![]() |
Praga, most Karola Pocztówka zakupiona podczas wizyty w Pradze Foto: Milan Kincl |
- Strona główna
- Autorzy A - Z
- Lista BBC
- Inspirujące cytaty
- Podróżniczo
- Przeczytane w 2010 r.
- Przeczytane w 2011 r.
- Przeczytane w 2012 r.
- Przeczytane w 2013 r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015 r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
niedziela, 30 września 2012
30 września - Międzynarodowy Dzień Tłumacza
30 września, w dniu św. Hieronima, tłumacza Biblii i patrona tłumaczy, obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Tłumacza. Czytając książkę autora zagranicznego rzadko zastanawiamy się, kto sprawił, że możemy ją poznać w naszym języku ojczystym. Zauważyłam, że na dobre tłumaczenie rzadko się zwraca uwagę, ale gdy jest ono złe, bardzo nam ono przeszkadza w odbiorze. Tak więc warto w dniu dzisiejszym (i nie tylko) pamiętać o tłumaczach literatury pięknej, dzięki którym możemy się zapoznać z najlepszymi i najmodniejszymi dziełami literatury światowej :)
Jak istotną rolę w obcowaniu z inną literaturą i kulturą odgrywa tłumacz, bardzo celnie ujął Ryszard Kapuściński: „przekładając tekst, otwieramy innym nowy świat, tłumaczymy go, a tłumacząc - przybliżamy, pozwalamy w nim przebywać, uczynić go cząstką naszego osobistego doświadczenia.” Znalazłam również kilka innych cytatów, które dotyczą pracy tłumacza:
"Tłumaczenie powinno przypominać szybę, całkowicie przezroczystą, tak aby czytelnik nie zauważał jej istnienia." - Mikołaj Gogol
"Tłumaczenie powinno przypominać szybę, całkowicie przezroczystą, tak aby czytelnik nie zauważał jej istnienia." - Mikołaj Gogol
"Tłumaczenia są jak kobiety - albo piękne, albo wierne." - Voltaire
"Duch danego języka wyraża się w jego nieprzetłumaczalnych słowach." - Maria von Ebner-Eschenbach
"Tłumaczenie nie jest kopią, lecz aktem twórczym." - José Ortega y Gasset
"Z konieczności przełożenia danego tekstu wynika konieczność dokonywania wyborów. I tutaj tkwi odpowiedzialność tłumacza." - Edmond Cary
"Duch danego języka wyraża się w jego nieprzetłumaczalnych słowach." - Maria von Ebner-Eschenbach
"Tłumaczenie nie jest kopią, lecz aktem twórczym." - José Ortega y Gasset
"Z konieczności przełożenia danego tekstu wynika konieczność dokonywania wyborów. I tutaj tkwi odpowiedzialność tłumacza." - Edmond Cary
Przy okazji tegorocznego Dnia Tłumacza w centrum uwagi znajdą się trudne zagadnienia nauczania i uczenia się przekładu. Posłużą ku temu lekcje w szkołach średnich, a także dyskusje z tłumaczami. Poniżej zamieszczam program spotkań z okazji święta tłumaczy, które odbędą się w Warszawie i Krakowie.
1.10.2012 Kraków
godz. 15.00
Kino „Pod Baranami”, Rynek Główny 27
Między słowami, reż. Sofia Coppola, USA 2003
godz. 18.00
Instytut Cervantesa, ul. Kanonicza 12
Tłumacz się - dyskusja z udziałem tłumaczy
uczestnicy: Magda Heydel, Joanna Kronaś-Warwas, Eliza Pieciul-Karmińska, Bogusława Sochańska, Gerardo Beltrán, Wawrzyniec Brzozowski, Josè Carlos Dias, Ryszard Wojnakowski
prowadzenie: Abel Murcia
Wytłumaczenia - Filmowe portrety tłumaczy, reż. Sławomir Paszkiet, 2012
ponadto:
Wystawa książek „Znalezione w tłumaczeniu”, Instytut Francuski, ul. Stolarska 15
Zabawa leksykalna „Zaprojektuj sobie językową przypinkę”
Konkurs translatorski
2.10.2012 Warszawa
godz. 19.00
Biblioteka na Koszykowej, ul. Koszykowa 26/28, wejście F
Czy można nauczyć (się) przekładu? - dyskusja z udziałem tłumaczy
uczestnicy: Jerzy Jarniewicz, Sławomir Paszkiet, Paulina Rosińska, Anna Wasilewska
prowadzenie: Urszula Kropiwiec
Wytłumaczenia - filmowe portrety tłumaczy, reż. Sławomir Paszkiet, 2012
Temat lekcji: tłumacz!
1.10 w Krakowie i 2.10 w Warszawie odbędą się lekcje w liceach ogólnokształcących, prowadzone przez tłumaczy literackich.
Koncepcja i koordynacja: Duński Instytut Kultury, Instytut Cervantesa w Krakowie, Goethe-Institut
Organizatorzy: EUNIC, Komisja Europejska, Ambasada Królestwa Niderlandów, Ambasada Republiki Litewskiej, Austriackie Forum Kultury w Warszawie, Austriacki Konsulat Generalny w Krakowie, British Council, Bułgarski Instytut Kultury, Camões, Instytut Francuski w Krakowie, Rumuński Instytut Kultury, Szwajcarska Fundacja dla Kultury Pro Helvetia, Włoski Instytut Kultury, Żydowski Instytut Historyczny.
uczestnicy: Magda Heydel, Joanna Kronaś-Warwas, Eliza Pieciul-Karmińska, Bogusława Sochańska, Gerardo Beltrán, Wawrzyniec Brzozowski, Josè Carlos Dias, Ryszard Wojnakowski
prowadzenie: Abel Murcia
Wytłumaczenia - Filmowe portrety tłumaczy, reż. Sławomir Paszkiet, 2012
ponadto:
Wystawa książek „Znalezione w tłumaczeniu”, Instytut Francuski, ul. Stolarska 15
Zabawa leksykalna „Zaprojektuj sobie językową przypinkę”
Konkurs translatorski
2.10.2012 Warszawa
godz. 19.00
Biblioteka na Koszykowej, ul. Koszykowa 26/28, wejście F
Czy można nauczyć (się) przekładu? - dyskusja z udziałem tłumaczy
uczestnicy: Jerzy Jarniewicz, Sławomir Paszkiet, Paulina Rosińska, Anna Wasilewska
prowadzenie: Urszula Kropiwiec
Wytłumaczenia - filmowe portrety tłumaczy, reż. Sławomir Paszkiet, 2012
Temat lekcji: tłumacz!
1.10 w Krakowie i 2.10 w Warszawie odbędą się lekcje w liceach ogólnokształcących, prowadzone przez tłumaczy literackich.
Koncepcja i koordynacja: Duński Instytut Kultury, Instytut Cervantesa w Krakowie, Goethe-Institut
Organizatorzy: EUNIC, Komisja Europejska, Ambasada Królestwa Niderlandów, Ambasada Republiki Litewskiej, Austriackie Forum Kultury w Warszawie, Austriacki Konsulat Generalny w Krakowie, British Council, Bułgarski Instytut Kultury, Camões, Instytut Francuski w Krakowie, Rumuński Instytut Kultury, Szwajcarska Fundacja dla Kultury Pro Helvetia, Włoski Instytut Kultury, Żydowski Instytut Historyczny.
Informacja ze strony: www.instytutksiazki.pl
P.S.
Niniejszy post dedykuję Agnieszce prowadzącej bloga Krimifantamania, która jest jedynym tłumaczem literatury pięknej, którego znam wirtualnie nieco bliżej. ;)
Niniejszy post dedykuję Agnieszce prowadzącej bloga Krimifantamania, która jest jedynym tłumaczem literatury pięknej, którego znam wirtualnie nieco bliżej. ;)
środa, 26 września 2012
Wojciech Karpiński, Pamięć Włoch
„Zeszyty Literackie” wydają serię „Podróże”, która każdego miłośnika kultury i podróży może przyprawić o zawrót głowy. Chociaż więc nazwisko Wojciecha Karpińskiego było mi nieznane, z chęcią sięgnęłam po jego książkę, gdyż wydawnictwo i seria są dla mnie synonimem znaku jakości.
Autor zabiera nas na wyprawę po Italii, śladem wspaniałych miast, dzieł sztuki oraz wybitnych osobowości. Takie relacje z podróży literackich są obecne w literaturze europejskiej od wieków. Dla mnie najwyrazistszymi i najpełniejszymi pozycjami książkowymi w tej kategorii są niewątpliwie eseje Zbigniewa Herberta, które otwierają oczy na świat, kulturę i historię. W odniesieniu do włoskich peregrynacji wielkim sentymentem darzę książki Pawła Muratowa, również dostępne w ofercie „Zeszytów Literackich”.
W „Pamięci Włoch” Wojciech Karpiński podąża śladami wspomnianych wyżej wielkich literackich poprzedników. Jego refleksje, spostrzeżenia i uwagi pozwalają nam spojrzeć na zabytki kultury i odwiedzane miejsca jego oczami. Nie jest ważne, czy już odwiedzaliśmy te miejsca, czy jeszcze nie. Jeśli już je odwiedzaliśmy, możemy je sobie przypomnieć. Jeśli zaś nie znamy tych zakątków, o których opowiada autor, możemy o nich pomarzyć. Cechą charakterystyczną tego gatunku literackiego jest to, że każdy czytelnik może dokonać nowych odkryć i fascynacji, które wzbogacą jego życie. Nie inaczej jest w przypadku „Pamięci Włoch”. Każdy czytelnik tej książki może odkryć nowe, nieznane do tej pory, lądy. Autor nie przedstawia w swojej książce listy najsłynniejszych twórców czy miejsc, ale oprowadza nas po tych zakątkach związanych ściśle z włoską cywilizacją, które są jemu najbliższe i ukształtowały jego sylwetkę duchową i gust kulturalny.
Świat, który pokazuje nam Wojciech Karpiński, to świat, gdzie ważna jest kultura słowa, sens zwiedzania. Autor zachęca nas do odkrywania sztuki dla siebie, spojrzenia na nowo nawet na najbardziej znane miejsca i obiekty. Takie nowe spojrzenie może stanowić dla nas ogromną wartość poznawczą i naładować nasze akumulatory. Ważne, abyśmy nie byli niewidzącymi i niesłyszącymi turystami przemykającymi po salach muzealnych byle szybciej, byle zaliczyć kolejną atrakcję, byle wszystko sfilmować i sfotografować. Książka Karpińskiego to wezwanie do chwili zadumy, do podjęcia wysiłku indywidualnego przeżycia piękna tego śródziemnomorskiego kraju i jego bogatej spuścizny kulturalnej.
Włochy mają w sobie jakąś magię, która sprawia, że tylu wspaniałych pisarzy, poetów i zwykłych ludzi postanowiło podzielić się z czytelnikami swoimi doświadczeniami z poznawania Italii, czego dowodem jest choćby obecny, nieustający wysyp literatury o „zapuszczaniu korzeni” w jakimś zakątku Włoch, najczęściej w Toskanii. Jakby standardowo to nie zabrzmiało, „słoneczna Italia” wyzwala w nas jakieś ukochanie piękna przyrody, sztuki, jedzenia, kultury pochodzących z tego – jakże różnorodnego i twórczego – zakątka Europy i świata.
![]() |
Giovanni Batista Piranesi, Widok na Campo Vaccino (Forum Romanum) Źródło zdjęcia |
Dla mnie odkryciem tej książki było poznanie sylwetki artystycznej Giovanniego Batisty Piranesiego (1720 – 78). Nazwisko artysty było mi kompletnie nieznane, ale szkic Wojciecha Karpińskiego skłonił mnie do poszukania informacji o jego twórczości. Piranesi słynie z grafik prezentujących zabytki starożytnego Rzymu. Między innymi dzięki niemu rozkwitła moda na klasycyzm w wieku XVIII. Wojciech Karpiński szczególnie zachwycił się cyklem Carceri (Więzienia), który z opisu wydawał mi się nieco podobny w stylu do twórczości Williama Blake’a, angielskiego mistyka. Po przejrzeniu kopii grafik obu panów okazało się, że to zupełnie odrębne osobowości artystyczne. Ale jeśli, podobnie jak ja, zechcecie poznać twórczość Piranesiego, zwróćcie uwagę na niesamowity cykl Carceri i esej Wojciecha Karpińskiego zawarty w tej książce.
![]() |
Giovanni Batista Piranesi, Carceri d'invenzione, VII Źródło zdjęcia |
Piękna książka, wspaniała lektura dla wszystkich kochających podróże, Włochy i sztukę. Ile bym peanów nie napisała, to i tak najlepiej sięgnąć po książkę i pogrążyć się w lekturze, która zabierze nas do innego świata. :)
Moja ocena: 5 / 6
Autor: Wojciech Karpiński
Wydawnictwo: Zeszyty Literackie
Seria: Podróże
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 224
poniedziałek, 24 września 2012
Cyprian Kamil Norwid (1821-1883)
![]() |
Cyprian Kamil Norwid (ur. 24.09.1821 - zm. 23.05.1883) Źródło zdjęcia |
Co to jest ojczyzna?
Żeby zapytał kto Jana III-go
idącego pod Wiedeń,
co to jest Ojczyzna?-
odpowiedziałby:
"Jest to miejsce,
w którym najmilej spocząć i umrzeć -
kiedy się ma gotowość nieustanną życia,
i utrudzania się tam,
gdzie w każdym czasie danym
najdzielniej o Ludzkość idzie."
Na tych prawach moralnych
wyprowadził Jan III-ci wojsko
poza Polskę przeciw prawom Polski.
Toż samo zrobił Napoleon Wielki z Francją.
Albowiem - szlachetny człowiek
nie mógłby wyżyć dnia jednego w Ojczyźnie,
której szczęście nie byłoby tylko procentem
od szczęścia Ludzkości.
Wszyscy dziadowie
i
Ojcowie Rzeczypospolitej Polskiej
tak pojmowali sprawę polską.
Daj Mi Wstążkę Błękitną
Daj mi wstążkę błękitną - oddam ci ją
Bez opóźnienia...
Albo - daj mi cień twój z giętką twą szyją;
- Nie! nie chcę cienia.
Cień - zmieni się, gdy ku mnie skiniesz ręką,
Bo - on nie kłamie
Nic - od ciebie nie chce, śliczna panienko
Usuwam ramię... Bywałem ja - od Boga nagrodzonym,
Rzeczą - mniej wielką :
Spadłym listkiem, do szyby przyklejonym,
Deszczu kropelką...
niedziela, 23 września 2012
sobota, 22 września 2012
Krzysztof Pilch, Zawód Tata
„Ojcostwo dla każdego mężczyzny jest dużo większym sprawdzianem i wyzwaniem niż jakakolwiek, nawet najbardziej wymagająca, praca.” (s. 18)
Jakiś czas temu natknęłam się w sieci na pozytywną opinię o książce Krzysztofa Pilcha. Ponieważ urodziny mojego Męża zbliżały się wielkimi krokami doszłam do wniosku, że jest to dobra okazja, aby mu sprezentować tę książeczkę. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, ale mimo wyraźnego, jasno określonego w tytule, sprofilowania książki, przeczytałam ją jako pierwsza. :)
Autor, z wykształcenia i zawodu pedagog i teolog, w bardzo przystępny sposób przedstawił w tej niewielkiej objętościowo książce wiele porad praktycznych, które mają pomóc współczesnym mężczyznom pełnić rolę ojca. Krzysztof Pilch zwraca uwagę na potrzebę zachowania równowagi między pracą a życiem rodzinnym, radzi, jak nie dać się zwariować w dzisiejszym świecie, przytacza również wiele przykładów błędnego podejścia ojca do dziecka, co może wpłynąć negatywnie na ich późniejsze relacje. Ciekawym elementem książki jest zachęcenie czytelnika do przeprowadzenia kilku ćwiczeń mających na celu podsumowanie jego kontaktu z własnym ojcem, pokazanie, co warto kontynuować w relacji z własnym dzieckiem, a jakich błędów lepiej nie powielać. Te ćwiczenia uzmysławiają czytającemu, jaką wagę odgrywa ojcostwo w procesie wychowania dziecka, jak wiele zachowań, przyzwyczajeń czerpiemy z historii naszych kontaktów z Rodzicami, a zwłaszcza z ojcem. „Zawód Tata” zachęca wszystkich ojców do bardziej aktywnego udziału w życiu własnych dzieci.
Książka – mimo że niewielka objętościowo – dostarcza wielu życiowych porad porażających swą prostotą i mądrością. Oprócz porad są też bardzo interesujące propozycje kreatywnych zabaw z dziećmi. Naszej rodzinie te pomysły przydadzą się za parę lat, ale książeczkę i porady w niej zawarte uznaję za bardzo pożyteczne i mądre, proponujące coś więcej niż tylko wspólne czytanie książeczki czy oglądanie filmów.
Autor zastrzega się, że nie jest to pozycja naukowa prezentująca całościowo zagadnienie pozycji ojca w rodzinie i wyjaśniająca skomplikowane aspekty psychologiczne relacji między ojcem a dzieckiem bądź dziećmi. Jego książka ma przede wszystkim zachęcić do wzbogacenia swojego życia rodzinnego i pełnienia roli ojca z dumą i przekonaniem o wyjątkowości tego stanu. Autor zachęca również wszystkich czytelników do sięgnięcia po bardziej skomplikowane lektury. Swoimi niewielkimi gabarytami książka ma wytrącić opornym tatusiom argument, że nie mają czasu na lekturę. Ja przeczytałam tę książkę podczas lotu z Warszawy do Brukseli, a więc zajęło mi to mniej niż półtorej godziny.
W książce podane są również adresy stron internetowych, gdzie można znaleźć kolejne porady mające na celu wzbogacenie swojego życia rodzinnego. Podana jest również obszerna bibliografia dla tych, którzy chcieliby zgłębić temat ojcostwa z bardziej naukowej perspektywy.
Treść jest podana prostym, przystępnym językiem. Każdy, nawet najbardziej zapracowany Tata powinien znaleźć czas na przeczytanie tej książki, gdyż lektura ta będzie miała dla niego i jego rodziny dużo większe znaczenie niż przejrzenie wszystkich dostępnych tygodników opinii. ;) Gorąco polecam tę książeczkę wszystkim Tatom, ale również Mamom. Czas poświęcony na jej lekturę będzie naprawdę cenną i perspektywiczną inwestycją w rodzinę. Znacznie lepiej i pełniej sformułował to przesłanie autor książki:
„Ojcostwo to nie tylko walka z samym sobą i negatywnym wpływem świata, ale również inwestycja, która zwraca się po pewnym czasie wielokrotnie, a zysków z niej nie da się przeliczyć na żadne pieniądze.” (s. 65)
Krzysztof Pilch – pedagog, teolog. Od kilku lat pracuje z dziećmi i młodzieżą. Autor artykułów na temat wychowania. Należy do Inicjatywy Tato.Net promującej większe zaangażowanie ojców w życie swoich dzieci.
Moja ocena: 4,5 / 6
Autor: Krzysztof Pilch
Wydawnictwo: Salwator
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 72
Jakiś czas temu natknęłam się w sieci na pozytywną opinię o książce Krzysztofa Pilcha. Ponieważ urodziny mojego Męża zbliżały się wielkimi krokami doszłam do wniosku, że jest to dobra okazja, aby mu sprezentować tę książeczkę. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, ale mimo wyraźnego, jasno określonego w tytule, sprofilowania książki, przeczytałam ją jako pierwsza. :)
Autor, z wykształcenia i zawodu pedagog i teolog, w bardzo przystępny sposób przedstawił w tej niewielkiej objętościowo książce wiele porad praktycznych, które mają pomóc współczesnym mężczyznom pełnić rolę ojca. Krzysztof Pilch zwraca uwagę na potrzebę zachowania równowagi między pracą a życiem rodzinnym, radzi, jak nie dać się zwariować w dzisiejszym świecie, przytacza również wiele przykładów błędnego podejścia ojca do dziecka, co może wpłynąć negatywnie na ich późniejsze relacje. Ciekawym elementem książki jest zachęcenie czytelnika do przeprowadzenia kilku ćwiczeń mających na celu podsumowanie jego kontaktu z własnym ojcem, pokazanie, co warto kontynuować w relacji z własnym dzieckiem, a jakich błędów lepiej nie powielać. Te ćwiczenia uzmysławiają czytającemu, jaką wagę odgrywa ojcostwo w procesie wychowania dziecka, jak wiele zachowań, przyzwyczajeń czerpiemy z historii naszych kontaktów z Rodzicami, a zwłaszcza z ojcem. „Zawód Tata” zachęca wszystkich ojców do bardziej aktywnego udziału w życiu własnych dzieci.
Książka – mimo że niewielka objętościowo – dostarcza wielu życiowych porad porażających swą prostotą i mądrością. Oprócz porad są też bardzo interesujące propozycje kreatywnych zabaw z dziećmi. Naszej rodzinie te pomysły przydadzą się za parę lat, ale książeczkę i porady w niej zawarte uznaję za bardzo pożyteczne i mądre, proponujące coś więcej niż tylko wspólne czytanie książeczki czy oglądanie filmów.
Autor zastrzega się, że nie jest to pozycja naukowa prezentująca całościowo zagadnienie pozycji ojca w rodzinie i wyjaśniająca skomplikowane aspekty psychologiczne relacji między ojcem a dzieckiem bądź dziećmi. Jego książka ma przede wszystkim zachęcić do wzbogacenia swojego życia rodzinnego i pełnienia roli ojca z dumą i przekonaniem o wyjątkowości tego stanu. Autor zachęca również wszystkich czytelników do sięgnięcia po bardziej skomplikowane lektury. Swoimi niewielkimi gabarytami książka ma wytrącić opornym tatusiom argument, że nie mają czasu na lekturę. Ja przeczytałam tę książkę podczas lotu z Warszawy do Brukseli, a więc zajęło mi to mniej niż półtorej godziny.
W książce podane są również adresy stron internetowych, gdzie można znaleźć kolejne porady mające na celu wzbogacenie swojego życia rodzinnego. Podana jest również obszerna bibliografia dla tych, którzy chcieliby zgłębić temat ojcostwa z bardziej naukowej perspektywy.
Treść jest podana prostym, przystępnym językiem. Każdy, nawet najbardziej zapracowany Tata powinien znaleźć czas na przeczytanie tej książki, gdyż lektura ta będzie miała dla niego i jego rodziny dużo większe znaczenie niż przejrzenie wszystkich dostępnych tygodników opinii. ;) Gorąco polecam tę książeczkę wszystkim Tatom, ale również Mamom. Czas poświęcony na jej lekturę będzie naprawdę cenną i perspektywiczną inwestycją w rodzinę. Znacznie lepiej i pełniej sformułował to przesłanie autor książki:
„Ojcostwo to nie tylko walka z samym sobą i negatywnym wpływem świata, ale również inwestycja, która zwraca się po pewnym czasie wielokrotnie, a zysków z niej nie da się przeliczyć na żadne pieniądze.” (s. 65)
Krzysztof Pilch – pedagog, teolog. Od kilku lat pracuje z dziećmi i młodzieżą. Autor artykułów na temat wychowania. Należy do Inicjatywy Tato.Net promującej większe zaangażowanie ojców w życie swoich dzieci.
Moja ocena: 4,5 / 6
Autor: Krzysztof Pilch
Wydawnictwo: Salwator
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 72
czwartek, 20 września 2012
Erika Warmbrunn o Mongolii
![]() |
Erika WarmbrunnŹródło zdjęcia |
Erika Warmbrunn
"Gdzie kończy się droga. Samotna wyprawa po bezdrożach Azji"
Galaktyka, 2004
"Ściśnięta między Rosją a Chinami Mongolia jest surową, piękną, targaną wichrami krainą skrajności. W jej zachodniej części pokryte śniegiem góry wznoszą się ponad cztery tysiące metrów nad poziom morza. Na południowym wschodzie rozciąga się pustynia, gdzie rocznie spada niespełna pięć centymetrów deszczu. Pośrodku znajdują się lasy, rwące rzeki, słone jeziora oraz bezkresny step. Latem łagodnie pofałdowana ziemia zielenieje i żywi owce, kozy, jaki i konie, których pogłowie dziesięciokrotnie przewyższa liczbę ludzi. Lato trwa jednak krótko. Przez ponad siedem miesięcy w roku średnia temperatura nie przekracza zera i zaledwie drobny ułamek gruntów nadaje się pod uprawę. (...)
Mongolia, niegdyś kolebka potężnego imperium, ojczyzna hord siejących postrach na całym kontynencie, pod koniec dwudziestego wieku była w świadomości świata jedynie pionkiem, buforem i polem walki pomiędzy potężnymi sąsiadami. Wciąż istniała na mapie - czarny kontur obrysowujący jeden z najsłabiej zaludnionych rejonów Ziemi - ale z daleka wydawała się śródlądową Atlantydą, spoczywającą na dnie oceanu historii, zalaną falami potopu, najpierw z Chin, potem ze Związku Radzieckiego. Gdy jednak z początkiem lat dziewięćdziesiątych, upadł reżim na północy, a surowość komunistycznych rządów uległa rozluźnieniu, z otchłani znów wyłonił się naród, którego ducha nie zdołano zniszczyć. Siedem dekad komunizmu musiało oczywiście spowodować poważne zmiany, ale nie sięgnęły one sposobu życia. Mongolski interior pozostał królestwem hardych wędrownych pasterzy, mieszkających w wojłokowych jurtach pod nieskończonym błękitnym niebem." (s. 25)
![]() |
Mongolia, pustynia GobiŹródło zdjęcia |
"Tylko raz w samotnej jurcie, stojącej na skraju drogi na południe od Arszaantu, gdzie zatrzymałam się, żeby spytać, jak dalej jechać, zobaczyłam prawdziwą nędzę - nędzę, która jest już właściwie walką o przeżycie.Czworo bosych dzieci zbitych w gromadkę patrzyło, jak ich matka rozmawia ze mną, a potem zaprasza do środka. Na ich twarzach nie było uśmiechów. W pustych, tępo zapatrzonych oczach nie widziałam ciekawości. Oczy ich matki też wydawały się martwe, jak u pokonanego zwierzęcia, które już tylko z nawyku stawia kolejny krok za krokiem, w bezmyślnej, niekończącej się, beznadziejnej monotonii godzin i dni. Moje próby nawiązania rozmowy i uśmiechy ginęływ mrocznej, brudnej jurcie. W tych ludziach nie było lęku - tylko apatia zrodzona z mozołu i daremnego wysiłku. Nierozumiejące, obojętne pogodzenie się z losem, bo wypaliła się nawet energia potrzebna do zadawania pytań. To byli pierwsi i ostatni złamani życiem Mongołowie, jakich spotkałam. A przecież bez względu na to, jak byli biedni, jak bardzo nie rozumieli ani nie dbali o to, kim jestem i dlaczego tam jestem, nadal byli gotowi dzielić się tym, co mieli." (s. 119)
wtorek, 18 września 2012
Sandor Marai, Wyspa
Od jakiegoś czasu mam w planie zapoznać się z twórczością Sandora Marai, węgierskiego prozaika. Oczywiście, najchętniej z jego „Dziennikiem”, ale z braku czasu sięgnęłam w bibliotece po „Wyspę”, o której nic nie słyszałam, ani złego, ani dobrego, ale której gabaryty wyglądały bardzo przyjaźnie, czyli mówiąc krótko, książka nie porażała objętością. :)
„Wyspa” opisuje epizod z życia profesora Askenaziego, który osiągnąwszy wiek czterdziestu ośmiu lat przeżywa coś w rodzaju punktu zwrotnego w życiu. Jakiś czas temu porzucił żonę z dzieckiem, przeniósł się do kochanki, przypadkowo poznanej na ulicy, potem również ją porzucił i w końcu dotarł do Dubrovnika, gdzie w prowincjonalnym, niezbyt reprezentacyjnym hotelu, w otoczeniu kompletnie obcych i obojętnych ludzi usiłuje dojść do ładu z samym sobą. Brzmi trywialnie? Tak, ale Marai dysponował piórem, które pozwalało nastawić się na wspólne odkrywania wydawałoby się niezgłębionej tajemnicy ludzkiej egzystencji za pomocą gonitwy myśli przedwojennego profesora w apogeum kryzysu wieku średniego.
Książka rozpoczyna się rozdziałem, który przedstawia wszystkich gości hotelowych, panującą tam atmosferę i zestaw rytualnych zachowań i gestów, które obowiązują w tym miejscu. Powierzchowne rozmowy, nieistotne gesty, standardowe frazy… Askenazi to przybysz z zewnątrz, który nie pasuje do żadnej z naszkicowanych grup, ale on też do nich nie aspiruje. O akcję tu zresztą trudno, gdyż cała książka to właściwie monolog wewnętrzny Askenaziego, który wyjaśnia stan swojego ducha w ostatnich miesiącach i przyczyny, które skłoniły go do takich, a nie innych działań i postępowania. To zapis jego postępującego osamotnienia, wyłamania się z przyjętych reguł i zachowań społecznych. Powody takiego postępowania nie są jasne poza dążeniem do zrozumienia sensu egzystencji, do wejścia na właściwą ścieżkę w życiu. Czy profesor osiągnie ukojenie w prowincjonalnym hotelu na Bałkanach?
Opisane w książce poczynania Askenaziego w pewnym momencie noszą wręcz znamiona kryminału. Jego peregrynacja osiąga kulminację, gdy spędza kilka nocnych godzin na wyspie nieopodal stałego lądu w zupełnej samotności po potwornym czynie, który miał miejsce w hotelu. Jego przemyślenia i gonitwa myśli to jednocześnie podróż do głębi własnego jestestwa i dyskusja z samym sobą mająca na celu dotarcie do prawdy rządzącej życiem. Czy to się uda?
Wyspa to słowo – klucz tej książki. To symbol samotności i oddzielenia od tłumu. Pod względem formy i umiejętności pisarskich jest to bardzo interesująca książka. Konstrukcja powieści jest przemyślana i intrygująca, ale w moim przekonaniu zabrakło nieco „ognia”, czy jak niektórzy mówią „mięsa”. Jest kilka scen, przemyśleń, które zwracają uwagę. Do takich należy np. scena opróżniania kieszeni z licznych rzeczy, które Askenazy standardowo w nich nosił czy trzeźwa ocena swojego związku z kochanką:
„Żył cierpliwie, miesiącami, w cudzych pokojach, twarzą w twarz z obcą kobietą, w żałosnej masce starzejącego się zakochanego mężczyzny, w otoczeniu o niedającym się ustalić charakterze, czyhał na znak, na ten tajemniczy klucz, który pomoże mu w jednej chwili zrozumieć ów dręczący splot obrazów i rycin.” (s. 97)
Podobnie ironicznie bohater odnosił się do tych znajomych i przyjaciół, którzy postawili sobie za cel przywrócenie go rodzinie. Ich zabiegi uznaje za kompletnie pozbawione sensu, nie odczytujące prawidłowo powodów, które go sprowokowały do rzucenia dotychczasowego tryby życia. Nazywa ich zresztą „komitecikiem”. Takie nastawienie Askenaziego z góry skazuje ich działania na niepowodzenie.
Bohater przeżywający rozterki wewnętrzne w dążeniu do harmonii to nic dziwnego w literaturze. A nawet powiedziałabym, że tacy bohaterowie to siła napędowa słowa pisanego. Swoim zachowaniem potrafią czytelnika ująć, zaczarować, skłonić do zastanowienia, zezłościć, zdenerwować, przyprawić o palpitacje serca etc. Najmniej ciekawie jest wtedy, gdy bohater nie wzbudza żadnych emocji. I, choć nie mogę tego powiedzieć o Askenazym, to jego dylematy interesowały mnie coraz mniej w miare postępu lektury. A jakie uczucia we mnie wzbudził? No cóż, nie lubię go. Znielubiłam go w momencie, gdy po powrocie do domu po pierwszej nocy spędzonej z kochanką spotyka swoją żonę czekającą na niego i prowadzi z nią swoistą dyskusję w milczeniu, bez słów, w swojej wyobraźni. Gdy spada jej szal i on chcąc jej pomóc, dotyka ją, ona się uchyla od tego dotyku, Askenazy myśli o zachowaniu żony następująco: „To małostkowość z jej strony” – pomyślał. „Naprawdę, nie wolno się kłócić; dokąd byśmy zaszli? Cóż, takie są kobiety”. (s. 83) Sympatia do bohatera literackiego nie jest elementem koniecznym, ale uczucia, jakie we mnie wzbudził profesor Askenazy były co najwyżej letnie.
Odbiór tej książki to sprawa indywidualna. Jestem pewna, że wiele osób nie zgodzi się ze mną i uzna „Wyspę” za fascynującą przygodę literacką. W moim przypadku, uznaję tę książkę za ciekawy eksperyment, który nie wciągnął mnie tak, jak tego oczekiwałam. Nie umiałam zaangażować się w tekst. Interesujące spostrzeżenia, kilka błyskotliwych cytatów, pewne kwestie egzystencjalne, które porusza Marai w „Wyspie”, to za mało, abym mogła uznać tę książkę za ważną w moim życiu. Mimo rozterek wewnętrznych Askenaziego, które w mniejszym lub większym stopniu są obecne w życiu każdego inteligentnego człowieka, nie poruszyła mnie ta opowieść. Poszukiwanie sensu życia i reguł rządzących światem przez głównego bohatera, mimo interesującej formy, okazało się dla mnie nieco … puste. Zachęcam Was jednak do wyrobienia sobie własnej opinii.
Podobnie ironicznie bohater odnosił się do tych znajomych i przyjaciół, którzy postawili sobie za cel przywrócenie go rodzinie. Ich zabiegi uznaje za kompletnie pozbawione sensu, nie odczytujące prawidłowo powodów, które go sprowokowały do rzucenia dotychczasowego tryby życia. Nazywa ich zresztą „komitecikiem”. Takie nastawienie Askenaziego z góry skazuje ich działania na niepowodzenie.
Bohater przeżywający rozterki wewnętrzne w dążeniu do harmonii to nic dziwnego w literaturze. A nawet powiedziałabym, że tacy bohaterowie to siła napędowa słowa pisanego. Swoim zachowaniem potrafią czytelnika ująć, zaczarować, skłonić do zastanowienia, zezłościć, zdenerwować, przyprawić o palpitacje serca etc. Najmniej ciekawie jest wtedy, gdy bohater nie wzbudza żadnych emocji. I, choć nie mogę tego powiedzieć o Askenazym, to jego dylematy interesowały mnie coraz mniej w miare postępu lektury. A jakie uczucia we mnie wzbudził? No cóż, nie lubię go. Znielubiłam go w momencie, gdy po powrocie do domu po pierwszej nocy spędzonej z kochanką spotyka swoją żonę czekającą na niego i prowadzi z nią swoistą dyskusję w milczeniu, bez słów, w swojej wyobraźni. Gdy spada jej szal i on chcąc jej pomóc, dotyka ją, ona się uchyla od tego dotyku, Askenazy myśli o zachowaniu żony następująco: „To małostkowość z jej strony” – pomyślał. „Naprawdę, nie wolno się kłócić; dokąd byśmy zaszli? Cóż, takie są kobiety”. (s. 83) Sympatia do bohatera literackiego nie jest elementem koniecznym, ale uczucia, jakie we mnie wzbudził profesor Askenazy były co najwyżej letnie.
Odbiór tej książki to sprawa indywidualna. Jestem pewna, że wiele osób nie zgodzi się ze mną i uzna „Wyspę” za fascynującą przygodę literacką. W moim przypadku, uznaję tę książkę za ciekawy eksperyment, który nie wciągnął mnie tak, jak tego oczekiwałam. Nie umiałam zaangażować się w tekst. Interesujące spostrzeżenia, kilka błyskotliwych cytatów, pewne kwestie egzystencjalne, które porusza Marai w „Wyspie”, to za mało, abym mogła uznać tę książkę za ważną w moim życiu. Mimo rozterek wewnętrznych Askenaziego, które w mniejszym lub większym stopniu są obecne w życiu każdego inteligentnego człowieka, nie poruszyła mnie ta opowieść. Poszukiwanie sensu życia i reguł rządzących światem przez głównego bohatera, mimo interesującej formy, okazało się dla mnie nieco … puste. Zachęcam Was jednak do wyrobienia sobie własnej opinii.

Opuszczając w 1948 roku kraj, Márai był autorem 46 książek, przeważnie powieści, lecz także poezji, esejów, felietonów i sztuk. Między rokiem 1928 a 1939 zdobył olbrzymią popularność. Na emigracji opublikował 16 książek. Z dorobku powieściowego Márai najwyżej ceniony jest cykl „Garenek Muve” („Dzieło Garenów”, 1933-44), ale wedle zgodnej opinii krytyki dziełem jego życia jest „Dziennik”. Pierwszy tom wyszedł w Budapeszcie w r. 1945, kolejne cztery, wydawane już na emigracji, były autorskim wyborem z materiału, którego pełną edycję niedawno rozpoczęto. Szósty, pośmiertny tom „Dziennika” jest dziełem wyjątkowym. Autor, półślepy, umęczony pielęgnowaniem niewidomej już żony, chorej na raka gardła, notuje – na granicy czytelności – coś, co jest poruszającym studium starości, a zarazem świadectwem wielkiej miłości. Márai bardzo ciężko przeżył śmierć żony, dodatkowym ciosem była nagła śmierć adoptowanego syna. 22 lutego 1989 roku Sándor Márai odebrał sobie życie strzałem z pistoletu.
Autor: Sandor Marai
Tytuł oryginalny: A sziget
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Mała proza
Tłumacz: Feliks Netz
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 168
niedziela, 16 września 2012
Ulotne chwile (11)
sobota, 15 września 2012
Maciej Grabski, Ksiądz Rafał
Wsi sielska, wsi spokojna… Tak chciałoby się powiedzieć o Gródku, miejscu, w którym toczy się akcja powieści Macieja Grabskiego. Naczytałam się tyle pochlebnych komentarzy o tej książce, że i ja postanowiłam poznać uroki życia w tej wiosce. :)
Akcja „Księdza Rafała” rozpoczyna się w roku 1977, gdy w parafia w Gródku traci wieloletniego pasterza, proboszcza Stanisława. Po jego śmierci biskup Jakub, mądry i dalekowzroczny duchowny nominuje na jego następcę młodego księdza Rafała, który do tej pory pełnił jedynie funkcję wikarego w kilku parafiach i nie były to łatwe placówki z uwagi na trudny charakter jego dotychczasowych przełożonych.
Rafał zadziwia swoich parafian otwartym podejściem, skromnością i zupełnie innym stylem życia niż jego poprzednik. Wkrótce zjednuje sobie większość miejscowej ludności, mimo że kazania wygłaszane przez Rafała do najdłuższych nie należą, co nie jest zaletą w opinii tradycjonalistów parafialnych. Choć nowy proboszcz ma poparcie biskupa, jego bezpośredni przełożony, dziekan Tomaszek, nie wydaje się specjalnie zachwycony jego przybyciem i działaniami, jakie podejmuje w parafii. Trzeba również mieć na uwadze, że akcja książki ma miejsce w końcówce epoki gierkowskiej, kiedy komitety partyjne (było coś takiego!) miały sporo do powiedzenia, a milicjant - jeśli był osobą wierzącą - musiał ukrywać swoje uczestnictwo w życiu religijnym.
Niestandardowe zachowanie nowego proboszcza niepokoi jednak bardziej tradycyjnych parafian. Wśród wiernych pojawia się pewien ferment i niezadowolenie. Czy Rafał uspokoi swoją trzódkę i oczyści się z podejrzeń? Czy parafianie zaakceptują swojego proboszcza takiego, jakim jest?
Muszę przyznać, że mimo pozytywnych recenzji tej książki, podchodziłam do niej z pewną nieufnością. Nie chciało mi się wierzyć, że można napisać książkę o księdzu, która nie byłaby zjadliwym atakiem lub czymś w rodzaju hagiografii. Tak już zwykle u nas w kraju jest, nie tylko w odniesieniu do kwestii związanych z Kościołem: od ściany do ściany, zero umiarkowanego podejścia i tolerancji. Ale Maciej Grabski zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Perypetie księdza Rafała czyta się z dużą przyjemnością, książka nie nudzi, a jednocześnie budzi pozytywne emocje. Powie ktoś, eeee tam taka bajeczka… Może i bajeczka, ale niepozbawiona wielu ciekawych spostrzeżeń i uwag.
Weźmy na przykład tytułowego bohatera. Na pierwszy rzut oka wydaje się on bohaterem bez skazy. Pomaga swoim parafianom, jak może, prowadzi skromny tryb życia, rozwikłuje wiele kłótni, nawet tych zastarzałych i zapiekłych, swoim koncyliacyjnym podejściem gasi wiele sporów w zarodku. Jest to człowiek nietuzinkowy, skończył studia muzyczne, przeżył kilka związków z kobietami w młodości, zaznał trochę prawdziwego życia. I choć tak wiele dobrego czyni dla poprawy życia i stosunków międzyludzkich w swojej parafii, nie umie ułożyć swoich stosunków z ojcem reagując nerwowo i nadmiernie emocjonalnie. Spokój który tak bardzo pomaga mu w kontaktach z wiernymi, opuszcza go, gdy dochodzi do kontaktu z ojcem…
W trakcie lektury czytelnik może również zmienić zdanie o niektórych bohaterach powieści, którzy swoim zachowaniem pokazują, że w rzeczywistości nie są oni takimi, jakimi się wydawali na początku książki. Mnie na przykład uderzyła zmiana zachowania księdza Witolda, wydawałoby się, że idealnego materiału na postać pozytywną. Z kolei poprzednik księdza Rafała początkowo wydaje nam się prostodusznym i tradycyjnym księdzem proboszczem z wszystkimi negatywnymi cechami. W wielu aspektach tak rzeczywiście jest, ale już wkrótce uświadamiamy sobie, że była to nietuzinkowa osobowość o wielu talentach i bogatym życiu wewnętrznym. Tego na pewno nie spodziewalibyśmy się po prowincjonalnym księdzu.
Tak więc mimo pozornej sielskości Gródka problemy, które napotyka proboszcz Rafał, są typowe i dla wsi, i dla miasta. Życie społeczności wiejskiej, choć w skali mikro, odzwierciedla konflikty i kłopoty, które zdarzyć się mogą wszędzie. Ksiądz Rafał stara się jednak zażegnać spory i wprowadzić spokój i zbiorową pracę u podstaw
Książkę czytało mi się świetnie. Jest bardzo dobrze napisana, nie ma dłużyzn, a i perypetie bohaterów potrafią zaciekawić. Biorąc pod uwagę, że książka ta, napisana pod wpływem dyskusji autora z przyjaciółmi, jest pierwszą w dorobku Macieja Grabskiego, świadczy ona naprawdę dobrze o umiejętnościach pisarskich jej twórcy. W moim przekonaniu jest to książka dla wszystkich, chociaż dla wielu osób, zwłaszcza tych negatywnie nastawionych do Kościoła, obraz wykreowany w powieści i tak będzie zbyt sielankowy i nierzeczywisty. Zachęcam jednak wszystkich do lektury, to naprawdę niezła książka.
W trakcie lektury czytelnik może również zmienić zdanie o niektórych bohaterach powieści, którzy swoim zachowaniem pokazują, że w rzeczywistości nie są oni takimi, jakimi się wydawali na początku książki. Mnie na przykład uderzyła zmiana zachowania księdza Witolda, wydawałoby się, że idealnego materiału na postać pozytywną. Z kolei poprzednik księdza Rafała początkowo wydaje nam się prostodusznym i tradycyjnym księdzem proboszczem z wszystkimi negatywnymi cechami. W wielu aspektach tak rzeczywiście jest, ale już wkrótce uświadamiamy sobie, że była to nietuzinkowa osobowość o wielu talentach i bogatym życiu wewnętrznym. Tego na pewno nie spodziewalibyśmy się po prowincjonalnym księdzu.
Tak więc mimo pozornej sielskości Gródka problemy, które napotyka proboszcz Rafał, są typowe i dla wsi, i dla miasta. Życie społeczności wiejskiej, choć w skali mikro, odzwierciedla konflikty i kłopoty, które zdarzyć się mogą wszędzie. Ksiądz Rafał stara się jednak zażegnać spory i wprowadzić spokój i zbiorową pracę u podstaw
Książkę czytało mi się świetnie. Jest bardzo dobrze napisana, nie ma dłużyzn, a i perypetie bohaterów potrafią zaciekawić. Biorąc pod uwagę, że książka ta, napisana pod wpływem dyskusji autora z przyjaciółmi, jest pierwszą w dorobku Macieja Grabskiego, świadczy ona naprawdę dobrze o umiejętnościach pisarskich jej twórcy. W moim przekonaniu jest to książka dla wszystkich, chociaż dla wielu osób, zwłaszcza tych negatywnie nastawionych do Kościoła, obraz wykreowany w powieści i tak będzie zbyt sielankowy i nierzeczywisty. Zachęcam jednak wszystkich do lektury, to naprawdę niezła książka.

Maciej Grabski (ur. 1968), krakowianin, historyk sztuki z wykształcenia i zamiłowania. Rzeczoznawca w zakresie ochrony zabytków, biegły sądowy, okresowo również tłumacz i konsultant w dziedzinie nowych mediów. Mimo licznych namów, w swoim dotychczasowym pisarstwie ograniczał się, prócz przekładów, wyłącznie do artykułów fachowych. Uległ dopiero w 2009 roku, skłoniony do napisania Księdza Rafała. O swojej książce mówi tu.
Źródło zdjęciaMoja ocena: 5 / 6
Autor: Maciej Grabski
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 364
czwartek, 13 września 2012
13 września 1993 r., Michał Heller
13 września 1993
"Dlaczego trzeba się spieszyć? Nie tylko wtedy, gdy gonią nas obowiązki lub pociąg odjeżdża za dziesięć minut? Zawsze? Odpowiedź jest prosta: bo czas płynie. W fizyce i filozofii można się spierać z Newtonem, czy jego definicja czasu jest trafna, ale nie można miec żadnych wątpliwości co do tego, że wyraża ona głębokie ludzkie doświadczenie. "Absolutny, prawdziwy, matematyczny czas płynie sam przez się i ze swej natury jednostajnie, niezależnie od czegokolwiek zewnętrznego, i inaczej nazywa się trwaniem". Tyle że nie jest to trwanie, lecz raczej przemijanie. Festina lente tak, żeby czegoś nie przeoczyć, żeby nie zgubić żadnej cząstki istnienia. Ale trzeba się spieszyć. Jest to po prostu fizyczna konieczność.
Dlatego często chwytam za pióro. Tradycyjnie, na kartce papieru. Bez monitora i klawiatury. W pociągu, na ławce w parku, w przerwie między wykładami; najczęściej wieczorem, po całodziennym zmęczeniu, gdy myśli, niejako broniąc się przed nocnym uśpieniem, stają się bardziej natarczywe i nadają się już tylko do luźnych notatek.
Notatki spisywane w pośpiechu dotyczą spraw ważnych i błahych. Czy jednak są sprawy błahe? Mijający czas wyrównuje wszystkie różnice potencjałów."
Michał Heller, "Podróże z filozofią w tle"
Wydawnictwo Znak, wyd. 2008
niedziela, 9 września 2012
Ulotne chwile (10)
![]() |
Wirujący derwisze, 1903 Pocztówka zakupiona w Turcji LEVANT KOLEKSIYON No 282 |
Wirujący derwisze - zakon muzułmański powstały w XIII w. w Turcji. Inspiracją do jego powstania była mistyczna poezja Rumiego (zm. 1273 r.). Charakterystyczną cechą uczestników tego zakonu jest medytacja w ruchu w postaci szeregu figur "tanecznych", z których najbardziej widowiskowym jest umiejętność szybkiego wirowania. Co roku, 17 grudnia, w rocznicę śmierci Rumiego odbywa się w Konyi (Anatolia) uroczysty pokaz ku jego czci kosmicznego tańca mistycznego (tzw. sema), polegającego na ruchu wirowym dookoła własnej osi oraz obiegowym po okręgu wokół szejcha zgromadzenia, niczym planet wokół słońca. Zapewnia on osiągnięcie stanu ekstazy jako bezpośredniego doświadczenia Absolutu, celu praktyk sufizmu, mistycznego odłamu islamu. (źródło: Wikipedia)
sobota, 8 września 2012
Åsa Larsson , Krew, którą nasiąkła
Pojawiło się kolejne gorące szwedzkie nazwisko prozy kryminalnej! Jako że skandynawski kryminał bardzo mi przypadł do gustu i odkryłam wielu twórców, którzy poza skomplikowaną zagadką kryminalną potrafią też świetnie pisać, cały czas staram się wyrobić sobie opinię o nowych autorach. Pierwsza książka Asy Larsson pojawiła się w Polsce w 2008 r., ale udało mi się przeczytać drugą z kolei, wydaną w 2011 roku.
Akcja „Krwi, którą nasiąkła” toczy się w północnej Szwecji za kręgiem polarnym, w okolicach Kiruny. W małej wiosce Jukkasjärvi zostaje brutalnie zamordowana pastor parafii Mildred Nilsson. Kobieta była charyzmatyczną i jednocześnie bardzo kontrowersyjną osobowością, której bezkompromisowość i - powiedzmy sobie jasno - dość radykalne poglądy prowokowały wiele podziałów w lokalnej społeczności. Śledztwo prowadzi lokalna policja, jednak bez widocznych rezultatów. Niebawem do Kiruny przybywa Rebeka Martinsson – utalentowana młoda prawniczka, która półtora roku wcześniej zabiła w obronie własnej troje ludzi. Od tego czasu nie może odzyskać równowagi psychicznej i wrócić do zawodu. Nie spodziewa się, że w rodzinnych stronach znów natknie się na sprawę kryminalną…
Najważniejsza w książce jest Rebecca Martinsson, jej przeżycia i przemyślenia, jej próby powrotu do normalnego życia. Rebeka wykonuje zawód prawnika, ale specjalizuje się w sprawach gospodarczych, nie karnych. Jej stan psychiczny nie pozwala na powrót do pracy. Ze swoimi kolegami stara się utrzymać poprawne relacje, choć drażni ją, iż od czasu dramatycznych wydarzeń stanowi swoistą "atrakcję" towarzyską wykorzystywaną czasami przez właścicieli kancelarii w negocjacjach firmowych. Gdy trafia się możliwość wyjazdu do Kiruny, jej rodzinnych stron, gdzie wcześniej rozegrały się tragiczne wydarzenia, skwapliwie z niej korzysta i czuje, że ta podróż może być dla niej remedium na trawiące ją problemy. Rebeka nie zdaje sobie jednak sprawy, że kilka miesięcy wcześniej w okolicy popełniono morderstwo na kontrowersyjnej pastor.
Rebeka, po przybyciu na miejsce, robi sobie krótki urlop i poznaje przedstawicieli lokalnej społeczności, w tym między innymi policjantów, których pspotkała już wcześniej podczas swoich traumatycznych przeżyć opisanych w pierwszej części cyklu. Anna Maria Mella i Sven Erik są dość charakterystycznymi postaciami: policjantka, matka trójki dzieci, świeżo po powrocie z urlopu macierzyńskiego, zrównoważona, inteligentna, twardo stąpająca po ziemi i małomówny policjant po rozwodzie oczywiście, a jednak wrażliwy gdyż wzruszające są opisy jego tęsknoty za kotem, który zaginął bez wieści… Niemniej jednak, muszę zaznaczyć, że śledztwo w tej książce toczy się bardzo wolno i postępów nie widać mimo że oboje śledczy budzą sympatię.
Sprawa kryminalna, którą śledzimy w książce, wydaje się ciekawa, pokazuje między innymi rozgrywki i interesy, jakie mają miejsce, w dość zamkniętym środowisku duchownych kościoła protestanckiego. Jak wiadomo, Kiruna słynie z kaplicy lodowej, w której można zamówić oryginalny ślub (o ile dobrze pamiętam jeden z naszych rodzimych cele brytów także zawarł tam jedno ze swoich małżeństw). I, jak się okazuje, sprawowanie posługi kapłańskiej podczas tych uroczystości jest łakomym kąskiem dla tutejszych przedstawicieli Kościoła.
Autorka pisze zajmująco, choć podobnie jak w większości skandynawskich kryminałów nie stawia na wartką akcję, lecz raczej na dogłębne pokazanie ludzkich charakterów. Pastor Nilsson, którą poznajemy w seriach retrospekcji, to postać, której działania były bardzo dyskusyjne. Wierzę, że jej postępowanie mogło w wielu wiernych budzić wstrząs, a w innych powodować głębokie przywiązanie.
Autorka pisze zajmująco, choć podobnie jak w większości skandynawskich kryminałów nie stawia na wartką akcję, lecz raczej na dogłębne pokazanie ludzkich charakterów. Pastor Nilsson, którą poznajemy w seriach retrospekcji, to postać, której działania były bardzo dyskusyjne. Wierzę, że jej postępowanie mogło w wielu wiernych budzić wstrząs, a w innych powodować głębokie przywiązanie.
Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie do narracji rozdziałów opisujących losy wilczycy określanej jako „Żółtonoga”. Jest to pewna literacka paralela losów Rebeki. Szczerze powiem, że bardzo się wzruszyłam podczas lektury tych fragmentów. Pomijając już aspekt emocjonalny, widać, że Asa Larsson świetnie nakreśliła dynamikę wilczego stada i zachowań tych zwierząt. Na pozór te fragmenty wydają się zbędne, ale po głębszym zastanowieniu już wiem, że nie zapomnę długo tej książki właśnie dzięki perypetiom Żółtonogiej.
Z uwagi na treść książki, wiele związków i odniesień do pierwszej części cyklu wiem, że popełniłam błąd nie rozpoczynając cyklu zgodnie z chronologią. Niewątpliwie ułatwiłoby mi to lekturę, zwłaszcza na początku. Potem jednak wsiąkłam w opowiadaną przez Asę Larsson historię i nie miało to dla mnie aż takiego znaczenia. Niemniej jednak tym, którzy planują poznanie tego cyklu radzę rozpoczęcie lektury od pierwszej części cyklu.
Rebeka Martinsson to postać literacka, która zdobyła sobie jakiś zakątek w moim sercu. Jest zupełnie inną osobowością niż Harry Hole, John Rebus czy Annika Bengtzon, a jednak sprawia, że chcę ją poznać bliżej. Jest w niej jakaś kruchość i delikatność, a jednocześnie upór, który pozwala jej przetrwać.
Mimo powolnej narracji, książka i losy bohaterów bardzo mnie wciągnęły. Kilka wątków jest bardzo poruszających i zainteresowały mnie w większym stopniu niż sprawa kryminalna, która wlecze się w nieskończoność. Można odnieść wrażenie, że gdyby w okolicy nie pojawiła się Rebeka, miejscowa policja nie potrafiłaby rozwikłać tej sprawy, działając tak opieszale, jak to przedstawiła autorka. Końcówka może nie jest zbyt zaskakująca jeśli chodzi o osobę zabójcy, ale jest traumatyczna dla głównej bohaterki i naprawdę nie wiem, jak Asa Larsson poprowadzi dalej tę historię… Jeszcze nie wiem, ale się dowiem, tego jestem pewna.
Poniżej podaję powieści z cyklu o Rebece Martinsson w kolejności chronologicznej:
Solstorm (2003, wyd. pol. „Burza z krańców ziemi”, 2008)
Det blod som spillts (2004, wyd. pol. “Krew, którą nasiąkła”, 2011)
Svart stig (2006, wyd. pol. „I tylko czarna ścieżka”, 2011)
Till dess din vrede upphör (2008, wyd. pol. „Aż gniew twój przeminie”, 2012)
Till offer åt Molok (2012, wyd. pol. “W ofierze Molochowi”, w przygotowaniu)

Moja ocena: 5 / 6
Autor: Åsa Larsson
Tytuł oryginalny: Det blod som spillts
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tłumacz: Beata Walczak – Larsson
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 424
czwartek, 6 września 2012
Krzysztof Varga o Węgrzech
![]() |
Krzysztof Varga (ur. 1968) Polski pisarz węgierskiego pochodzenia, krytyk literacki, dziennikarzŹródło zdjęcia |
Krzysztof Varga, "Gulasz z turula"
Wydawnictwo Czarne, 2007
"Smutek Węgrów bierze się w wielkiej mierze z kuchni. Należałoby przeprowadzić fundamentalne badania dietetyczno - psychologiczne na temat wpływu węgierskiego sposobu odżywiania na narodowe i egzystencjalne nastroje. Mnie zawsze po obfitym budapeszteńskim posiłku ogarniają: melancholia, tęsknota, smutek i zniechęcenie. Krew z głowy spływa do żołądka, by pomóc w trawieniu, ociężałość cielesna brata się z przekonaniem, że wszystko sensowne już się w moim życiu zdarzyło (o ile zdarzyło się naprawdę, a nie było tylko złudzeniem) i nie czeka mnie już żaden wzlot, żadna radość, najmniejsze szczęście. Jestem najedzony i nieszczęśliwy; dokonuję rachunku sumienia i jest to rachunek dziesięciokrotnie przekraczający kwotę, jaką muszę dać kelnerowi. Nie pomaga nawet kieliszek unicum, spędzający ciężar z żołądka, ale niespłukujący smutku z moich myśli." (strony 21 - 22)
"Anegdota mówi, że Węgrzy nie lubią siebie nawzajem, bo jeszcze nie oswoili się z tym, że skończył się nomadyzm i zaczął czas, gdy muszą żyć obok siebie, bez możliwości przemieszczenia się. Siedzą w gęstym dymie spowijającym tanie winiarnie i piwiarnie i płaczą bezgłośnie. Są jak konie ze spętanymi pęcinami. Co by jednak zrobili, gdyby ktoś im te pęta przeciął? Galopowaliby w miejscu?" (s. 69)
![]() |
Dom na przedmieściach BudapesztuŹródło zdjęcia |
"W Budapeszcie najbardziej lubię przedmieścia. Wszystko, co znajduje się poza zasięgiem uproszczonych planów Budapest City Map dla backpackerów z całego świata albo mapek centrum wręczanych gościom hotelowym. Interesują mnie dzielnice, w których miasto traci swoją wielkomiejskość, to dumnie zwiędłe cesarsko-królewskie odium, przykurzony blichtr milenium, które przełamało się ponad sto lat temu, a czasami ma się wrażenie, jakby było ostatnim naprawdę znaczącym wydarzeniem w tym mieście. Lubię spacery po dzielnicach starej parterowej zabudowy, domów z ogródkami, których mieszkańcy nie opuszczają swoich oswojonych okolic i nie wyprawiają się do centrum, na ulicę Vaci ani nawet na Nagykorut." (strony 104 - 105)
![]() |
Alföld wiosnąŹródło zdjęcia |
"Jak opisać Alföld? Jak nazwać bezbrzeżną nijakość Wielkiej Niziny nie pisząc o melancholii, depresji, smutku tej wielkiej płaskości, przy której holenderskie poldery są urozmaicone jak szwajcarski krajobraz?
Doświadczyłem Alföld na sobie samym - jeżdżąc samochodem bez celu, od wsi do wsi, od miasteczka do miasteczka, spoglądając tylko na tablice z nazwami tych zagubionych, istniejących poza czasem miasteczek i osad, a raczej wypatrując na horyzoncie kościelnych wież, tych alföldzkich drogowskazów, nie spoglądając na mapę i nie szukając żadnej drogi. Gubiąc się i znajdując wciąż w tym samym miejscu. Wiosną Alföld jest oślepiająco żółty. To małe pola rzepaku, ale ponieważ przechodzą jedno w drugie, wydaje się, że to cała Wielka Nizina jest żółta jak Sahara. Alföld to pustynia, a alföldzkie miasteczka to fatamorgana.Kiedy się do nich wjeżdża nie ma żadnej gwarancji, że istnieją naprawdę." (s. 175)
Doświadczyłem Alföld na sobie samym - jeżdżąc samochodem bez celu, od wsi do wsi, od miasteczka do miasteczka, spoglądając tylko na tablice z nazwami tych zagubionych, istniejących poza czasem miasteczek i osad, a raczej wypatrując na horyzoncie kościelnych wież, tych alföldzkich drogowskazów, nie spoglądając na mapę i nie szukając żadnej drogi. Gubiąc się i znajdując wciąż w tym samym miejscu. Wiosną Alföld jest oślepiająco żółty. To małe pola rzepaku, ale ponieważ przechodzą jedno w drugie, wydaje się, że to cała Wielka Nizina jest żółta jak Sahara. Alföld to pustynia, a alföldzkie miasteczka to fatamorgana.Kiedy się do nich wjeżdża nie ma żadnej gwarancji, że istnieją naprawdę." (s. 175)
wtorek, 4 września 2012
Knut Hamsun, Błogosławieństwo ziemi
„Przez trzęsawisko wiedzie do boru ścieżka długa, niezmierzona. Kto ją wydeptał? – Człowiek, pierwszy, który się tu pojawił. Przed jego przybyciem nie było jej jeszcze.”
Tak rozpoczyna się ta książka, która przyniosła jej autorowi literacką nagrodę Nobla w 1920 roku. Opowiada o ludziach, którzy zdecydowali się osiąść na pustkowiu, z dala od siedzib ludzkich i stworzyć tu dom. Pierwszym śmiałkiem i tym, którego losy najbardziej interesują autora, jest Izak. Nie wiemy, skąd pochodzi, kim jest, jakie było jego wcześniejsze życie. Poznajemy go w momencie postawienia przez niego stopy na pustkowiu, tam, gdzie postanowił zbudować dom. Wkrótce pojawia się obok niego Inger, kobieta po przejściach, której życie niewątpliwie naznaczone jest traumą oszpecenia. O jej przeszłości wiemy niewiele więcej niż Izaka. Tam, gdzie jest mężczyzna i kobieta, tam pojawiają się wkrótce dzieci i para decyduje się zalegalizować swój związek. Ich życie jest pełne trudów, wyrzeczeń i ciężkiej pracy. W zamian za to, w miarę upływu lat, mogą pozwolić sobie na coraz wygodniejsze i bogatsze życie. Ich ciężka praca sprawia, że pustkowie ożywa. Osiedlają się tam kolejni pionierzy: przyzwyczajony do nieróbstwa Brede, wytrwały i pracowity Aksel. Pustkowie powoli przestaje zasługiwać na swą nazwę. Jednak nawet tam pojawia się zbrodnia… Tam gdzie zbrodnia, jest także i kara…
Głównym i zdecydowanie pozytywnym bohaterem książki jest Izak. Jego heroiczna walka z przyrodą, dążenie do stworzenia na pustkowiu domu i nieuleganie pokusom miejskiego życia i rozrywek, które tylko ogłupiają, a nie pomagają żyć, jest przedstawione jako wzór do naśladowania. Wśród mieszkańców wsi, którzy pojawiają się na kartach tej powieści wybija się postać upadłego sołtysa Geisslera, który właściwie pojawia się w książce epizodycznie, ale jego wpływ na życie rodziny Izaka oraz życie wsi jest ogromne. Jego decyzje, jego wybory determinują życie całej wioski i osadników na pustkowiu. Jego niezachwiane poparcie dla Izaka jest ważne i istotne dla niego i jego rodziny.
Izak jest wzorem osobowościowym opiewanym przez Hamsuna. To ziemia, jej uprawa, owoce, które przynosi, stanowi o sile głównego bohatera i jego rodziny. Ziemia jest najważniejsza w życiu człowieka, co więcej, jej uprawa nadaje temu życiu głęboki sens. I ten aspekt podkreśla zawsze Geissler, który jest w moim przekonaniu swoistym alter ego pisarza. Miasto i jego „uroki”, których doświadczają w mniejszym lub większym stopniu członkowie rodziny Izaka oraz drugoplanowi bohaterowie książki, to w opinii autora, źródło wszelkiego zepsucia i zła. Ściąga ono ludzi na manowce i skłania ich do zabiegania o rzeczy nieważne, pozorne, podczas gdy prawdziwe życie jest tam, gdzie ma się swój kawałek ziemi.
Izak jest wzorem osobowościowym opiewanym przez Hamsuna. To ziemia, jej uprawa, owoce, które przynosi, stanowi o sile głównego bohatera i jego rodziny. Ziemia jest najważniejsza w życiu człowieka, co więcej, jej uprawa nadaje temu życiu głęboki sens. I ten aspekt podkreśla zawsze Geissler, który jest w moim przekonaniu swoistym alter ego pisarza. Miasto i jego „uroki”, których doświadczają w mniejszym lub większym stopniu członkowie rodziny Izaka oraz drugoplanowi bohaterowie książki, to w opinii autora, źródło wszelkiego zepsucia i zła. Ściąga ono ludzi na manowce i skłania ich do zabiegania o rzeczy nieważne, pozorne, podczas gdy prawdziwe życie jest tam, gdzie ma się swój kawałek ziemi.
W drugiej części książki pisarz koncentruje się również na pokazaniu życia kolejnych osadników na pustkowiu, żeby na koniec powrócić do Sellanraa (tak zwie się gospodarstwo Izaka) i do jej mieszkańców. Wielu bohaterów drugoplanowych, którzy mieli krótszą lub dłuższą styczność z miastem jest opisanych negatywnie. Moralna przewaga Izaka nie podlega dyskusji. On nie dał się omamić światłom wielkiego miasta. Wie, że ziemia jest jest żywicielką wszystkich stworzeń, że daje ona tę upragnioną przez człowieka wolność.
Oczywiście, miasto jest również synonimem postępu i rozwoju. Ale jest postęp i „postęp”. Jeśli postęp jest pojmowany przez człowieka jako możliwość zakupu nowych błyskotek, nieistotnych gadżetów, czy umiejętność czytania i pisania, bez przemyślenia, czemu ta umiejętność miałaby służyć, to autor ocenia tak rozumiany "postęp" jednoznacznie negatywnie. Jeden z bohaterów książki, który został „omamiony” pokusami miejskiego życia, jest opisany przez pisarza następująco:
Oczywiście, miasto jest również synonimem postępu i rozwoju. Ale jest postęp i „postęp”. Jeśli postęp jest pojmowany przez człowieka jako możliwość zakupu nowych błyskotek, nieistotnych gadżetów, czy umiejętność czytania i pisania, bez przemyślenia, czemu ta umiejętność miałaby służyć, to autor ocenia tak rozumiany "postęp" jednoznacznie negatywnie. Jeden z bohaterów książki, który został „omamiony” pokusami miejskiego życia, jest opisany przez pisarza następująco:
„(…) do cna roztargniony i spaczony. Powinien był trzymać się roli, byłby przynajmniej czymś. A tak co? Jest panem umiejącym pisać litery, ale pozbawionym ducha przedsiębiorczego i głębi. I urwipołciem także nie jest ani zakochanym, ani ambitnym, właściwie jest niczym, jest zerem, nawet wielkim złoczyńcą nie jest.” (s. 362)
Trzeba umieć dokonać wyboru zdobyczy cywilizacyjnych. Izak, mimo swojego głębokiego przywiązania do ziemi, przyrody i tradycyjnego sposobu życia - nie jest przeciwny postępowi. Jeśli istnieją udogodnienia, które mogą się przyczynić do poprawy bytu człowieka pracującego na wsi, do ulepszenia metod uprawy ziemi, wtedy główny bohater stara się je zdobyć dla siebie i swoich bliskich. Nie ociąga się też z wprowadzaniem konkretnych metod pracy, które mogą przyczynić się do lepszych zbiorów. Wielokrotnie jego przewodnikiem w podejmowaniu takich postępowych działań jest właśnie Geissler.
Styl pisarski Hamsuna poraża prostotą. Mnie zwłaszcza ujął początek książki, gdy w prostych, krótkich zdaniach, bez zbędnych ozdobników opisana została egzystencja Izaka i Inger na pustkowiu, ich walka o stworzenie prawdziwego domu, ich milcząca determinacja i pracowitość, która w krótkim czasie przyczyniła się do opanowania żywiołu i korzystania z plonów tej ziemi w sposób mądry i właściwy. Późniejsze koleje losu tych dwojga i ich dzieci nie były już takie proste i jednoznaczne. Postać Inger – choć generalnie pozytywna – wzbudza w pewnych fragmentach książki duże wątpliwości natury moralnej. Narrator jednak ogranicza się do przedstawienia nagich faktów, nie przedstawia oceny wydarzeń opisanych w książce. Fabuła nieco traci tempo w drugiej części książki. Zdarzają się fragmenty dłużyzn brakuje „pociągnięcia” pewnych wątków.
Duże wrażenie robi mowa końcowa, czy też raczej przesłanie, które wygłasza Geissler, a które – w moim przekonaniu – stanowi credo Knuta Hamsuna. Słowa Geisslera tak właściwie przedstawiają sedno tej książki, zawierają przesłanie autora i zachętę do życia i pracy zgodnie z naturą i tradycją. Oto jeden z cytatów podsumowujących przesłanie tej książki.
Styl pisarski Hamsuna poraża prostotą. Mnie zwłaszcza ujął początek książki, gdy w prostych, krótkich zdaniach, bez zbędnych ozdobników opisana została egzystencja Izaka i Inger na pustkowiu, ich walka o stworzenie prawdziwego domu, ich milcząca determinacja i pracowitość, która w krótkim czasie przyczyniła się do opanowania żywiołu i korzystania z plonów tej ziemi w sposób mądry i właściwy. Późniejsze koleje losu tych dwojga i ich dzieci nie były już takie proste i jednoznaczne. Postać Inger – choć generalnie pozytywna – wzbudza w pewnych fragmentach książki duże wątpliwości natury moralnej. Narrator jednak ogranicza się do przedstawienia nagich faktów, nie przedstawia oceny wydarzeń opisanych w książce. Fabuła nieco traci tempo w drugiej części książki. Zdarzają się fragmenty dłużyzn brakuje „pociągnięcia” pewnych wątków.
Duże wrażenie robi mowa końcowa, czy też raczej przesłanie, które wygłasza Geissler, a które – w moim przekonaniu – stanowi credo Knuta Hamsuna. Słowa Geisslera tak właściwie przedstawiają sedno tej książki, zawierają przesłanie autora i zachętę do życia i pracy zgodnie z naturą i tradycją. Oto jeden z cytatów podsumowujących przesłanie tej książki.
“Wszyscy popełniają ten błąd, że nie chcą kroczyć w zgodzie z życiem, że chcą życie wyprzedzić i pędzą jak opętani. A gdy się zagalopują, wtedy już nie znajdują drogi wyjścia, wtedy następuje nieuchronne rozbicie! I potem rozpoczynają się skargi na życie, wybuchy wściekłości przeciwko życiu. Niektórzy może mają powód do skargi, liczniejsi jednak takiego powodu nie mają, atoli mimo wszystko nie wolno burzyć się przeciwko życiu. Życia nie powinno się osądzać surowo i nieubłagalnie, a przeciwnie, powinno się odnosić się do niego z uczuciem miłosierdzia i bronić go!” (s. 372)
Ta książka to hymn na cześć człowieka, jego więzi z przyrodą i najbardziej podstawowych wartości. Niewątpliwie pisarz czerpał ze swoich doświadczeń. Książkę napisał po powrocie do Norwegii i zakupieniu posiadłości w Skogheim (Nordland). Tu przyszły na świat jego dzieci i wtedy właśnie pisał „Błogosławieństwo ziemi” zanim uwiodły go hasła Hitlera. Przesłanie książki jest nadal aktualne. O ile wiem, książka ta nie była ostatnio wznawiana. A szkoda. Warto do niej wrócić. Jej lektura stanowi okazję do zadumy i refleksji o wartościach podstawowych. Gorąco polecam.

Moja ocena: 5 / 6
Autor: Knut Hamsun
Tytuł oryginalny: Markens Grøde
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Tłumacz: Czesław Kędzierski
Rok wydania: 1973
Liczba stron: 379
niedziela, 2 września 2012
Ulotne chwile (9)
![]() |
Białystok 1984, czyn partyjny w Niedzielę Palmową z okazji 40-lecia PRL Kartka zakupiona w księgarni Domu Spotkań z Historią w Warszawie Seria fotograficzna: Schyłek Peerelu. Lata 80 w zdjęciach z agencji Forum (www.forum.com.pl ) Foto: Jan Malec |
sobota, 1 września 2012
Alison Lurie, Sprawy zagraniczne
Tę książkę wydano w Polsce tylko raz, w 1994 r. Nie przypominam sobie, kiedy przeczytałam ją po raz pierwszy, ale na pewno w latach 90-tych, a więc epokę temu. :) Pamiętam, że byłam pod jej dużym wrażeniem i dlatego, gdy przypadła na mnie kolej wskazania lektury w klubie czytelniczym „Porozmawiajmy o książkach” uznałam, że to dobra okazja, aby wrócić do tej książki i skonfrontować swoje wrażenia z przeszłości, czyli młodości, gdyż – jak powszechnie wiadomo – doświadczenie życiowe i lata, które przeżyliśmy, może zmienić nasz ogląd na wiele spraw.
Powieść opisuje perypetie dwojga badaczy z amerykańskiego uniwersytetu Corinth, którzy przybywają na półroczne stypendium w Londynie. Vinnie Miner to pięćdziesięcioczteroletnia kobieta, nieśmiała, samotna i brzydka. Mimo przelotnych związków z mężczyznami unika wikłania się w głębsze relacje uczuciowe. Specjalizuje się w badaniach nad tradycją wyliczanek dziecięcych i różnic między tradycją amerykańską a brytyjską. Można ją określić jako anglofilkę, gdyż darzy miłością „stary kraj”, jego kulturę i tradycję. Czuje się tam jak ryba w wodzie, ma swoich przyjaciół i kontakty, o których jej kolega – Fred Turner – może tylko pomarzyć. On z kolei jest młodym i przystojnym mężczyzną, którego związek małżeński z dynamiczną i niezależną Roo przeżywa kryzys, a właściwie praktycznie się rozpadł. Fred przyjeżdża do Londynu prowadzić badania nad twórczością Johna Gaya, ale z uwagi na sytuację osobistą i niedobory finansowe czuje się w Londynie fatalnie. Nie może się skupić na pracy, londyńska pogoda doprowadza go do szału, samotność i brak znajomych również nie przyczyniają się do poprawy jego nastroju. W takiej sytuacji nie dziwi fakt, że zdecydował się przyjąć zaproszenie na przyjęcie starszej koleżanki z wydziału, gdzie ma okazję nawiązać nowe znajomości i najeść się za darmo. Okaże się, że – chociaż w Ameryce Vinnie i Fred nie należeli do tych samych kręgów towarzyskich – to jednak w Londynie ich losy przetną się nie raz i nie dwa, a Fred skorzysta ze znajomości starszej koleżanki.
"Kiedy samotnie spacerowałam
I sama z sobą rozmawiałam,
To pomyślałam wtedy z nagła:
Dbaj zawsze os siebie,
Pilnuj zawsze siebie,
Bo nikt o ciebie nie zadba
Stara piosenka" (s.7)
Historia Vinnie bardziej mnie wzruszyła i zainteresowała. Przytoczone wyżej słowa piosenki można uznać za motto głównej bohaterki w momencie, gdy pojawia się ona na kartach powieści Alison Lurie. Mimo pozornej niezależności i samodzielności wydaje się ona jednak uwięziona w ukształtowanych przez lata stereotypach i poglądach na siebie, swoją powierzchowność. Przywiązana jest do przekonania, że z uwagi na mankamenty urody nie jest jej dana prawdziwa miłość. Drobny romans, proszę bardzo, ale miłość to na pewno nie, a na pewno nie miłość ze strony ideału, czyli wyrafinowanego intelektualisty z jednej bądź drugiej strony Atlantyku. Vinnie podczas pobytu w Londynie rozkwita, trafia jej się również niesamowita przygoda, która wymusza na niej dokonanie wyboru, czy doskonale zorganizowane życie bez miłości jest bardziej nęcące niż doświadczenie miłości, która niekoniecznie ma fizjonomię przysłowiowego rycerza w lśniącej zbroi.
Perypetie Freda są w pewnym sensie lustrzanym odbiciem historii Vinnie. Dzięki miłej aparycji nigdy nie miał problemów z kontaktami z płcią przeciwną, ale również musi sobie odpowiedzieć na pytanie, kto jest miłością jego życia. Czy jego nieporozumienie z żoną tuż przed wyjazdem jest na tyle poważne, że zniszczy ich związek? Czy londyńska eskapada zapewni mu zdobycie prawdziwej miłości, dla której powinien odrzucić dotychczasowe życie, czy też jest to ułuda, która nie jest warta jego uwagi?
Oczywiście perypetie miłosne nie są jedynym wątkiem książki, aczkolwiek wybijają się na pierwszy plan. Autorka świetnie przedstawiła również akademicko-kulturalny (czy może raczej show biznesowy) londyński światek z jego zaletami i przywarami. Tenże światek dzieli się na kilka kręgów, do których niektórzy nie mają wstępu, a reguły rządzące zachowaniami jego członków nie są jasne i klarowne, zwłaszcza dla nowicjuszy w towarzystwie. Całość jest przedstawiona lekko i dowcipnie, choć momentami historia wcale nie jest żartobliwa. Paradoksem tej książki jest to, że choć i Vinnie, i Fred ulegają czarowi londyńskiego życia, kultury i tradycji, to jednak okazuje się, że pogardzana przez Vinnie Ameryka objawia jej oblicze, którego się zupełnie nie spodziewała.
Perypetie Freda są w pewnym sensie lustrzanym odbiciem historii Vinnie. Dzięki miłej aparycji nigdy nie miał problemów z kontaktami z płcią przeciwną, ale również musi sobie odpowiedzieć na pytanie, kto jest miłością jego życia. Czy jego nieporozumienie z żoną tuż przed wyjazdem jest na tyle poważne, że zniszczy ich związek? Czy londyńska eskapada zapewni mu zdobycie prawdziwej miłości, dla której powinien odrzucić dotychczasowe życie, czy też jest to ułuda, która nie jest warta jego uwagi?
Oczywiście perypetie miłosne nie są jedynym wątkiem książki, aczkolwiek wybijają się na pierwszy plan. Autorka świetnie przedstawiła również akademicko-kulturalny (czy może raczej show biznesowy) londyński światek z jego zaletami i przywarami. Tenże światek dzieli się na kilka kręgów, do których niektórzy nie mają wstępu, a reguły rządzące zachowaniami jego członków nie są jasne i klarowne, zwłaszcza dla nowicjuszy w towarzystwie. Całość jest przedstawiona lekko i dowcipnie, choć momentami historia wcale nie jest żartobliwa. Paradoksem tej książki jest to, że choć i Vinnie, i Fred ulegają czarowi londyńskiego życia, kultury i tradycji, to jednak okazuje się, że pogardzana przez Vinnie Ameryka objawia jej oblicze, którego się zupełnie nie spodziewała.
Jest to w moim przekonaniu mądra książka o życiu i miłości. W warstwie treściowej niesie wydawałoby się dość błahą historyjkę. Ale czy tak jest naprawdę? Nasi bohaterowie przeżywają bardzo intensywne pół roku w Londynie i mierzą się z dylematami, które są bliskie każdemu. Bo czyż nie musimy sobie często odpowiadać na pytania, kto jest miłością naszego życia, czy dobrze wybraliśmy naszego towarzysza życia? Czy warto odrzucać miłość tylko dlatego, że nasz wybór nie spodoba się naszym przyjaciołom i znajomym?
"Bo w końcu dlaczego Vinnie ma odgrywać drugoplanową rolę we własnym życiu? Czyż nie ma prawa wyobrazić sobie, że jest odkrywcą stojącym u wrót krainy nieznanej jeszcze literatom; odkrywcą zaintrygowanym, podnieconym - gotowym na niespodzianki?" (s. 228)
Książka jest bardzo sprawnie napisana, czyta się ją szybko. Ale czasem – zwłaszcza pod koniec - wzruszenie chwyta człowieka za gardło. Lektura tej książki sprawiła mi dużą przyjemność. Nie jest to w żadnym przypadku pozycja zmieniająca mój punkt widzenia czy niosąca przewartościowanie mojego poglądu na świat (i chyba nigdy taka nie była), lecz raczej potwierdzenie słuszności pewnych wyborów życiowych, których dokonałam. Przypomniałam sobie także wątpliwości i obawy osoby wchodzącej w dorosłe życie, a które uzmysłowiła mi ta książka podczas pierwszej lektury.
Kawałek dobrej literatury. Polecam. A na koniec piosenka, która skojarzyła mi się z wątkiem Vinnie (przyznam uczciwie, że bardzo ją lubię, więc wykorzystuję okazję do jej "odkurzenia", gdyż ma już swoje lata :))).
Poniżej jeszcze jeden, dość interesujący, cytat z książki:
"Czasami Vinnie zastanawia się, dlaczego kobiety w ogóle wpuszczają mężczyzn do swoich łóżek. To straszne ryzyko, tak rozebrać się i położyć obok wielkiego, obcego golasa. Szanse na wygraną sa niemal równie nikłe, jak w nowojorskiej loterii stanowej. Mężczyzna może skrzywdzić; może wyśmiać; może spojrzeć raz na podstarzałe ciało kobiety i odwrócić się ze źle skrywanym i pełnym zakłopotania niesmakiem. (...) Ryzyko jest tak wielkie, że właściwie żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie powinna go podejmować - tylko, że te biedaczki, które je podejmują, właśnie nie są przy zdrowych zmysłach. I tak jak w przypadku loterii stanowej (na którą Vinnie czasami kupuje losy), jeśli już się wygra, to wygrana jest naprawdę oszałamiająca." (s. 234)

Moja ocena: 5 / 6
Autor: Alison Lurie
Tytuł oryginalny: Foreign affairs
Wydawnictwo: Rebis
Seria: Salamandra
Tłumacz: Przemysław Znaniecki
Rok wydania: 1994
Liczba stron: 317
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Autorzy
Agopsowicz Monika
Albaret Celeste
Albom Mitch
Alvtegen Karin
Austen Jane
Babina Natalka
Bachmann Ingeborg
Baranowska Małgorzata
Becerra Angela
Beekman Aimee
Bek Aleksander
Bellow Saul
Bennett Alan
Besala Jerzy
Bobkowski Andrzej
Bogucka Maria
Bonda Katarzyna
Borkowska Urszula
Bowen Rhys
Brabant Hyacinthe
Braine John
Brodski Josif
Calvino Italo
Castagno Dario
Cegielski Tadeusz
Cejrowski Wojciech
Cherezińska Elżbieta
Cleeves Ann
Courtemanche Gil
Covey Sean
Crummey Michael
Cusk Rachel
Czapska Maria
Czarnecka Renata
Czarnyszewicz Florian
Czwojdrak Bożena
Dallas Sandra
Didion Joan
Dmochowska Emma
Doctorow E.L.
Domagalski Dariusz
Domańska-Kubiak Irena
Dostojewska Anna
Drewniak Wojciech
Drinkwater Carol
Drucka Nadzieja
Druckerman Pamela
Dunlop Fuchsia
Dyer Wayne
Edwardson Ake
Evans Richard
Fabiani Bożena
Fadiman Anne
Faulkner William
Fiedler Arkady
Filipowicz Wika
Fletcher Susan
Fogelström Per Anders
Fowler Karen Joy
Frankl Viktor
Franzen Jonathan
Frayn Michael
Fredro Aleksander
Fryczkowska Anna
Fønhus Mikkjel
Gaskell Elizabeth
Genow Magdalena
Gilmour David
Giordano Paolo
Goetel Ferdynand
Goethe Johann Wolfgang
Gołowkina Irina
Grabowska-Grzyb Ałbena
Grabski Maciej
Green Penelope
Grimes Martha
Grimwood Ken
Gunnarsson Gunnar
Gustafsson Lars
Gutowska-Adamczyk Małgorzata
Guzowska Marta
Hagen Wiktor
Hamsun Knut
Hejke Krzysztof
Helsztyński Stanisław
Hen Józef
Herbert Zbigniew
Hill Napoleon
Hill Susan
Hoffmanowa Klementyna
Holt Anne
Hovsgaard Jens
Hulova Petra
Ishiguro Kazuo
Iwaszkiewicz Jarosław
Iwaszkiewiczowa Anna
Jaffrey Madhur
Jahren Hope
Jakowienko Mira
Jamski Piotr
Jaruzelska Monika
Jastrzębska Magdalena
Jersild Per Christian
Jurgała-Jureczka Joanna
Jörgensdotter Anna
Kaczyńska Marta
Kallentoft Mons
Kanger Thomas
Kanowicz Grigorij
Karlsson Elise
Karon Jan
Karpiński Wojciech
Kaschnitz Marie Luise
Kolbuszewski Jacek
Komuda Jacek
Kowecka Elżbieta
Kościński Piotr
Kraszewski Józef Ignacy
Kroh Antoni
Kruusval Catarina
Krzysztoń Jerzy
Kręt Helena
Kuncewiczowa Maria
Kutyłowska Helena
Lackberg Camilla
Lanckorońska Karolina
Lander Leena
Larsson Asa
Laurain Antoine
Lehtonen Joel
Loreau Dominique cytaty
Lupton Rosamund
Lurie Alison
Maciejewska Beata
Maciorowski Mirosław
Mackiewicz Józef
Magris Claudio
Malczewski Rafał
Maloney Alison
Manguel Alberto
Mankell Henning
Mann Wojciech
Mansfield Katherine
Marai Sandor
Marias Javier
Marinina Aleksandra
Marklund Liza
Marquez Gabriel
Masłoń Krzysztof
Mazzucco Melania
Małecki Jan
McKeown Greg
Meder Basia
Meller Marcin
Meredith George
Michniewicz Tomasz
Mitchell David
Mizielińscy
Miłoszewski Zygmunt
Mjaset Christer
Mrożek Sławomir
Mukka Timo
Murakami Haruki
Musierowicz Małgorzata
Musso Guillaume
Myśliwski Wiesław
Nair Preethi
Naszkowski Zbigniew
Nesbø Jo
Nesser Hakan
Nicieja Stanisław
Nothomb Amelie
Nowakowski Marek
Nowik Mirosław
Obertyńska Beata
Oksanen Sofi
Orlińska Zuzanna
Ossendowski Antoni Ferdynand
Pająk-Puda Dorota
Paukszta Eugeniusz
Pawełczyńska Anna
Pawlikowski Michał
Pezzelli Peter
Pilch Krzysztof
Platerowa Katarzyna
Plebanek Grażyna
Proust Marcel
Pruszkowska Maria
Pruszyńska Anna
Przedpełska-Trzeciakowska Anna
Puchalska Joanna
Puzyńska Katarzyna
Płatowa Wiktoria
Quinn Spencer
Rabska Zuzanna
Rankin Ian
Rejmer Małgorzata
Reszka Paweł
Rutkowski Krzysztof
Rylski Eustachy
Sadler Michael
Safak Elif
Schirmer Marcin
Seghers Jan
Sobański Antoni
Sobolewska Justyna
Staalesen Gunnar
Stanowski Krzysztor
Stasiuk Andrzej
Stec Ewa
Stenka Danuta
Stockett Kathryn
Stulgińska Zofia
Susso Eva
Sypuła-Gliwa Joanna
Szabo Magda
Szalay David
Szarota Piotr
Szczygieł Mariusz
Szejnert Małgorzata
Szumska Małgorzata
Terzani Tiziano
Theorin Johan
Thompson Ruth
Todd Jackie
Tomkowski Jan
Tristante Jeronimo
Tullet Herve
Velthuijs Max
Venclova Tomas
Venezia Mariolina
Vesaas Tarjei
Wachowicz-Makowska Jolanta
Waltari Mika
Warmbrunn Erika
Wassmo Herbjørg
Wasylewski Stanisław
Wałkuski Marek
Wańkowicz Melchior
Weissensteiner Friedrich
White Patrick
Wiechert Ernst
Wieslander Jujja
Włodek Ludwika
Zevin Gabrielle
Zyskowska-Ignaciak Katarzyna
de Blasi Marlena
Ładyński Antonin
Łapicka Zuzanna
Łopieńska Barbara
Łozińska Maja
Łoziński Mikołaj
Żylińska Jadwiga
Kraje
literatura amerykańska
literatura australijska
literatura austriacka
literatura belgijska
literatura białoruska
literatura brytyjska
literatura czeska
literatura duńska
literatura estońska
literatura fińska
literatura francuska
literatura hiszpańska
literatura holenderska
literatura indyjska
literatura islandzka
literatura japońska
literatura kanadyjska
literatura kolumbijska
literatura litewska
literatura niemiecka
literatura norweska
literatura nowozelandzka
literatura polska
literatura rosyjska
literatura szwedzka
literatura turecka
literatura węgierska
literatura włoska
Wydawnictwa
Agora
Akapit Press
Albatros
Amber
Arcana
Babaryba
Bellona
Bernardinum
Biblioteka Więzi
Bona
Czarna Owca
Czarne
Czerwone i Czarne
Czytelnik
Dobra Literatura
Dom na wsi
Dwie Siostry
Editio
Egmont
FIS
Fabryka Słów
Harmonia
Iskry
Kontra
Książka i Wiedza
Książnica
LTW
MAG
MG
MS
MT Biznes
Media Rodzina
Muza
Nasza Księgarnia
Nisza
Noir sur Blanc
Oficyna Naukowa
Onepress
Ossolineum
Otwarte
PIW
PWN
Pascal
Pauza
Pax
Pojezierze Olsztyn
Pol-Nordica
Polskie Towarzystwo Teologiczne
Prószyński i S-ka
Rebis
Salwator
Sic!
Smak Słowa
Sonia Draga
TMM Polska
The Facto
Twój Styl
Videograf
WAB
Wiatr od morza
Wilga
Współpraca
Wydawnictwo Dolnośląskie
Wydawnictwo Kobiece
Wydawnictwo Literackie
Wydawnictwo Literatura
Wydawnictwo Morskie
Wydawnictwo Poznańskie
Wydawnictwo Śląsk
Zakamarki
Zeszyty Literackie
Znak
Zysk i S-ka
słowo obraz terytoria
wydawnictwo M
Świat Książki
Serie
A to Polska właśnie
Antykwariat polskiego romansu
Arcydzieła norweskiej literatury
Asy kryminału
Bliżej siebie
Czarna seria
Dolce Vita
Dzieła Najwybitniejszych Noblistów
Fortuna i fatum
Kalejdoskop
Kameleon
Klub Interesującej Książki
Koliber
Kryminał z klasą
Mała proza
Metropolie retro
Mroczna seria
Mroczny zaułek
Nike
Pasaże
Podróże retro
Poznaj Świat
Salamandra
Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Seria Podróże
Sulina
Terytoria Skandynawii
Tete a tete
Wspomnienia i relacje
Współczesna Proza Światowa
Z kobrą
Ze Strachem
z miotłą
Cytaty
Nesser Hakan cytaty
Pessoa Fernando cytaty
cytaty Austen Jane
cytaty Bachmann Ingeborg
cytaty Baranowska Małgorzata
cytaty Brodski Josif
cytaty Dickinson Emily
cytaty Dostojewski Fiodor
cytaty Faulkner William
cytaty Goethe Johann Wolfgang
cytaty Heller Michał
cytaty Herbert Zbigniew
cytaty Iwaszkiewicz Jarosław
cytaty Iwaszkiewiczowa Anna
cytaty Karpiński Wojciech
cytaty Malczewski Rafał
cytaty Mansfield Katherine
cytaty Marai Sandor
cytaty Mrożek Sławomir
cytaty Nesbø Jo
cytaty Nooteboom Cees
cytaty Obertyńska Beata
cytaty Ossendowski Antoni Ferdynand
cytaty Proust Marcel
cytaty Przedpełska-Trzeciakowa Anna
cytaty Stasiuk Andrzej
cytaty Szczygieł Mariusz
cytaty Terzani Tiziano
cytaty Varga Krzysztof
cytaty Wilk Mariusz
cytaty Witkiewicz Stanisław Ignacy
cytaty Woolf Virginia
cytaty Zagańczyk Marek
cytaty de Custine
Poezja
poetycznie
poezja Achmatowa Anna
poezja Baczyński Krzysztof Kamil
poezja Barańczak Stanisław
poezja Brodski Josif
poezja Dickinson Emily
poezja Dylan Thomas
poezja Gabriela Mistral
poezja Gałczyński Konstanty Ildefons
poezja Hillar Małgorzata
poezja Iwaszkiewicz Jarosław
poezja Jesienin Siergiej
poezja Kaczmarski Jacek
poezja Lechoń Jan
poezja Leśmian Bolesław
poezja Norwid Cyprian Kamil
poezja Obertyńska Beata
poezja Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
poezja Pessoa Fernando
poezja Poświatowska Halina
poezja Przerwa-Tetmajer
poezja Różewicz Tadeusz
poezja Sexton Anne
poezja Stachura Edward
poezja Szymborska Wisława
poezja Wielkanoc
poezja Wordsworth William
poezja Wszystkich Świętych
poezja Yeats William Butler
Inne
Boże Narodzenie
Kresy
Nowy Rok
Wielkanoc
Wspomnienia i relacje
Współpraca
dla dzieci
fantastyka
filmowo
historycznie
konkursowo
kryminał
książkowo
kulinarnie
muzycznie
podróże
poetycznie
rocznicowo
rozwój osobisty
teatralnie
ulotne chwile
varia
varia Austen Jane
varia Joyce James
varia Proust Marcel