Jarosław Iwaszkiewicz to postać kontrowersyjna głównie z uwagi na swoje uwikłania w PRL-owskie układy polityczne. Jeszcze parę lat temu jego nazwisko nie wzbudziłoby we mnie głębszych refleksji. Ot, jeden z polskich pisarzy współczesnych, którego książki raczej nie są czytane. W ciągu ostatnich lat jednak zapoznałam się z częścią jego dorobku literackiego, głównie esejami i poezją, co uświadomiło mi, że był to twórca o wielu obliczach. Choć jego usłużność dla systemu komunistycznego w Polsce była powszechnie znana, to nikt nie kwestionował, że jest to efekt przyjętej po wojnie taktyki, aby ocalić z polskiej kultury, co się da, a talentu literackiego nikt mu nie odmawiał. Obecnie jest coraz częściej doceniany właśnie za swoją twórczość literacką, która zyskuje nowych zwolenników. Należę do osób, które odkryły Iwaszkiewicza poetę i eseistę. Jego późne wiersze urzekają czytelników zgodą na przemijanie, doświadczeniem życiowym, i pięknem. Jestem również pod dużym wrażeniem jego Dzienników, z których przeczytałam dotychczas tylko jeden tom, ale to wystarczyło, aby uznać je za fascynującą lekturę.
Nic więc dziwnego, że „Pra. Opowieść o rodzinie Iwaszkiewiczów” wzbudziła moje zainteresowanie, a niespodziewana wygrana w konkursie u the book pozwoliła mi na zapoznanie się z książką. Muszę jednak przyznać, że z nieznanych mi powodów, przez dłuższy czas nie mogłam „zebrać się” do napisania swojej opinii. Co zaczynałam, to wydawało mi się, że to nie tak powinno być. Stwierdziłam jednak, że choć nie jestem do końca zadowolona z tego tekstu, powinnam jednak podzielić się z Wami swoimi wrażeniami z lektury, gdyż z jednej strony jestem to winna Monice (the book), z drugiej zaś książka naprawdę mi się podobała.
Autorką "Pra" jest Ludwika Włodek, prawnuczka Iwaszkiewicza, wnuczka jego najstarszej córki Marii, a jednocześnie dziennikarka związana z „Gazetą Wyborczą”. Książka przedstawia czytelnikom galerię ciekawych postaci, które stanowiły treść życia i przyczyniały się do specyficznej atmosfery Stawiska, domu Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów. Oczywiście najważniejsi byli gospodarze, ale wokół nich gromadziło się mnóstwo członków bliższej i dalszej rodziny, którzy odcisnęli swoje piętno na domu i historii rodziny.
Pierwszą refleksją, jaka mi się nasunęła już w trakcie lektury tej książki, było przekonanie, podszyte nutką zazdrości, że autorka „Pra” ma szczęście. I wcale nie chodzi mi o fakt posiadania słynnego pradziadka, czym czasem chwaliła się w szkole, ale o szczęście, że pisząc tę książkę mogła czerpać z tak wielu źródeł pisanych, jak również ze świadectw ustnych swojej babci i jej siostry (ich wkład w przekazanie tej rodzinnej historii jest nie do przecenienia). Te wiarygodne źródła umożliwiły jej zagłębienie się w przeszłość rodziny i poznanie historii swych przodków aż do początku XIX wieku.
Należy docenić wysiłek autorki, która przeprowadziła dokładne badania, wiele rozmów z członkami swojej rodziny i przyjaciółmi domu. W publikacji tej pojawia się wiele fotografii do tej pory niepublikowanych. Książka uzmysławia nam związki Jarosława Iwaszkiewicza z Kresami, trudną historię rodziny jego starszego brata i żyjących do dnia dzisiejszego jego potomków. Możemy zapoznać się z wieloma anegdotami i historyjkami związanymi z życiem na Stawisku, gdyż ten okres życia rodziny najbardziej chyba przebija się do świadomości czytelnika. Dużym zaskoczeniem była dla mnie historia krótkiego małżeństwa i rozwodu rodziców Hanny Iwaszkiewiczowej czy perypetie rodzinne Marii Iwaszkiewiczówny. Ciekawa jest również historia wnuka Jarosława Iwaszkiewicza, a ojca autorki, który w swoim czasie, jeszcze za życia dziadka wszedł na ścieżkę opozycyjną, co nie zyskało uznania tego ostatniego.
Autorka jednak nie eksponuje kwestii związanych z postawą polityczną i preferencjami seksualnymi swojego przodka, koncentrując się na obrazie życia codziennego rodziny Iwaszkiewiczów i odbiorze seniorów rodu przez ich najbliższych. Charakterystyczny jest również swego rodzaju smutek, jaki otacza te wspomnienia. Nie dotyczy on jedynie Stawiska, które wolą Pradziada zostało przeznaczone na muzeum, a przez wiele lat rodzina pisarza nawet się tam nie pojawiała. Smutek dotyczy też swoistego fatum dotyczącego życia rodzinnego potomków Pisarza. Poczesne miejsce w tej historii zajmują również trzy niezamężne siostry Jarosława, z którymi łączyły go mocne więzi emocjonalne, a które w powszechnym odbiorze są mało rozpoznawalne. Dość niesamowita jest również historia pochówku Jarosława Iwaszkiewicza w galowym stroju górniczym, co - jak się wydaje - niewiele miało wspólnego z rzeczywistymi życzeniami Pisarza i jego rodziny.
Najlepszym dla mnie dowodem, że książka mnie wciągnęła i stanowiła pożywkę dla myśli, jest sytuacja, gdy po lekturze czuję nieodpartą potrzebę przeczytania innych książek dotyczących danej tematyki. „Pra” spełnia ten mój osobisty warunek udanej lektury. Chociaż czytałam już I tom Dzienników Iwaszkiewicza sądzę, że przeczytam go po raz drugi, gdyż książka Ludwiki Włodek rzuciła mi nowe światło na pierwsze lata funkcjonowania jej pradziadków w Stawisku, a zwłaszcza stałej i dość wpływowej obecności ciotki Pilawitzowej, co jakoś nie zapadło mi w pamięć podczas pierwszej lektury. Stosunek autorki do tej osoby z kręgu rodzinnego jest akurat bardzo krytyczny, jednak ja nie odniosłam aż tak negatywnego wrażenia. Choć niewątpliwie zatruła ona życie młodych i nieco starszych małżonków swoją apodyktycznością, to jednak, wydaje mi się, że doceniała ona fakt możliwości bycia razem ze swoją ukochaną Hanią i jej mężem. Sądzę, że po lekturze książki Ludwiki Włodek odbiór „Dzienników” Iwaszkiewicza na pewno będzie głębszy i pełniejszy.
Nie jest to oczywiście praca naukowa i nie jest to z mojej strony zarzut wobec książki. Czyta się ją po prostu świetnie, gdyż jest napisana prostym i bardzo komunikatywnym językiem. Widać tu dziennikarskie przygotowanie autorki. "Pra" może być impulsem do zagłębienia się w meandry życiorysu Iwaszkiewicza dla tych, którzy do tej pory nie byli tym zagadnieniem zainteresowani, może być również traktowana jako istotne uzupełnienie wiedzy o rodzinie Pisarza, Jego domu i klimacie, jaki w nim panował dla tych, którzy znają życiorys Iwaszkiewicza nieco lepiej.
Ludwika Włodek (ur. 1976) jest publicystką i dziennikarką, autorką reportaży z Iranu, Afganistanu, Abchazji, Indii, Rosji i Azji Środkowej publikowanych przede wszystkim w „Gazecie Wyborczej”. W 2012 r. wydała książkę „Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów”.
Wywiad z autorką o przygotowywaniu książki znajdziecie tu.
Autor: Ludwika Włodek
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 336
Wspaniale napisałaś. Książkę czytałam mniej więcej rok temu i zchwyciła mnie po prostu.
OdpowiedzUsuńDziękuję. To naprawdę ciekawa pozycja, więc nic dziwnego, że nam się spodobała :)
UsuńSam bym chętnie poczytał tę książkę :)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńŚwietny post. Znakomita opinia.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam książkę i też w jakimś stopniu zazdrościłam wnuczce pisarza takiej ilości pamiątek rodzinnych, w tym przede wszystkim zdjęć. Z jakim pietyzmem te pamiątki były traktowane w tej licznej rodzinie.
Samego Iwaszkiewicza poznałam w liceum głównie poprzez "Sławę i chwałę" i niektóre opowiadania, w tym te zekranizowane.
A teraz myśle o powrocie do niego.
Wydaje mi się, że przed wydaniem Dzienników Iwaszkiewicz był już raczej zapomniany, a dzięki temu wydawnictwu sporo osób zainteresowało się jego spuścizną literacką. I dobrze! A "Pra" jest o tyle ciekawe, że to naprawdę przystępna lektura. :)
UsuńMożna rzec, że dla każdego kto chciałby o pisarzu coś więcej się dowiedzieć niż wie.)
UsuńWydaje mi się, że w ogóle dzienniki i biografie jakoś u nas gorzej się sprzedawały jakiś czas, ale teraz jest wielki powrót, co mnie cieszy, bo i ja skłaniam się coraz bardziej ku temu nurtowi i literaturze faktu.
UsuńZawsze lubiłam czytać biografie. Dzienniki też, ale całkiem niedawno wybór nie był zbyt imponujący, dlatego cieszy mnie ten obecny wysyp.
UsuńNie zwróciłam uwagi na tę pozycję, ale teraz nadrobię (już jest na mojej liście, razem z dziennikami Iwaszkiewicza oczywiście)
OdpowiedzUsuńLubię biografie, które nie są naukowymi opracowaniami, czyta się je dobrze, wzbudzają zainteresowanie postacią, inspirują do dalszych odkryć. Natomiast naukowe opracowanie (czy mające takowe ambicje) nużą mnie i często niemal natychmiast po przeczytaniu zapominam, co było ich treścią. Po zapoznaniu się z Podróżami Iwaszkiewicza chętnie sięgnę po tę pozycję, jako uzupełnienie wiedzy. No i ta Matka Joana od Aniołów mnie kusi wciąż i wciąż
OdpowiedzUsuńNie mówię "nie" monografiom naukowym, ale czasem łatwiej i efektywniej można zapoznać się z jakimś zagadnieniem dzięki pozycji będącej z założenia przeznaczoną dla szerszego kręgu odbiorców :) Warto przeczytać i "Pra", i "Dzienniki". Kuszą mnie też jego książka o Petersburgu i właśnie "Podróże do Włoch" :)
UsuńMam nadzieję, że wpadnie mi kiedyś w łapska ta książka. Jestem po lekturze pierwszego tomu biografii Iwaszkiewicza i publikacja prawnuczki pisarza świetnie by korespondowała z nią. Ciekawe, czy Romaniuk, pracując nad biografią Iwaszkiewicza, korzystał z książki L. Włodek...
OdpowiedzUsuńhttp://beata-szczurwantykwariacie.blogspot.com/2012/12/osobowosc-dzienna-i-nocna-jarosawa.html
Polecam! Ostatnio pojawiło się sporo publikacji związanych z Iwaszkiewiczem. "Pra" zostało wydane zaledwie w ubiegłym roku, a więc biograf chyba nie miał szansy zapoznać się z książką, chociaż, kto wie?
UsuńIwaszkiewicz mnie fascynuje, jego powieści również. Mam 'Pra', wszystkie tomy Dzienników, żony Anny też jeden, a niedawno kupiłam Romaniuka pierwszy tom. Zaiwaszkiewiczuje się na śmierć, haha. Spokojnie, po kolei, mam zamiar zaliczyć, tylko nie wiem, od czego zacząć, ale chyba Dzienniki na koniec, jak już będę wiedziała co i jak. A ty jak myślisz?
OdpowiedzUsuńPo takiej porcji lektur masz szansę zostać iwaszkiewiczologiem :) Chodziłam koło Dzienników Anny Iwaszkiewiczowej i dwa razy już prawie się zdecydowałam na kupno, ale w końcu postanowiłam pożyczyć kiedyś z biblioteki ;)
UsuńRzeczywiście Dzienniki chyba lepiej zostawić na deser, a zaczęłabym od "Pra", bo to chyba "najlżejsza" lektura w zestawie :)
Czytałam "Pra..." już jakiś czas temu. Bardzo podobało mi się, że autorka nie starała się wybielić Iwaszkiewicza i pisała także o trudnych kwestiach z jego życia. Z książki dowiedziałam się również o pokrewieństwie Iwaszkiewicza i Szymanowskiego. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się odwiedzić Stawisko...
OdpowiedzUsuńPonieważ Dzienniki Iwaszkiewicza zostały wydane - za zgodą rodziny - w wersji nieocenzurowanej, to Ludwika Włodek chyba nie miała wyjścia :) Zresztą korzysta z zapisów dziennikowych wyjaśniając niektóre kwestie rodzinne.
UsuńStawisko jest położone bardzo dogodnie i przy okazji wizyty w Warszawie można je odwiedzić. Mimo że mieszkam w stolicy, byłam tam tylko raz, co jest niestety potwierdzeniem przysłowia, że "pod latarnią najciemniej"...