Madhur Jaffrey to popularna na Zachodzie autorka książek kucharskich. Z jej nazwiskiem zetknęłam się po raz pierwszy, trudno mi więc wyrokować, czy jej popularność dorównuje Jamiemu Olivierowi czy Gordonowi Ramsayowi, ale skusiłam się na książkę, której podtytuł - "Wspomnienia z dzieciństwa w Indiach" - niósł nadzieję na ciekawą lekturę.
W Indiach rodzice nadają swoim dzieciom niestandardowe imiona, często wręcz poetyckie. Madhur Jaffrey miała szczęście dostać imię wypełnione słodyczą i słońcem, gdyż jej imię oznacza "słodka jak miód". Zawdzięcza je ojcu, który nie podążył za radą kapłanów, aby nazwać ją "bogini niebios". Autorka książki urodziła się w 1933 r. i dorastała w licznej rodzinie, której rodowód sięga XVI wieku. Jej protoplastą ze strony ojca był minister finansów cesarza Aurangzeba z dynastii Wielkich Mogołów. Rodzina ta należała do podkasty mathur kajastha, czyli pisarz, skryba, urzędnik i była naprawdę dobrze sytuowana. Choć hinduistyczna, to jednak pod silnym wpływem muzułmańskim i europejskim. Lata jej dzieciństwa przypadły na końcówkę rządów brytyjskich w Indiach, wojnę, podział kraju i niepodległość. Chociaż więc wydarzeń politycznych w tym czasie nie brakowało, to jednak autorka prezentuje nam wspomnienia dotyczące niemal wyłącznie życia jej licznej rodziny, sposobu wychowania, spędzania wolnego czasu, edukacji oraz typowych potraw, które ukształtowały jej smak i wizję gotowania.
Jak sama autorka wspomina, posiłek spożywany w gronie rodzinnym oznaczał dla niej przebywanie w gronie przynajmniej 30-40 osób przy kilku stołach. Opisy wspólnych posiłków, wycieczek, pikników są dla autorki synonimem szczęśliwego dzieciństwa. Wspomnienia są ciepłe, przepełnione sentymentem i tęsknotą, niemniej jednak Madhur Jaffrey nie ukrywa problemów, które sprawiał jej stryj swoim niezbyt entuzjastycznym podejściem do żony i dzieci.
Wszyscy zwolennicy kuchni indyjskiej powinni czuć się usatysfakcjonowani wykazem smakowitych przepisów, którymi uraczyła nas autorka na końcu książki. Dla tych, którzy nie znają tych smaków, może być to z kolei pierwsza lekcja gotowania po indyjsku.
Wszyscy zwolennicy kuchni indyjskiej powinni czuć się usatysfakcjonowani wykazem smakowitych przepisów, którymi uraczyła nas autorka na końcu książki. Dla tych, którzy nie znają tych smaków, może być to z kolei pierwsza lekcja gotowania po indyjsku.
Madhur Jaffrey opisuje swoje dzieciństwo rozpoczynając od scenki na drzewie mangowym, które okupowali najmłodsi członkowie licznej rodziny zatapiając ząbki w słodkich owocach mango. Ten właśnie smak kojarzy się Madhur Jaffrey z dzieciństwem i z tej właśnie scenki wywodzi się tytuł książki, swoistej podróży sentymentalnej autorki. Mnie z kolei smak mango będzie się kojarzył z tą bezpretensjonalną i ciepłą książką, która była dla mnie również nader udanym spotkaniem z serią Dolce Vita.
Autor: Madhur Jaffrey
Tytuł oryginalny: Climbing the mango trees
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Dolce Vita
Tłumacz: Paweł Lipszyc
Rok wydania: 2013
Liczba stron: : 312
Autor: Madhur Jaffrey
Tytuł oryginalny: Climbing the mango trees
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Dolce Vita
Tłumacz: Paweł Lipszyc
Rok wydania: 2013
Liczba stron: : 312
Czyli lektura w sam raz na upalne lato. Nie znam ani hinduskiej kuchni, ani literatury. Jestem dość tradycyjna w wyborze potraw; przeważa u mnie kuchnia europejska, choć bardzo też lubię sushi. Zaczęłam się zastanawiać nad jakąś tradycyjną hinduską potrawą i nic nie przychodzi mi do głowy, poza ryżem z warzywami i dużą ilością orientalnych przypraw.
OdpowiedzUsuńZnawcą hinduskiej kultury również nie jestem, ale raz mi się zdarzyło tam być. :) Zaliczyłam nawet "ławeczkę Diany" przed Tadż Mahal :)
UsuńZ kuchni indyjskiej robiłam własnoręcznie butter chicken i wcale nie był tak ostry, jak zapowiadano w przepisie. Nie wykluczam, że wypróbuję parę propozycji autorki, bo ich lektura zachęca. :)
Bardziej niż potrawy hinduskie ciekawią mnie wspomnienia autorki z tego kraju. Zwrócę uwagę na tę pozycję przy wyborze książek:)
OdpowiedzUsuńWspomnienia autorki dotyczą dzieciństwa w dobrze sytuowanej hinduskiej rodzinie, w której ceniono dobre wykształcenie, ale dochowywano również tradycji. Jest to niewątpliwie drobny wycinek indyjskiej mozaiki, ale na pewno wart poznania, napisany lekko i przystępnie. :)
UsuńAleż to piękna okładka! Od razu usta układają się do uśmiechu. Energetyczna i kolorowa, trochę w kolorze mango, a trochę jakby curry było na talerzu.
OdpowiedzUsuńWszystko, co napisałaś również zachęca do sięgnięcia po nią i przeczytania. Lubię książki, które pozwalają przenosić mi się do innego świata, poznać inną kulturę. Te o indyjskim dzieciństwie szczególnie przypadają mi do gustu. Zwykle opisywane są w sposób lekko magiczny.
A nazwisko autorki zapisałam i postanowiłam zrobić sobie "mały research" na jej temat.
Dziękuję za notkę i pozdrawiam. :)
Notka jest krótka, może nawet nieco za krótka, ale lato ma swoje prawa. :) A książka Madhur Jaffrey jest idealna na lato. Okres dzieciństwa zwykle wspominamy z nostalgią, wszystko miało wtedy swój magiczny koloryt i smak. I takie wrażenia przekazuje nam też autorka. A okładka rzeczywiście jest śliczna, ale inne książki z tej serii również budzą pozytywne odczucia i mam wielką ochotę również po nie sięgnąć. :)
UsuńKusisz. Tytuł zapisuję...
OdpowiedzUsuń:) Wydaje mi się, że ta seria Czarnego warta jest bliższego poznania.
UsuńJakoś ciągle chodzę wokół tej serii i nigdy jeszcze nic z tego nie wynikło ;) Na ten tytuł też patrzyłam, kiedyś chyba coś z kurą nawet przyniosłam z biblioteki, ale nie zdążyłam przeczytać...
OdpowiedzUsuńBywa i tak. :) Mnie kuszą jeszcze przynajmniej dwa tytuły: "Język baklawy" i "Kropla oliwy".
Usuń