“Granatowa krew”, literacki debiut Wiktora Hagena rozbudził apetyty czytelników na serię kryminalną z wartką akcją i pełnokrwistymi, interesującymi bohaterami. Autor nie czekał długo z wydaniem drugiej książki, a jak wiadomo, prawdziwym testem wartości twórcy stanowi drugie dzieło po udanym debiucie. Czy nadzieje czytelników się ziściły?
Akcja drugiej części przygód komisarza Nemhausera toczy się w trakcie długiego majowego weekendu, kiedy to, jak cała Polska długa i szeroka, wszyscy wyjeżdżają zażyć odpoczynku. Wszyscy, z nielicznymi wyjątkami, do których należy Robert Nemhauser, który musi opiekować się z dziećmi, podczas gdy jego żona Paula wyjeżdża do Amsterdamu, aby walczyć o atrakcyjną posadę w międzynarodowej korporacji. Ale mordercy nie przejmują się długim weekendem i robią swoje. Dochodzi do morderstwa znanego działacza ekologicznego, a jednocześnie z Nemhauserem kontaktuje się dawna koleżanka ze studiów, obecnie żona wpływowego profesora archeologii i ich ówczesnego wykładowcy. Nie mija wiele czasu, gdy tenże profesor zostaje zamordowany we własnym domu, a obie sprawy zaczynają się dziwnie zazębiać…
Robert Nemhauser, prowadząc swoje śledztwo styka się zarówno z ludźmi, którzy ekologię traktują poważnie i emocjonalnie podchodzą do zagadnień związanych z ochroną środowiska, jednak w trakcie śledztwa okazuje się, że zamordowany działacz nie należał do krystalicznie uczciwych osób. Mord na profesorze z kolei jest dość zagadkowy, ale w trakcie dochodzenia również pojawiają się motywy związane z działalnością ekologów protestujących przeciw budowie jednego z odcinków budowanej drogi.
Nemhauser przeżywa ciężkie dni. Intensywna praca śledcza to nie wszystkie jego obowiązki w tym czasie. Samodzielna opieka nad dwójką urwisów daje mu się w kość, zwłaszcza, że pod wpływem niemego nacisku przedszkolanki, zgodził się na urlop pracowników przedszkola podczas przerwy okołodługoweekendowej, co później komplikuje mu życie. Co więcej, wzywają go też obowiązki szefa kuchni w restauracji „Czarny Tadek”, gdyż jego doświadczone ukraińskie pomocnice muszą się udać na miesięczną przerwę w celu wyrobienia kolejnej wizy pobytowej, a o profesjonalnych i znających się na rzeczy zastępców nie jest łatwo. Sytuacja staje się kryzysowa, gdy do „Tadka” ma zawitać najsurowszy krytyk kulinarny w mieście…
Po lekturze „Ofiary Polikseny” uzmysłowiliśmy sobie, jak ciężka jest praca archeologów na wykopaliskach; „Długi weekend” zaś uświadamia czytelnikom, jak wielkim biznesem może być obowiązkowa działalność archeologów przed wytyczeniem autostrady. Jak wielkie interesy i kwoty pieniędzy mogą być zaangażowane w ten proces i wybór konkretnej lokalizacji i przebiegu trasy. Autor pokazuje też to, o czym się szepcze, ale raczej nie mówi głośno, czyli o nieetycznej działalności niektórych organizacji ekologicznych, które podejmują agresywne działania na rzecz ochrony przyrody, a w rzeczywistości dążą do uzyskania odpowiednich środków finansowych od inwestorów na swoją aktywność.
Czyta się tę kolejną część przygód Nemhausera przyjemnie, bo autor pisze zajmująco i ciekawie przeplatając właściwą akcję książki rozmaitymi ciekawostkami z życia miasta, aczkolwiek sprawiła ona na mnie wrażenie nieco przegadanej. Zabrakło mi konkretnej akcji, prowadzonej pracy śledczej. Tymczasem mamy do czynienia tylko z kolejnymi rozmowami, przesłuchaniami… Wiem, że przesłuchania to podstawa pracy śledczych, ale w pewnym momencie zaczęłam się gubić w natłoku zaprezentowanych rozmówców i wątków, które są poruszane. Rozumiem, że trzeba było podrzucić parę fałszywych tropów, ale w moim przekonaniu było za dużo gadaniny, która często nie prowadziła do konkretnych ustaleń. Dodatkowo jeszcze szarpanina Nemhausera między dziećmi, restauracją i żoną przebywającą za granicą pogłębiała wrażenie chaosu. Intryga kryminalna cierpi na tym sposobie prowadzenia narracji.
Wracając do pytania postawionego na początku tego wpisu, uważam, że „Długi weekend” jest słabszy od „Granatowej krwi”, ale nadal jest to dobry kryminał portretujący współczesną Warszawę, który powinien przypaść czytelnikom do gustu. Robert Nemhauser to bohater, który nieodmiennie budzi naszą sympatię zarówno jeśli chodzi o stosunek do wykonywanej przez siebie pracy, jak i o udane życie rodzinne. Jeśli o mnie chodzi, Wiktor Hagen (a właściwie Leszek Talko :)) może więc spać spokojnie. Czekam na kolejną książkę o przygodach Nemhausera, z większym – mam nadzieję – naciskiem na akcję, a nie na czcze gadanie. ;)
Wiktor Hagen (a właściwie Leszek Talko) – prawdziwą tożsamość Wiktora Hagena odkryłam dzięki wpisowi Felicji :) Dziennikarz i publicysta, do 2007 r. zatrudniony w dziale reportażu „Gazety Wyborczej”, z wykształcenia archeolog. Autor felietonów o wychowaniu dzieci oraz obyczajowych w kilku polskich czasopismach oraz portalach internetowych.
Źródło zdjęcia: www.interia.pl
Moja ocena: 4 / 6
Autor: Wiktor Hagen
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Mroczna seria
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 480
Ja też po zachwycie "Granatową krwią" rzuciłam się na tę książkę i miałam dość podobne odczucia. Hagen (Talko) fajnie pisze, czytało się to znakomicie, ale w połowie poczułam znużenie tymi jazdami z jednego końca Warszawy na drugi w celu odbycia nastepnej, jakże podobnej do poprzedniej, rozmowy. Następnym razem też życzyłabym sobie mnie rozmów, a więcej "dziania się".
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, pamiętam te spekulacje na forum KiS, kim jest ów tajmeniczy Hagen. Większość typowała właśnie na Talko:-)
No to mamy podobne odczucia. :)
UsuńCzytałam ten wątek na forum KiS i pmiętam, że zadziwiająco dużo osób typowało Talko. Ja się zastanawiałam, czy to nie jest przypadkiem Kasdepke :)
Zamierzam za jakiś czas przeczytać "Długi weekend" i się przekonać, czy dla mnie też będzie słabszy czy może lepszy :-). Po przeczytaniu Twojej recenzji wydaje mi się, że są podobne. Dobrze, że autor ma swój styl i dobrego głównego bohatera. A z czasem może jego książki będą coraz lepsze :-).
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twojej opinii. :)
UsuńAutor nie może (zdaje się) zdecydować: tatuś czy autor kryminałów. Już "Granatowa krew" była dla mnie mocno irytująca z tymi ojcowskimi problemami: "zdążę czy nie zdążę odebrać dzieci itp." Dzięki za recenzję - upewniłam się, że jednak jestem na NIE.
OdpowiedzUsuńTa szarpanina między życiem rodzinnym a pracą jest dla mnie jednak zrozumiała, może dlatego, że mam podobne doświadczenia, a mam na głowie jedno dziecko, a nie dwójkę. ;) Ale, w "Długim weekendzie" było tego gadania i biegania trochę za dużo.
UsuńNo proszę Hagen=Talko, chyba tylko ja jeszcze o tym nie wiedziałam :P Nie czytałam tych kryminałów, bo od kupna w ciemno odstraszała mnie dość wysoka cena. Teraz wiem, że warto :) Najpierw sięgnę po "Granatową krew" a potem po "Długi weekend". Ojcowskie dylematy mnie nie odstraszają, miło w końcu poczytać o detektywie, który ma udane życie rodzinne :)
OdpowiedzUsuńTak, cena jest dość zaporowa, zwłaszcza w odniesieniu do nieznanego autora. Ale na szczęście sa biblioteki. ;) Lepiej zacząć od "Granatowej krwi".
OdpowiedzUsuńTeraz już mogę zaryzykować i kupić, bo z recenzji wynika, że to powieści, które powinny mi się podobać :)
Usuń