Mój synek rośnie jak na drożdżach, jest bardzo aktywny i ciekawy świata i choć jego najukochańszą obecnie zabawą jest budowanie (często też dekonstrukcja) z klocków, dużą przyjemność znajdujemy we wspólnym czytaniu. Od mojego ostatniego wpisu o jego ulubionych lekturach minęło sporo czasu, a tymczasem pojawiły się nowe fascynacje, które wymieniam poniżej.
Lokomotywa" właściwie nie powinna figurować w tym zestawieniu jako "nowa" lektura, ale nie wspomniałam o niej wcześniej, więc z jednej strony nadrabiam brak, a z drugiej dopiero teraz mamy frajdę ze wspólnego czytania, gdyż mój synek zna wierszyk właściwie na pamięć i często, nawet w najbardziej nieoczekiwanych momentach, powtarza sobie niektóre frazy. Wspaniały wiersz, można go interpretować na różne sposoby i daje pole do popisu i rodzicom, i dzieciom.
"Gałgankowy skarb" to książeczka Zbigniewa Lengrena, którą kupiłam pod wpływem wszechobecnych pozytywnych opinii, sama bowiem jej nie znałam z okresu dzieciństwa. I muszę się dołączyć do chóru chwalców tej książeczki. Jest to wierszyk opowiadający o rozpaczy małej Kasi, której zginęła gałgankowa laleczka, mały murzynek i o poszukiwaniach całej rodziny. Wyliczanka poszczególnych czynności i miejsc, w których wszyscy szukają zguby jest bardzo angażująca dla dziecka. Mój synek uwielbia tę książkę, zna ją prawie na pamięć i również powtarza sobie jej fragmenty w zupełnie nieoczekiwanych momentach. Tu znajdziecie historię powstania wierszyka opowiedzianą przez córkę autora, panią Katarzynę Lengren.
O "Jabłonce Eli" pisałam tu i muszę przyznać, że moje oczekiwania wobec tej książki się sprawdziły. Moje dziecko bardzo lubi, gdy czytamy tę książkę wspólnie. Często wręcz się tego domaga. Najwidoczniej historia drzewka, zmiany pór roku, zabawy Eli i Olka opisane w książce działają na jego wyobraźnię. Bardzo lubi ilustracje w książce i autentycznie przeżywa zimową wichurę, która zakończyła żywot tak miłego sercom dziecięcych bohaterów drzewka.
Kolejną pozycją reprezentującą skandynawską literaturę dziecięcą jest seria o staruszku Pettsonie i jego kocie Findusie. Z dużą uwagą czytamy te książeczki i chociaż całość przekazu, w sumie poważnego, bo dotyczącego samotnej starości, jeszcze nie dociera do mojego synka, to lubi przyglądać się bardzo interesującym i realistycznym (czasem nawet zbyt realistycznym:)) ilustracjom. Findus, gadający kotek w zielono-czarnych spodenkach na szelkach, stał się jednym z ulubionych bohaterów mojego dziecka, ale on przejawia wyjątkową skłonność do kotków. :)
Nawiasem mówiąc, jeśli ktoś z Was zna sklep czy w realu czy internetowy, gdzie można dostać ładną maskotkę kotka, to będę wdzięczna za podanie namiaru. Już dość długo szukam jakiegoś kotka-przytulanki, który byłby miły w dotyku i nie mogę nic ciekawego znaleźć :( Po dobrych paru rekonesansach w rozmaitych dziecięcych sklepach stwierdzam, że - pomijając najpopularniejsze misie i pieski - można kupić maskotki prawie wszystkich zwierzątek, jakie sobie zamarzycie, żabek, hipopotamów, zebr, tygrysków, koników etc., ale kotków raczej nie znajdziecie.
Odeszłam nieco od tematu, ale kwestia tych kotków, a raczej braku ich maskotek w sklepach, zadziwia mnie od jakiegoś już czasu i będę zobowiązana za Wasze ewentualne wskazówki.
Na koniec chciałabym polecić dwie nieksiążkowe rozrywki mojego synka, które cieszą się jego dużym zainteresowaniem. ;)
Pierwsza z nich to gra Junior Colorino polegająca na mocowaniu kolorowych guzików na przezroczystej tablicy i na proponowanym rysunku. Guziki są duże i kolorowe, ich mocowanie na tablicy to duża frajda dla dziecka, nawet jeśli początkowo nie zwraca on wielkiej uwagi na rysunki. Gra pozwala dziecku na utrwalenie umiejętności rozpoznawania kolorów i zachęca do własnej aktywności. Nawet nie sądziłam, że to będzie tak udany zakup. Ta gra czasem wygrywa nawet z klockami. :)
I oto chyba największy hit gwiazdkowych prezentów mojego dziecka: komputer małego odkrywcy. Muszę oddać mojemu mężowi (bo to był jego pomysł), że ten prezent to był tzw. "strzał w dziesiątkę". Jest to zabawka niesłychanie aktywizująca rozpoznawanie literek i cyferek. Dość powiedzieć, że po dwóch tygodniach bawienia się od czasu do czasu zaledwie kilkoma najprostszymi grami spośród bodaj dwudziestu czterech dostępnych (w działach: Przeczytaj, Policz, Pomyśl, Zagraj), moje dziecko, któremu do ukończenia 3 lat brakuje jeszcze kilku miesięcy, rozpoznaje większość literek, potrafi je nazwać. Naprawdę świetna rzecz. Z cyferkami idzie nam nieco wolniej, ale to w sumie nieistotne. Póki co, komputerek nie nudzi, lecz zaciekawia, a Małemu aż się oczy świecą z radości, gdy prawidłowo odgadnie literkę.
Mam nadzieję, że te "polecanki" mogą się okazać przydatne Mamom małych odkrywców. Sama zawsze szukam książeczek i zabawek chwalonych przez inne Mamy, bo to jest chyba najlepsze źródło informacji, gdy w grę wchodzi zakup dla dziecka.
Ach, tę Lokomotywę mamy i znamy na pamięć:)
OdpowiedzUsuńTA Lokomotywa jest jedyna i niepowtarzalna :)
UsuńA' propos skandynawskiej literatury dziecięcej: właśnie sobie pożyczyłam z biblioteki dla przypomnienia z dzieciństwa Dlaczego kąpiesz się w spodniach, wujku? i już czuję tę ucztę :)
OdpowiedzUsuńNo ale to oczywiście dla starszych dzieci, wszytsko przed Wami!
Tego tytułu nie znam. Muszę się podkształcić z literatury dziecięcej, bo wielu tytułów zupełnie nie znam, nawet tych starszych :)
UsuńSłodkie! Możesz w imieniu synka nowy blog założyć!
OdpowiedzUsuńO nie! Wystarczy mi jeden ;) I tak mam zbyt mało czasu :)
Usuń"Gałgankowy skarb" - miałyśmy te książeczkę, przypomina mi się okładka - ale nie pamiętam treści... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTreść jest nieskomplikowana i zapada dziecku w pamięć, bo cała rodzinka szuka tej lalki w najrozmaitszych miejscach. Wznowienie tej książki było świetnym pomysłem! A ja, niestety, nie czytałam tej książeczki w dzieciństwie :(
Usuń