Krzysztof Varga (ur. 1968) Polski pisarz węgierskiego pochodzenia, krytyk literacki, dziennikarzŹródło zdjęcia |
Krzysztof Varga, "Gulasz z turula"
Wydawnictwo Czarne, 2007
"Smutek Węgrów bierze się w wielkiej mierze z kuchni. Należałoby przeprowadzić fundamentalne badania dietetyczno - psychologiczne na temat wpływu węgierskiego sposobu odżywiania na narodowe i egzystencjalne nastroje. Mnie zawsze po obfitym budapeszteńskim posiłku ogarniają: melancholia, tęsknota, smutek i zniechęcenie. Krew z głowy spływa do żołądka, by pomóc w trawieniu, ociężałość cielesna brata się z przekonaniem, że wszystko sensowne już się w moim życiu zdarzyło (o ile zdarzyło się naprawdę, a nie było tylko złudzeniem) i nie czeka mnie już żaden wzlot, żadna radość, najmniejsze szczęście. Jestem najedzony i nieszczęśliwy; dokonuję rachunku sumienia i jest to rachunek dziesięciokrotnie przekraczający kwotę, jaką muszę dać kelnerowi. Nie pomaga nawet kieliszek unicum, spędzający ciężar z żołądka, ale niespłukujący smutku z moich myśli." (strony 21 - 22)
"Anegdota mówi, że Węgrzy nie lubią siebie nawzajem, bo jeszcze nie oswoili się z tym, że skończył się nomadyzm i zaczął czas, gdy muszą żyć obok siebie, bez możliwości przemieszczenia się. Siedzą w gęstym dymie spowijającym tanie winiarnie i piwiarnie i płaczą bezgłośnie. Są jak konie ze spętanymi pęcinami. Co by jednak zrobili, gdyby ktoś im te pęta przeciął? Galopowaliby w miejscu?" (s. 69)
Dom na przedmieściach BudapesztuŹródło zdjęcia |
"W Budapeszcie najbardziej lubię przedmieścia. Wszystko, co znajduje się poza zasięgiem uproszczonych planów Budapest City Map dla backpackerów z całego świata albo mapek centrum wręczanych gościom hotelowym. Interesują mnie dzielnice, w których miasto traci swoją wielkomiejskość, to dumnie zwiędłe cesarsko-królewskie odium, przykurzony blichtr milenium, które przełamało się ponad sto lat temu, a czasami ma się wrażenie, jakby było ostatnim naprawdę znaczącym wydarzeniem w tym mieście. Lubię spacery po dzielnicach starej parterowej zabudowy, domów z ogródkami, których mieszkańcy nie opuszczają swoich oswojonych okolic i nie wyprawiają się do centrum, na ulicę Vaci ani nawet na Nagykorut." (strony 104 - 105)
Alföld wiosnąŹródło zdjęcia |
"Jak opisać Alföld? Jak nazwać bezbrzeżną nijakość Wielkiej Niziny nie pisząc o melancholii, depresji, smutku tej wielkiej płaskości, przy której holenderskie poldery są urozmaicone jak szwajcarski krajobraz?
Doświadczyłem Alföld na sobie samym - jeżdżąc samochodem bez celu, od wsi do wsi, od miasteczka do miasteczka, spoglądając tylko na tablice z nazwami tych zagubionych, istniejących poza czasem miasteczek i osad, a raczej wypatrując na horyzoncie kościelnych wież, tych alföldzkich drogowskazów, nie spoglądając na mapę i nie szukając żadnej drogi. Gubiąc się i znajdując wciąż w tym samym miejscu. Wiosną Alföld jest oślepiająco żółty. To małe pola rzepaku, ale ponieważ przechodzą jedno w drugie, wydaje się, że to cała Wielka Nizina jest żółta jak Sahara. Alföld to pustynia, a alföldzkie miasteczka to fatamorgana.Kiedy się do nich wjeżdża nie ma żadnej gwarancji, że istnieją naprawdę." (s. 175)
Doświadczyłem Alföld na sobie samym - jeżdżąc samochodem bez celu, od wsi do wsi, od miasteczka do miasteczka, spoglądając tylko na tablice z nazwami tych zagubionych, istniejących poza czasem miasteczek i osad, a raczej wypatrując na horyzoncie kościelnych wież, tych alföldzkich drogowskazów, nie spoglądając na mapę i nie szukając żadnej drogi. Gubiąc się i znajdując wciąż w tym samym miejscu. Wiosną Alföld jest oślepiająco żółty. To małe pola rzepaku, ale ponieważ przechodzą jedno w drugie, wydaje się, że to cała Wielka Nizina jest żółta jak Sahara. Alföld to pustynia, a alföldzkie miasteczka to fatamorgana.Kiedy się do nich wjeżdża nie ma żadnej gwarancji, że istnieją naprawdę." (s. 175)
Mnie rozbroił już sam początek tej książki:
OdpowiedzUsuń"W 1941 roku faszystowskie Węgry, będące w sojuszu z Hitlerem, wypowiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym. W gabinecie prezydenta Roosevelta miał się odbyć taki oto dialog:
Ambasador Węgier: Szanowny panie prezydencie, z największą przykrością muszę pana poinformować, że z dniem dzisiejszym Węgry wypowiadają wojnę Stanom Zjednoczonym.
Roosevelt: Węgry? Co to za kraj?
Ambasador: To jest królestwo, panie prezydencie.
Roosevelt: Królestwo? A kto jest tam królem?
Ambasador: Nie mamy króla, panie prezydencie.
Roosevelt: To kto tam rządzi?
Ambasador: Admirał Miklós Horthy.
Roosevelt: Admirał? Ach, więc będziemy mieli przeciwko sobie kolejną flotę!
Ambasador: Niestety, panie prezydencie, Węgry nie mają dostępu do morza i w związku z tym nie mają floty.
Roosevelt: O co więc wam chodzi? Macie z nami jakiś konflikt terytorialny?
Ambasador: Nie, panie prezydencie, Węgry nie mają roszczeń terytorialnych wobec USA. Mamy konflikt terytorialny z Rumunią.
Roosevelt: A więc prowadzicie także wojnę z Rumunią?
Ambasador: Nie, panie prezydencie, Rumunia jest naszym sojusznikiem..."
Oj, tak, ta anegdota jest rewelacyjna. Zastanawiałam się, czy jej tu nie przytoczyć, ale ostatecznie zrezygnowałam. Fajnie, że ją zacytowałaś. :) Warto przeczytać całą książkę, bo wiele nam mówi o naszych "bratankach" i jest napisana w świetnym stylu.:)
UsuńCzegoś takiego poszukiwałam. Węgry - kolejny kraj, który poznam od podszewki niemal. I ten styl Vargi... to na pewno to.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ta książka spełni Twoje oczekiwania. :) Moim zdaniem, jest bardzo "klimatyczna" i przedstawia Węgry oraz Węgrów od trochę innej strony niż sobie to wyobrażamy.
UsuńPrzyznam szczerze, nie wiedziałem, ze Autor ma węgierskie pochodzenie, teraz to wiem :)
OdpowiedzUsuńPolecam "Gulasz z turula". Varga wspaniale pisze o Węgrzech, a my w sumie nie znamy tego kraju zbyt dobrze.
Usuń