Chociaż na blogu tego nie widać, bardzo lubię książki, które opowiadają o zapuszczaniu korzeni przez przybyszów z zagranicy w krajach śródziemnomorskich. Ostatnie lata przyniosły istny zalew takiej literatury, porównywalny chyba tylko z wartkim strumieniem kryminałów skandynawskich, a autorzy tych książek w przeważającej większości wybierają na przyszłe miejsce swojego życia lub jedynie wakacji słoneczną Italię. Spośród nich z kolei, znaczna część wybiera Toskanię, najsłynniejszy chyba region Włoch. :)
Czytając te książki kibicujemy ludziom, którzy częstokroć zdecydowali się porzucić swoje ustabilizowane życie i zacząć wszystko od nowa w innym kraju, wśród nowych ludzi i w odmiennym od dotychczasowego rytmie. W tych wspomnieniach napisanych zwykle z humorem i wdziękiem, na drugim planie przedstawieni są rodowici mieszkańcy Toskanii, ich nowi sąsiedzi. Często z przymrużeniem oka. :) Nawiasem mówiąc, zauważalne jest pojawienie się wśród „toskańskich osadników” naszych rodaków, którzy wydają książki i prowadzą ciekawe blogi opisujące ich doświadczenia w oswajaniu nowej rzeczywistości. Do jednych z najpopularniejszych należą blogi Małgorzaty Matyjaszczyk i Aleksanry Seghi. :)
Nie było jednak do tej pory na polskim rynku wydawnictwa, które prezentowałoby punkt widzenia Włochów, a właściwie Toskańczyków, na tę swoistą ekspansję na ich terytorium. Dario Castagno, jako niemal rodowity mieszkaniec regionu Chianti postanowił zaprezentować swoją opinię na temat niezwykłej popularności swojej małej ojczyzny wśród zagranicznych turystów. Czy rzeczywiście dostarcza nam ona nowego spojrzenia i naświetla nieznane aspekty tego zjawiska?
Autor książki, rodowity Włoch, choć urodzony w Londynie, zna Toskanię, a zwłaszcza region Chianti, od podszewki. Mieszka tam od wczesnej młodości, jest członkiem sieneńskiej kontrady Gąsienica i zagorzałym kibicem tamtejszego palio. Mimo że mieszka poza Sieną czuje się bardzo związany z tym właśnie miastem. Po młodości chmurnej i burzliwej, szukając pomysłu na życie, założył biuro podróży ukierunkowane na organizację krótkich, dopasowanych do wymagań niewielkich grup turystów, wycieczek po regionie. Jego klientami byli głównie Amerykanie i Brytyjczycy. „Za dużo słońca Toskanii” to zapis jego doświadczeń jako przewodnika i spotkań z turystami anglojęzycznymi ułożony według miesięcy roku. Kolejne wspomnienia przedzielone są rozdziałami prezentującymi historię regionu i pewnych fragmentów życiorysu autora, które zadecydowały o jego silnym związku z Chianti.
Autor książki, rodowity Włoch, choć urodzony w Londynie, zna Toskanię, a zwłaszcza region Chianti, od podszewki. Mieszka tam od wczesnej młodości, jest członkiem sieneńskiej kontrady Gąsienica i zagorzałym kibicem tamtejszego palio. Mimo że mieszka poza Sieną czuje się bardzo związany z tym właśnie miastem. Po młodości chmurnej i burzliwej, szukając pomysłu na życie, założył biuro podróży ukierunkowane na organizację krótkich, dopasowanych do wymagań niewielkich grup turystów, wycieczek po regionie. Jego klientami byli głównie Amerykanie i Brytyjczycy. „Za dużo słońca Toskanii” to zapis jego doświadczeń jako przewodnika i spotkań z turystami anglojęzycznymi ułożony według miesięcy roku. Kolejne wspomnienia przedzielone są rozdziałami prezentującymi historię regionu i pewnych fragmentów życiorysu autora, które zadecydowały o jego silnym związku z Chianti.
Dzielnice (contrada) Sieny i ich herbyŹródło zdjęcia |
Sięgając po tę książkę wydawało mi się, że będą to opinie Toskańczyka na temat obcokrajowców, którzy zdecydowali się osiedlić na tym terenie. Okazało się, że perypetie i doświadczenia autora dotyczą jedynie turystów, którzy przyjechali do Włoch na krótko i podczas jednego, dwóch czy trzech dni chcieliby zostać obwiezieni po regionie Chianti i po miejscach, które ich najbardziej odpowiadają. Niezupełnie jest to więc odpowiedź na książki Frances Mayes czy Ferenca Máté, którzy jednak osiedli w Toskanii na stałe i ich doświadczenia są nieco inne niż tych „krótkodystansowych” turystów, z którymi miał do czynienia Dario Castagno.
Tyle tytułem wyjaśnienia odnośnie moich oczekiwań. Niezależnie bowiem od nich, muszę przyznać, że książkę czyta się bardzo szybko i z uśmiechem na twarzy. Castagno obdarzony jest darem wnikliwej obserwacji i poczucia humoru. Czytając opis zachowań niektórych turystów, z którymi miał do czynienia autor podczas swej ponad dziesięcioletniej pracy w charakterze przewodnika, można podziwiać jego cierpliwość i pozytywne nastawienie. Każdy, kto miał kiedykolwiek doświadczenie w pilotowaniu mniejszych i większych grup wie, że czasem podopieczni potrafią być niezmiernie irytujący i w niewielkim stopniu zainteresowani atrakcjami turystycznymi. Momentami jednak wyczuwa się, że Dario hamuje się przed napisaniem tego, co naprawdę myśli o osobach, które najbardziej mu się dały we znaki.
Najciekawsze są właśnie rozdziały dotyczące rozmaitych typów ludzkich, z którymi autor książki toczy zmagania. Nie wszystkie przykłady są negatywne. Autor zresztą zaznacza, że zdecydowana większość jego klientów nie sprawiała żadnych problemów, a opisuje w książce jedynie najbardziej charakterystyczne i zapadające w pamięć przypadki. Są wśród nich zarówno panie z fochem, turyści stylizujący się na sportowców, a nie potrafiący ukryć irytacji, że miasto jest położone na wzgórzach, czy grupa skoncentrowana głównie na piciu i jedzeniu. Wszyscy opisani są z dużym poczuciem humoru, z tym, że część również z pewną dozą złośliwości. ;)
Tyle tytułem wyjaśnienia odnośnie moich oczekiwań. Niezależnie bowiem od nich, muszę przyznać, że książkę czyta się bardzo szybko i z uśmiechem na twarzy. Castagno obdarzony jest darem wnikliwej obserwacji i poczucia humoru. Czytając opis zachowań niektórych turystów, z którymi miał do czynienia autor podczas swej ponad dziesięcioletniej pracy w charakterze przewodnika, można podziwiać jego cierpliwość i pozytywne nastawienie. Każdy, kto miał kiedykolwiek doświadczenie w pilotowaniu mniejszych i większych grup wie, że czasem podopieczni potrafią być niezmiernie irytujący i w niewielkim stopniu zainteresowani atrakcjami turystycznymi. Momentami jednak wyczuwa się, że Dario hamuje się przed napisaniem tego, co naprawdę myśli o osobach, które najbardziej mu się dały we znaki.
Najciekawsze są właśnie rozdziały dotyczące rozmaitych typów ludzkich, z którymi autor książki toczy zmagania. Nie wszystkie przykłady są negatywne. Autor zresztą zaznacza, że zdecydowana większość jego klientów nie sprawiała żadnych problemów, a opisuje w książce jedynie najbardziej charakterystyczne i zapadające w pamięć przypadki. Są wśród nich zarówno panie z fochem, turyści stylizujący się na sportowców, a nie potrafiący ukryć irytacji, że miasto jest położone na wzgórzach, czy grupa skoncentrowana głównie na piciu i jedzeniu. Wszyscy opisani są z dużym poczuciem humoru, z tym, że część również z pewną dozą złośliwości. ;)
Palio w SienieŹródło zdjęcia |
Rozdziały dotyczące historii Chianti i życia Dario są nieco mniej interesujące, chociaż z książki aż bije głębokie przywiązanie autora do Chianti, a zwłaszcza Sieny. Widać, że Dario Castagno kocha miejsce, w którym żyje i swoje odczucia pragnie przekazać czytelnikom. Dla mnie najciekawszy był tekst szczegółowo opisujący reguły, jakie rządzą sieneńskim palio, gdyż choć w Sienie byłam tylko raz, jestem zauroczona tym miastem i z żalem je opuszczałam. Bardzo interesujące były również informacje o opuszczeniu i zaniedbaniu toskańskich domostw w latach młodości autora, kiedy moda na Toskanię wśród zagranicznych turystów nie istniała.
Książka ta została napisana w języku angielskim (z pomocą jednego z klientów Daria) i zdecydowanie z myślą o zdobyciu czytelników głównie na rynku anglojęzycznym. Jest to lekka, ciekawa i humorystyczna książka, którą z powodzeniem mogą przeczytać wszyscy zainteresowani podróżami, winem i kulturą życia w słonecznej Italii. Nie znajdziemy w niej jednak pogłębionych refleksji czy rozważań o przyczynach zalewu Toskanii przez obcokrajowców. To pozycja czysto rozrywkowa na naprawdę niezłym poziomie, mająca za cel promowanie piękna tego regionu Italii.
Za motto książki można uznać słowa Roberto Rodi, współpracującego z Dario Castagno, zamieszczone na końcu książki:
„(…) poznanie Chianti nie jest wyścigiem po krajobrazach i widokach, aby je sobie wyryć w pamięci (a raczej zarejestrować na taśmie, żeby później obejrzeć), ale zaakceptowanie z wdzięcznością i radością tego, co ma nam do zaofiarowania.” (s. 267)
Dario Castagno – (ur. 1967 w Wielkiej Brytanii) wychowywał się w Toskanii od 1977 r. Jako właściciel firmy „Wycieczki z Kogutem” przez ponad dziesięć lat oprowadzał małe grupy turystów po swoich ulubionych zakątkach toskańskiego regionu Chianti. Dario przynależy do contrady Gąsienica, która w 2003 r. zwyciężyła w Palio – niezwykle popularnych wyścigach konnych bez siodła, rozgrywanych każdego lata w Sienie. Mieszka w cichej toskańskiej wiosce Vagliagli, zajmuje się produkcją oliwy, spotyka z turystami w średniowiecznej osadzie Borgo Scopeto i popularyzuje swój ukochany region na całym świecie. Strona internetowa autora jest tu.
Źródło zdjęcia
Autor: Dario Castagno (współpraca: Roberto Rodi)
Tytuł oryginalny: Too Much Tuscan Sun
Wydawnictwo: Pascal
Tłumacz: Andrzej P. Zakrzewski
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 272
Uwielbiam książki o podobnej tematyce, a gdy parę lat temu natrafiłam na informacje o Sienie i palio, to zatrzęsłam się z ciekawości :) Kilka lat uczyłam się włoskiego i oczywiście kreuję sobie przyszłość następująca - jadę do słonecznej Italii, cudownym zrządzeniem losu zostaję zatrudniona w gospodarstwie przez miłych staruszków i do końca życia noszą słomkowy kapelusz oraz zajadam się pastą. Póki co, tego typu lektury podnoszą mnie na duchu :)
OdpowiedzUsuńPiękne marzenie. :) Ja chciałabym kiedyś spędzić z miesiąc w wynajętej chacie w Toskanii i leniwie rozkoszować się słońcem, winem, pastą, pizzą i innymi przyjemnościami życia :) To dla mnie takie marzenie wakacyjne :)
UsuńO, ja mam podobnie. Moim celem są słoneczne Włochy, w związku z czym czytam wszystko, co w tytule ma coś związanego ze słoneczną Italią. Nie wszystko jest dobrego gatunku, ale cóż. Jestem zachęcona Twoją recenzją i na pewno książkę przeczytam, gdy tylko nadarzy się okazja. :)
OdpowiedzUsuńWarto się zapoznać z tą książką, tym bardziej, że jest ona dość śmieszna, choć Dario stara się nie przesadzać w opisach różnych przywar Amerykanów :)
UsuńW Toskanii spędziłam cztery lata temu niezapomniane wakacje... Znakomite połączenie łagodnego klimatu, urokliwych widoczków, świetnego wina i jeszcze świetniejszego jedzenia... i ten luz:-)
OdpowiedzUsuńW tym roku zapuszczamy się dalej: do Basilicaty. Już za trzy dni!:-)
W moim przypadku takie bezstresowe wakacje w Toskanii pozostają jeszcze w sferze marzeń :) Fajnie, że trochę odpoczniecie. Każdy włoski region ma swój specyficzny klimat. :)
UsuńZ przyjemnością przeczytałam pierwszą książkę - czyli Frances Mayes, natomiast większość następnych wydawała mi się naśladownictwem. Dlatego, kiedy dostałam w prezencie książkę Małgorzaty Matyjaszkiewicz nie skakałam z radości. Przeczytałam i ... spodobała mi się, a nawet bardzo, potem nawet parę razy zajrzałam na bloga. Wyobrażam sobie, ile może opowiedzieć o turystach - pilot wycieczek, kiedy ja sama nie będąc pilotem, a jedynie podróżując trochę sporo ich poczyniłam i niestety nie są moje opinie zbyt pochlebne, czy łaskawe (o czym troszkę napisałam - http://guciamal.blogspot.com/2011/12/rodacy-na-wakacjach.html). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też pewnie bym mogła parę historyjek opowiedzieć o rodakach na wakacjach :) Dario miał trochę inną klientelę pod opieką. Byli to ludzie, którzy zdecydowali się przyjechać do Italii i wydać niemałe pieniądze na indywidualną wycieczkę, a więc wydawałoby się, że są przynajmniej zainteresowani tutejszą kulturą. Tymczasem niektórzy z nich wykazali się takim brakiem znajomości podstawowej wiedzy o kraju, który zwiedzają, że każdy wielbiciel Włoch zdumiałby się niemożebnie. :) Celowo nie napisałam o najbardziej jaskrawych przykładach, żeby nie odbierać przyjemności z lektury, gdyż niektóre sytuacje naprawdę śmieszą. Polecam :)
UsuńA ja powinnam się rozejrzeć za książką pani Małgosi Matyjaszczyk. Dzięki za polecenie. :)
Tym ludziom pewnie wydawało się, że skoro już zapłacili to teraz mogą wymagać. Znam wiele osób, które jadąc do jakiegoś kraju nawet nie zajrzą do "głupiego" przewodnika, z którego mogliby zaczerpnąć jakieś minimum informacji, nie mówiąc już o bardziej wyszukanej lekturze. Pamiętam konkurs, jaki zorganizował egipski pilot wycieczki, w którym pytania były tak banalnie proste (wystarczyło słuchać, o czym opowiadał w drodze), a po dwóch pytaniach nie było chętnych do odpowiedzi i w końcu trzeba było pytać o imię kierowcy autobusu (tę istotną wiedzę przyswoiła sobie większość uczestników). Zdobyłam wówczas pięknego malachitowego skarabeusza :)
UsuńNiezła historyjka, ale ważne, że malachitowy skarabeusz przypomina Ci ten wyjazd :) Oczywiście, że turysta wymaga. Zwłaszcza gdy radzi się przewodnika, czy miasto Firenze dorównuje miastu Florence, o którym czytał wiele dobrego, ale nie może go odnaleźć na mapie. :)))
UsuńOminął mnie szał na literaturę o porzucaniu dotychczasowego życia i wyprowadzce do Włoch, więc jakoś nieszczególnie mam ochotę na książkę, która przynajmniej z założenia miała pokazać spojrzenie mieszkańców Toskanii. Ale może kiedyś się przełamię i poznam twórczość np. Mayes :)
OdpowiedzUsuńLato dobiega końca, ale to dobry czas na taką literaturę:) Z książek Frances Mayes najbardziej podobała mi się ta pierwsza.
Usuń