„Patrzałem na bujane chmury, leżąc na płask w kajaku. Dusze przemierzają wieki, jak chmury przemierzają niebo i choć ani kształt chmury, ani barwa, ani wielkość nigdy takie same nie zostają, ciągle jest chmurą. I tak samo z duszą jest. Kto rzec może, skąd chmura przywiała? Albo kto tą duszą będzie jutro? Tylko Sonmi, wschód i zachód i kompas, i atlas. Tak, tylko atlas chmur.” (s. 328)
Obiło mi się o uszy nazwisko autora, potem książka, następnie film, ale tak jakoś nie mogłam się zdecydować, czy chcę tę książkę przeczytać. Moje pierwsze podejście do Mitchella okazało się niewypałem, gdyż nie byłam w stanie przebrnąć przez „Sen numer dziewięć”. Gdy jednak natknęłam się w bibliotece na „Atlas chmur” postanowiłam zmierzyć się z twórczością autora po raz kolejny. Po pierwszych pięćdziesięciu stronach myślałam, że Mitchell ponownie okaże się pisarzem nie dla mnie. Odłożyłam książkę, przeczytałam dwie inne i znowu wróciłam do „Atlasu chmur”. Powrót ten okazał się słusznym wyborem, gdyż po przełamaniu „pierwszych lodów” książka przykuła mnie do siebie dopóki jej nie skończyłam i w ten sposób niejako przyznałam rację jednemu z bohaterów książki, który mówi, że „Do połowy przeczytana książka to jak na wpół skończony list miłosny.” (s. 70) :)
Każdy, kto już doświadczył tej lektury, wie dobrze, że jej streszczanie mija się z celem, o ile jest w ogóle możliwe. Gdy się człowiek zaweźmie, to może i uda się w miarę koherentnie przekazać treść kolejnych nowel, ale zupełnie nie odda to istoty tej książki. Pozwólcie więc, że zacznę od omówienia konstrukcji książki starając się nie odnosić się do treści, gdyż na własne odkrycie i interpretację tej książki zasługuje każdy przyszły czytelnik.
Książka składa się z sześciu nowel. Każda z nich toczy się w innym momencie dziejowym.
Każda z nich to również inny rodzaj literatury:
- powieść historyczna ("Adama Ewinga Dziennik Pacyficzny"),
- obyczajowa z motywem tajemnicy ("Listy z Zedelghem"),
- thriller ("Okresy półtrwania. Pierwsza zagadka Luisy Rey"),
- (dość gorzka) komedia ("Upiorna udręka Timothy’ego Cavendisha"),
- science-fiction ("Antyfona Sonmi-451"),
- powieść "postapokaliptyczna" ("Bród Slooshy i wszystko co potem").
Pięć z tych nowel zostaje przerwanych w kulminacyjnym momencie, jedynie opowieść Zachariasza ("Bród Slooshy..."), tocząca się po zagładzie cywilizacji, przekazana jest w całości. Potem kolejne nowele są kontynuowane, ale w odmiennej kolejności, tworząc niejako piramidę. Dlatego też, „Atlas chmur” zaczyna się i kończy opowieścią Adama Ewinga.
W kolejnych opowieściach obecny jest motyw podróży. Bohaterowie uciekają przed losem, poszukują prawdy i wyjaśnienia zasad rządzących ich życiem. Jest to nie tylko podróż w sensie fizycznym, ale i podróż w poszukiwaniu siebie i sensu życia. Ta podróż to niemal w każdym przypadku objawienie, a przynajmniej osiągnięcie wyższego poziomu świadomości.
Element każdej opowieści pojawia się w następnej w roli detalu czy wspomnienia niczym elementy rosyjskiej matrioszki, znanej wszystkim zabawki. Dość dokładnie ten pomysł na przedstawienie ciągu zdarzeń odzwierciedla opinia jednego z drugoplanowych bohaterów jednej z nowel:
„Symetria wymaga istnienia również faktycznej oraz wirtualnej przyszłości. Wyobrażamy sobie, jak będzie wyglądał przyszły tydzień, przyszły rok, czy rok 2225 – wyobrażamy sobie wirtualną przyszłość zbudowaną z życzeń, przepowiedni + marzeń na jawie. Ta wirtualna przyszłość może wpływać na rzeczywistą przyszłość, jak w samospełniającej się przepowiedni, lecz przyszłość faktyczna zaćmi naszą przyszłość wirtualną w sposób tak oczywisty, jak jutro przyćmiewa nasze dzisiaj. Podobnie jak Utopia, rzeczywista przyszłość + przyszłość wirtualna istnieją jedynie w mglistej dali, gdzie nikomu na nic się nie przydają. (…)
Model czasu: niekończąca się matrioszka z namalowanymi momentami, każdą laleczkę (teraźniejszość) umieszczoną wewnątrz łańcucha laleczek (wcześniejsze teraźniejszości) nazywam faktyczną przeszłością, ale postrzegamy ją jako przeszłość wirtualną. Laleczka „teraz” w podobny sposób obejmuje łańcuch wszystkich teraźniejszości, które dopiero nastąpią, a które ja nazywam faktyczną przyszłością, lecz postrzegamy je jako przyszłość wirtualną.” (s. 415)
„Symetria wymaga istnienia również faktycznej oraz wirtualnej przyszłości. Wyobrażamy sobie, jak będzie wyglądał przyszły tydzień, przyszły rok, czy rok 2225 – wyobrażamy sobie wirtualną przyszłość zbudowaną z życzeń, przepowiedni + marzeń na jawie. Ta wirtualna przyszłość może wpływać na rzeczywistą przyszłość, jak w samospełniającej się przepowiedni, lecz przyszłość faktyczna zaćmi naszą przyszłość wirtualną w sposób tak oczywisty, jak jutro przyćmiewa nasze dzisiaj. Podobnie jak Utopia, rzeczywista przyszłość + przyszłość wirtualna istnieją jedynie w mglistej dali, gdzie nikomu na nic się nie przydają. (…)
Model czasu: niekończąca się matrioszka z namalowanymi momentami, każdą laleczkę (teraźniejszość) umieszczoną wewnątrz łańcucha laleczek (wcześniejsze teraźniejszości) nazywam faktyczną przeszłością, ale postrzegamy ją jako przeszłość wirtualną. Laleczka „teraz” w podobny sposób obejmuje łańcuch wszystkich teraźniejszości, które dopiero nastąpią, a które ja nazywam faktyczną przyszłością, lecz postrzegamy je jako przyszłość wirtualną.” (s. 415)
Każda z nowel jest napisana innym językiem. Tylko trzy z nich napisane są klasycznym angielskim, pozostałe wymagały ogromnej inwencji tłumacza. Nie chodzi mi tu o oddanie gwary czy specyfiki języka, ale konieczność wymyślenia nowych słów, zwrotów, szyku zdań w duchu opowieści korelującej z językiem i rzeczywistością, w której żyją bohaterowie. Ogromne pochwały i uznanie należą się polskiej tłumaczce, pani Justynie Gardzińskiej, gdyż wykonała swoją pracę znakomicie, aczkolwiek wyłapałam dwa drobne błędy*.
Najtrudniejszy w książce jest początek, gdyż język dziennika Adama Ewinga jest bardzo specyficzny, z odmiennym od współczesnego szykiem zdań, a i temat dotyczący tubylczych plemion Oceanii i Australii nie mieści się w kręgu zainteresowań przeciętnego czytelnika. Po przedarciu się przez pierwszych kilkadziesiąt stron moje początkowe opory znikły i wciągnęłam się w perypetie kolejnych bohaterów.
Tytuł książki pochodzi nie tylko od przytoczonego na początku cytatu z opowieści Zachariasza; to również tytuł koncertu na sześć instrumentów skomponowanego przez Roberta Frobishera, głównego bohatera drugiej noweli. Czy sześć nowel to również instrumenty, na których wygrywana jest historia ludzkości? Książka ta jest bowiem próbą filozoficznego odczytania sensu istnienia, poszukania odpowiedzi, czym jest cywilizacja i człowieczeństwo. Czy historia nie jest takim „atlasem chmur” pełnym ruchu, zwrotów, transformacji i niepewności, jaki kształt przybierze przyszłość?
Ton książki jest w moim odczuciu pesymistyczny. Ludzkość może się wspiąć na wyżyny rozwoju cywilizacyjnego, może osiągnąć niewyobrażalny dla nas i dla naszych przodków poziom technologiczny, ale wcale nie oznacza to, że zniknie z naszego życia brutalność, okrucieństwo i przemoc. Wspinamy się na szczyt ludzkich możliwości, czego wyrazem jest bezlitosny i nieludzki poziom technologiczny cywilizacji w opowieści o Sonmi, by opaść niemal na samo dno w jedynej nieprzerwanej opowieści Zachariasza (Bród Slooshy i wszystko co potem).
Mimo zróżnicowanych opowieści składających się na „Atlas chmur”, książka stanowi całość. Pokazuje, jak wydarzenia nawet z dalekiej przeszłości przenikają przez siebie i wpływają na przyszłe pokolenia. Jest to nie tylko łańcuch kolejnych wspólnych elementów pojawiających się w kolejnych wcieleniach, lecz również rodzaj zwierciadła, w którym mogą się przeglądać kolejni bohaterowie prezentowanych historii, a również my, współcześni czytelnicy.
To książka z gatunku takich, które przy kolejnym czytaniu pozwalają odkryć coś nowego. Ja ją przeczytałam tylko raz, więc na pewno nie odkryłam wielu znaczeń, powiązań, symboli i tropów. Książka jest wymagająca, pobudza ciekawość, stanowi ćwiczenie intelektualne, ale prezentuje również galerię pełnokrwistych bohaterów, niektórych z wieloma skazami na duszy. Niezależnie jednak od ich prawości, każdy z nich zapada w pamięć, nawet jeśli jest tylko skazanym na zagładę klonem przeznaczonym do usługiwania „czystokrwistym” (czyli ludziom).
To książka z gatunku takich, które przy kolejnym czytaniu pozwalają odkryć coś nowego. Ja ją przeczytałam tylko raz, więc na pewno nie odkryłam wielu znaczeń, powiązań, symboli i tropów. Książka jest wymagająca, pobudza ciekawość, stanowi ćwiczenie intelektualne, ale prezentuje również galerię pełnokrwistych bohaterów, niektórych z wieloma skazami na duszy. Niezależnie jednak od ich prawości, każdy z nich zapada w pamięć, nawet jeśli jest tylko skazanym na zagładę klonem przeznaczonym do usługiwania „czystokrwistym” (czyli ludziom).
Książka Mitchella prowokuje wiele pytań o istotę człowieczeństwa. Choć nie jest to dzieło filozoficzne skłania do zadumy, zastanowienia nad porządkiem świata, w którym żyjemy i zachęca do dalszych poszukiwań. Poszukiwań, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Dobre pytanie dla żyjących w XXI wieku.
David Mitchell (ur. 1969) - pisarz brytyjski. Dwie jego najsłynniejsze powieści "sen_numer_9" (2001) i "Atlas chmur" (2004) były nominowane do Nagrody Bookera. Mieszka w Irlandii.
Źródło zdjęcia
Autor: David Mitchell
Tytuł oryginalny: Cloud Atlas
Wydawnictwo: MAG
Tłumacz: Justyna Gardzińska
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 544
Piękne historie polecam, świetna recenzja.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Cieszę się, że podzielasz moje zdanie.
UsuńJak zwykle rewelacyjnie zachęcasz. Zapytam w bibliotece, chociaż to raczej trudna lektura. Tak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że łatwo nie jest, zwłaszcza na początku, gdy bardzo trudne było dla mnie wciągnięcie się w akcję pierwszej noweli. Postanowiłam jednak się nie poddawać i nie żałuję. :)
UsuńPo filmie jestem jakoś zniechęcona do tej książki. Ale nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńTa książka jest niesamowicie trudna do zekranizowania. Sądzę więc, że film musiał być dużo od niej słabszy.
UsuńNie doszłam jeszcze do tej książki, ale film widziałam. czy realizatorom udało się oddać przesłanie książki czy raczej wersja filmowa odbiega od książkowej?
OdpowiedzUsuńFilmu nie oglądałam. Jak już napisałam wyżej, trudno mi wyobrazić sobie ekranizację tej książki. Może uda mi się obejrzeć film i wtedy będę mądrzejsza :) Po książkę Mitchella warto sięgnąć.
UsuńOpłaciło się jednak być wytrwałym :) Świetna recenzja. Wygląda na to, że to coś dla mnie. Lubię intrygujące powieści, do których można wielokrotnie wracać, aby odkryć coś nowego. Tylko do lektury tego typu książki potrzebny jest odpowiedni nastrój.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że początek działał na mnie usypiająco, ale dałam radę i dobrze, bo później jest coraz ciekawiej. Końcówka jest chyba nieco słabsza od części środkowej, ale warto przeczytać. Rzeczywiście do lektury warto się odpowiednio "nastroić", bo nie jest to "czytadło" . Poczekam więc cierpliwie na Twoją opinię :)
UsuńA ja myślałam, że to kolejny współczesny hit, słabo napisany i stereotypowy. Taka niespodzianka! Jak zobaczę w bibliotece, wezmę z ciekawości, choć muszę przyznać, że nadal jestem dość sceptyczna ;)
OdpowiedzUsuńNie, to na pewno nie jest typowy współczesny "hit". :) Konstrukcja książki jest bardzo przemyślana, jej zawartość i przesłanie również. Jeśli natkniesz się na nią, to sięgnij po nią i nie zrażaj się ciężkim początkiem :)
UsuńMyślę, że mogłabym zainteresować się tą książką ze względu na różnorodność. Wszelkiego rodzaju zbiory z reguły do mnie nie przemawiają, ale skoro tutaj wszystko jest tak dopracowane, mogłabym spróbować. Tylko koniecznie zanim obejrzę film. (:
OdpowiedzUsuńRównież nie przepadam za zbiorami opowiadań, ale to jest coś zupełnie innego i warto samej wyrobić sobie zdanie o tej książce, dlatego zachęcam do przeczytania. :)
Usuń