Dawno nie sięgałam po typowy romans, na tym blogu właściwie nie ma tzw. "literatury kobiecej", a tu nagle pojawia się wpis o stareńkim romansidle wydanym w serii „Antykwariat polskiego romansu”. Powody tej nietypowej dla mnie lektury są dwa: po pierwsze, w związku z prowadzeniem bloga kresowego chciałam się zapoznać z twórczością kompletnie zapomnianej autorki z Kresów Wschodnich, po drugie zaś, gdy jakoś nie mogłam się zmobilizować do lektury, to zachorowałam i mogłam czytać jedynie coś „lekkiego”. No i już nie było wyjścia, bo „Dwór w Haliniszkach” wydał mi się "najlżejszą" z posiadanych w domu lektur. :)
„Dwór w Haliniszkach” to opublikowana w 1903 roku powieść polskiej pisarki i działaczki oświatowej związanej z Kresami. Fabuła jest dość oczywista. Gdzieś na Wileńszczyźnie, w Haliniszkach, jest dobrze prosperujący dwór, którego gospodynią jest wiekowa już staruszka, zwana marszałkową. Prowadzi gospodarstwo wzorowo i z poszanowaniem tradycyjnych cnót. Pod jej opieką przebywa Zosia, osiemnastoletnia wnuczka, piękna, dobra i pełna uczuć patriotycznych zaszczepionych jej przez babkę. Ten babciny patriotyzm polega głównie na przywiązaniu do ziemi i codziennej pracy mającej na celu dobrobyt gospodarstwa i mieszkających tam ludzi. Zosia nie jest sierotą, jej matka i siostra żyją, ale ich spojrzenie na życie jest zupełnie odmienne. Teresa, siostra Zosi, pod wpływem cudownego ozdrowienia postanowiła poświęcić się Bogu. Podczas poszukiwań klasztoru, do którego chciała wstąpić, doznała wizji, że powinna założyć własne zgromadzenie klasztorne, najlepiej w Rzymie. W tych działaniach wymagających sporych nakładów finansowych i nie liczących się zupełnie z sytuacją pozostawionego pod opieką rodziny Zosi i majątku, wspiera ją matka, której religijność skłania ją do popierania wybujałych ambicji starszej córki.
Jedyną przeszkodą w szybkiej realizacji planów założenia nowego klasztoru, wydaje się być Zosia, której sytuacja, w kontekście ciągłej nieobecności matki jest dość nieokreślona. Obu paniom nasuwa się niemal oczywiste rozwiązanie: najlepiej wydać ją za mąż i kłopot z głowy, a ścieżka do świętości oczyszczona z tej "przeszkody". Oczywiście nieco upraszczam, ale mimo wątpliwości wyrażanych niekiedy przez matkę powyższe podejście do rozwiązania „problemu” dominuje w toku rozumowania obu pań.
Zosia trafia więc do Rzymu, pojawia się kandydat na męża z tytułem i koneksjami, ale o Zosi myśli również młodzieniec, którego zna od wielu lat; nie ma on majątku, jest zmuszony do zarabiania na życie na Syberii, choć Zosia pozostaje obecna w jego umyśle i sercu…
Więcej chyba nie muszę opowiadać. Mimo rozmaitych perypetii ten romans kończy się tak jak powinien. Dobro zwycięża, a my oprócz romansowej historii dostajemy urokliwy obraz Wileńszczyzny, poznajemy również Rzym z przełomu XIX i XX wieku. Ciekawostką jest również pokazanie dwóch wersji katolicyzmu, tego, który widzi swoje miejsce na ziemi ojczystej w uczciwym życiu i dobrych uczynkach na co dzień i tego oddalonego od maluczkich, skoncentrowanego na pojmowaniu „świętości” jako spełnienia własnych ambicji.
Książkę czyta się dobrze, chociaż pod koniec perypetie zakochanej pary i długie dochodzenie do porozumienia były już nieco uciążliwe i egzaltowane, ale kładę to na karb epoki, w której powstawała ta książka.
Emma Dmochowska jest dziś autorką zapomnianą, choć w swoim czasie była bardzo popularna. Na skutek trudności finansowych jej matka sprzedała rodzinny majątek, o co pisarka miała do niej spory żal. W swojej twórczości podkreślała przywiązanie do ziemi rodzinnej, „małej ojczyzny”, gdyż trwanie na niej uważała za podstawowy objaw i dowód patriotyzmu, który był dla niej wartością nadrzędną. Choć ta lektura to w odczuciu współczesnego czytelnika „ramotka”, to jednak warto po nią sięgnąć, aby zobaczyć, jak toczyło się życie w kresowym dworku i jakim wartościom hołdowano. To świat bardzo daleki od dzisiejszego indywidualizmu i konsumpcjonizmu. Już nie wróci, ale warto pamiętać, że był. Piękna historia o miłości i przywiązaniu do ojczyzny.
Książka została przeczytana w ramach projektu Kresy zaklęte w książkach
Emma Dmochowska (1864-1919) - polska dramatopisarka, powieściopisarka i działaczka oświatowa. Od 1890 organizatorka kursów dla nauczycieli. Pracowała w redakcji pisma "Zorza Wileńska" i Jutrzenka". Wydawała pismo "Unia" podczas I wojny światowej. Założyła Związek Patriotyczny Polek. W swojej twórczości literackiej omawiała problemy obyczajowe i społeczne.
Autor: Emma z Jeleńskich Dmochowska
Wydawnictwo: Ex Libris
Seria: Antykwariat polskiego romansu
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 482
Ale odlot z tym nowym zakonem, nie? Normalny antyklerykalizm w tym pozytywistycznym romansie.
OdpowiedzUsuńJerzy Urban i jego "NIe" mogą szukać inspiracji u Emmy Dmochowskiej. ;))) Niektóre rzeczy związane z tym zakonem mnie bardzo rozbawiły.
Bardzo dobrze to się czytało, choć na codzień także nie czytuję "powieści dla panienek". A' propos - "Panienka" Dmochowskiej jest zaskakująco mało schematyczna. Polecam.
Jak również inne teksty Dmochowskiej - wiele ich na Polonie.
Miałam właśnie wspomnieć o "Panience", ale zrobiła to już Maria O. :)
UsuńPowieść bardzo "retro", ale lubię czasem wejść w świat właśnie tak opisany. Dziś nikt już tak nie pisze.
Mario, wątek z zakonem był bardzo nowatorski i rzeczywiście momentami nader ironiczny. :) "Panienki" chyba jednak nie przeczytam, bo tej książki moje biblioteki nie posiadają. Ale jeśli kiedyś wpadnie mi w ręce, to będę pamiętać, że warto przeczytać.
UsuńMagdo, bardzo dawno nie czytałam takiej książki w klimacie retro, ale "Dwór w Haliniszkach" miło będę wspominała. :)
UsuńMam i może uda mi się przeczytać w tym roku.
OdpowiedzUsuńTwoja opinia zachęca.....chociaż romanse żadne mnie już nie interesują....
Jeśli masz ją na półce, to zachęcam do lektury. Lato to dobra pora na tę książkę. :)
Usuń