęboko ludzkie.
Saul Bellow napisał inteligentną i zmuszającą do myślenia książkę, która może być lustrem, w którym przejrzy się również wielu z nas. Jeden dzień z życia przeciętnego Amerykanina na zakręcie życiowym osadzona w Nowym Jorku lat 50-tych XX wieku nic nie straciła na aktualności. Entourage jest oczywiście nieco egzotyczny, czego wyrazem jest choćby nieznana u nas instytucja hotelu dla rentierów (to moje określenie na ten przybytek) czy sytuacja żony Tommy’ego, która nie pracuje i dla wszystkich jest oczywiste, że utrzymanie rodziny spoczywa na barkach męża i ojca rodziny. Dzisiejsze czasy, pełne relatywizmu moralnego i uciekania od odpowiedzialności, kiedy wszędzie szuka się kozła ofiarnego, tylko nie w sobie i swoich zachowaniach, sprawia, że przesłanie powieści jest nadal aktualne, każe nam zastanowić się nad naszymi doświadczeniami i wyborami życiowymi. Od skutków pewnych decyzji nie da się uciec, a pogrążanie się w złudzeniach też nie pomaga. Życie może być trudne, nasycone niepowodzeniami, z posmakiem goryczy, ale to nasze życie i nikt poza nami nie weźmie za nie odpowiedzialności. A przecież może być ono i piękne, i głębokie. Czy Tommy dojdzie do ładu z samym sobą, czy płacz go wyzwoli? Cóż mogę dodać? Gorąco polecam!
Książkę przeczytałam w ramach Czytamy serie wydawnicze
Saul Bellow (1915-2005) - pisarz amerykański. Studiował antropologię i socjologię na Northwestern Uniwersity. Był urzędnikiem, wykładowcą i jednym z redaktorów Encyklopedii Britannica. W czasie wojny służył w piechocie morskiej. W 1944 zadebiutował powieścią psychologiczną „Stan zawieszenia”. Wkrótce potem wydał powieść „Ofiara”, za którą otrzymał stypendium Guggenheima, co pozwoliło mu na pobyt w Paryżu i Rzymie. Kolejna powieść „Przypadki Augie Marcha” (1953), uznane zostałyza książkę roku w USA. W 1976 r. został laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.
Autor: Saul Bellow
Tytuł oryginalny: Seize the Day
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Tłumacz: Andrzej Nowicki
Rok wydania: 1978
Liczba stron: 164
Świetnie, że sięgnęłaś po prozę Bellowa, ja sam muszę chyba wziąć się za taką noblowską klasykę, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo moje pierwsze spotkanie z prozą Bellowa, ale mam nadzieję, że nie ostatnie. :) Warto sięgać po starocie, można trafić na naprawdę dobre książki.
UsuńNapisałaś o tej książce tak zachęcająco, że jeśli znajdę w bibliotece to wypożyczę. Może i ja znajdę w niej kawałek siebie?
OdpowiedzUsuńMoże, kto wie? :) Ja się czasem łapię na tym, że rozmyślam, co by było gdyby..., ale bohater książki to trochę inny typ człowieka. Książkę jednak warto przeczytać, zwłaszcza, że nie jest obszerna i szybko się czyta.
UsuńCieszę się, że spodobał Ci się Bellow. Jestem jego fanką, choć jego proza wydaje mi się dziś nieco staroświecka. Jednak wciąga i tak.
OdpowiedzUsuńTo moje pierwsze spotkanie z jego pisarstwem i było ono całkiem udane mimo całego - dość staroświeckiego - sztafażu. Z tego, co przeczytałam o twórczości Bellowa wynika, że głównie pisał o podobnym typie bohatera wzorowanym chyba na sobie :) Niemniej jednak, sądzę, że jeszcze sięgnę po jego książki.
UsuńMoje pierwsze spotkanie z Bellowem też było pozytywne, chociaż olśnienia nie doznałam. Na pewno jednak wrócę do niego... kiedyś:)
OdpowiedzUsuńJa również nie doznałam olśnienia, ale to kawałek naprawdę dobrej prozy. Nie wykluczam jednak, że po paru książkach jego autorstwa, w których napotkam na dylematy Amerykanina w średnim wieku żydowskiego pochodzenia na zakręcie życiowym, może moja ocena będzie mniej pozytywna. ;)
Usuń